Rozdział XII - Daren
5 czerwca
Zazwyczaj, gdy wchodzę do rodzinnego domu towarzyszy mi irytacja. Być może i złość. Nie lubię tu przychodzić. Nie jest to miejsce, w którym czuję się dobrze. Nigdy nie czułem się tu dobrze. Już jako dziecko wolałem spędzać czas w lesie niż w rodzinnym domu. Gdy wyprowadziłam się stąd, zacząłem w końcu czuć coś w rodzaju zadowolenia z własnego życia. A jednak wciąż muszę tu wracać. Powroty te nigdy nie są przyjemne. Dziś jednak było wyjątkowo źle.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz przekraczałem próg domu, czując taką wściekłość. Owszem nie raz opuszczałem to miejsce w dużo gorszym stanie. Tym razem jednak miałem ochotę kogoś rozszarpać, nim w ogóle porozmawiałem z rodziną.
Najgorsze w tym wszystkim było prawdopodobnie to, że przyszedłem tu z własnej inicjatywy. Nie zostałem wezwany. Prawdopodobnie nawet mnie tu teraz nie chcieli. A jednak przyszedłem tu. Po co? Nie wiem. Jednak gdy usłyszałem o wczorajszym zajściu i to z ust przypadkowej osoby coś kazało mi przyjść tutaj i skręcić kilka karków. Co najmniej jeden. Jednak czuję, że niestety nie będę miał do tego okazji. Mimo to jestem tutaj.
Bez wahania wpadłem do głównej sali. Przeszkodziłem im w dyskusji. Agnes spojrzała na mnie wyraźnie zaskoczona. Moje pojawienie się było jej wyraźnie nie na rękę, bo po początkowym zaskoczenie zaczęła zachowywać się bardziej jak spłoszone zwierzę niż jak wilczyca. Mój ojciec natomiast choć również zaskoczony wydawał się bardziej podejrzliwy. Prawdopodobnie nie miał pojęcia, po co tu jestem. Raul, który także był zapewne nieproszonymi gościem, wydawał się z kolei miło zaskoczony. Jakby przeczuwał, że moja obecność sprawi, że cała sytuacja się skomplikuje. A mój młodszy brat lubił, gdy coś się działo. Lester z kolei wyglądał na przestraszonego. Nie był aż tak głupi. Miał powody, by się bać. Powinien się bać.
Trzasnąłem drzwiami i dopiero wtedy ojciec otrząsnął się i odezwał.
- Daren co tu robisz?
- Usłyszałam, że mamy rodzinny problem.
- Od kiedy rodzina cię interesuje?
- Od kiedy przynosi mi wstyd. Czemu ten gówniarz jeszcze tu jest? Pręgierz przecież wciąż jest na swoim miejscu.
- Bzdura. Wszystko zostanie zorganizowane, tak by nie robić z igły wideł. Sprawa została już prawie załatwiona.
- Doprawdy? Mój młodszy brat nie wygląda na kogoś, kto właśnie poniósł jakieś konsekwencje. Co właściwie ustaliliście?
- Rozwiązanie, które zadowoli każdego.
Po tym, jak mój ojciec unikał bezpośredniej odpowiedzi, mogłem stwierdzić, że nawet on uważa owo rozwiązanie za niepoważne. Dlatego zignorowałem ojca i zwróciłem się z tym samym pytaniem do Raula. Ten odpowiedział bardzo ochoczo.
- Nasi drodzy rodzice stwierdzili, że szkód nie da się naprawić, ale możemy ograniczyć skutki. Są w stanie łaskawie przyjąć śliczną Olivie do naszej rodziny.
- ... Jako jego partnerkę?
- Tak. Wszyscy zadowoleni. W końcu bycie partnerką syna alfy to zaszczyt.
Kiedyś prawdopodobnie miałbym to wszystko gdzieś. Nie obchodziło mnie, co robi moja rodzina. Miałem gdzieś ich głupie działania. A także te, z którymi nawet ja moralnie się nie zgadzałem. Bo co miałem zrobić? To nie moja sprawa skoro to nie ja jestem za to odpowiedzialny. I nie mam obowiązku brać odpowiedzialności za czyny mojej rodziny.
Ale... Lester krzywdził Colle. Colla jest partnerem Flynna. Daje mu szczęście. Czy gdybym wtedy nie zlitował się nad tym chuderlawym omegą, mój brat mógłby być teraz z nim szczęśliwy? Czy może spotkałby go los, który teraz chcieli zgotować innej omedze? To samo przydarzyło się matce. Nikt nie stanął po jej stronie. Nigdy. Ulfr próbował. Ale nie miał odpowiedniej pozycji. Ja mam. Mam możliwości, by coś zdziałać. Mogę coś zrobić. Mogę też nie robić nic.
Przez długi czas nie robiłem nic, co wymagałoby ode mnie zaangażowania. Postraszyłem Lestera kilka razy. To wystarczyło, by zostawił Colle. Jednak nie chciałem robić nic więcej. A teraz... Jeśli nie zrobię nic... Wrócę do domu, a Eris poda mi obiad. Uśmiechnie się do mnie. Zapyta, jak minął mi dzień. A ja... Co mu powiem? Nic? Mogę nic nie mówić. Ale dowie się, co się stało. I dowie się, że na to pozwoliłem i nic nie zrobiłem.
Głupia omega sprawia, że nie jestem w stanie dłużej być obojętny, bo będę czuć się jak potwór. Będę czuć się równie odpowiedzialny. Będę taki sam jak mój ojciec. To cholernie upierdliwe, ale już chyba nie mogę być obojętny. Nie tylko ze względu na to, że Eris by mną gardził. Sam bym sobą gardził.
- Czyli mam rozumieć, że mój brat nie zostanie ukarany?
- Będzie musiał wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.
- Jaka to będzie odpowiedzialność?
- Będzie musiał teraz zająć się tą omegą.
- Zająć się nią? Czy ty siebie słyszysz?
- Uważaj na swój ton.
Mój ojciec jest Alfą. Jednak od dawna nie znaczy to dla mnie nic. W końcu, gdybym tylko zechciał, przestałby nią być. Jest tego świadom, choć nie chce tego przyjąć do świadomości. Nie ma to jednak dla mnie znaczenia.
Wszedłem w głąb pomieszczenia i stanęłam po lewej Raula. Ojciec siedział na swoim krześle, z którego przyjmuje petycje i osądza członków stada. Jego omega stała po jego prawej. Lester po lewej. Bez widocznej skruchy, choć widać było w jego oczach lęk przed konsekwencjami.
Prawdopodobnie Raul przyszedł tu z tego samego powodu co ja. Z tym że Raul używał pewnie rozsądnych argumentów. A te mój ojciec lubi zbywać. Ja natomiast... Nie potrzebuję argumentów. Ja mogę użyć siły. Jednak... Zdecydowałem się najpierw wspomóc brata w jego argumentacji. Nie muszę używać siły. Wystarczy, że wiedzą, że mogę jej użyć, gdy słowa nie zadziałają.
- Mam uważać na swój ton? Proszę bardzo. Ojcze, wytłumacz mi łaskawie, kto zyska cokolwiek na tym rozwiązaniu? Bo każdy myślący widzi, że będzie to głównie Lester. Zamierzasz nagrodzić swojego syna. Dać mu prezent w formie kobiety, nad którą będzie miał pełną władzę. Chcesz mi powiedzieć, że twój nieodpowiedzialny syn zajmie się tą kobietą? Da jej dom? Poczucie bezpieczeństwa? Nie dałbyś mu wilczego szczeniaka pod opiekę i chcesz dać mu młodą kobietę... W nagrodę za gwałt?
- Tak. Co innego mam zrobić? Omega została zbrukana. Nikt jej nie weźmie. Sama wie, że to dla niej najlepsze rozwiązanie. Będzie omegą syna Alfy. W innych okolicznościach nie miałaby na to szans.
Miałem właśnie powiedzieć coś, co prawdopodobnie doprowadziłoby do szybkiego rozwoju wydarzeń, jednak wyprzedził mnie nikt inny, jak spokojny i opanowany Raul.
- Ojcze za przeproszeniem, ale rozmawiałem z tą omegą. Ty uznałeś, że to niepotrzebne, ale mimo wszystko uznałem, że ofiara powinna mieć coś do powiedzenia. Ta kobieta zgodzi się zostać jego omegą, jeśli nie będzie miała wyboru, ale zapewniam cię, że chętniej zdechłaby z głodu. Ta dziewczyna ma piętnaście lat. Od dwóch tygodni. To praktycznie dziecko. A Lester będzie tresował ją jak ludzie psy. Będzie z nim, ale to nie będzie dla niej zadośćuczynienie a bardzo okrutna kara.
- Bo to głupia dziewka, która nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie szczęście ją spotkało. Nie muszę oddać jej mojemu synowi, a jednak to robię.
- Ojcze twój syn to przestępca a nasze prawo przewiduje też inne formy kary za przestępstwo, którego się dopuścił. Rozważyłbym to.
- Stoicie tutaj przeciwko własnemu bratu? Nie sądziłem, że moi synowie nie mają honoru.
- Ojcze mówisz o nas a po twojej lewej stoi gwałciciel. Jeśli choć raz ukarałbyś naszego brata tak, jak powinieneś, może nie przyniósłby nam wszystkim wstydu. Nie zrozum mnie źle ojcze. Rodzina wiele dla mnie znaczy. Jednak w tej chwili Lester sprawia, że nasza rodzina jest słaba. Bo dlaczego nasi mają być nam wierni, gdy wiedzą, że nie szanujemy ich, nie osadzamy sprawiedliwie i nadużywamy władzy. Czy jeśli wyjdę i zacznę brać sobie każdą samicę, którą zechcę i nie poniosę konsekwencji, to będą mnie szanować? A może będą planować jak przegryźć mi gardło?
- Zabij ich pierwszy.
- Aż nikt nie zostanie? Genialny pomysł ojcze. Taki prowadzący do naszej zguby.
- To ja podejmuję decyzje! Jestem Alfą! To moje stado!
- W takim tempie szybko może się to zmienić.
- Rodzina tej omegi zgodziła się na takie rozwiązanie, więc nikt nie ma podstaw, by sprzeciwiać się temu rozwiązaniu.
- Olivia ma podstawy.
- Zdanie omegi ma w tej chwili najmniejsze znaczenie.
Raul zamilkł, lecz dostrzegłem, że nie była to kwestia rezygnacji. Coś działo się w jego głowie. Myślał. Analizował. Planował. Mogę wiele mu zarzucić, ale jest inteligentny. Mądrzejszy niż ja. Warto dać mu czas do namysłu. Tak też zrobiłem.
- Ojcze Lester wziął omegę siłą. A ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, że coraz mniej osób jest w stanie zaakceptować takie zachowania. Nasze stado rządzi się starymi zasadami, ale nawet wtedy rodzina mogła oczekiwać zemsty.
- Tym razem nie oczekują.
- Ale stado może. Lester jest tu tolerowany. To wszystko. Prędzej czy później stado wymierzy sprawiedliwość samo, bo ten gówniarz nie zmieni swojego zachowania, dopóki nie zacznie ponosić konsekwencji. Gdy zgwałci kolejną omegę, dasz mu drugiego partnera? Wrócisz do starego porządku byle tylko nie przyznać, że twój syn to zakała?!
- Olivia musi wziąć go za swojego alfę. Kto inny zapewni jej teraz dom? To rozsądne rozwiązanie. Każdy to zrozumie. Lester... Niech będzie. Dostanie kilka batów. W ten sposób zadowolony wszystkich.
Lester pobladł. Nie spodziewał się, że naprawdę zostanie ukarany. Prawda była taka, że takie rozwiązanie przyjęłoby całe stado. Trudno było się z tym kłócić. Wiedziałem jednak, że powinienem dalej stać przy swoim. Nie mam pojęcia, kim jest ta omega. Pewnie kiedyś ją widziałem. Pewnie nie obchodziła mnie, więc jej nie pamiętam.
Jednak... Jakkolwiek wygląda, zapewne po względem zachowania przypominałaby moją matkę. Byłaby dobrą omegą. Bardzo nieszczęśliwą omegą. Eris na pewno nie zaakceptowałby takiego rozwiązania. Byłby wściekły. Sam mógłby tak skończyć. Gdybym był bardziej jak mój ojciec i najmłodszy brat. Wykształciłem w sobie to coś, co nazywają empatią i jest to cholernie wkurwiające.
- To gówniane rozwiązanie. Wykastruj go, jeśli będzie taka potrzeba, ale zostaw tę omegę i nie karz jej na lata męki z tym psem.
- To twój brat!
- To kupa gówna i jeśli ty się nim nie zajmiesz, ja to zrobię. Kilka batów nie wystarczy. To wilkołak. Otrzyma sto i sam je wymierzę. A omega nie będzie jego. Nie dostanie kobiety w prezencie za to, że wziął ją wbrew jej woli.
- To nie ty o tym decydujesz. Rozważę surowszą karę, ale rodzina tej omegi oczekuje partnerstwa, więc tak będzie. Jej ojciec ma decydujące zdanie w tej kwestii.
Poczułem mrowienie w palcach. Pazury. Mógłbym postawić na swoim. Nie muszę przemieniać się w całości. Mogę pokonać ojca w formie pośredniej i samemu podjąć decyzję. Eris będzie zadowolony. Ja przestanę czuć to nieprzyjemne uczucie, które chyba jest poczuciem winy. Jednak... Zabicie własnego ojca może przysporzyć mi innego rodzaju problemów. Okazało się jednak, że nie muszę tego robić.
- Ależ ojcze myślę, że możemy łatwo rozwiązać ten problem. Wymyśliłem doskonały kompromis.
Uśmiech na ustach Raula sugerowały, że nie jest to tylko kompromis mający zapobiec konfliktowi, ale i coś, co będzie mu bardzo na rękę. Ojciec zmrużył podejrzliwie oczy, jednak prawdopodobnie zorientował się, że jestem zdeterminowany. A już od jakiegoś czasu się mnie boi. Wie, w jakiej jest pozycji. Choć tego nie przyzna.
- Jaki?
- Lester musi zostać ukarany. Myślę, że kilkadziesiąt batów i ukorzenie się wystarczą. Choć... Daren pewnie ma inną propozycję i z chęcią go wysłucham. Co do Olivii... Owszem nasza rodzina musi wziąć za nią odpowiedzialność. W końcu żaden alfa nie weźmie jej sobie za partnerki. A przynajmniej ma na to małe szanse. Większości przeszkadzałoby to, że została... Cóż. Nazwijmy rzeczy po imieniu. Zgwałcona. Jednak cóż... Jestem wyrozumiałym mężczyzną, a gdy rozmawiałem z biedną Olivią, serce mi nieco zmiękło. Szkoda mi tej biednej dziewczyny a jako iż skrzywdził ją mój brat, czuję się po części odpowiedzialny. Dlatego z chęcią uczynię z niej moją partnerkę. Jestem pewny, że zapewnię jej bezpieczeństwo w przeciwieństwie do jej oprawcy. W ten sposób upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Rodzina omegi będzie zadowolona. Omega będzie zadowolona. Stado nie będzie miało powodów do gniewu. A Lester nie będzie mógł skorzystać na swoim podłym uczynku.
- Chcesz wziąć tę omegę?
- Cóż... Na pewno bardziej opłacalne byłoby wzięcie sobie kogoś w ramach sojuszu... Jednak uważam, że to będzie najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji.
Rozważał to. Lester wyglądał na przerażonego. Najwyraźniej był pewien, że wszystko potoczy się tak, jak mój ojciec miał w planach. Raul jednak właśnie zniszczył jego nadzieje.
- Niech tak będzie.
Mój najmłodszy brat nawet się nie kłócił. Nie dlatego że akceptował karę. Wiedział... Wiedział, że z jakiegoś powodu było to dla mnie coś znaczącego. Wolał odbyć karę w tej formie, niż bym któregoś dnia dorwał go i wymierzył mu własną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top