Rozdział XIV - Daren
8 czerwca
Mój młodszy brat czasem mnie niepokoi. To jak szybko w każdej sytuacji znajdzie okazję na jakiś interes. W jednej chwili potrafi obrócić wszystko tak, by wyszło to dla niego korzystnie. Nawet te negatywne wydarzenia. Jego pragmatyzm momentami nawet we mnie budzi coś w rodzaju zniesmaczenia. Nie jestem zbyt emocjonalny. Zwracano mi nawet uwagę, że poza złością nie wydaję się czuć nic. Nie było to prawdą... Ale nie było też dalekie do prawdy. Jeśli jednak ktoś z naszej rodziny jest osobą nieczułą, to jest to zdecydowanie Raul. Nie dlatego że uczuć nie ma. Potrafi się od nich odciąć. I myśleć jedynie w kategoriach opłacalne i nieopłacalne. Czasem o tym zapominam. Zwłaszcza że doskonale się maskuje. Jednak wystarczy krótkie spotkanie z nim i zostaję uświadomiony.
To Raul podsunął niemal wszystkie pomysły na to, jak ukarać naszego młodszego brata. Wziął na siebie organizację całego przedsięwzięcia. Tłumaczył to tym, że jest to winien swojej nowej obiecanej. W rzeczywistości prawdopodobnie była to kwestia ambicji. Raul już szykuje się do zostania szarą eminencją tego stada. Dzisiejsza kara wymierzona Lesterowi to coś, z czym Raul chciałaby być kojarzony. W końcu mniej więcej tak wyobraża sobie sprawiedliwość w stadzie, które chce w przyszłości stworzyć. Dlatego stał tam z wyrazem smutku, ale i determinacji na twarzy. Obok swojej Olivii. Nie mam wątpliwości, że wszystkie emocje, które pokazał, były dokładnie przemyślane i dobrane do sytuacji. Nie były to prawdziwe emocje a szopka. Jednak chyba każdemu się podobała.
Być może powinno mnie niepokoić to, jakie zapędy do władzy ma mój brat. Jednak nie obawiam się z jego strony noża w plecy. Raul wie, że najwięcej uda mu się zmienić i zrobić po swojemu, jeśli załatwi to ze mną po dobroci. W końcu, choć może i nie jest najsłabszym alfą w okolicy, zdecydowanie nie jest też najsilniejszym. Nie zamierza też rwać się do robienia sobie następcy. Moja władza byłaby znacznie bardziej stabilna. Ponadto większość jego pomysłów wydaje się dobra. Sam bym takich zmian nie wprowadził, ale to dlatego, że średnio mnie to interesuje. Niech więc Raul się tym zajmie. Nie zamierzam odbierać mu tej możliwości. Aczkolwiek ciekaw jestem, co w przyszłości zrobi z Lesterem, w końcu żaden z nas nie ma wątpliwości, że ten kundel będzie dalej wrzodem na dupie. Choć pewnie przez dłuższy czas będzie teraz spokojny.
Nie wykazał się zbytnio odwagą. Stado wyśmiało to, jak przyjął swoją karę. Błagał publicznie by go oszczędzić. Stracił resztki szacunku i chroni go tylko to, że ojciec wciąż jest alfą. Ja chronić go nie zamierzam. A Raul... Cholera wie, co wymyśli. W każdym razie ten psisyn dostał to, na co zasłużył. Choć uważam, że kara mogłaby być gorsza.
Odkąd mam w domu omegę, która jest znośna mam do nich więcej empatii. Gdyby to spotkało Erisa, wypatroszyłbym tego, kto to zrobił żywcem i nakarmił jego własnymi flakami. Na szczęście moja omega jest tu bezpieczna, bo każdy już wie, że bym coś takiego zrobił. Za to jest jedna osoba, przed którą tej głupiej omegi nie ochronię. On sam.
Przyglądałem się, jak omega od jakichś trzech minut myje ten sam talerz, który od co najmniej dwóch jest czysty.
- Mówiłem ci, żebyś ze mną nie jechał.
Omega wyrwał się z zamyślenia i spojrzał na mnie najpierw zaskoczony, a gdy dotarło do niego, co powiedziałem, najeżył się jak wkurzony skunks.
- A dlaczego miałabym nie jechać? Wszyscy to widzieli. I chciałem się upewnić, że naprawdę go ukarzecie.
- I tak nie patrzyłeś.
- Patrzyłem!
Czułem, że nie ma sensu się z nim kłócić. Rzeczywiście patrzył przez większość czasu, gdy nic się nie działo. Gdy lała się krew, to miał twarz wciśniętą w moje ramię. Niby to wilk, ale jednak przestraszony szczeniak. Co prawda ojciec Olivii nie był zbyt delikatny podczas wymierzania kary i chyba nie naostrzył noża zbyt dobrze... czego nikt mu nie wypominał. Być może omega zerknął kilka razy, jednak szybko odwracał wzrok i od razu stawał się jeszcze bledszy niż zazwyczaj.
- Więc warto było tam ze mną jechać?
- Tak. Cieszę się, że Lester został ukarany. Lepiej późno niż wcale. Ale szkoda mi tej omegi. Jest taka... Młoda. Przypomina mi Raia. Ona ledwo ma piętnaście lat. A zostanie partnerką Raula za jakiś miesiąc. To straszne, że musi przez to wszystko przechodzić.
Omegi są wobec siebie dużo bardziej współczujące niż alfy wobec innych alf. Być może to przez to, że są bardziej... Miękkie. Aczkolwiek to, że moja macocha jest omegą nieco burzy tę teorię. Ta kobieta jest bowiem samolubną suką. Prawdopodobnie gardzi tą dziewczyną za to, że śmiała powiedzieć co Lester jej zrobił. Cóż... Na szczęście nie ma zbyt wiele do powiedzenia w tym stadzie. Ojciec nie słucha jej sugestii, chyba że mu pasują. Co nasuwa mi myśl... Eris jest uparty. Bycie Alfą z nim u boku będzie katorgą. Mogłem nauczyć go dyscypliny, gdy miałem czas. Teraz sam jestem na to zbyt miękki. A on zrobił się jeszcze bardziej uparty.
- Zostaw te naczynia. Chodź spać.
- Zostało tylko kilka.
- To siedź tu jak chcesz. Ja idę się położyć.
Nie mogę powiedzieć, by patrzenie jak mojemu młodszemu rodzeństwu ktoś odcina palce, było traumatyczne czy przykre. Nie było też czymś, co by mnie zbytnio radowało. Od dawna wiedziałem, że Lester kiedyś przekroczy jakąś granicę i ktoś go pewnie zabije. Brałem nawet pod uwagę to, że to ja mogę być tą osobą. Gdy był dzieckiem, stawałem w jego obronie. Wiedziałem, że nie wyrośnie na dobrą osobę, bo żadne z nas nie wyrosło, lecz to jaką wszą się stał, było pewnym zaskoczeniem. Niewiele mogłem jednak w tej kwestii zrobić. Tak więc ani mnie to wszytko nie cieszyło, ani nie smuciło. Jednak podróż do wioski i uczestniczenie w tym wszystkim było męczące. Zwłaszcza że zaczęły się oficjalne przygotowania do ceremonii i ktoś ciągle coś ode mnie chce. A przed ceremonią czekają mnie oczywiście urodziny Erisa. W każdej chwili może tu wpaść jego rodzina. Sama myśl o tym mnie irytuje. Po namyśle stwierdzam jednak, że jego krewni nie są aż tak okropni. Przynajmniej w porównaniu do moich. Niemniej już mam dość, a to się jeszcze nawet nie zaczęło.
Dlatego przebrałem się w coś wygodniejszego do snu i położyłem się na wyszytym w cholerne kwiatki łóżku. Już odpuściłem sobie narzekanie na nie. Przynajmniej Eris ma jakieś zajęcie i mnie nie męczy. Nie byłem jeszcze senny. Jednak łóżko było wygodne. Oparłem się o poduszkę i przez chwilę cieszyłem się spokojem. A później przyszedł Eris. I od razu zaczął mówić.
- Wiesz co, może ja po prostu nie jestem taki pozbawiony moralności jak wy tutaj.
Nie byłem pewien, do czego w tej chwili nawiązuje, jednak szybko doszedłem do wniosku, że chodzi o to, jak wytknąłem mu jego lękliwe zachowanie. Mogłem się nie odzywać.
- Możliwe.
- Bo widzisz, my na południu nie praktykujemy takich rzeczy.
- Członek mojego stada był ścigany, po czym rozerwany na strzępy przez członków twojego stada.
- ... Bo popełnił przestępstwo typowe dla takich brutali jak wy. Bez urazy.
- Bez urazy.
- U nas na południu nie ma takich kanalii.
- Czy twój wuj przypadkiem nie...
- Ale nie wciągaj w to mojej martwej strony rodziny.
- ... Nie jestem pewien czy tak działa dyskusja, ale się nie znam, więc niech ci będzie.
Omega mruknął coś pod nosem i zajął się sobą. Usiadł przy swoim stoliczku. Nałożył coś na twarz, rozczesał włosy i jak zawsze przez jakiś czas oglądał się z każdej strony. Nie wiem, po co to robi i co próbuje znaleźć na swojej twarzy, ale chyba był zadowolony z inspekcji. To wszystko działo się ciszy, w której chyba nie mógł znieść, bo znów się odezwał.
- Jak zostanę Luną, to zorganizuję spotkania dla samic.
- Co takiego?
- Tak jak Alfa przyjmuje członków stada w dane dni, tak ja zorganizuję taki dzień dla kobiet i omeg. I wtedy będą mogli mi powiedzieć, jak są traktowani. I rozwiążę ich problemy.
- Ty?
- Tak. Ty mi oczywiście pomożesz.
- No tak. Oczywiście. Jakżeby inaczej.
Omega wstał i podszedł do szafy, która już od jakiegoś czasu jest wypełniona głównie jego rzeczami. Wyciągnął jeden ze swoich nocnych strojów, po czym zerknął na mnie, mrużąc lekko brwi.
- Nie patrz.
- Co takiego?
- Nie patrz się. Przebiorę się tutaj, ale nie patrz.
- ... No dobrze.
Ostentacyjnie odwróciłam się w stronę ściany, by ten nagle pruderyjna omega mógł się przebrać. Nie wiem skąd nagle taka skromność. Widziałem go już nago. Nie wydawał się wtedy zbytnio krępować. Jednak nie zamierzam próbować go rozumieć, bo to raczej niemożliwe. Mam wrażenie, że po prostu chęć, by zrobić mi na złość, jest w jego przypadku silniejsza niż wszelkie inne uczucia i pragnienia.
Patrzyłem się więc w ścianę i słuchałem, jak omega się krząta. Szelest tkaniny i jakieś stuki. Nic niezwykłego. Nic ciekawego. Skąd właściwie myśl, że jego ciało mogłoby mnie interesować? Jeśli coś mnie obchodzi to, czy jest zdrowy. Nie chcę, by umarł. Mój wilk też tego nie chce. Więc ważne by jego kondycja fizyczna była dobra. Lub chociaż w normie. Jednak cielesność nigdy nie interesowała mnie w innym kontekście. Chyba że w grę wchodziły wilcze instynkty, ale unikałem takich sytuacji. Ciało to ciało.
A jednak mojej głowie pojawiła się myśl, która po chwili zmieniła się w czyn, nim zdążyłem to do końca przemyśleć. Dyskretnie spojrzałem za siebie. Omega był odwrócony tyłem i miał na sobie tylko bieliznę. Czasem jestem zaskoczony tym, jak delikatnie wygląda. Jakby dało się go złamać jedną ręką. Jego barki i talia są wąskie. Zaokrągla się nieco przy biodrach. Jego ciało jest podobne do mojego, a jednak zupełnie inne. Nawet jego skóra wygląda, jakby była zupełnie inna. I taka jest. Bardziej miękka. Przyjemna w dotyku. Przynajmniej taka jest na jego dłoniach czy twarzy, ale pewnie wszędzie taka jest.
Jego długie czarne włosy zasłaniały większość jego pleców. I znów poczułem coś irracjonalnego. Chęć, by je odsunąć. Odsłonić jego plecy i smukłą szyję. Nie wiem, w jakim celu, ale miałem ochotę to zrobić. Omega jednak właśnie w tej chwili założył nocą koszulę. Wyciągnął spod niej włosy, a ja szybko spojrzałem na ścianę, gdzie miałem się patrzeć cały ten czas. Ale tego nie robiłem.
- Już skończyłem.
Odwróciłem się i napotkałem wzrok omegi. Marszczył lekko brwi. Dalej stał w tym samym miejscu. Do czegoś chyba zmierzał.
- Nie patrzyłeś się?
- Nie.
- ... Na pewno?
- Nie ma tam nic, czego bym już nie widział.
Omega ewidentnie zarumienił się lekko, ale zawstydzenie próbował zakamuflować udawanym oburzeniem.
- Bo wy tu po prostu nie potraficie się zachować więc wolę się upewnić.
- Yhym.
- A teraz idę spać.
- ... Informujesz mnie o tym?
- Tak.
Przedziwne stworzenie. Jednak... Cóż... W pewnym sensie miał rację. Nie zamierzam mu o tym mówić. Bo co miałbym powiedzieć? Sam jestem sobą zaskoczony. Omega tymczasem zgasił świece i położył się obok mnie. Odwrócił się ostentacyjnie plecami w moją stronę. Przez chwilę leżałem w bezruchu. On usnął w kilka sekund. Ja zazwyczaj też nie miałem z tym problemu. Tym razem jednak... Coś było inaczej.
Zerknąłem w jego stronę. To uczucie nie zniknęło. Dalej miałem ochotę odsunąć jego włosy. Dotknąć jego delikatnej skóry. Coś mnie do tego pchało. Nie wiem co myśleć o tym uczuciu. Jest... Dziwne. Nowe. Niepokojące, ale i... W pewien sposób przyjemne. Na pewno niedługo minie. Jednak obawiam się, że może wrócić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top