Rozdział LXII - Daren
7 grudnia
- Nie szarżuj tak. Lepiej będzie, jak trochę ochłoniesz, nim wejdziesz prosto do paszczy lwa.
Zatrzymałem się tuż przed drzwiami i odwróciłem, zazwyczaj bowiem mój brat ma dość istotne rzeczy do powiedzenia. Jeśli ktoś miałby wiedzieć, po co mój ojciec kazał mi tu przyjść, to byłby to właśnie Raul. Możliwe nawet, że maczał w tym swoje palce. Ten cholerny gówniarz zawsze trzyma rękę na pulsie. Jeśli coś się dzieje, to prawdopodobnie jest po jego myśli.
- Czego chcesz Raul?
- Po prostu upewnić się, że jakoś to wszystko dziś przetrwamy. Wiem, że nie będziesz zadowolony z wizyty u naszego kochanego ojczulka.
- Wiesz, po co ojciec mnie tu wezwał?
- Oficjalnie nie mam pojęcia. Nie wtajemniczył mnie w to. Jednak domyślam się, o co może chodzić. Powiedzmy, że ojciec nie jest zadowolony z rozwoju zdarzeń.
- Nie interesuje mnie czy nasz ojciec jest zadowolony, czy nie.
- Nikogo nie interesują jego humorki. Jednak wszyscy płacimy cenę za jego podły nastrój. Dlatego wolę najpierw omówić z tobą twoje plany.
- Moja plany? Nie mam żadnych planów.
- No dobrze. Może przejdźmy po prostu do sedna. Ojciec na pewno poruszy temat tego, że zostałeś ojcem, jednak na nasze wspólne nieszczęście nie jesteś rodzicem dużego, silnego alfy a małej dziewczynki, która jak zgaduję, jest omegą lub betą. To bardzo wszystko utrudnia. Gdyby Eris urodził alfę, problem byłby z głowy. Masz następcę i wszyscy są zadowoleni. Nikt już nic więcej od ciebie nie oczekuje, bo czego moglibyśmy jeszcze od ciebie chcieć. Miałbyś już wolną rękę i nikt nie mówiłby ci, że masz powiększać swoją rodzinę. Cóż... W sumie pewnie by tak mówili, ale nie byłoby to już istotne. Niestety zostałeś ojcem dziewczynki, a to bardzo komplikuje sprawę, bo w oczach naszego ojca i w sumie wszystkich innych równa się to byciu bezdzietnym.
- Domyśliłem się już, że ojciec będzie pieprzył o tym, że mam mieć jeszcze syna. Przygotowałem się na taką ewentualność. Po prostu każę mu spierdalać.
- Wiesz, że to nie takie proste. Myślałeś może o tym, by wysłać naszego ojca na wcześniejszą emeryturę? Po walce, którą ostatnio wygrałeś nasza pozycja, nieco się umocniła. A przede wszystkim umocniło to twoją pozycję. Wszyscy wiedzą, że jesteś silny. Nikt nie będzie podważał twojej władzy po czymś takim. Być może lepszy moment się nie nadarzy. Ta wygrana jest w tej chwili większej wagi niż jedno słabe i bezużyteczne dziecko. Dzięki niej nikt nie zwraca uwagi na to, że twoja omega urodziła... takie śliczne, lecz słabe maleństwo. Okazuje się, że wyszło z tego więcej dobrego niż złego. Sukcesy przyćmiły porażki. Rozumiesz, co mam na myśli?
- Chcesz, żebym w najbliższym czasie przejął stado.
- Tak. I staram się jak najbardziej ci to ułatwić. Rozmawiałem już z ojcem. Szykuję podwaliny na dzień, w którym zrzucisz go ze stołka. By to się jednak udało, musisz zrobić coś, co może się okazać niezwykle trudne.
- To znaczy?
- Musisz powstrzymać się przed zamordowaniem naszego ojczulka.
- Masz rację. To może być niewykonalne.
- Posłuchaj Daren... Osobiście mam gdzieś czym jest twój dzieciak lub czy przeżyje. Chcę, żebyś przejął stado i tylko to się dla mnie liczy. Jeśli twoja córka przeżyje, w teorii możesz rządzić wystarczająco długo, by twoje potencjalne wnuki mogły przejąć stado. Będzie to nieco naciągane i może być trudne do zrealizowania, ale nie jest niewykonalne, zwłaszcza jeśli zaczniemy szykować się do tego wystarczająco wcześnie.
- Widzę, że wszystko sobie przemyślałeś.
- Owszem. Nie ma co zwlekać. Potrafię dostosować się do sytuacji. Skoro okoliczności są takie, a nie inne, nie ma co się poddawać, tylko trzeba to wykorzystać. A więc... Nie zamorduj dziś naszego ojca, nieważne co powie.
- Spróbuję.
- Nie Daren. To ważne. Masz przejąć stado, ale w stabilny sposób. Tak by nikt nie próbował podważyć twojej władzy. To istotne. Ponadto... Lepiej będzie nie stresować dodatkowo twojej omegi. Akurat on jest ważny w moich planach i nie chcę, by twoje nieprzemyślane zachowania sprawiły, że nasz sojusz z południem się rozpadnie. Wiem, że nie radzi sobie teraz najlepiej, a omegi są niezwykle kruche. Jeśli zaczniesz teraz sprawiać problemy, nasz słabiutki Eris może tego nie wytrzymać. A więc skup się i rób co w twojej mocy, by nie sprawiać nam wszystkim problemów.
- To może być trudne.
- Po prostu skup się na tym, że niedługo odwdzięczysz się naszemu ojcu. Gdy zostaniesz alfą, stado będzie twoje i będziesz robił to, na co masz ochotę. Jeśli chcesz, możesz nawet go wygnać. Nie będę cię powstrzymywać. Być może nawet pomogę ci załatwić to w jak najmniej problematyczny sposób.
- Jak już mówiłem, postaram się go nie zamordować.
- Wiesz, że nasz ojciec nie ma taktu. Więc może powiedzieć coś... Nie do końca właściwego. Gdy tak się stanie, pomyśl o swojej słodkiej omedze czekającej na ciebie w domu. Nie chcesz, by Erisowi było jeszcze ciężej prawda? A właśnie. Jak się ma nasz słodki Eris? Macierzyństwo nie jest dla niego zbyt łatwe czyż nie?
- Jakoś się trzyma.
- Nie wiesz co się u niego dzieje czyż nie? Jesteś zbyt pochłonięty swoimi emocjami, by zająć się naszą południową księżniczką. Rozumiem. To bardzo w twoim stylu.
- Jesteś ostatnią osobą, która powinna mi wypominać to jak traktuję swoją omegę. Jeśli skończyłeś, czeka mnie spotkanie, na którym chyba nie powinienem być wkurwiony.
- Racja. Powodzenia braciszku. I pamiętaj... Morderstwo nie jest rozwiązaniem.
Raul odszedł, zostawiając mnie samego. Ostatecznie nie powiedział mi, dlaczego właściwie ojciec chce się ze mną widzieć. To oczywiste, że chce porozmawiać o szczeniaku. Jednak Raul zdecydowanie wiedział coś jeszcze. A sądząc po tym, jak bardzo podkreślał, bym nad sobą panował, wie, że będzie to coś, przez co będę chciał pozbyć się naszego ojca. Potrafię jednak zachować nad sobą kontrolę. Robię to od dłuższego czasu. Od dnia, gdy dowiedziałem się, że przez mojego ojca Eris mógł umrzeć. Od tamtego dnia za każdym razem, gdy widzę tego starego, słabego wilka mam ochotę skręcić mu kark. W końcu to byłoby niezwykle wręcz łatwe. Co więcej, na pewno poczułbym się lepiej, gdybym to zrobił. A i nie musiałabym się już więcej denerwować tym, że ten stary dziad jeszcze żyje.
Wkurwiam się, gdy o nim słyszę, a gdy każe mi przyjść do siebie, tak jakbym był winien mu posłuszeństwo, mam jeszcze większą ochotę go zabić. Być może więc dobrze, że Raul przypomniał mi, jak ważne jest w tym momencie, bym zachował nad sobą kontrolę. Ma rację. Eris nie powinien być teraz wciągany w żadne wewnętrzne gierki mojej rodziny. Jest na to za słaby. Należy mu się odpoczynek i poczucie bezpieczeństwa.
Z jakiegoś powodu Eris angażuje się we wszystko, co ma związek ze mną, więc jeśli ja wpakuję się w jakiś bajzel, on też będzie się w to wtrącał. Więc... Zobaczymy, co takiego mój ojciec ma mi do powiedzenia.
Wszedłem do środka i udałem się prosto do pokoju, w którym zwykł mnie przyjmować. Czekał na mnie tak, jak myślałem. Próbował wyglądać równie władczo co kiedyś. Nie wiem, czy wydaje mu się, że ktokolwiek jeszcze się go obawia. Jeśli tak to jest to dość żałosne.
- Jestem. Czego chciałeś?
- Nie tak wita się swojego ojca.
- Nie mam czasu. Dzięki tobie mam na głowie nie tylko omegę, ale i szczeniaka. Mam lepsze rzeczy do roboty niż bycie tu z tobą.
- A więc twój szczeniak jeszcze żyje?
- Owszem.
- Nie przetrwa zbyt długo.
- To nie twoja sprawa.
- Moja. Twoje dzieci to moje wnuki. Twój starszy brat był rozczarowaniem, tak jak wszyscy się spodziewali. Nie oczekiwałem po nim niczego innego. Natomiast ty... Spodziewałem się po tobie czegoś więcej.
- Gdyby to zależało ode mnie ten szczeniak, by się nie urodził. To ty postanowiłeś mieszać się w moje życie. Powinieneś cieszyć się, że nie uznałem tego za wystarczającą zniewagę, by wyzwać cię na pojedynek. Jedyne co mnie powstrzymało to litość. Wszyscy wiemy, jak bardzo upokarzający byłby dla ciebie pojedynek ze mną.
- Jak śmiesz...
- Jak śmiesz mieszać się w moje życie, po czym jeszcze ściągać mnie tu by narzekać na to, że nie poszło do końca po twojej myśli.
- Twój szczeniak to jakiś nieśmieszny żart. Porażka równie wielka co twój starszy brat. Jeśli nie większa. On przynajmniej jest alfą. A ty... Nie dość, że to samica to jeszcze niedługo zdechnie.
A więc to dlatego Eris się tak denerwował. Rzeczywiście to irytuje. Gdy ktoś inny mówi w ten sposób.
- Tego nie wiesz. Eris się nią zajmuje. Zapominasz, że mówisz o moim dziecku. Twoja krew jest słaba, ale moja jest silna. Moja córka ma szansę przeżyć.
- Ten szczeniak powinien był zdechnąć zaraz po porodzie. Nawet jeśli przeżyje, będzie tylko symbolem twojej porażki. Słaba. Prawdopodobnie ułomna. Kobieta... Pewnie jeszcze omega. Pozbądź się jej.
- Co takiego?
- Za czasów mojego ojca takie słabe, ułomne szczenięta zostawiało się w lesie, gdzie radziły sobie z nimi wilki lub natura. Nie ma sensu utrzymywać przy życiu taką porażkę.
- Chcesz, żebym zamordował swoje dziecko?
- Zostaw ją w lesie na dobę. Jeśli przeżyje, może coś z niej będzie. Jeśli nie, problem będziesz miał z głowy.
- Jak szczeniak ma przeżyć nawet kilka godzin sam, w lesie w środku cholernej zimy.
- Silne szczenię by przetrwało. Zawsze tak było. Słabe nie przetrwa, ale tak właśnie ma być. Słabe jednostki odchodzą. Będziesz miał jeszcze mnóstwo potomstwa. To słabe szczenię będzie ci zawadzać. Gdy twój omega dostanie rui, stań na wysokości zadania i po prostu go zerżnij. Urodzi ci alfę. A jak nie to spróbujesz jeszcze raz. Może z inną omegą.
- Zaczynasz przeciągać strunę. Lepiej ostrożniej dobieraj słowa.
- A czy mówię coś, co nie jest prawdą? Ten szczeniak jest słaby. I tak zdechnie. A nawet jeśli nie zdechnie, nie będzie użyteczny, więc po co marnować na niego czas. Nasz rodzaj zawsze tak robił. Pozbywał się słabych ogniw. To działało dobrze na naszą społeczność.
- Dokładnie to zrobiłbyś z Flynnem, gdyby moja matka cię nie powstrzymała czyż nie?
- Tak. Co jakiś czas żałuję, że było mi jej żal na tyle, że pozwoliłem jej zatrzymać tego szczeniaka. Co prawda później się zrewanżowała. Jednak jak mówiłem, Flynn jest przynajmniej alfą. Była jakaś nadzieja, że z czasem będzie normalny. A później było już za późno.
- Nie zamorduję swojego dziecka.
- Podobno nie chciałeś tego szczeniaka.
- Ale już tu jest. A ja nie jestem mordercą dzieci.
- Twojej omedze też wyjdzie to na dobre. Teraz kręci się wokół chorego szczeniaka, który jak obaj wiemy, prędzej czy później zginie. Przywiąże się do niego jeszcze bardziej niż twoja matka do swojej ostatniej porażki. Znajdzie martwego szczeniaka w kołysce i jeszcze coś sobie zrobi, bo omegi takie są. Słabe. Lepiej, jeśli po prostu zabierzesz szczeniaka i zostawisz go gdzieś. Powiesz swojej omedze, że już go nie ma. Nie będzie ciała i krzyków przy pogrzebie. Po prostu pusta kołyska. Pozbiera się szybciej, niż myślisz. Zrób mu jak najszybciej kolejnego na pocieszenie i zobaczysz, jaki będzie szczęśliwy. Zapomni o tym pierwszym. Powinienem był tak zrobić z twoją matką, ale jej histeria utrudniła mi podjęcie racjonalnej decyzji.
- Nie zabiję tego szczeniaka.
- Przemyśl to sobie. Wiesz, że taka decyzja będzie najlepsza. Skoro i tak zdechnie, może lepiej by już się nie męczyło.
- Nie zamierzam tego dłużej słuchać. Marnujesz mój czas.
- Nie jesteś głupi. Wiesz, że to byłaby mądra decyzja.
- Może to ciebie powinno się zostawić samego w lesie. Kiedy ostatnio sam coś upolowałeś? Gdyby nie to, że Agnes podsuwa ci żarcie pod nos, już dawno byś zdechł.
Nie czekałem na jego ripostę. I tak prawdopodobnie żadnej nie miał. A nie wiem, jak długo jeszcze powstrzymam się przed przemocą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top