Rozdział XXXIII - Sira

25 kwiecień

Była wiosna a słońce paliło mnie jak ognisko, w które wpadłem na ostatniej ceremonii. Lato będzie jeszcze gorsze. Cóż... Takie są uroki Wschodu. Wciąż zostało nam kilka dni podróży, ale byliśmy na ostatniej prostej. Lato będzie ciężkie, ale przetrwamy je. W stadzie będzie łatwiej niż w tej małej karawanie.

Moja skóra już była opalona, ale na szczęście nie na czerwono więc nie było tak źle. Miło też było popatrzeć na Novę we Wschodnich strojach. Już dawno nie widziałem go w takiej wersji, ale ta jest zdecydowanie moją ulubioną.

Znalezienie stada dziadka nie było takie łatwe. Najpierw udaliśmy się na Wschód do miasta, które podał w liście. Tym, który dotarł do nas ostatni. Tam znaleźliśmy jego ludzi. A ci właśnie prowadzili nas do oazy, w której powinno teraz obozować stado. Tak więc o ile nic się nie stało, powinniśmy niedługo do nich dołączyć, a ja w końcu zobaczę dziadka. Ponoć nieźle oberwał, ale nie chciał zdradzić, co dokładnie się stało. Skoro jednak chce zrezygnować z pozycji przywódcy, to musiało stać się coś naprawdę poważnego. W końcu dziadek jest prawie tak wojowniczy, jak mój mama a jego jedyny syn.

Nova wyprzedził mnie nieco by porozmawiać z dowódcą naszej eskapady. Ja na spokojnie dreptałem sobie z tyłu. A właściwie mój gniady koń dreptał sobie bez pośpiechu. Zaczęło schnąć mi w gardle, więc odruchowo sięgnąłem po bukłak. Moje rozczarowanie było ogromne, gdy wypadła z niego jedna kropla. No cóż... Jeszcze nie przywykłem do racjonowania wody.

- Proszę. Mam ponad połowę a wieczorem powinniśmy dotrzeć do małej oazy.

Gdy nagle pojawił się przede mną bukłak, nie wahałem się dwa razy. Otworzyłem go, napiłem się kilka łyków, po czym zamknąłem i oddałem właścicielowi, uprzednio wzdychając z ulgą. To było to, czego potrzebowałem. Smakowała okropnie, ale była mokra. Czyli idealna.

- Dzięki Nero. Jesteś kochany.

Omega uśmiechnął się i zabrał ode mnie bukłak. Był jednym z wilków handlujących z ludźmi z rozkazu mojego dziadka. Miał ledwo dwadzieścia lat i był omegą, ale dzielną. Ma ładną i sympatyczną buźkę, więc ludzie go lubią. Są skłonni wiele mu powiedzieć. Jakby go trochę podszkolić w kłamaniu i naciąganiu to będzie bardzo przydatny. Chyba poproszę dziadka, by pozwolił mi znaleźć dla niego inne zajęcie.

Nero ma bursztynowe oczy i skórę w kolorze złocistego brązu. Włosy ścina krótko dla wygody, ale wygląda w nich doprawdy uroczo. Są dość niesforne. W uszach ma więcej kolczyków niż ja palców na rękach. Jest ładną omegą. Ma wyrazisty, nieco orli nos charakterystyczny dla mieszkańców tego regionu. A jego skóra nie jest tak ciemna, jak Novy i innych z regionu, z którego się wywodzi. Ale zdecydowanie według tutejszych standardów musi uchodzić za niezły kąsek.

- Nero masz kogoś?

- To znaczy?

- Partnera. Kolegę. Koleżankę. No wiesz.

- Och... Nie. Nie mam.

- Naprawdę? Nie mów, że nie masz wielbicieli.

- Cóż... Jest... Kilku.

- Ha. Wiedziałem. I żaden nie wpadł ci w oko?

- Nie. Chyba nie.

- Jesteś wybredny?

- To nie tak. Po prostu... Chyba nie jest to dla mnie zbyt ciekawe.

- To znaczy?

- Jest kilka alf, które mają na mnie oko. Szukają kogoś, by się ustatkować. A ja... To jeszcze nie dla mnie. Teraz pomagam naszemu Alfie. Bardzo to lubię. Czuję się potrzebny. I chcę dalej to robić. Wiem, że gdy się z kimś zwiąże... To będzie koniec. Bo to będzie zbyt niebezpieczne. Poza tym alfy, które się do mnie zalecają, pewnie chcą już niedługo założyć rodzinę.

- A ty nie chcesz?

- Ja... Chciałbym kiedyś mieć dziecko. Ale nie teraz. Teraz nie jest czas na rodzenie dzieci. Nasi bracia i siostry są niewoleni. Moje dziecko mogłoby skończyć tak samo. Dopóki ludzie trzymają nas jak zwierzęta, chcę z nimi walczyć. A gdy poczuję, że zrobiłem tyle, ile mogłem... Wtedy mogę myśleć o zrobieniu czegoś dla siebie. I wtedy mogę zostać matką. Na razie chcę pomagać tym którzy już tu są i żyją w klatkach. Za tworzenie nowego życia wezmę się później.

- To... Ambitne podejście. Świetnie. Podoba mi się.

- Wiem, że jako omega nie zdam się na wiele, ale... Naprawdę chcę pomóc. Na pewno mogę jakoś pomóc.

- Oczywiście, że tak. Popatrz tylko na mojego Novę. Niby omega a ja się go boję.

- Pan Nova jest... Niesamowity. Jest silny. Odważny. I mówi to, co myśli.

- Co nie? Trafiłem na niezły skarb.

- Słyszałem, co zrobiliście. Dla naszych. W sumie wszyscy słyszeli. To imponujące. I to, że wróciliście, by nam pomóc.

- Dziadek mnie potrzebuje. Moje drugie stado mnie potrzebuje. Jak miałbym chłodzić sobie tyłek na Północy, wiedząc, że źle się tu dzieje?

- Ja... Chciałbym być taki jak wy. Jak twój partner. Jest omegą a... Ma w sobie tyle siły.

- Ty też masz. Po prostu jeszcze nie miałeś okazji się popisać.

- Nie, ja... Ja nie potrafię walczyć. Potrafię tylko ładnie się uśmiechać. Czasem dzięki temu dowiem się czegoś istotnego. Albo kupię coś lub sprzedam za dobrą cenę. Ale nie jestem takim wojownikiem jak pan Nova.

- Uczyłeś się jak walczyć?

- Nie. Nie miałem okazji. Nie miałem z kim. Moi bracia nie chcieli mnie uczyć. Tutaj na Wschodzie... Wiem, że my omegi nie mamy tak źle. Słyszałem, jak tacy jak ja są traktowani w innych rejonach. Ale i tak... Nie każda rodzina jest w pełni za tą wolnością.

- To znaczy?

- Nie urodziłem się w tym stadzie. Jestem tu dopiero od roku.

- Tak właśnie myślałem. Bo nie pamiętam cię. A zapamiętałbym.

Chyba trochę przesadziłem, bo jestem pewny, że biedny Nero się zarumienił. No cóż... Jest śliczny. Nie ma co się oszukiwać.

- Twój dziadek pozwolił mi dołączyć. Nawet nie musiałem błagać ani go namawiać. Po prostu poprosiłem. A gdy powiedziałem, że chcę pomagać, to też mi pozwolił.

- Poprzednie stado nie było zbyt przytulne co?

- Nie było złe. Ale... Niewiele mogłem tam robić. Zajmowałem się bydłem. To nie był szczyt moich marzeń. Chciałem robić coś więcej, a rodzina krzywo na to patrzyła. Mam dużo rodzeństwa, ale nie jesteśmy blisko. Więc gdy chciałem odejść w moje osiemnaste urodziny, to mi pozwolili. I tak skończyłem tutaj. I jestem szczęśliwy. Choć trochę... Czasem jest trochę... Samotnie. Bo nie miałem okazji zbytnio się z nikim zaprzyjaźnić. Od razu wziąłem się do pracy. Najpierw nauczyłem się żyć wśród ludzi, a później zacząłem handlować. Okazało się, że jestem w tym dobry. Wciąż się uczę. Cały czas. Kilka razy dałem się oszukać. Ale podobno radzę sobie dobrze.

- Ale chciałbyś robić coś więcej?

- Tak. Chciałbym pomagać tak... Konkretniej.

- To da się zrobić.

- Naprawdę?

- Tak. Ale musisz nauczyć się walczyć. Ale tym też się zajmiemy.

- Ty... Nauczysz mnie?

- Nie. Jest ktoś lepszy. Nova!

Nero był wyraźnie zaskoczony tym rozwojem zdarzeń. Chyba chciał mnie powstrzymać, ale było już za późno. Nova odwrócił się w naszą stronę, a gdy dałem mu znak, by się zbliżył, zawrócił konia, by zbliżyć się do nas. Już po chwili Nero znalazł się między mną a nim.

- O co chodzi?

- Nasz słodki Nero chciałby się nam jakoś przysłużyć.

- To znaczy?

- Chce być jednym z nas. Wyzwalać zniewolonych.

Nova spojrzał na Nero i otaksował go od stóp do głów. Ku mojemu zaskoczeniu omega wydawał się znacznie bardziej nerwowy w kontakcie z Novą niż ze mną. Wyglądało to dość uroczo.

- To świetnie. Im nas więcej, tym lepiej. Masz śliczną twarzyczkę i jesteś niepozorny. Można to wykorzystać na wiele sposobów. Ale nie martw się. Nie każemy ci robić nic, co byłoby ponad twoje siły.

- Ja... Bardzo chcę być przydatny.

- Ej... Nie jesteś rzeczą, by być przydatny. Jeśli chcesz nam pomóc to świetnie. To znaczy, że jesteś odważny. A więc na pewno będziesz dla nas pomocą.

- Postaram się.

Chyba Nova imponuje Nero, bardziej niż mi się początkowo wydawało. Bo jeśli przy mnie się rumienił to przy Novie już wyraźnie się czerwieni.

- Nero chciałby, żebyś nauczył go walczyć. Prawda Nero?

Omega speszył się lekko, ale nabrał też trochę pewności siebie.

- Tak. Potrafię polować, ale nie jestem wojownikiem. Nie wiem jak walczyć nożem. Strzelam trochę z łuku i procy. Ale wiem, że to nie wystarczy. A w wilczej formie... No cóż. Tyle że wiem jak używać pazurów i kłów. Ale myślę, że to nie wystarczy w prawdziwej walce.

- Na pewno nie. Nie martw się. Nauczę cię podstaw. A jeśli będziesz chciał to i więcej. Każda pomoc będzie nieoceniona. To niebezpieczna robota więc... No cóż. Nie będzie pewnie mnóstwo chętnych. A na pewno przyda się kilka osób takich jak my. No wiesz. Nie tylko mięśnie się liczą.

- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.

- To ja dziękuję. Że jesteś skłonny walczyć za naszą sprawę.

Nero uśmiechnął się szeroko. Tak. Zdecydowanie jest słodki. I jeszcze widzę, że Nova też tak myśli. Jak tylko Nero odwrócił wzrok, to znów go otaksował wzrokiem, ale już nieco inaczej niż wcześniej. Ta omega jest niemożliwa. Widzi ładną buzię i już się ślini. Ja przynajmniej udaję, że tego nie robię. Cóż... To było zbyt bezczelne i wymaga mojego ruchu.

- Wiesz co Nero... Już wiem, dlaczego tak dobrze idzie ci handel.

- Ach tak?

- Tak. Gdybym coś u ciebie kupował i zobaczył ten uśmiech, to też dałbym się oskubać.

Muszę przyznać, że jego reakcja była ciekawa. Najpierw był szok, później zawstydzenie a później nerwowe zerknięcie w stronę Novy. Mój omega miał jednak niezły ubaw. W dodatku chyba go sprowokowałem, bo odbił piłeczkę.

- Oczywiście, że tak Sira. Jesteś tylko prostym alfą. Widzisz piękną omegę i głupiejesz. Ja bym się targował, żeby móc trochę dłużej z nim porozmawiać.

Biedny Nero znalazł się w krzyżowym ogniu komplementów. Omega zerkał to na jedno, to na drugie, nie wiedząc kompletnie, co się dzieje. Niestety lub stety ja i Nova mamy dość podobny gust. Jako że Nero był już zdecydowanie zestresowany tą sytuacją, postanowiłem nieco rozluźnić atmosferę.

- Właściwie to ile nam zostało drogi? Dwa dni? Trzy dni?

- Em... Myślę, że co najmniej trzy. Jeśli nic nas nie spowolni, to wyrobimy się w trzy dni.

- To nie tak dużo. A właściwie to pewnie dawno nie widziałeś stada co? Ile byłeś wśród ludzi?

- Już jakieś... Cztery miesiące. Tak mniej więcej.

- Naprawdę dobrze się tam wtopiłeś co? Ty i reszta oczywiście.

- Tak. Dobrze sobie radziliśmy. Jak widać po naszej karawanie.

- Aż szkoda mi im ciebie zabierać. Ale już postanowiłem, że nam się bardziej przydasz. Tylko oczywiście najpierw cię przeszkolimy. I wszystkich innych, którzy zechcą dołączyć.

- Myślę, że pozostali świetnie sobie beze mnie poradzą. Byłem w sumie nowicjuszem. Musieli mnie wszystkiego nauczyć. Ale szybko załapałem. Robię to już prawie rok. To nie jest dużo, ale... Można powiedzieć, że zdążyłem się wprawić.

- I te umiejętności przydadzą ci się podczas naszych akcji. Wykorzystamy twoje talenty, najlepiej jak się da. Żebyś nie marnował swojego potencjału.

- Cieszę się. Naprawdę. Nie spodziewałem się, że... Miałem prosić byście pozwolili mi pomóc, ale nie spodziewałem się, że... Że przyjmiecie mnie. Tak po prostu.

- Nie wierzysz w swoje możliwości Nero. Natomiast ja i Nova widzimy w tobie potencjał.

Omega ponownie się zarumienił. A gdy spojrzał na Novę i otrzymał potwierdzenie moich słów, zarumienił się mocniej. I ponownie się uśmiechnął. Miałem już zostawić tego biedaka w spokoju, ale wtedy odezwał się Nova.

- Nero, masz kogoś?

Konsternacja na twarzy omegi była ogromna. Aż trudno było się nie roześmiać. No cóż... Podobne gusta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top