Rozdział XXXVIII - Eris

13 czerwca

- Przyznam, że nie jestem zbytnio do tego przekonany. Jest... Jest ładne. Tak myślę. Jednak... Sam nie wiem. Nie uważasz, że jest trochę...

- Obfite? Przesadzone? Grube?

- ... Nie do końca o to mi chodziło.

Nova pokręcił delikatnie głową i złapał materiał końcami palców. Jego mina wyrażała lekkie zdegustowane.

- Masz na sobie ile... Z trzy warstwy. A mamy lato. To jest letni strój?

- Ale są bardzo cienkie. Choć rzeczywiście nie do końca rozumiem zamierzenia. Jakby koszula i spodnie nie wystarczyły. Nie wygląda jednak źle? Prawda?

- To jest... na swój sposób urocze. Jednak jednocześnie dość nijakie jak na coś, co miało być prezentem i z tego co zrozumiałem strojem raczej odświętnym.

Zerknąłem na siedzącego w kącie pokoju Collę. Omegą był wyjątkowo cichy. Założę się, że to dlatego, że Nova go przeraża. Nie dziwię mu się. W sumie zachowuje się zaskakująco dobrze w stosunku do mojego Wschodniego przyjaciela.

- Co na to powiesz? Nie wiemy, jak to powinno wyglądać. Będziemy wdzięczni za jakiś komentarz.

Daren przyprowadził tu Collę, by mnie ubrał. Bo ani ja, ani Nova nie wiemy, jak się nosi te ubrania. No i chyba uznał, że przyda mi się większe towarzystwo. Bardzo prawdopodobne jest też to, że po prostu nie ufa Novie. Daren przyniósł mi paczkę z sześcioma różnymi elementami stroju i o ile z przymiarek mogę się domyślić, jak to ma mniej więcej wyglądać, to nadal boję się, że popełnię jakiś błąd i stanę się obiektem drwin, a tego bym nie chciał. Wiem już, że Colla boi się zrobić coś, co Darena rozgniewa, więc nie wkopie mnie pod koła wozu. Nie ufam mu w pełni, ale sądzę, że nie jest tak głupi by się niepotrzebnie narażać.

- Szczerze mówiąc... Spodziewałem się czegoś więcej, gdy powiedziałeś, że to prezent od Luny. Bardzo podobny komplet dostałem na szesnaste urodziny od matki. A ona była tylko prostą pasterką. Rozumiesz co mam na myśli? Owszem jest ładny. Dobrze wykonany. Ale kobieta, która go zrobiła, szyje wszystkie stroje bardzo dobrze więc to nie tak, że twój jest wyjątkiem. Jest po prostu dość... Dość skromny. A przynajmniej jak na coś, co podarowała ci Luna. Osoba, która może sobie przecież pozwolić na więcej. Może to dlatego, że to twoje siedemnaste urodziny. No wiesz. Nic wielkiego. Jednak to pierwszy prezent jaki od niej dostajesz. A w końcu... Należysz do jej syna. Więc to dość... Po prostu zaskakujące. Ale strój jest jak najbardziej ładny.

- To nie tak, że uważam, że to jest brzydkie. Jest ładne. Tylko muszę przyznać, że nie czuję się w tym zbyt... Dobrze. Wolałbym złożyć któryś z moich strojów. Są ładniejsze. To znaczy... Bardziej w moim stylu. I szczerze mówiąc wolę raczej ciepłe kolory. Choć ładnie mi w niebieskim.

- Jeśli to zrobisz, to tak jakbyś dał jej policzek.

- Wiem. Dlatego nie mam takiego zamiaru.

- Słuchaj... W sumie jak tak sobie myślę... To typowy strój dla tutejszych samic. Zwłaszcza młodych i bez pary. W zasadzie ma to sens. Jesteś jeszcze na wydaniu. W pewnym sensie. Samice, które mają partnera, ubierają się bardziej poważnie. Dla ciebie taki lekki strój jest chyba w sam raz. Bo nie widzę innego powodu, by Luna miała dać ci coś tak prostego. Kolor jest bardzo ładny. Pewnie chciała podkreślić, że jesteś jeszcze młody i niewinny.

- Może...

Przyjrzałem się odbiciu w lustrze. Wyglądałem... ładnie. Odrobinę nijako. Ale ładnie. Jak skromna, niewinna omega na wydaniu. Może właśnie taki miał być efekt.

- Albo suka cię po prostu nie lubi.

Reakcja Colli na słowa Novy była naprawdę bezcenna. Dużo bym dał, by móc zatrzymać tę chwilę. Jako że północna omega potrzebował chwili, by dojść do siebie, skupiłem się na Novie. Jego słowa poruszyły bowiem dość interesującą kwestię.

- Wydawała się miła. W porównaniu do reszty. Nie zrobiła na mnie złego wrażenie a raczej wręcz przeciwnie. Chociaż... W sumie... Nie miałam okazji z nią porozmawiać. Tak... Jakoś normalnie. Była raczej cicha i zdystansowana. Jednak jako jedyna nie okazała mi braku szacunku i wrogości. Uznałem to za oznakę dobrej woli.

- Bo to samica. Nie warczymy na każdego, kto nam się nie podoba, jak ci kretyni samce. Mamy inne sposoby, by kogoś obrazić, dopiec mu czy okazać brak szacunku. Potrafimy to zrobić dyskretnie i z klasą. Dostałeś od niej prezent. To miły gest. Jednak może się okazać, że to wąż. Dlatego musisz być przy niej ostrożny. Wyglądasz w tym ładnie, ale nie podkreśla to w ogóle twoich walorów. Owszem kolor jest ładny. Ale tak szczerze... Trudno znaleźć kolor, który by ci nie pasował. Nawet w żółtym wyglądałbyś dobrze. Myślę, że na razie nie ma się co tym specjalnie przyjmować. Jej prawdziwe intencje staną się pewnie oczywiste, gdy już tam zajdziemy. W końcu pokaże pazurki. Mówię ci.

Nova mógł mieć rację. Tutaj nie mogę nikomu ufać. Nie wiem nawet, czy Colla mówi mi prawdę. Ufam mu w kwestii tego, czy ubierze mnie na tradycyjną modłę. To nie znaczy, że teraz wyraża swoją szczerą opinię na temat tego stroju.

Osobiście nie uważałem, by był brzydki. Zdecydowanie był bardziej tutejszy. Widziałem podobne kroje na każdym rogu, gdy byłem w wiosce. Na swój sposób byłem zainteresowany tutejszą modą. Lubiłem eksperymentować z zawartością mojej szafy. Dlatego byłem nawet trochę podekscytowany gdy dowiedziałem się, że dostanę coś typowego dla dalekiej północy.

To był strój letni. A i tak był zaskakująco skomplikowany. Składał się między innymi z długich, raczej luźnych spodni w kolorze jasnej szarości, białej koszuli, która była nieco dłuższa niż te, które zazwyczaj nosiłem, błękitnej tuniki bez rękawów, która sięgała mi mniej więcej do połowy uda, a także raczej cienkiej narzutki w kolorze nieco ciemniejszego niebieskiego, która sięgała do kolan i miała rękawy do łokci. Kolejne dwa elementy były dla mnie większą zagadką. Długi pas materiału w kolorze bardzo jasnej szarości mógł być szalem lub nakryciem głowy. Nova zasugerował, że można tym przepasać talię, bo tak czasem robią na Wschodzie i miał rację. Colla to potwierdził. Aczkolwiek okazało się, że to nie wszystko. Najpierw należało założyć inny element stroju, który też był dla mnie zagadką. Była to jedyna rzecz, która miała jakiekolwiek wzory. Przypominało trochę fartuszek. Kawałek prostokątnego materiału na raczej cienkim sznurku był ciemnoszary, a na dole miał wyszyte drobne kwiatki w różnych odcieniach jasnego niebieskiego. Był też obramowany białymi wzorkami. Okazało się, że najpierw trzeba było obwiązać sznurek wokół bioder, tak by ten fartuszek był z przodu, później zakładało się narzutkę, a następnie trzeba było opasać talię tym długim kawałkiem materiału, ale razem z narzutą. I trzeba było to zrobić tak, by nic nie zwisało. Colla mi z tym wszystkim pomógł. Więc ostatecznie miałem na sobie sporo rzeczy jak na letni stój. Ogólnie nie było to brzydkie. Po prostu mam wrażenie, że mogłoby być dużo ładniejsze, gdyby nieco to przyozdobić.

- Masz chustę?

Colla w końcu odzyskał głos. To dobrze. Bo też pomyślałem o tej chuście. Już zaplotłem włosy w warkocz, ale nie wiedziałem co zrobić dalej.

- Leży tam na komodzie.

Colla wstał i wziął w ręce materiał. Wybrałem ją sam i chyba najbardziej mi się podobała z tego całego stroju. Wiedziałem, że mój strój będzie błękitny, bo powiedziała mi o tym wilczyca, która go szyła, więc wybrałem coś co dobrze by wyglądało z niebieskim. Chusta była biała, ale cała była pokryta błękitnymi wzorami, więc w sumie trudno było stwierdzić którego koloru było więcej. Poza wzorami geometrycznymi były tam kwiaty i inne motywy roślinne. Wyglądała uroczo i mimo że do dekoracji użyto tylko jednego koloru, prezentowała się dość bogato.

Colla najpierw upiął mój warkocz nad karkiem, a następnie zajął się chustą. Zakrył moje włosy niemal całkowicie. Widać było tylko te nad twarzą, ale chusta ładnie spływała na plecy i w sumie odsłaniała moją twarz, więc cała uwaga skupiała się na niej. Nie miałem powodu, by narzekać. W sumie, gdy moje włosy zostały zakryte, to moje oczy przykuwały całą uwagę. Mógłbym polubić noszenie takiego zakrycia głowy. Może nie na co dzień. Ale od czasu do czasu... Czemu by nie.

- Myślę, że wyglądam całkiem dobrze. To teraz buty.

Buty akurat były ładne. Z tego, co zrozumiałam, za nie płacił Daren. Pewnie dlatego miałem w miarę możliwość wyboru. Dostałem dość ładne ciemnobrązowe trzewiki. Były bardzo proste, ale wygodne i w ich kształcie było coś eleganckiego i delikatnego. Podobały mi się. Średnio pasowały do stroju, ale nie przeszkadzało mi to. Były bardzo ładne i to się dla mnie liczyło. Aczkolwiek nie był to prezent od Darena. Z tego, co zrozumiałem, Luna kazała mu załatwić mi jakieś porządne buty, żebym miał w czym chodzić do wioski. Moje nie były złe, ale trochę je już nosiłem, w dodatku w czasie długich podróży, więc zaczęły się niszczyć. To było bardziej coś w rodzaju niezbędnego zakupu, który co jakiś czas trzeba zrobić.

Ciekawe czy coś od niego dostanę. Pewnie nie. Podejrzewam, że powie coś w stylu: "Daję ci jedzenie, dach nad głową i to ci nie wystarcza? Wrrrr. Rozpieszczona omega." Albo coś podobnego.

- Czyli... Jestem chyba gotowy. A ty Nova?

- Ja już od dawna.

Colla popatrzył na Nove z dość specyficznym wyrazem twarzy. Chyba nie podobał mu się strój mojego przyjaciela. Ja uważam, że Nova wygląda dziś bardzo ładnie. Nawet się dość mocno zasłonił. Miał takie typowo Wschodnie spodnie, które były bardzo luźne w kroku i nogawkach. Nogawki kończyły się wzorzystymi pasami opinającymi się wokół kostki. Takie same pasy materiału trzymały spodnie na biodrach, opinając talię. Do tego bluzka wiązana przy dekolcie, wpuszczona w spodnie. Miała luźne rękawy trzy czwarte. Nova lubił brązy i wszelakie ciepłe kolory i w takich barwach dziś się prezentował. Włosów nie zmieniał od przyjazdu. Były więc zaplecione w tuzin warkoczów, które ściśle przylegały do skóry głowy. Nie były to do końca warkocze dobierane, jednak coś podobnego. Kiedyś zrobił mi podobne.

- Więc... Chyba możemy iść.

Poprawiłem jeszcze delikatnie materiał stroju, po czym wziąłem głęboki oddech i wyszedłem z pokoju. Myślałem, że Daren będzie już stał zniecierpliwiony i gotowy do drogi. Tymczasem pił napar z mięty i dość rozluźniony siedział przy stole.

- Ruszamy już? Kazałeś mi się wyszykować.

Alfa otaksował mnie wzrokiem i przyznam, że nieco się z jakiegoś powodu speszyłem. Nie zauważyłem jednak żadnej reakcji. Chyba po prostu próbował ocenić czy ubrałem się adekwatnie do sytuacji i poprawnie według tutejszych standardów.

- Wy pojedziecie przodem. Spotkasz się z braćmi w domu Raula. Tam na mnie poczekacie.

- Ym... A dlaczego nie pojedziemy razem?

- Ponieważ do obiadu jeszcze dużo czasu. Podróż minie mi szybciej samemu, więc wyjdę później i nie będę czekał.

- No dobrze... Jak wolisz.

Najwyraźniej godzinne czekanie ze mną to by była zbyt wielka tortura. Dla mnie to żaden problem. Spędzę trochę czasu z braćmi. Poobgaduję z nimi mojego alfę. Same plusy. W sumie Daren mógłby w ogóle nie przychodzić. Wiem, że nie chce tam być. Wszyscy wiedzą, że nie chce tam być.

Szczerze mówiąc, ja sam chyba nie chcę tam być. W końcu oni mnie tam nie lubią. Grant mną trochę gardzi. Ten młody... Jak mu tam było... Lester. On ma do mnie jakiś problem i nie wiem, o co mu chodzi. Albo co bardzo prawdopodobne jest po prostu łajzą. Jeszcze nie wiem jaki stosunek ma do mnie Luna. Nie ma chyba żadnych powodów, by mnie nie lubić... Więc nie wiem jak do niej podejść. Na pewno warto być ostrożnym. A Flynna nie znam. Więc w ostatecznym rozrachunku... Mam wśród sojuszników trzy osoby. Na potencjalnie co najmniej trzy osoby, które mnie nie lubią. W porywach do pięciu. Coś czuję, że to nie będzie zbyt miły rodzinny obiadek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top