Rozdział LIII - Eris

5 września

Nie wiem, jak do tego doszło, ale życie z Darenem jest obecnie równie niezręczne co życie z Darenem na początku naszej wspólnej drogi. Przynajmniej ciche dni już minęły. Teraz są pół ciche. Dalej mało do mnie mówi, ale chociaż odzywa się pełnymi zdaniami.

Ostatnio ja też mam lepszy okres. Czuję się niemal dobrze. Pomijając to, że dalej pożerają mnie wyrzuty sumienia, to niemal nic mi nie dolega. Plecy trochę bolą i dalej śpię znacznie więcej niż kiedyś, ale jem już normalnie i jestem w stanie wykonywać wszystkie moje obowiązki. Dalej nie wybieram się zbytnio do wioski, bo akurat jeżdżenie konno zdecydowanie nie jest dla mnie w tej chwili najwygodniejsze, jednak sporo spaceruję. Nie mam tyle sił, by wybrać się pieszo w odwiedziny do Colli, a później wrócić, ale godzinę dziennie na spokojnie przejdę. Być może dlatego Daren wydaje się mniej spięty niż na początku mojej ciąży. Rozumiem, że bał się, że coś mi się stanie. W końcu nie wyglądałem na kwitnącego. Jednak teraz jest już lepiej. Teraz to on jest nieco pokiereszowany.

Okazało się, że ma kilka poważnych ran. Nic co zagrażałoby jego życiu, jednak zdecydowanie potrzebował pomocy znachora i pierwszego dnia nie nadawał się do podróży i powrotu do domu. Teraz większość ran się zasklepiła, ale jego ciało jest nieco osłabione przez wysiłek, który musiał zostać włożony w wyleczenie tych ran. Dlatego dużo śpi i je za dwóch jak nie za trzech. Gdy śpi, gotuję coś pożywnego, żeby mógł zjeść i pójść dalej spać. Na szczęście pozwala mi zajmować się swoimi ranami bez większych oporów. Jestem więc spokojny, że nic mu nie będzie. Przez chwilę jednak narobił mi strachu.

Być może dzięki temu doświadczeniu trochę lepiej go rozumiem. W końcu patrzę na niego codziennie, jak śpi całymi dniami, zmieniam jego zakrwawione opatrunki i patrzę na rany, które musiały być bolesne, a możliwe, że wciąż sprawiają mu ból. Nie usprawiedliwia to jego okropnego zachwiania... Ale rozumiem skąd w nim te wszystkie emocje.

Doświadczył wiele złego, gdy był bardzo młody. Moja rodzina była niemalże idealna. Moje dzieciństwo było radosne i można powiedzieć, że beztroskie. Rodzice kochali się, miałem rodzeństwo, które było wsparciem i dalszą rodzinę, z którą byłem blisko. Daren... Daren miał ojca, który się nad nimi znęcał; matkę, która była ofiarą; starszego brata, dla którego musiał być oparciem ze względu na jego chorobę i młodszych braci, za których na pewno czuł się odpowiedzialny. Jedynym jako tako stabilnym wsparciem musiała być dla niego matka. Tymczasem ona nikła na jego oczach.

Być może powinienem być dla niego bardziej wyrozumiały. Przecież to oczywiste, że obawia się, że skończę tak jak jego nieszczęsna matka. Na początku ciąży sam bałem się tego, jak słabo i mizernie wyglądam. Mój alfa ma problemy z okazywaniem uczuć. Właściwie to ma problemy z ich rozumieniem i wyrażeniem. Ma wiele problemów. Jednak nie może być tak, że ja obrywam, bo on nie może sobie poradzić ze swoimi problemami. Jeśli pozwoliłbym na coś takiego, byłbym jak jego matka. Co dalej? Mam pozwolić się tłuc, bo dorosły mężczyzna nie wie jak przetworzyć negatywne emocje? Nie. Muszę stawiać granicę. Mogę być dla niego wsparciem i mogę mu pomagać, ale nie mogę dać sobą pomiatać. Nie mogę go usprawiedliwiać. Nie mogę mu wybaczać złych zachowań tylko dlatego, że miał trudne dzieciństwo.

Jednak... Chcę dla niego jak najlepiej. Dlatego daję mu szansę. Zasługuje na nią. Nie zrobił jeszcze nic na tyle złego, bym miał go skreślić. Mimo wszystko na swój sposób o mnie dba, mimo tej całej złości na mnie. Gdy widział mnie takim słabym i chorym musiał się czuć równie źle, jak ja, gdy widzę go poranionym i krwawiącym. Więc wiem, skąd się wzięły jego emocje. Ja swoje potrafię opanować. Nie jest tak zawsze i wszędzie, jednak do pewnego stopnia nad sobą panuję. Daren nad sobą nie panuje i to jest problem. Jednak jest on bardziej dziki i pierwotny niż ja, jest mu więc naturalnie ciężej niż mnie. Dlatego będę cierpliwy. Jestem pewien, że Daren w końcu przepracuje swoje emocje i traumy z przeszłości, a wtedy wszyscy będziemy na powrót szczęśliwi.

Skończyłem przygotowywać kanapki i spojrzałem z dumą na pokaźną piramidkę. Wziąłem pierwszą z góry i zjadłem ją, po czym ruszyłem z talerzem kanapek do sypialni. Miałem dobre wyczucie czasu, gdyż mój alfa siedział oparty o poduszkę i pił wodę. Mój instynkt podpowiadał mi, że niedługo się obudzi i miałem rację.

- Zrobiłem ci kanapki. Zjedz w łóżku. Wyjątkowo ci pozwalam.

Alfa nie wydawał się zbytnio poruszony moim gestem, gdyż spojrzał na mnie tylko beznamiętnie, jednak nie uraziło mnie to. Przywykłem już do tego. Od kilku dni jest nie w humorze. Co prawda wygrał walkę, zapewniając nam w ten sposób bezpieczeństwo, jednak nie był zbyt uradowany postępowaniem naszych gości. Gdy wróciliśmy do domu dzień po walce, Daren wydawał się niespokojny. Dopiero później przyznał, że przechodzili przez nasze tereny. Próbowali zrobić to dyskretnie ale odnalazł ślady. Co prawda nie zbliżyli się zbytnio do domu, jednak byli zdecydowanie bliżej niż powinni. Zwłaszcza że wcale nie musieli podróżować przez nasze terytorium. Prawdopodobnie liczyli na to, że jednak natkną się tu na ukrywającego się gdzieś Rolfa. Ten jednak zdecydowanie opuścił nasze ziemie. Daren już dawno to sprawdził.

Postawiłem talerz z kanapkami na szafce nocnej i przysiadłem na brzegu mojej połowy łóżka.

- Jak się czujesz? Myślę, że dziś możemy zdjąć opatrunki. Większość ran już się zabliźnia.

- Już dawno mogłem to zdjąć.

- Żeby ryzykować zakażenie? Bez przesady. Jesteś chwilowo wioskowym bohaterem, więc masz prawo odpocząć w domu i dojść do siebie. Wiem, że chciałbyś już straszyć inne alfy swoją potęgą, ale zdążysz jeszcze się w to pobawić. Na razie odpoczywaj.

- To ty powinieneś odpoczywać.

- Ja czuję się dobrze. Ciąża potrafi dawać się we znaki, jednak chwilowo czuję się bardzo dobrze, więc mogę zająć się tobą.

- Nie potrzebuję tego. Uparłeś się, żeby to robić. Gdy cię nie było, świetnie radziłem sobie sam.

- Nie wiem, czy jest czym się chwalić. Gdy mi coś się działo, zawsze ktoś był przy mnie. To, że ty byłeś sam i musiałeś radzić sobie sam, jest co najmniej przykre.

Daren posłał mi długie spojrzenie wskazujące na to, że nie podobał mu się mój komentarz i analiza, jednak średnio mnie to obchodzi. Musi się nauczyć, że nawet jeśli żył w jakiś sposób to nie znaczy, że żył w dobry sposób. Zawsze może być lepiej.

- Kiedy planujesz znów udać się do wioski? Bo podejrzewam, że twój brat ma jakieś plany związane z ostatnimi wydarzeniami. Raul nie jest taką osobą, która odpuszcza.

- Owszem. Nie jest. Zapewne już zdążył rozplanować nasze działania na najbliższy rok. Dlatego pewnie wybiorę się do niego jutro.

- Yhym... Rozumiem. Myślę, że wybiorę się z tobą.

- Po co? Powinieneś zostać w domu. Sam mówiłeś, że podróże są dla ciebie męczące.

- Muszę udać się do znachora. Żeby upewnił się, że z dzieckiem wszystko w porządku. Przez to, że tak długo to ukrywałem, nie zasięgnąłem jego opinii. Co prawda Hilda powiedziała, że wszystko jest w porządku, a zna się na rzeczy. Urodziła same silne i zdrowe dzieci i to bez żadnych komplikacji. Jednak... Chcę się upewnić. Pomyślałem też, że możesz pójść ze mną. Trochę się tym stresuję. Poza tym to też twoje dziecko. Może chcesz się upewnić czy na pewno rozwija się poprawnie.

- Nie interesuje mnie to. Zostaniesz w domu. Każę mu do ciebie przyjść. Jesteś moją omegą, przyszłą Luną. To jego obowiązek.

- ... Jak możesz mówić, że cię to nie interesuje? To nasze dziecko. A co jeśli okaże się chore?

- Nie chciałem go, więc nie wiem jakiej reakcji ode mnie oczekujesz, na jakiekolwiek wzmianki o nim.

- Daren... Możesz w końcu dorosnąć?

- Słucham?

- Wiem, że nie chciałeś dzieci. Rozumiem też dlaczego. Jednak w tej chwili zachowujesz się po prostu... Jakbyś chciał mnie na każdym kroku ukarać za to, że postanowiłem nie przerywać tej ciąży. Rozumiem, że jesteś rozgoryczony i dalej, gdy na mnie patrzysz, widzisz jeden wielki błąd, ale... To sprawia mi wielką przykrość. Nie zasługuję na takie traktowanie. Zastanów się nad tym, jak się zachowujesz i dlaczego się tak zachowujesz. Nie chciałeś zostawać ojcem. Bo uważasz, że będziesz złym ojcem. Jednak będziesz miał dziecko. Nie musisz być dla niego ojcem. Jednak nie zachowuj się tak, jakbyś nie miał wyboru. Jesteś beznadziejny, ale nie przez swoją rodzinę. To tylko i wyłącznie przez to, jak postanowiłeś i to w pełni świadomie, się zachowywać.

- Widziałeś moją rodzinę. Widziałeś jak to będzie wyglądać.

- Daren do jasnej cholery nie jesteś swoją rodziną! Jesteś sobą. Sam decydujesz jak się zachowywać. Nie możesz zachowywać się jak dupek i na końcu powiedzieć, że to przez to, że tata cię nie kochał i liczyć, że zaakceptuję tę sytuację.

- To nie dlatego że...

- Och przestań już. Przecież nie jestem głupi. Widzę tu związek przyczynowo-skutkowy. Mógłbyś być wspaniałym ojcem, gdybyś tylko przestał się nad sobą użalać i wziął odpowiedzialność za swoją rodzinę. Za mnie. Ja jestem twoją rodziną. I twoje dziecko. Zamiast tego wolisz uciekać przed swoimi lękami i udawać, że nie masz w ogóle wyboru. Nikt nie zmusza cię do bycia dla mnie dupkiem. Robisz to, bo tak ci wygodnie. Nie jest tak?

- ...

- Tak właśnie myślałem. Nie masz nic mądrego do powiedzenia. Wiem, że jesteś wściekły. Wiem, że nie tego chciałeś i przez to jesteś zły na cały świat. Jednak nie mścij się na mnie. Po prostu... Spróbuj rozwiązać ten problem. Jak dorosły. Czego chcesz? Żebym cię zostawił? Zniknął z twojego życia po porodzie? A może zrobimy coś z tą relacją? A może po prostu nie wiesz, czego chcesz, bo po prostu nie starasz się nawet na chwilę poważnie pomyśleć o naszej przyszłości.

- Wyobrażasz sobie mnie jako ojca?

- Tak. Gdybyś tylko się postarał, byłbyś wspaniałym ojcem.

- A pomyślałeś, co się stanie, jeśli ciebie nie będzie? Co, jeśli... Jeśli to dziecko cię zabije?

- ... Nie będzie tak.

- A jeśli będzie?

- To... Zapewnisz naszemu dziecku bezpieczeństwo. Możesz oddać je moim rodzicom. Nie ma sensu o tym mówić. Jeśli umrę, to umrę. Mogę zginąć na wiele innych sposób. Kilka razy już prawie umarłem. Więc... Zamiast myśleć o tym, co się stanie, jeśli umrę, zacznij robić coś, żebym to ja ciebie nie zabił, jak już wydobrzeję po porodzie. Daren... Proszę... Chociaż spróbuj mnie zrozumieć. I daj mi siebie zrozumieć. Co cię tak bardzo boli w tej sytuacji?

- Nie rozumiesz... Ja nie dam rady. Nie dam rady być taki jak twój ojciec. Nie będę taki.

- Oczywiście, że nie będziesz. Mój ojciec to mój ojciec. A ty to ty. Nie oczekuję od ciebie, że będziesz taki jak on. Wiem że ciągle powołuję go jako wzór... To jednak nie znaczy, że oczekuję od ciebie dokładnie tego samego. Możesz być dobry w inny sposób. Moje dzieciństwo było cudowne, a mój mama jest szczęśliwy, ale... ale nie powinieneś porównywać się do innych. Po prostu... Bądź sobą. Ale tą szczerą wersją siebie.

- A może jestem właśnie taki jak teraz.

- Nie jesteś. Wiem, jaki jesteś. Teraz jesteś... Obrażony. Weź się za siebie. Bo będziesz tego później żałował. Pomyśl sobie nas swoim zachowaniem.

Zostawiłem go z kanapkami, żeby mógł sobie na spokojnie wszystko przemyśleć. On jest zagubiony i przepełniony sprzecznymi emocjami. Jednak... Musi się za siebie wziąć. Jestem jego omegą. Złożyliśmy sobie obietnice. Łączy nas więź. Nie odpuszczę sobie tej relacji, ale też nie pozwolę, żeby Daren tak się zachowywał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top