Rozdział LXI - Eris

2 grudnia

- Jesteś taka piękna... Taka śliczna.

Trzymałem moją córeczkę w ramionach. To jest jedno z najlepszych doświadczeń w moim życiu. Bycie rodzicem jest cudowne. Trudne, ale cudowne. Nie mogę powiedzieć, bym doświadczył rodzicielstwa w pełni. W końcu obecnie moje dziecko całymi dniami śpi, je i robi w pieluchę, ponadto nieprędko się to zmieni. Z czasem jednak będzie tego więcej i z radością będę częścią jej rozwoju.

Moje mała dziewczynka jest jeszcze taka malutka, ale rośnie z dnia na dzień. Jest na tym świecie już ponad tydzień. Każdy dzień to dla mnie dar od Matki Natury. Jestem wdzięczny za każdą godzinę. Każdą sekundę. Choć były momenty, w których nachodziły mnie wątpliwości. Zwłaszcza w trakcie porodu. W tej chwili jednak nie mam wątpliwości, że moje życie potoczyło się tak, jak powinno.

Myśl o moim dziecku daje mi siłę. Obserwuję ją uważnie i zauważam wszystkie nawet najmniejsze zmiany w jej wyglądzie czy zachowaniu. Pojawiają się też te dość wyraźne zmiany. Zauważyłem, że ostatnimi czasy porusza się dość żwawo. Do tej pory była raczej spokojna. Cały czas leżała niemal w bezruchu. Teraz macha rączkami i nóżkami. To zdecydowanie dobry znak. Wciąż jest cichutka, ale od czasu do czasu wydaje z siebie dość ciche, niezidentyfikowane dźwięki. Są bardzo urocze. Gdy je słyszę, mam ochotę płakać ze szczęścia.

Je już więcej, ale też rzadziej. Karmię ją pięć razy dziennie. Mam wrażenie, że zaczęła nawet nieco upominać się o jedzenie, ale może po prostu sobie to wmawiam. Chcę, by była coraz silniejsza i bardziej... świadoma. Pragnę, by przekraczała granicę i wykonywała kolejne kroki milowe. Wykonała już dwa. Przeżyła pierwszą dobę. Przeżyła też pierwszy tydzień. Właściwie może wykonała ich nawet więcej.

Otworzyła już oczy. Są złote jak moje. Za to kolor włosów ma ewidentnie po ojcu. Też są złote. To dość... ładne połączenie. Ciekawe kogo będzie bardziej przypominać, bo teraz nie przypomina żadnego z nas. W każdym razie imię Ruta do niej pasuje. Może rzeczywiście powinienem ją tak nazwać. Zawsze chciałem nazwać moje dziecko imieniem jakiegoś kwiatu. Ruta to zioło o drobnych żółtych kwiatkach. Okrutne byłoby jednak nazwanie jej tak. Powiedziałem to pod wpływem emocji, aby zranić Darena, choć przyznaję, że nie wiem, czy da się go w ogóle w ten sposób zranić. Ponadto powinienem być ponad takimi dziecinnymi zachowaniami. Z jednej strony Daren na to zasłużył. Z drugiej, już i tak pewnie przygniatają go wyrzuty sumienia.

Gdy dowiedział się o naszym dziecku, przyniósł mi rutę, by się go pozbyć. Gdybym wtedy zrobił to, czego chciał, teraz nie byłoby jej tutaj. Jednak byłem uparty. Postawiłem na swoim. I teraz mogę trzymać w ramionach mój największy skarb. To była dobra decyzja. Nie żałuję niczego. Gdybym mógł cofnąć czas i tak bym nic nie zmienił. Może jedynie spróbowałbym innego podejścia względem Darena. Prawdopodobnie, gdybym wcześniej potraktował jego problemy, bardziej poważnie wtedy ta relacja tak by nie ucierpiała. Nie mogę tego jednak zmienić, więc muszę jakoś to po prostu naprawić.

W każdym razie nawet po tym potwornym doświadczeniu, którym jest poród, czuję się spełniony. Moja córeczka jest idealna w każdym calu. Tak się cieszę, że ją mam. Szkoda tylko, że moja relacja z Darenem tak bardzo się zepsuła. Wiem, że jest mu ciężko. Staram się być dla niego wsparciem, mimo że sam potrzebuję wsparcia. Staram się, jak tylko mogę, ale nie zmuszę go do otworzenia się przede mną i bycia ze sobą szczerym.

To, co ostatnio mu powiedziałem, mogło być nieco zbyt ostre, jednak bardzo mnie zdenerwował. Nie spodziewałem się z jego strony takiego chłodu. Wiem, że to dla niego typowe, jednak miałem wrażenie, że nauczył się już nieco taktu. Nie powinien mówić takich rzeczy. Jak można powiedzieć komuś, że jego dziecko umrze. Wiem, że wynikało to między innymi z troski. Jest większym realistą niż ja. I miał rację. Nasza córka ma małe szanse na przeżycie. Jednak z dnia na dzień są większe. Rośnie w siłę. Chcę skupić się na tym, co dobre. Na tym, że każdy dzień to kolejny krok. Nie chcę myśleć o tym, że ją stracę.

A jednak... Boję się tego. Nie mogę spać. Budzę się co chwilę spanikowany i sprawdzam, czy moje dziecko dalej oddycha. Czasem mam wrażenie, że jej klatka piersiowa się nie rusza i na kilka sekund cały mój świat się wali. Przez to wszystko jestem wiecznie zmęczony. Jem dużo i otrzymuję dużo pomocy od moich bliskich, jednak ciężko funkcjonować bez snu. Nawet jak uda mi się zasnąć budzę się po chwili. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spałem dłużej niż dwie godziny. Kilka krótkich drzemek w trakcie dnia to nie to samo co pełnoprawne kilka godzin snu.

Colla powinien przyjść za chwilę, więc może zdrzemnę się, chociaż te trzy godziny. Pomoże też mi trochę posprzątać. Ostatnio zaniedbuję swoje obowiązki, ale nie mam na nie sił. Daren zajmuje się większością sprzątania. Gdy jest w domu. A nie przebywa tu jakoś dużo. Pojawia się i znika. Nie sypia w domu zbyt często. Raz na kilka dni. Chyba nie czuje się zbyt dobrze, śpiąc w jednym pokoju z niemowlęciem. Nasza sypialnia jest teraz nieco zagracona rzeczami dla dziecka. Kołyskę postawiłem przy ścianie od mojej strony łóżka. Chcę mieć oko na moją córeczkę. A gdy się budzę, chcę móc od razu ją zobaczyć. By być pewnym, że nic jej nie jest.

Daren wydaje się dość obojętny, na jej istnienie. Gdy tu jest, robi swoje, zamienia ze mną kilka słów, a naszą córką się nie interesuje. Nie oczekuję od niego jakiegoś wielkiego zainteresowania. Przynajmniej przestał mówić te wszystkie niemiłe rzeczy i po prostu omija wszystkie tematy związane ze szczenięciem śpiącym w naszej sypialni.

Moje rozmyślanie przerwały hałasy dochodzące z zewnątrz. Już po chwili rozległo się pukanie do drzwi, jednak nim zdążyłem powiedzieć "proszę" Colla już się wprosił. Szybko zamknął za sobą drzwi, by nie wpuścić do środka mrozu. Sądząc po ilości śniegu na jego płaszczu, pogoda się nie poprawiła. Że też moje maleństwo musiało urodzić się akurat zimą. To wiele utrudnia. A będzie jeszcze gorzej. Ponoć zima ma być w tym roku ciężka. Na szczęście na razie mogę liczyć na pomóc bliskich. Nawet Ulfr ostatnio mnie odwiedził, gdy Hilda nie mogła. Colla natomiast jest tutaj tak często, że czuje się już, jak u siebie. Być może dlatego nie powiedział nawet słowa, a po prostu zdjął i odwiesił płaszcz, po czym zaczął robić sobie herbatę.

- Jak ma się Sava? Nie tęskni za tobą?

- Nie. Może teraz spędzić więcej czasu ze swoim tatą, co ją bardzo cieszy. Flynn też nie narzeka. Mała jest już w takim wieku, że nie potrzebuje mnie ciągle obok.

- No tak. Ma już roczek.

- Nie jest już do mnie przyklejona jak przez pierwsze miesiące. Twoja córka też z czasem taka będzie. Więc nie martw się. Przetrwasz te trudniejsze miesiące.

- Cieszę się nimi. Naprawdę. Choć nie powiem, czasem chciałbym by była nieco bardziej... niezależna ode mnie. W tej chwili boję się, że zrobię coś źle i wtedy ona...

- Nie martw się tym tak. To młody wilkołak. W dodatku córka twoja i Darena. Ma w sobie siłę.

- Nie twierdzę, że tak nie jest. Niemniej staram się zastosować do rad Zory. Kazała ją obserwować. Pilnować by w domu było ciepło. Karmić ją co kilka godzin.

- Zora kazała ci ją obserwować, a nie wlepiać w nią przekrwione oczy dwadzieścia cztery godziny na dobę.

- Nigdy nie wiadomo kiedy coś się wydarzy. Zora mówiła, że jej ciało jest bardzo słabe i może w każdej chwili ją zawieść.

- Nie możesz jednak tak się wymęczać. Mówiłem ci, że musisz jak najszybciej się do mnie przenieść. Lub do Hildy i Ulfra.

- Nie mogę. Wiesz, że ona jest za słaba, żeby zabrać ją w taką podróż.

- Wiem. Jednak za tydzień lub dwa powinieneś to zrobić. Nie możemy z Hildą być tu codziennie, a wiem, że nikomu innemu nie ufasz. Więc jak mała będzie zdolna do podróży, musisz się stąd wynieść. Potrzebujesz pomocy. A twój alfa tą pomocą nie jest. I pomyśleć, że kiedyś go lubiłem. Na szczęście zechciał mnie ten lepszy z braci.

- Colla nie odejdę z moim dzieckiem. Przynajmniej nie na razie. Nie chcę odcinać się od Darena. Chcę dać mu czas na podjęcie decyzji. Chcę by jeśli tego zechce, mógł uczestniczyć w jej życiu. Jeśli przyniosę się do ciebie lub Hildy, wtedy Daren już całkowicie się odetnie. Teraz jeszcze ma jakieś szanse na poznanie swojego dziecka. A wiesz, że duma nie pozwoli mu zbliżyć się do niej, gdy zabiorę ją poza jego terytorium.

- Jeśli nie chce mieć nic wspólnego ze swoim dzieckiem, to mu na to pozwól. Trzymając małą tutaj, nie sprawisz, że nagle obudzi się w nim instynkt rodzicielski.

- Wiem to. Nie wierzę w to, że jak będzie widział ją wystarczająco często, to zmieni się jego skamieniałe serce czy coś w tym rodzaju. Po prostu nie do końca wierzę w to, że Daren nie chce mieć z nią nic wspólnego. Mówi tak. Jednak tak samo mówił o mnie. Powtarzał mi ciągle, że mnie nie chce. Bo się bał. Jakoś trudno mi uwierzyć, że tym razem nie jest podobnie. Prawdopodobnie boi się o nią nawet bardziej niż ja. Moją reakcją na ten strach jest zbliżanie się do niej. Chcę spędzić z nią każdą możliwą sekundę, bo może rzeczywiście ją stracę. Więc chcę nacieszyć się tym jak najdłużej. A jego reakcja jest zupełnie inna. Jego reakcją jest ucieczka. Do mnie też nie chciał się zbliżyć. A jednak okazał się wspaniałym partnerem. Dopóki znów nie zaczął uciekać. Jego stosunek do naszej córki jest zbyt podobny do jego stosunku do mnie na początku naszej znajomości. Mogłem wtedy uciec, ale wówczas nigdy by się do mnie nie zbliżył. Mogę teraz zabrać od niego naszą córkę... ale wtedy już na pewno się do niej nie zbliży.

- ... Rozumiem twój tok myślenia. Być może coś w tym jest. Jednak nie chcę, byś się rozczarował.

- Oczywiście może być tak, że on po prostu nie ma w sobie nawet krzty miłości do naszego dziecka i to się nigdy nie zmieni. Jeśli tak jest, to mówi się trudno. Ja zapewnię jej dwa razy więcej miłości od siebie. Będzie miała cudowne dzieciństwo nawet bez ojca. Jednak jeśli jest szansa, że Daren choć trochę się na nią otworzy, to zamierzam mu to umożliwić.

- Jesteś dla niego za dobry. Wiem, że uratował mi życie i mam wobec niego dług... Ale takie traktowanie swojej rodziny jest dla mnie... Napatrzyłem się już na coś takiego.

- Wciąż jestem trochę rozchwiany emocjonalnie. I czasem planuję jego morderstwo. Jednak mimo wszystko... Kocham go. Bardzo go kocham. I nie chcę go stracić. Wierzę, że jeszcze będziemy szczęśliwą rodziną. Poza tym obawiam się, że jeśli nie zrobię z Darena porządnego partnera do roztopów, to moja rodzina coś mu zrobi.

- To chyba prawdopodobne.

- Nawet bardzo.

- No dobrze... To rób, jak chcesz. Ale teraz, w tej chwili, rób to, co ci mówię. Daj mi małą. Nakarmię ją. A ty idź spać. I masz spać, dopóki się nie wyśpisz.

- Jeśli coś się będzie działo...

- Jeśli coś się będzie działo, to cię obudzę. Jednak na pewno nic się nie stanie. Więc śpij dobrze.

Colla to dobry przyjaciel. Jeśli jednak zdecyduję się ukrócić życie Darena, to na pewno pomoże mi ukryć ciało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top