Rozdział LVI - Eris

20 listopada

- Spróbuj może wypić szklankę wody. Ja tak robię, gdy boli mnie głowa. Pomaga.

- Colla nie boli mnie głowa. To nie takie proste. Boli mnie... Wszystko. Mam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Sam nie wiem. Chce mi się wymiotować. Myślę, że szklanka wody na to nie pomoże.

- Może napij się ziół. Wiem, że to cię magicznie nie uzdrowi, ale zawsze to coś.

- Wypiłem już dwie różne mieszanki. Nie można przesadzać.

- W takim razie lepiej nie pij już nic więcej. Niestety musisz jeszcze nieco pocierpieć. A może jednak zrobię ci jakąś kanapkę? Dobrze by było, żebyś zjadł cokolwiek.

- Zrzygam się, jeśli poczuję jakiekolwiek jedzenie.

- No dobrze. Powiedzmy, że nic ci nie będzie jak chwilę pogłodujesz. Ale za dwie lub trzy godziny znów będę cię męczył.

- Wiem, że muszę jeść. Dla dziecka. Jednak... Nie teraz. Teraz nie dam rady.

Colla odwiedził mnie już drugi raz w tym tygodniu. Bardzo mnie to cieszy, zwłaszcza że ostatnio czuję się wyjątkowo słabo. Przez jakiś czas nie miałem sił, by wstać z łóżka. Daren co nieco mi pomagał, jednak potrzebowałem ciągłej opieki i uwagi, której mi nie dawał. Poinformował jednak o tym Collę i Hildę. Od tego czasu bywają u mnie prawie codziennie. Flynn zajmuje się ich małą córeczką, a Colla ufa mu na tyle, by powierzyć mu opiekę nad maleństwem. Jest dobrym ojcem, więc nie powinno być żadnych problemów.

- Czy tak powinno być? Wydawało mi się, że poranne mdłości pojawiają się tylko na początku ciąży. Poza tym... Sam nie wiem. Zaczynam się niepokoić. Został jeszcze ponad miesiąc. Prawie dwa. Jednak wbrew pozorom to bardzo mało. Może po prostu zaczęło do mnie docierać, że niedługo czeka mnie... Dość traumatyczne przeżycie. Może przez ten stres tak się czuję.

- Może powinieneś wrócić ze mną. Twojemu dziecku na pewno nic nie jest, ale jeśli czujesz się tak źle, to może będzie lepiej, jeśli spotkasz się z akuszerką i porozmawiasz z nią o tym. Poza tym dobrze by była w pobliżu, gdy będzie zbliżał się dzień porodu.

- To nie jest zły pomysł, ale nie wiem, czy dam radę. Może jak pogoda się nieco uspokoi.

- Hmm... A jak zachowuje się dziecko?

- To znaczy?

- Czy jest tak jak do tej pory? Mówiłeś, że dużo się rusza.

- Oh... Ostatnio jest spokojniejsze. Ale czuję je czasem.

- To dobrze. W takim razie chyba nie ma o co się martwić. Zajmiemy się tobą aż do porodu.

- Dalej nie mogę się zdecydować jak je nazwać. Daren nie chce ze mną o tym rozmawiać. A sam nie mogę zdecydować.

- Czemu nie? Skoro nie chce w tym uczestniczyć, to decyzja należy tylko do ciebie. Wybierz takie imię, jakie ci się podoba.

- Jeśli to będzie chłopiec, to chciałbym go nazwać po dziadku. Jednak nie jestem pewien czy powinienem. Czy tak wypada.

- To dobry pomysł. A jeśli to będzie dziewczynka?

- Mam kilka pomysłów. Ale myślę, że to będzie chłopiec.

- Myślisz, czy masz nadzieję?

- Płeć dziecka nie ma dla mnie znaczenia.

- Tak. Wiem. Ale ma dla całej reszty. Jeśli to będzie chłopiec alfa, będzie wam dużo łatwiej.

- To prawda. Jednak... Dla mnie to naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Zwłaszcza że i tak pewnie tu nie zostanę.

- Naprawdę zamierzasz wrócić na południe?

- Wszystko zależy od Darena.

Drzwi wejściowe nagle otworzyły się z głośnym hukiem. Wiatr był bardzo silny. Daren wszedł do środka, przy okazji wnosząc do domu mnóstwo śniegu. Zamknął drzwi i otrząsnął się, zrzucając na podłogę jeszcze więcej śniegu, po czym zaczął zdejmować zimowe ubrania. Colla spoglądał na mojego alfę z dość wyraźnym i nieukrywanym niesmakiem.

- O wilku mowa.

Od jakiegoś czasu Colla jest w stosunku do Darena nieco agresywny. Chyba nie podoba mu się sposób, w jaki Daren mnie traktuje. Jest mi bardzo miło, że mój przyjaciel tak się o mnie troszczy. I pomyśleć, że na początku nasza relacja była tak... specyficzna. Na dalekiej północy chyba nie da się nawiązać z nikim zdrowej i serdecznej relacji od samego początku.

- Jesteś cały zziębnięty, ogrzej się przy palenisku.

- Nie jest mi zimno.

Oczywiście, że nie. W końcu silne, niezależne alfy nie czują zimna, gorąca, zmęczenia i innych rzeczy związanych ze słabością ciała, gdyż są doskonali. Nawet natura przed nimi drży i się ich nie ima.

- Usiądź i mnie nie denerwuj. Nie chcę, byś miał zapalenie płuc.

- Co to jest zapalenie płuc?

- Nieważne. Rób, co chcesz.

- Tak zamierzam.

- A jaka jest pogoda? Dalej tak źle czy może już nieco się poprawiło.

- Wciąż to samo. Burza śnieżna może potrwać nawet do rana. Wygląda na to, że twój towarzysz zostanie dziś na noc.

- Czyli jednak. Liczyłem, że nieco się uspokoi. A jest jakakolwiek szansa na poprawę w najbliższym czasie?

- Niewielka. Jednak trudno powiedzieć. Może być gorzej, ale jest i niewielka szansa, że jednak wszystko się uspokoi. Pogoda tutaj jest dość nieprzewidywalna.

- Rozumiem. Odgrzać ci obiad? A może zrobić ci coś ciepłego do picia?

Nim się zorientowałem, zostałem uderzony w ramię. Colla posłał mi jedno ze swoich najbardziej zabójczych spojrzeń. Chciałem być po prostu miły. Daren jest dupkiem, ale ja nie jestem. Dbam o swojego alfę.

- Ledwo chodzisz, a zamierzasz mu usługiwać? Niech sam się sobą zajmie.

Daren był chyba w złym nastroju, bo także zaczął spoglądać na wszystko z tym zabójczym błyskiem.

- Nic od niego nie chcę.

- I niech lepiej tak zostanie. Wiesz, że twój omega rozważa powrót w swoje rodzinne strony?

- Wiem.

- Masz coś do powiedzenia na ten temat?

- Niech robi, co chce.

Możliwe, że nieco zabolała mnie ta odpowiedź. Wiem, że Daren nie zatrzyma mnie siłą, jednak miałem nadzieję, że chociaż będzie próbował mnie powstrzymać. Lub że... Że go to jakoś zaboli. Jeśli pozwoli mi ot tak odejść, to chyba znaczyłoby to, że jego uczucia naprawdę osłabły.

- Jeszcze nie wiem, co zrobię. Zostaw to Colla. Nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać. To daleka przyszłość. Obecnie nawet z domu nie mogę wyjść, więc nie ma co myśleć o dalekiej podróży.

- Jesteś dla niego za dobry. Powinniśmy wyrzucić go w te zaspy.

- Możemy to zrobić później. Teraz chyba pójdę nieco się odświeżyć przed snem.

- Potrzebujesz pomocy?

- Nie. Daję jeszcze radę sam wykonać podstawowe czynności życiowe.

Wstałem i minąłem wciąż obrażonego Darena. Miałem wrażenie, że ciało boli mnie jeszcze bardziej niż wcześniej, zwłaszcza dół pleców. Zabrałem dzbanek z wodą i udałem się do najbardziej uniwersalnej izby w naszym domu. Nalałem wodę do misy i przemyłem twarz. Zrobiłem tylko to i już żałowałem, że w ogóle wstałem z krzesła.

Oparłem się o szafkę i odetchnąłem głęboko. Położyłem rękę na brzuchu i nagle poczułem ból. Był krótki, ale dość silny. Próbowałem nieco się uspokoić. Oddychać spokojnie i głęboko. Takie rzeczy się zdarzają. Po chwili jednak ból się powtórzył, ale był jeszcze silniejszy.

Tym razem już się zaniepokoiłem. Powoli i ostrożnie podszedłem do drzwi i ponownie poczułem ten ból. Oparłem się o ścianę, aby się nie przewrócić, a gdy ból osłabł, wszedłem do kuchni. Tym razem nie zniknął całkowicie, a jedynie stał się mniej intensywny.

Colla dalej siedział przy stole, a Darena nie było. Omega spojrzał na mnie i od razu dostrzegł, że coś się dzieje, wstał gwałtownie i już po chwili znalazł się przy mnie.

- Eris? Źle się czujesz?

- Boli. Mocno.

- ... Spokojnie. Usiądź. Chodź, pomogę ci.

Przyjaciel objął mnie ostrożnie, bym mógł się o niego oprzeć i zaczął prowadzić mnie w stronę krzesła. Ból nagle powrócił, tym razem jednak był zbyt silny. Nogi się pode mną ugięły, a z ust wyrwał mi się krótki krzyk. W głowie zaczęło mi szumieć i ledwo widziałem na oczy.

Colla trzymał mnie mocno, więc nie upadłem na podłogę. Usłyszałem, jak drzwi się otwierają, a później głos mojego alfy.

- Co się stało?

- Eris źle się czuje. Musi się położyć albo...

Omega przerwał i zapanowała chwila ciężkiej ciszy. Dopiero po chwili zacząłem na powrót rozumieć co dzieje się wokół mnie, wtedy też dostrzegłem, co się stało i dotarło do mnie, dlaczego Colla milczy.

- Eris nie panikuj. Wszystko będzie dobrze. To tylko... Musisz być teraz bardzo dzielny i bardzo spokojny. Nie bój się. Jestem tutaj i się tobą zajmę.

- Wody mi odeszły?

- ... Tak. Ale to nic. Chodź, połóż się. Zaraz wszystko przygotuję.

- Nie... Nie może tak być. Jest jeszcze za wcześnie. Dużo za wcześnie. Dziecko jeszcze nie jest gotowe. Nie mogę teraz rodzić. Ono umrze.

- Eris... Musisz teraz urodzić. Dasz radę.

- Nie. Nie mogę. Jeszcze nie.

- To już się dzieje. Teraz musimy zadbać o to, by wszystko przebiegało, jak trzeba. Daren rusz się. Pomóż mi. Pomóż mu. Musi się położyć.

Łzy napłynęły mi do oczu. Colla kazał mi być spokojnym, ale jak miałem być spokojny? To nie było normalne. Działo się coś bardzo złego. Z moim dzieckiem działo się coś bardzo złego. Chyba jeszcze nigdy nie czułem takiego strachu. Stracę je. Okazałem się zbyt słaby. Zawiodłem moje dziecko i teraz przeze mnie umrze.

- Daren! Rusz się! Musisz pomóc mi położyć go na łóżku. Zajmę się wszystkim. Ty musisz biec do wioski. Zmień się w wilka i ściągnij tu kogoś. Kogokolwiek. Aby jak najszybciej. Jeśli tego nie zrobisz... Eris będzie zagrożony. Więc weź się garść.

Colla też się boi. Słychać to w jego głosie. A więc jest bardzo źle. Zaczęła ogarniać mnie panika. Ból powrócił. Może ja też umrę. Nie chcę umierać.

Poczułem zapach Darena, a po chwili znalazłem się w jego ramionach. Podniósł mnie i na chwilę poczułem się nieco spokojniej. Bezpieczniej. A później to przyjemne ciepło które mi dawał, zniknęło. Położył mnie na łóżku i zniknął.

- Daren? Nie idź. Boję się. Zostań. Proszę.

Chciałem złapać go za rękę, ale był zbyt szybki. Zostawił mnie.

- Eris. Posłuchaj mnie, proszę.

Colla ukląkł przy mnie i złapał mnie za rękę. Wyglądał na bardzo zmartwionego. Nie znam się na medycynie. Nie na tej dotyczącej ciąży. Nigdy nie szkoliłem się na akuszerkę. Czasem pomagałem mamie przygotowywać leki dla samic w połogu i odwiedzałem je z nim. Jeśli coś wiem na ten temat to tylko jak zająć się kimś przed i po porodzie. Nie wiem natomiast nic o samym porodzie. Wiem jednak, że moje szczenię jest zdecydowanie zbyt młode, by urodzić się zdrowe.

- Stracę je. Ono umrze.

- Nie Eris. Nie myśl tak. Musisz być silny i wytrzymać ból, by je urodzić. To wilkołak. Owszem to zdecydowanie za wcześnie, ale... Ale my jesteśmy inni niż ludzie. Widziałem szczenięta, które urodziły się miesiąc za wcześnie i były zdrowe. Jedno ze szczeniąt Hildy urodziło się prawie cztery tygodnie za wcześnie.

- Ale... To więcej niż miesiąc za wcześnie.

- Owszem... ale to nie musi znaczyć, że młode nie przeżyje. Pamiętaj, że jest w połowie wilkiem. Młode rozwijają się w postaci pośredniej. A młode wilków rozwijają się szybciej niż ludzi. Nasze... Są gdzieś pomiędzy. Nasza ciąża trwa tyle, co ludzka, ale skoro młode są zdolne do przetrwania po ośmiu miesięcy, to jeśli będzie silne, da radę. A jestem pewien, że wasze dziecko jest silne. Tak jak ty. Jak twój alfa. Daren niedługi przyprowadzi tu kogoś do pomocy, ale na razie jesteśmy sami. Zajmę się tobą. Muszę zagotować wodę i przygotować się nieco więc zostawię cię tutaj na chwilę. Damy radę. Nie jesteś sam. Spróbuj nieco się uspokoić i głęboko oddychać. I... Nieważne co się stanie, pamiętaj, że wszyscy cię kochamy i nie chcemy cię stracić, więc musisz dać z siebie wszystko. Dobrze?

- ... Naprawdę ma szansę przeżyć?

- Oczywiście.

- ... Colla powiedz mi prawdę. Proszę.

- ... Ma szansę przeżyć.

- Ale niewielką. Prawda?

- Ma szansę przeżyć. Połóż się. I oddychaj głęboko. Zaraz do ciebie wrócę.

Nie odpowiedział. A więc niewielką.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top