Rozdział LXXV - Daren
5 Marca
Nie rozumiem omeg. Nie rozumiem zwłaszcza mojej omegi. Mieszkam z nim już od dłuższego czasu, a dalej zastanawiam się, dlaczego jakieś mało istotne drobiazgi mają dla niego takie duże znaczenie. Rzeczy, na które chyba nikt normalny nie zwraca uwagi, są dla niech czymś istotnym. Oczywiście, jeśli to ważne dla mojej omegi, to dla mnie też musi być. Jego problem to mój problem. Więc nazbierało się trochę tych problemów.
Przeprowadzka sama w sobie jest męcząca. Pomijając to, że mój wilk jest z tego powodu niespokojny, przenoszenie, wynoszenie, wnoszenie mebli i kufrów jest zajęciem żmudnym, nudnym i może, nieobciążającym fizycznie, ale zdecydowanie frustrującym. Jest mnóstwo rzeczy, które mógłbym w tym czasie robić. Na przykład spanie.
Osobiście nie widzę powodu, dlaczego nie mógłbym rządzić z mojego własnego leża. Rozumiem zamysł. Wypada być blisko stada, które muszę chronić. Łatwiej jest wszytko nadzorować, gdy na własne oczy widzisz, co się dzieje i jak go wszystko działa. Gdy jesteś Alfą, ciągle ktoś czegoś od ciebie wymaga, ma jakiś problem, lub zwyczajnie czuje potrzebę, by irytować cię swoją obecnością. Prawdopodobnie ciężko byłoby rządzić na odległość, nawet taką małą. Jednak... Czy to mój problem?
Jak coś ode mnie chcą, to niech się pofatygują. To wilkołaki, nie powinno to stanowić problemu. Mógłbym rządzić z mojego domu. Dałbym radę. Raul jest przecież na miejscu. On się może zajmować większością spraw na bieżąco. Oficjalnie jest moją prawą ręką. Jednak nawet on jest przeciwny temu pomysłowi, mimo że dzięki temu miałby większą władzę.
W sumie to wszyscy twierdzą, że tak być nie może. Raul, Ulfr i Hilda. Nawet Eris od razu stwierdził, że nie ma na to szans. Twierdzi też, że teraz gdy mamy dziecko, nasz dom jest za mały. Mógłbym go po prostu rozbudować. Żaden problem. Ale jestem Alfą stada, więc nie mogę już mieszkać w środku lasu.
Osobiście uważam, że Eris tak naprawdę bardzo cieszy się z wyprowadzki i nie zamierza dłużej żyć w moim leżu. Rozumiem, z czego to wynika. Dla mnie to miejsce jest idealne. Dla niego... No cóż. Nie. Owszem poczuł się tam jak w domu, jednak w przeciwieństwie do mnie Eris nie lubi skromnego, spokojnego i samotnego życia. Oczy mu się świecą na myśl o posiadaniu dużego domu. Będzie bliżej Colli i Hildy. Będzie mógł czynnie uczestniczyć w społecznym życiu stada. A on lubi takie rzeczy. Lubi być w centrum uwagi. Lubi się wtrącać.
W domu nie radził sobie źle. Właściwie... Radził sobie doskonale. Sprzątanie, gotowanie, opiekowanie się zwierzętami, prowadzenie domu i ogrodu... Chyba mu się to podobało. Jednak... Mam wrażenie, że dopiero teraz będzie mógł... Rozwinąć swój potencjał. Coś czuję, że to stado może nie być na to do końca gotowe. Chyba nawet ja nie jestem na to gotowy.
Już mam tego rządzenia dosyć a dopiero zacząłem. Mój ojciec najwyraźniej przez ostatni rok był Alfą tylko z nazwy. Nie robił praktycznie nic. Owszem Raul co nieco próbował zrobić, ale pod wieloma względami był ograniczony. Tak więc pracy było od groma. Niemal od razu wszyscy zaczęli przychodzić do mnie i prosić o jakieś głupoty. Nie zamierzali dać mi nawet chwili na przywyknięcie do mojej nowej roli. Od razu na głęboką wodę. Jednak jakby się zastanowić, ze wszystkim tak było. Mój związek? Przeznaczony pojawił mi się przed oczami jak grom z jasnego nieba. Dziecko? Miało nie być dziecka i nagle jestem ojcem. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Przeniosłem już większość naszych rzeczy. Nie możemy jednak się tu wprowadzić, dopóki dom nie będzie wstępnie urządzony. Na razie wszystko walało się tam, gdzie akurat było miejsce i nie zamierzałem tego nigdzie przenosić, dopóki nie będę wiedzieć, gdzie konkretnie ma to stać. Nie dam się drugi raz wrobić w przenoszenie jednego mebla po całym pomieszczeniu przez kilka godzin. Ponadto Eris chce wprowadzić kilka zmian, które najlepiej będzie zorganizować teraz, gdy jeszcze tutaj nie żyjemy. On nazywa to generalnym remontem a ja wrzodem na dupie.
Z moją omegą nic nie może iść gładko, szybko czy bez problemów. Od czterdziestu minut rozplanowuje rozmieszczenie szafek kuchennych, postanowił bowiem kompletnie zdemontować wszystkie stojące tam meble i zorganizować po swojemu. Gdybym tylko nie musiał w tym uczestniczyć... Ale muszę. Właściwe to mam tutaj kluczową rolę, więc nie mogę się stąd wymknąć. Choć mam coraz większą ochotę. Mogę powiedzieć, że mam jakieś Alfie obowiązki. Jeśli jednak to zrobię, później nie da mi żyć. Jest zawzięty. Uparty i pamiętliwy. I na pewno skądś dowie się, że kłamałem. Wolę nie ryzykować.
- Daren?
- Tak? Co tym razem? - Zapytałem, choć nie jestem pewien czy chcę wiedzieć.
- Zastanawiam się... Może powinniśmy po prostu zrobić nowy zestaw szafek? Te są takie ograniczające. Chcę je przenieść pod tamtą ścianę, ale zmieszczą się tylko dwie i zostanie tam przerwa... ale trzy już się nie zmieszczą. Przydałoby się coś bardziej, no wiesz... Pod wymiar. I wtedy można by też zrobić takie jak były u mnie w domu. Takie wiszące jakby narożne. Tam i tu. Tak... To dobry pomysł. Poza tym jestem niski, a te tutaj są ewidentnie z myślą o nieco wyższych omegach.
- Zatrzymałem się na "powinniśmy zrobić nowy zestaw szafek". O ile nie nauczyłeś się w sekrecie stolarki, to chyba źle się wyraziłeś, bo to będzie definitywnie tylko i wyłącznie mój problem.
- A jaki to problem zrobić kilka szafek?
- Zdajesz sobie sprawę, że zaplanowałeś już wymianę połowę tutejszego umeblowania? Kilka szafek nie stanowiłoby problemu, gdyby nie to, że poprzedza je długa lista, na której jest nawet cholerny kwietnik.
- Nic nie poradzę, że twoja macocha ma beznadziejny gust. Rzeczy twojej mamy, które znieśliśmy ze strychu, są ładne, ale nie jest ich dużo. Nie zastąpimy nimi nawet połowy tej tandety.
- Znieśliśmy? Niosłeś tylko kilka książek i kiecek.
- Praca nie jest sprawiedliwa, gdy każdy robi dokładnie to samo, tylko wtedy gdy każdy robi na miarę swoich możliwości.
- Twoje możliwości są zdecydowanie większe.
- To bardzo miłe Daren, że tak we mnie wierzysz i mówisz takie miłe słowa.
Postanowiłem nie brnąć w to i zignorować tą kompletnie błędną, świadomie stworzoną interpretację moich słów. Nie miałbym nawet okazji na wygłoszenie jakiejś tyrady, bo ze stojącego na podłodze kosza wydobył się dość głośny wrzaskoskrzek. Czy jak to Eris nazywa — dziecięcy płacz. Omega w jednej chwili zapomniał o całej reszcie i niemal rzucił się w stronę szczeniaka.
- Ojeju maleństwo co się stało?
Nie wiem, dlaczego do niego mówi, skoro szczeniak nic nie rozumie. Wszyscy twierdzą, że to ważne. Że trzeba do niej mówić. Dlatego ja też to czasem robię. Jednak... Dalej uważam, że to nie ma sensu, bo ona nic nie rozumie. Z drugiej strony do Eris w większości wypadków nie słucha, gdy coś się do niego mówi, więc mówienie do niego też nie na sensu, a jednak to robię.
Omega wziął nasze szczenię na ręce i zaczął nim kołysać, aż to się uspokoiło. Ostatnio szybko rośnie. Nie tak jak alfie szczeniaki, ale różnica jest zdecydowanie widoczna. Zmiany w jej zachowaniu też są znaczące. Potrafi już się wydzierać przez stosunkowo długi czas, nim zmęczy się i zaśnie. Je dwa razy więcej, niż gdy pierwszy raz ją karmiłem. Macha tymi pokracznymi rękami i nogami. Potrafi też skupić wzrok w jednym miejscu na dłuższy czas. To ostatnie jest niepokojące, bo czasem, gdy ją trzymam i na nią patrzę, ona patrzy mi prosto w oczy tymi niepokojąco wielkimi, złotymi ślepiami. I wtedy czuję takie dziwne uczucie... Nie wiem co to, ale aż sierść się na grzbiecie jeży.
- Za godzinę jej pora karmienia. Wpadniemy do Colli, żeby zagrzać mleko i zostaniemy na obiad.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł wpraszać się bez zapowiedzi.
- Ale my jesteśmy zapowiedziani. Umówiłem się z Collą dziś rano. Przygotował trzy razy więcej kotletów, żebyś się najadł.
- Dlaczego ja nic nie wiem o tych planach?
- Bo byś się próbował wymigać. A tak to już za późno.
- ... Czy jestem zbyt przewidywalny?
- Troszeczkę.
Eris wciąż potrząsał szczeniakiem, teraz jednak bardziej wesoło. Dobrze sobie z nim radzi. Tak myślę. Szczeniak jest najedzony, rośnie szybko, nie ma na razie żadnych problemów zdrowotnych i choć potrzebuje dużo uwagi, Eris dość dobrze manewruje między opieką nad nim, nadzorowaniem przeprowadzki, sprzątaniem, gotowaniem i od niedawna byciem Luną. To dużo obowiązków. Co prawda w większości z tych rzeczy także brałem czynny udział. Zajmowałem się szczeniakiem, kiedy mogłem. Od czasu do czasu coś ugotowałem. Do sprzątania rzadko się garnąłem, ale wkraczałem, gdy Eris nie nadążał.
Dużo czasu spędzałem na sprzątaniu bałaganu, który stworzył mój ojciec i Eris czasem narzekał, że za często nie ma mnie w domu, z czasem jednak powinno się to unormować. Zresztą Eris również powoli angażował się w bycie Luną. Na szczęście jeszcze nie zaczął wprowadzać tych swoich rewolucyjnych zmian, ale mam wrażenie, że przygotowuje pod nie grunt.
Na ten moment wprowadziliśmy kilka drobnych zmian, które nie spotkały się z jakimś większym niezadowoleniem. Pierwszą było wprowadzenie większego przydziału żywności dla wdów i samotnych matek.
Drugą zmianą było oficjalne ustanowienie dnia, w którym Eris miał przyjmować kobiety i inne omegi w naszym domu, by te mogły zwrócić się do niego o pomoc, czy porozmawiać na temat problemów, które napotykają w codziennym życiu w naszym stadzie. Co prawda jeszcze nikt się nie zjawił, ale to zrozumiałe biorąc pod uwagę, że Eris nie cieszy się tu jeszcze wielkim zaufaniem. Wydaje mi się, że nieco go to przybiło, ale szybko się otrząsnął i zaczął namawiać mnie na kolejne zmiany.
Z pomocą Hildy zorganizowali coś w rodzaju... Popołudnia samic w Domu Spotkań. W określone dni Hilda na kilka godzin wypraszała stamtąd alfy i męskie bety, a samice spotykały się, by pić tę Wschodnią wodę z ziołami, szydełkować, wymieniać się przepisami, gotować razem, rozmawiać o... O tym, o czym samice lubią rozmawiać. Robić takie... Różne rzeczy, które robią samice. Eris też tam chodził i wtedy to ja musiałem zajmować się Aster. Właściwie to jutro też będzie chciał tam iść, a ja w tym czasie mogę być nieco zajęty.
- Nie jestem pewien czy będę mógł zabrać jutro ze sobą Aster. Będziemy zajmować się budową, a to może być niebezpieczne otoczenie dla szczeniaka, który sam nie ucieknie przed spadającą ścianą.
- Daren myślę, że to niebezpieczne miejsce dla każdego szczeniaka.
- Ja się w takich miejscach bawiłem.
- Bo masz tak twardy łeb, że nawet ściana się mu nie ima. A to, że pusty i nic się tam nie uszkodzi to kolejny atut.
- Co zrobimy z Aster?
- Wezmę ją ze sobą oczywiście. Co prawda zamysł był taki, żeby można było przychodzić bez swoich dzieci. Sam rozumiesz. Te kobiety i omegi często zajmują się tymi dziećmi same przez cały dzień. To miała być dla nich szansa, by przez chwilę być kimś więcej niż matką. A skończyło się tak, że o ile większych dzieci ze sobą nie przyprowadzają to te mniejsze, jak najbardziej. A właśnie! Miałem z tobą na ten temat pomówić.
- Coś mi mówi, że nadchodzi kolejny z twoich genialnych pomysłów.
- Nie inaczej.
- No to słucham.
- Wiele z tych samic nie może polegać na swoich partnerach. Albo ich nie mają, albo równie dobrze mogłoby ich nie być, bo nie zamierzają zajmować się swoimi dziećmi. Ja, Hilda i Colla nie mamy takich problemów. Ale bywa tak, że widać, że ktoś chce przyjść, ale za każdym razem musi zabrać to małe dziecko ze sobą. Więc tak sobie pomyślałem... Że można by stworzyć coś w rodzaju takiego... Hmm... Punktu opieki nad szczeniakami.
- ... Że co takiego?
- Jedna lub dwie osoby mógłby tam pracować. Przez te kilka godzin, gdy mamy spotkania. Oczywiście na zmianę. Spotkania są trzy razy w tygodniu. Więc jak ktoś pracowałby tam raz, to w kolejnych dwóch może wziąć udział. Jest sporo chętnych, więc tak by było wygodnie. Tak myślę.
- Ale jak by to miało niby działać.
- No... Bardzo prosto. Jeśli ktoś nie ma z kim zostawić dziecka pod opieką, to zostawia je właśnie u takich... Opiekunek. Moglibyśmy przyrządzać im na ten czas śniadanka i obiady w Domu Spotkań. Dzieci mógłby bawić się razem, a te młodsze byłyby pod dobrą opieką. A ich mamy mogłyby odpocząć. Być może jakby to się sprawdziło, to by można taki punkt opieki otworzyć na stałe... Tak żeby działał, chociaż kilka godzin dziennie. Jakby jakaś mama potrzebowała odpoczynku lub miała jakieś sprawy do załatwienia. Trzeba by to jakoś lepiej przemyśleć, ale uważam, że idea jest zacna.
- To szalony pomysł.
- Myślisz... Myślisz, że to głupi pomysł?
- Tego nie powiedziałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top