Rozdział LXXVI- Eris
20 marca
- Jest tu nawet smutniej i bardziej ponuro niż jak się tu wprowadziłem. Nie wiedziałem, że to w ogóle możliwe.
Daren nie skomentował moich słów od razu. Najpierw odstawił ciężki kufer na ziemię i to z wyjątkową ostrożnością. Ciekawe czy robi to świadomie, czy to jego podświadomość podpowiada mu, że uszkodzenie jego zawartości będzie się wiązać z okropnymi konsekwencjami. Gdy przenosi swoje rzeczy, nie dba zbytnio o delikatność, natomiast gdy chodzi o coś mojego, nagle wie jak coś odłożyć, zamiast tym ciskać na podłogę. Myślę, że po prostu się mnie boi. Tak jak zresztą powinien. Jestem jego omegą. Powinien czuć respekt.
- Rzeczywiście jest pusto. - Alfa rozejrzał się i zmarszczył jasne brwi w typowy dla siebie sposób - Zbyt pusto nawet jak dla mnie. Dziwnie widzieć własny dom w takim stanie. Przywykłem do tych wszystkich bezużytecznych dziadostw.
- To trochę przykre. Nie to, co mówisz, bo to, że się nie znasz to powszechnie znany fakt, więc tym się nie przejmuję. Tak się starałem, żeby to miejsce było ładniejsze i bardziej zdatne do życia i w sumie nie ma nawet śladu po mojej ciężkiej pracy. To jest przykre. Że to miejsce znów jest takie... No takie.
- Tak... Gdyby nie twoja ciężka praca i te wszystkie duperele, które tu naznosiłeś, to przeprowadzka byłby dwa razy szybsza.
- Ciągle na to wszystko narzekasz, ale sam zacząłeś wspierać moje plany remontowe.
- A mam jakiś inny wybór?
- Nie. I tak zrobię tak, jak ja chcę.
- No właśnie. Więc wolę nie utrudniać sobie życia jeszcze bardziej.
Daren ma rację. Oczywiście nie w większości przypadków. Ma rację co do tego, że to miejsce na powrót stało się puste. Co prawda ja mieszkam tu krócej od niego, ale zdążyłam poczuć się tu jak w domu i już od jakiegoś czasu nazywam to miejsce swoim leżem. A teraz patrzę na tę kuchnię i widzę tylko cień tego, co tutaj stworzyliśmy. Szafki stały puste, a wcześniej były wypełnione po brzegi. Wszystkie dekoracje, które jedną po drugiej przemycałem tu, tak by Daren nie zorientował się zbyt szybko, zostały spakowane do kufra, który już dwa dni temu został wywieziony do naszego nowego domu.
Już jutro mamy się tam wprowadzić, w końcu tutaj nie zostało już niemal nic i nie było powodów, by dłużej zwlekać. Zostało tylko kilka mebli, które z czasem pewnie stąd zabierzemy lub zostawimy, jeśli uznamy, że są nam niepotrzebne. Na razie musimy się w końcu przenieść do Domu Alfy, byśmy mogli wykonywać nasze powinności jako przywódcy stada. Daren próbuje wymigiwać się od tego, jak tylko może, a więc ja muszę być przy nim, by go przypilnować.
Problem był jednak taki, że choć spędziłem ostatnie dni na przygotowaniu Domu Alfy na nasze przybycie, nie byłem w stanie postrzegać go jako mojego nowego domu. Po prostu... To nie jest jeszcze mój dom. To miejsce jest obce, duże, puste i pozbawione życia. Co prawda podobne spostrzeżenia miałem o leżu Darena, gdy się do niego wprowadzałem i wiem, że z czasem się to zmieni, trudno jednak porzucić miejsce, z którym wiąże się tyle wspomnień, czy to dobrych, czy to złych. To w tym domu rozkwitło nasze uczucie. Tutaj urodziła się nasza córka. A teraz... Zostawiamy to wszystko za sobą. Tak po prostu.
- Czemu płaczesz?
- Nie płaczę.
Otarłem szybko oczy rękawem, bo może i kilka łez spłynęło mi po policzkach, ale jak usunę dowody wystarczająco szybko, to nic mi nie udowodni.
- Jeśli nie chcesz stąd odchodzić, to wszystko odwołam.
- Nie. To nie tak. Po prostu... Smutno mi trochę. To wszystko. Cieszę się, że będziemy mieli nowy dom. Blisko pozostałych członków stada. Większy. Wygodniejszy. Grunt, że będzie nasz. Wujek Ascal powiedział kiedyś, że alfa może wybudować budynek, ale to dopiero omega stworzy z niego dom. Więc tak zrobię. Stworzyłem nam dom tutaj, to stworzę i tam.
- Rozumiem. Jesteś po prostu ckliwy. Omegi tak mają.
Wywróciłem oczami na tę uwagę. Z jednej strony miło, że mój alfa akceptuje moje dziwactwa. Z drugiej strony irytuje mnie, jak stwierdza coś, po czym dodaje na końcu "omegi" zupełnie jakby wszystkie rozumy posiadał.
- Pffft. Alfy.
- Czyżbyś próbował mnie sprowokować?
- Może. A co mi zrobisz? Nic mi nie zrobisz. Jesteś dobrym, grzecznym alfą. Sam cię wychowałem na takiego.
- Yhym... Niech ci będzie.
- A to nie było łatwe. W sumie sam nie wiem, jak temu podołałem. Omegi z mojej rodziny chyba już tak mają. Mama poradził sobie z ojcem, to czemu ja miałbym nie dać rady z tobą? Jednak wydaje mi się... Tak szczerze mówiąc... Ja miałem chyba trudniej. Ojciec swoje za uszami ma, ale on dość szybko pokazał swoją lepszą stronę. Za to ty byłeś skończonym bucem przez dość długi czas, a gdy już byłeś znośny, to nagle postanowiłeś cofnąć się w rozwoju i być jeszcze gorszy. Co ty sobie w ogóle myślałeś?
Alfa spoglądał na mnie z dość beznamiętnym wyrazem twarzy. Po chwili wzruszył tylko lekko ramionami. Najwyraźniej nie zamierzał odpowiadać.
- Zasługuję na jakąś nagrodę za to, że wyprowadziłem cię na dobrą drogę.
- Masz władzę nad stadem. Duży dom. Pozycję i dobra materialne. Co jeszcze chcesz? Moją duszę?
- Chcesz mi powiedzieć, że nie mam twojej duszy? Myślałem, że już dawno ustaliliśmy, że należysz cały do mnie.
Tym razem to alfa wywrócił oczami i jestem w stu procentach pewny, że ten gest podłapał ode mnie. Być może robię to po prostu za często. Jednak jak mam tego nie robić, gdy żyję z kimś takim?
- Moja dusza, umysł, ciało i majątek. Wszystko twoje. Więcej ze mnie pijawko nie wyciągniesz.
- Nie doceniasz mnie.
Alfa prychnął jednak w sposób, który wskazywał na rozbawienie. Potrafię już rozpoznać jego humorki. W sumie to miłe uczucie wiedzieć, że nikt nie zna go tak dobrze, jak ja. Bo jestem przekonany, że wiem o nim rzeczy, których nawet jego bracia nie wiedzą.
- Cieszę się, że dałem ci szansę i nie zdecydowałem się poprosić Sirę o zamordowanie cię.
- Twój głupi brat nie dałby rady mnie zabić.
- Nie doceniasz Siry. Jest bystry. Wbrew pozorom. Pewnie zastawiłby na ciebie pułapkę. Poza tym Nova na pewno by mu pomógł. Wątpię, żeby odpuścił sobie możliwość pozbawienia cię życia.
Daren posłał mi bardzo długie spojrzenie i po chwili zorientowałem się dlaczego.
- Ale nie przejmuj się. Jestem pewien, że wszelkie chęci mordu już ich opuściły. Jesteśmy przecież rodziną. Sira i Nova to teraz też twoi bracia! Za parę lat będziecie jak te... Te stare konie. Czy coś.
- Yhym... Na pewno.
- Wracając do tych milszych rzeczy... Naprawdę jestem szczęśliwy. Z tego, jak to się wszystko potoczyło. Co prawda droga do celu mogłaby być prostsza... Ale liczy się, że dotarliśmy do tego, co mamy teraz czyż nie?
- Tak. Chyba tak.
- A ty co myślisz? Żałujesz czasem, że postanowiłeś wybrać się na Wschód w pogoni za krnąbrną omegą?
Ponownie dostałem długie i bardzo intensywne spojrzenie. Daren myślał nad czymś, jakby na poważnie rozważał to pytanie i przez chwilę poczułem delikatne ukłucie w sercu.
- Zrobiłem w swoim życiu wiele głupich i wiele złych rzeczy. Popełniałem wiele błędów. Nie zawsze podejmowałem decyzje ze słusznych pobudek. Właściwe to większość mojego życia to jedna samolubna decyzja po drugiej. Gdy zdecydowałem się wyruszyć na Wschód, również zrobiłem to wyłącznie dla siebie. Sprowadziłem cię tu przy użyciu metod, których nie można by nazwać moralnymi. Żałuję tego. Tego, że tak to wyglądało. Nie zasłużyłeś na to. Gdybym teraz mógł to zmienić, postąpiłbym inaczej. Zrobiłbym to tak, żeby twoje wspomnienia ze mną związane były lepsze. Nie żałuję jednak tego, że tu jesteś. Jesteś tym, co mnie uszczęśliwia. Teraz gdy już wiem, jak to jest, nie wyobrażam sobie żyć bez ciebie u mojego boku.
- ... Nie jestem pewien, kiedy nauczyłeś się mówić takie rzeczy, ale nie mów ich zbyt często. Moje serce tego nie wytrzyma.
- Jesteś oschły to źle. Mówisz o uczuciach też źle. Omegi.
Uśmiech na ustach Darena, choć bardzo skromny, sprawił, że moje serce znów zabiło mocniej. To dalej niecodzienny widok, choć zdecydowanie częstszy niż kiedyś.
- Zrobimy z tego stada cudowne miejsce. Razem. Mój alfo.
- Cóż... Jeśli tego sobie życzysz. A teraz na dobry początek powiedz mi, co jeszcze zmierzasz stąd zabrać? Raul chce wiedzieć, w jakim stanie zostawimy to miejsce. Ma jakieś plany.
- W sumie nie wiem. To zależy, jak wiele będziesz chciał robić od zera.
Zacząłem przechadzać się po niemal pustej kuchni i po raz ostatni przyglądać się jej wyposażeniu.
- Moją toaletkę już zabrałeś, a łóżko powiedziałeś, że zrobisz nowe... Szafki kuchenne i tak zacząłeś już robić, więc w sumie można wprowadzić kilka zmian i zamontować je w naszej nowej kuchni, więc te mogą zostać tutaj.
Przesunąłem dłonią po gładkim blacie stołu, który swego czasu stał się niejako kością niezgody. Cóż to nie był co prawda ten stół... Jednak emocji wywołał dużo.
- Zrobiłeś go niedawno i szkoda byłoby go zostawiać. Jednak z drugiej strony w Domu Alfy będzie potrzebny znacznie większy. Będziemy przecież przyjmować gości i to zapewne dość często. W tej chwili jest tam stół na tuzin osób. Nasz będzie średnio przydatny. Jednak szkoda mi go tu zostawiać. Chcę go zabrać... Ale w sumie, do czego się nam przyda? Może lepiej niech tu zostanie.
Daren podszedł do mebla i również się mu uważnie przyjrzał. Włożył w to dużo pracy, co do tego nie mam wątpliwości. Był dość prosty, ale dokładnie obrobiony, wyszlifowany i równiutki. Mój alfa miał talent.
- Cóż... Zrobienie go zajęło nieco czasu.
- Wiem, dlatego szkoda mi go tu zostawiać. Jednak w Domu Alfy naprawdę do niczego nam się nie przyda.
Daren obszedł go i nim się zorientowałem był tuż przy mnie, a sekundę później znalazłem się w potrzasku, gdy oparł się o stół, a ja wylądowałem między jego ramionami. Przyglądał mi się uważnie i jakoś tak... podejrzanie. Za każdym razem, gdy stoi tak blisko mnie, czuję się jak leśny skrzat... Czuję też inne rzeczy, ale staram się o tym zbyt dużo nie myśleć.
- Ciężko pracowałem, by cię usatysfakcjonować.
- Wiem... I doceniam to. Możemy go sprzedać. Wymienić na coś cennego. Wszystko, co tworzysz w drewnie, jest wiele warte.
- Hmmm... To niegłupi pomysł.
Z jakiegoś powodu Daren dalej się we mnie wpatrywał i dalej osaczał mnie z trzech stron jednocześnie. Za sobą natomiast miałem stół, więc w sumie mogłem co najwyżej obrócić się wokół własnej osi. Coś mi mówi, że to przemyślane zagranie.
- No dobrze... A co ty o tym myślisz? Co z nim zrobimy.
- Hmmm... Myślę, że może się jeszcze do czegoś przydać.
Być może jestem głupi, a być może po prostu jeszcze nie przywykłem do tego, że Daren myśli o takich rzeczach, ale potrzebowałem jeszcze dłuższej chwili, nim zrozumiałem, do czego prawdopodobnie to zmierza. Nagle to jak blisko jest Daren, uderzyło mnie z większą siłą.
- Czy... Czy ty masz jakieś nieczyste myśli?
- Nie mam pojęcia, o czym ty do mnie mówisz.
A może jednak nie. Może to ja to wszystko nadinterpretuję. To w sumie możliwe. I co teraz? Teraz ja wyjdę na tego, co ma brudne myśli.
- A... Co niby chcesz zrobić z tym stołem?
- To bardzo dobry stół. Nowy. Praktycznie nieużywany. Nie ma na nim nawet jednej ryski.
Może mówić, co chce, ale mojego nosa nie oszuka. Degenerat.
- Czy ty masz jakiś fetysz? Naprawdę? Tutaj?
- Czemu by nie?
- Bo... Czemu by tak?
- Miejsce dobre jak każde inne.
- Czyli to jest jakiś fetysz.
- Co złego w tym, że chcę cię mieć w różnych miejscach? Nie tylko w sypialni.
- Nic, ale... To... Wiesz, ja tu dostrzegam pewien wzór.
- Jesteś zazdrosny? O czym myślisz? Porąbiesz go po tym?
- Nie... Po prostu... Łóżko byłoby wygodniejsze, wiesz o tym?
- Mogę cię potem zanieść do łóżka i wziąć jeszcze raz. Nie widzę problemu.
Cóż może jestem tylko słabą omegą, ale jego bezczelność, zapach, niski, opanowany głos i niestosowne sugestie stopiły moje wszelkie opory.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top