Rozdział VI - Eris
25 maja
Przyznam, że nie spodziewałem się, że na dalekiej północy znajdę sobie prawdziwego przyjaciela. Już pierwszego dnia dano mi do zrozumienia, że nie jestem tu zbyt mile widziany. Nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo, ale myśl o samotności trochę mnie przerażała. Zwłaszcza że w tamtym okresie nie przyszłoby mi do głowy, że będę dogadywać się z Darenem. Omegi mnie nie lubiły. Od alf też dostawałem krzywe spojrzenia. Nawet bety coś do mnie miały.
A jednak znalazł się ktoś, kogo mogę nazwać przyjacielem. Ktoś, kto przyjdzie spędzić ze mną czas, mimo że nie jest to najłatwiejsze. Trzygodzinna podróż i to jeszcze będąc w ciąży, to niezbyt miła wizja. A jednak Colla przyszedł tu by trochę ze mną porozmawiać. I by pomóc mi gotować. Choć ta pomoc ograniczała się do słownych wskazówek.
Nie oczekiwałem jednak, by omega w takim stanie pomagał mi jakoś inaczej. W końcu zastosował się do moich rad i zaczął się trochę oszczędzać. Bardzo mnie to cieszy, bo chciałbym, by ich dzieciątko urodziło się zdrowe i silne. A jak wiadomo, mają z Flynnem powody do obaw. Chwilowo jednak nie rozmawialiśmy o takich rzeczach, bo skoro wszystko było dobrze to, po co się zamartwiać.
Gotowałem i rozmawiałem z moim przyjacielem o typowych omegowych sprawach, gdy do domu wszedł nie kto inny jak mój alfa. Przywitał się z Collą lekkim skinieniem głowy, po czym zauważył, że gotuję i zwrócił się do mnie z wyraźną ciekawością.
- Co robisz?
- Pyzy. Taki przynajmniej jest zamysł. Nie wiem, czy wyszły, jak powinny.
- Hmm... Dużo tego.
- Zamierzam dać trochę Colli, żeby nie musiał gotować. To jego przepis.
- Rozumiem... Nie przeszkadzajcie sobie. Mam swoje sprawy.
Daren zniknął w naszej graciarni, więc wróciliśmy do rozmowy. Już minął ten czas, gdy jego obecność mnie krępowała lub jakoś ograniczała.
- Na czym to my... Czyli można je nadziać też czymś innym?
- Tak. Właśnie dlatego to dobre jedzenie na ruję. Możesz zrobić więcej. Zapycha. Łatwo podgrzać. Mnie to w najbliższym czasie nie grozi, ale jak ci zasmakuje, to polecam przygotować na najbliższą.
- Trudno powiedzieć jak będzie wyglądać ta najbliższa... Ale zapamiętam. Ostatnio mam cięższe a ty pewnie już nie będziesz mógł się mną zająć, więc będę musiał sobie coś zawczasu przygotować.
- Przepraszam, ale chyba nie będę ryzykować takiej podróży. Byłbym sam, a wystarczy, że koń się spłoszy... Sam rozumiesz.
- Oczywiście. Zresztą jestem duży. Poradzę sobie. No i... Nie wiem, jakie Daren ma stanowisko w tej sprawie. W końcu moja następna ruja ma być po ceremonii. A więc chyba spędzę ją z Darenem. Chociaż z nim to nic nie wiadomo. Nie pali się chyba do tego. W każdym razie mam nadzieję, że skoro się do niego zbliżyłem, mój wilk nieco się uspokoił i już nie będzie tak... Intensywnie.
- Cóż... Ostatnio rzeczywiście ciężko mijały ci te trzy dni. Może teraz już nieco się to unormuje.
Chciałem coś powiedzieć, jednak Daren wszedł do kuchni ze swoją torbą do polowań, co nieco mnie zaskoczyło. Nie dopytywałem. Uznałem, że sam mi powie, jeśli gdzieś się wybiera. Ponadto alfa nie zwracał na nas uwagi, tylko usiadł i zaczął przeglądać swoje narzędzia więc i ja nie zmieniałem tematu.
- W dzieciństwie było łatwiej. Mam nadzieję, że nie będzie się pogarszać z wiekiem. A przynajmniej nie będzie się pogarszać jeszcze bardziej.
- Raczej nie powinno. Zresztą... Zmienią się twoje warunki życiowe, więc kto wie, może będzie lepiej.
- Mam nadzieję. Mam dość jak tylko o tym myślę. A prędzej czy później przyjdzie kolejna pełnia i wszytko się powtórzy.
Zerknąłem na Darena kompletnie przelotnie i ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że przestał robić to, co robił i słuchał nas ze zmarszczonymi brwiami. Nie sądziłem, by nasze omegowe rozmowy cokolwiek go obchodziły.
- Coś się stało?
- Nie... O czym rozmawiacie?
- O rui.
- ... Yhym.
Darena jakoś to nie zszokowało ani nie zniesmaczyło. Jednak... Zdecydowanie właśnie się nad czymś zastanawiała, ale nie mam pojęcia w jakim kontekście. W końcu ponownie się odezwał.
- To... Bardzo boli?
- Ruja?
- Tak.
- Nie wiem, czy bardzo. To zależy. Moje... Różnie z nimi. Po prostu... Ostatnio są trochę gorsze, ale taki już urok bycia omegą.
- Coś się dzieje? Dlaczego są gorsze?
- Nie wiem. Może dlatego, że jestem starszy. Bardziej... rozwinięty. No wiesz. Gotowy by... By mieć młode. Znaczy tak fizycznie. Nie mówię, że tak teraz bym był gotowy, ale fizycznie już w sumie niewiele się we mnie zmieni. I może moje ciało daje mi znać, że trzeba... No wiesz. Ale i tak nie mam najgorzej. Mój kuzyn Noach miał straszne ruje. Płakał i krzyczał i błagał, żeby się to skończyło. Teraz jest mu łatwiej. Ma partnera. Co prawda omegę, ale nadal Cecil jest w stanie mu bardzo pomóc. A poza tym po pierwszym porodzie podobno ruje są dużo łatwiejsze. Ale to też zależy chyba od osoby.
- Czyli w tej chwili... Jak bardzo to boli?
- Nie tak by nie dało się tego znieść. To na pewno.
- Ale jest to bolesne.
- Tak. Jak to ruja.
- Nie potrzebujesz wizyty znachora?
- Nie. Wyśmiałby mnie. Ruja zawsze jest choć trochę bolesna i po prostu trzeba do tego przywyknąć. Nie da się tego powstrzymać, bo to w sumie w pewnym sensie oznaka zdrowia. Gdyby rui nie było, to wtedy byłby problem.
- Ja... Szczerze mówiąc, niewiele o tym wiem. Tylko jakieś podstawy. Nie z perspektywy omegi.
- Cóż... W sumie masz same alfie rodzeństwo. A z macochą raczej nie rozmawiasz. I nie bardzo lubisz omegi, więc chyba rozumiem, że mogłeś być nieco odcięty od informacji.
- Niezbyt się tym interesowałem. Omegi i ich życie mnie nie dotyczyły.
- No tak. Teraz masz jedną w domu na stałe więc to dla ciebie pewnie nieco nowe i abstrakcyjne. Więc... No powiem ci, że nie jest to zbyt łatwe i przyjemne.
- Jaki to ból? Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
- To... To w sumie wiele rodzajów bólu. Mamy gorączkę, więc w głowie nieco szumi. Jest tak jakby ciężko na głowie i czasem nawet boli. Jak to przy gorączce. Poza tym mięśnie strasznie bolą. Jakby po jakimś nieludzkim wysiłku fizycznym. Ale też kręgosłup strasznie boli. Jednak najgorszy jest ból brzucha. To tak jakby... Sam nie wiem. To kilka rodzajów bólu, które się na siebie nakładają. Jeden jest taki ciągły. Jakby działo się tam coś złego. Czasem to są takie jakby skurcze. Jakby taki ciągnący ból. Jest też taki kłujący ból. Ten jest chyba najgorszy. Pojawia się nagle i jest strasznie silny. Jakby ktoś dźgnął cię w brzuch. Po jakimś czasie przechodzi, a później się powtarza. To naprawdę... Specyficzne doświadczenie.
- Rozumiem. Słyszałem, że jest to bolesne. Nie spodziewałem się, że aż tak. Myślałem, że... Histeryzujecie.
- ... W sumie mnie to nie dziwi. W twoim wypadku znaczy się. No to już teraz wiesz. Życie omegi takie już jest. Ruje a później poród. Musimy być przygotowani na różne potworne rodzaje bólu. Poza tym ruja to właśnie nic w porównaniu do porodu. To musi być... Naprawdę bolesne. Mama mówił mi trochę o tym, jakim doświadczeniem jest poród i przyznam, że nawet mnie to nieco przeraża, ale twierdzi, że później jest wspaniale. Gdy już możesz potrzymać swoje dziecko. Nie jestem jakiś bardzo odporny na ból, więc zawsze wyjątkowo mnie to przerażało. Ale myślę, że dałbym radę. W końcu jestem omegą. I ty też na pewno dasz radę Colla.
Mówiąc o okropieństwie porodu, zapominałem, że jest ze mną w pomieszczeniu ktoś, kto niedługo tego doświadczy na własnej skórze. Omega wzruszył jednak tylko lekko ramionami. On się chyba nie boi porodu. Bardziej martwi go to jakie będzie jego dziecko. O siebie się zbytnio nie boi. A skoro nie miał nic do powiedzenia, to wróciłem do Darena.
- W każdym razie ruja to nie jest coś nie do zniesienia. Przecież zawsze jak wracasz, to jestem już w pełni sił, więc jak widzisz, to nic czego przeciętna omega by nie wytrzymała. A ja jestem przecież ponadprzeciętny. Nie jest tak?
- Ta... Zdecydowanie tak jest.
- No widzisz.
Daren nie wyglądał na przekonanego. Kto by pomyślał, że zaczną go interesować takie rzeczy. Kiedyś był na mnie zły za to, że miałem ruję i przez to musieliśmy się zatrzymać. A teraz chyba się martwi, bo źle się czuję, gdy ją mam. To urocze. Myślę, że jak będę spędzał ruje z nim, to będzie lepiej. Mam takie przeczucie. Daren chyba martwi się, że straci kontrolę podczas mojej rui, ale myślę, że to nie będzie jakiś duży problem. Sam się przez chwilę martwiłem co to będzie, jak wkroczy jego wilk, ale już się nie boję. On się o mnie martwi. Zależy mu. Więc nie mam czego się bać. Dlatego zmieniłem temat. Bo co prawda miałem poczekać aż sam mi powie, ale jednak ciekawość wygrała.
- A tak właściwe to po co ci ten sprzęt?
- Zamierzam jutro wyruszyć na polowanie. Wrócę za trzy może cztery dni.
- Och... Co tak nagle? Nie uprzedzałeś.
- Już jakiś czas nad tym myślę. Potrzebuję kilku rzeczy, których nie kupię. Zresztą wolę sam je zdobyć. Jednak... Przeważyły pogłoski. Przez nie postanowiłem, że wyruszę jak najszybciej.
- Jakie pogłoski?
- O... Dorodnej zwierzynie. Jeśli są prawdziwe, to może uda mi się wrócić z dość wartościowym łupem. Dlatego nie zamierzam zwlekać. Ktoś może mi sprzątnąć okazję spod nosa.
- Czyli zostawisz mnie na kilka dni?
- Tak. Trzy. Może cztery. Podróż w jedną stronę zajmie mi dzień. A polowanie dzień może dwa. A później dzień na powrót.
- No dobrze... Ale jak wrócisz z polowania, to może pójdziemy na spacer? Jak już odpoczniesz oczywiście. Możemy iść do gorących źródeł. Dawno tam nie byliśmy. Jest już niby dość ciepło, ale z chęcią wziąłbym kąpiel w takiej gorącej wodzie.
- Możemy tak zrobić.
- Świetnie.
Zapanowała chwila ciszy, więc chciałem wrócić do rozmowy z Collą. Ku mojemu i Colli zaskoczeniu Daren powiedział jednak coś jeszcze.
- Chce cię przeprosić.
To nieco wybiło nas obu z rytmu. Choć Colla nie dał tego tak po sobie poznać. Nie byłem pewien, co alfa ma właściwie na myśli. Ponadto dalej nie przywykłem do tego, że Daren używa słów takich jak, proszę, dziękuję czy przepraszam. Zwłaszcza przy świadkach. Dlatego potrzebowałem chwili, nim w końcu się odezwałem. Starałem się brzmieć naturalnie, jakby mnie to nie zszokowało.
- To miłe... Ale w sumie, za co chcesz przeprosić?
- Za to, jak ci umniejszałem. Zachowywałem się, jakbyś nie przechodził żadnych trudów i jakby wszystko było dla ciebie proste. Nawet twoim doświadczeniom w trakcie rui umniejszałem, mimo że nie miałem pojęcia, jak naprawdę to wygląda.
- Rozumiem. W takim razie ci wybaczam. Nie mam ci tego za złe. Nie wiedziałeś. Poza tym widzę, że żałujesz i to jest najważniejsze. Że się zmieniasz. Na lepsze.
- Chcę, żebyś... Nie chcę ci ubliżać. Nie chcę sprawiać, byś czuł się gorzej.
- Wiem. Dostrzegam to. I dzięki tobie czuję się bardzo dobrze.
- To... Dobrze. Że jesteś tego świadom.
Daren tym skończył swoją wypowiedź. Zapanowała chwila niezręcznej ciszy. Colla dochodzi do siebie, po tym, co zobaczył. Nawet położył rękę na brzuchu. Było to chyba dla niego tak szokujące, że w jakiś sposób niepokojące. Ja tymczasem przypomniałem sobie, że gotuję i wyciągnąłem zdecydowanie lekko rozgotowaną porcję pyz na talerz. Colla w końcu doszedł do siebie i zjadł ostatnie ciasteczko. Uwielbiam jego wizyty, ale ostatnio trudno go wykarmić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top