Rozdział XXXIX - Eris

13 czerwca

Daren w końcu do nas dołączył. Miło z jego strony. Pojawił się na czas, więc mogliśmy wszyscy razem udać się do domu Afly. Cała nasza szóstka. Ja, Daren, Raul, moi bracia i Nova. W sumie, im nas więcej, tym mniej niezręcznie powinno być. No i Raul jest taki wygadany i charyzmatyczny więc powinien odciągnąć nieco uwagę ode mnie i mojej rodziny. Linadel powiedział, że wyglądam uroczo a Sira, że śmiesznie. Dlatego Linadel jest moim ulubionym bratem. Raul natomiast powiedział, że "Tutejszy ubiór bardzo mi pasuje, jednak taka urocza osóbka jak ja we wszystkim wyglądałaby dobrze". Przyznam, że gdyby powiedział tak do mnie ktoś, kto nie jest bratem mojego przyszłego partnera, to chyba bym się zarumienił. Raul jest chyba tym lepszym z braci. Sam już nie wiem. Wydaje się taki miły. I szarmancki. I... Momentami chyba zbyt ułożony.

W drodze na miejsce trochę pogrążyłem się w myślach. To moje siedemnaste urodziny. A to oznacza, że został mi dokładnie rok, nim Grant będzie próbował połączyć mnie z Darenem bardziej oficjalnie. W teorii już jest to dość oficjalne, bo ze sobą mieszkamy. Podejrzewam, że krążą różne plotki na temat tego, na co sobie Daren ze mną pozwala. Ale nie obchodzi mnie to. Mogą myśleć, że z nim sypiam. Zwłaszcza że prawda jest dużo bardziej szokująca i kontrowersyjna. O tym jednak nigdy się nie dowiedzą. Dobrze, że Colla tak szybko ujawnił, jaki jest naprawdę. Trochę się boję, co by zrobił, gdybym mu zaufał i zdradził, że miałem partnera przed Darenem. Jednak muszę przyznać, że omega nie jest taki zły. Był szczery. A przynajmniej nie oszukiwał mnie dłużej, niż to było konieczne. Oszukiwał raczej Darena. A to jestem w stanie zrozumieć. W końcu sam to robię. Okłamywanie Darena to coś, co rozumiem i szanuję. Jemu się nie da powiedzieć prawdy. Za bardzo za to oberwiesz. Jak mu ostatnio powiedziałem, że jęczy jak stary dziad, to się obraził i nagadał, jaki to ze mnie rozpieszczony dzieciak. Lepsze to niż zrzędliwy stary dziad...

Do domu Alfy doszliśmy dość szybko. Nie miałem więc czasu zbytnio dać się ponieść myślom. Raul zapukał do drzwi i po chwili otworzyła nam Luna. Przyznam, że jeszcze do tej pory wydawało mi się, że kobieta sprawiła mi miły prezent a słowa Novy to tylko lekka nadinterpretacja. Teraz nie byłem tego taki pewien.

To moje urodziny. Obiad z mojej okazji. Założyłem to, co kazała mi założyć. Ładny, ale dość skromny strój. Nie założyłem nawet kolczyków, bo miałem na sobie chustę, która zakrywała moje włosy i uszy. Tymczasem Luna ubrała się... Zdecydowanie bardziej... Jakby to ująć... Bogato. Jej strój z kroju był podobny do mojego. Tylko oczywiście nie miała na sobie spodni. Zamiast tuniki miała długą do kostek suknię z lejącego się granatowego materiału. Całego w kwiatowe wzory w nieco jaśniejszym odcieniu tego koloru. Też miała taką narzutkę jak ja, ale jej była w kolorze kości. W talii była przepasana prostym czarnym pasem. Włosy miała zaplecione w warkocz i ułożone w koronę na głowie. Wplotła w nie wstążkę tego samego odcienia kości. Dlaczego jej strój był taki... Elegancki. Ja wyglądam jak jakiś dzieciak. Nie ma nawet tego głupiego fartuszka. A pas podkreśla jej kobiecą figurę. Pewnie ma z trzy warstwy spódnic, ale one tylko sprawiają, że suknia lepiej leży. Rozumiem, że męskie omegi noszą nieco inne ubrania. Rozumiem skąd tunika i spodnie. Jednak to nie kwestia innej garderoby a zupełnie innego stylu. Ten strój przez jakiś czas wydawał mi się dość ładny i uroczy. Teraz... Teraz wydaje się nijaki. I nie wierzę, by nie zdawała sobie z tego sprawy.

Nova miał rację... Ona jest suką. No kto by się spodziewał, że każdy w tej rodzinie taki jest. W sumie Flynna jeszcze nie znam. Teraz nie jestem pewien czy chcę go znać.

- Wejdźcie proszę. Czekamy na was. Eris prześlicznie wyglądasz w tym stroju.

- Dziękuję. Ty dziś wyglądasz niezwykle urodziwie Luno.

Luna poprowadziła nas prosto do jadalni, gdzie dwie alfy siedziały już przy stole. Dwie. Grant i Lester. Nikogo więcej nie było. Daren od razu zajął swoje miejsce, więc nie zwlekałem i zająłem swoje tuż obok niego. Po drugiej stronie miałem Sirę a nieco dalej Novę więc nie było tak źle. Naprzeciwko mnie siedział Ross, a nie Lester, więc też nie było tragicznie. Z drugiej strony Lester siedział obok Linadala a naprzeciwko Siry. Coś mi mówi, że moi bracia się z nim nie dogadają. To może być problem.

- Miło nam, że przyszliście. Nie wiedziałam, jakie jest twoje ulubione danie, więc przyrządziłam coś, co myślę, że powinno wszystkim smakować.

Cóż. Była miła. Więc ja też musiałem być. Jeśli zacznę psioczyć, to ja wyjdę na tego złego. A tego nie chcę.

- Bardzo dziękuję Luno. I tobie też Alfo. Za zorganizowanie tego wszystkiego z okazji moich urodzin.

- Jesteś obiecanym naszego syna. Cieszymy się, że możemy świętować razem z tobą i twoją rodziną.

O tak. Zwłaszcza po Grancie widać jak bardzo chce tu być. Muszę przyznać, że Luna dość dobrze sobie radzi próbując uratować jakoś atmosferę. Jak jej było... Agnes? Nie jest chyba głupia.

- Podam pierwsze danie.

- Nie czekamy?

- Na co?

- Na... Na jeszcze jedną osobę. Daren powiedział, że Flynn przyjedzie.

Teraz Daren nie uznał za stosowne się odezwać. On też nie chce tu być. Świetnie. To obiad z okazji moich urodzin i nikt włącznie ze mną nie chce tu być.

- Flynn... Postanowił zostać w swoim pokoju i odpocząć. Jednak kazał przekazać, że życzy ci wszystkiego dobrego.

- Liczyłem, że będę mógł w końcu go poznać. Jestem tu ponad miesiąc, a jeszcze nie widziałem go na oczy. Jeszcze trochę i pomyślę, że on nie istnieje.

Agnes zaśmiała się, aczkolwiek nie jest zbyt dobrym kłamcą, więc ten śmiech nie mógł być bardziej sztuczny.

- Daren na pewno ci mówił, że Flynn choruje. Czasem czuje się lepiej czasem gorzej. Trudno trafić w czas, gdy czuje się na tyle dobrze by wyjść z pokoju.

- Więc... On mieszka tutaj?

- Tak. Czasami. Woli mieszkać w swoim domu. Na obrzeżach wioski. Tutaj jednak ma spokój i pomoc, gdy tylko będzie jej potrzebował.

Niestety miałem dobry widok na Lestera więc mimo iż patrzyłem na Agnes, kątem oka zauważyłem, że najmłodszy z braci ma zamiar się odezwać.

- A ciągle jej potrzebuje. Ciekawe czy by przeżył jeden dzień zupełnie sam.

Ku mojemu zaskoczeniu młody alfa przymknął się bardzo szybko i to przez... Darena. Co prawda nie widziałem dokładnie, co się stało, ale mój wilk wyczuł nagłą zmianę energii po mojej lewej. Najwyraźniej zabójcze spojrzenie alfy podziałało. Być może i lepiej, że go nie widziałem.

- To ja podam zupę.

Agnes zniknęła w kuchni. Zapanowała cisza. Nie chcę tu być.

***** *** * ************ * ****** * **** *****

Moi bracia nie są aż tacy źli. W chwilach takich jak ta naprawdę ich kocham. I to, że potrafią wymusić jakąś grzecznościową rozmowę, żeby nie było tej niezręcznej ciszy. Jesteśmy przy drugim daniu, które okazało się równie mdłe, jak pierwsze, ale jak najbardziej zdjaliwe. Na razie Linadel i Sira wyczerpali już temat obecnej pogody, przewidywanej pogody, powietrza w górach, tutejszej populacji reniferów, technik sadzenia ziemniaków, najlepszych rodzajów drewna do tworzenia łuków i bobrów. Teraz rozmawiali o układach z pobliskimi stadami. W dyskusji uczestniczyli głównie moi bracia, Raul, niezbyt chętny Grant i od czasu do czasu Agnes. Ta ostatnia mówiła mało i raczej nie dodawała nic nowego do dyskusji. Głównie podkreślała jakie to ciekawe, jak to się na tym nie zna, jak to jej mąż jest dobrym przywódcą i tym podobne. To nie tak, że ona jest tak głupia i nic nie była w stanie od siebie dodać. Ona chyba po prostu przywykła do tego, że nie powinna. Lester od czasu do czasu wtrącił swoje trzy grosze, ale nie powiedział nic mądrego, choć w jego mniemaniu chyba tak. Daren tylko coś mruczał, gdy został o coś zapytany. Ja i Nova staraliśmy się odpowiadać, gdy o coś nas pytano jednak oboje niespecjalnie chcieliśmy uczestniczyć w dyskusji. Dobrze się składało, bo zapewne nawet nie powinniśmy. Dlatego dziubałem dziczyznę na moim talerzu. Ja nawet nie bardzo lubię dziczyznę. Wolę coś bardziej miękkiego i soczystego.

- Oboje macie już partnerów?

To pytanie nieco mnie rozbudziło. Zadała je Luna i było skierowane do obojga moich braci. Bliźniacy spojrzeli po sobie i ostatecznie to Sira postanowił odpowiedzieć.

- Mój piękny partner jest tu dziś z nami, a co do mojego starszego brata, ku wielkiemu rozczarowaniu nie jednej śliczności jest już zajęty.

- Rozumiem. To byłoby dziwne, gdyby ktoś taki nie miał partnera.

Linadel odpuścił sobie komentowanie słów Luny. Choć jestem pewien, że pomyślał to, co ja. Że nie jest jakimś cennym ogierem, któremu trzeba znaleźć klacz do rozpłodu. Wszyscy bowiem wiedzieli, że to właśnie o to chodziło. Mój brat jednak jak zawsze zareagował ze spokojem.

- Mam wspaniałą partnerkę. Czeka na mnie w domu.

- Dlaczego nas nie odwiedziła?

- Moja Lea jest dość słabego zdrowia. Nie aż tak jak wasz najstarszy syn. W stadzie radzi sobie bardzo dobrze. Długie podróże są jednak ryzykowne.

- Choruje od niedawna? Mam nadzieję, że już się jej nie pogorszy.

- Nie. Tak właściwie to choruje od bardzo młodego wieku. Dlatego wiemy jak sobie z tym radzić i nie utrudnia jej to zbytnio życia.

- Skąd więc taki wybór?

- Słucham?

- Jeśli na południu nic nie było, to na północy jest wiele silnych i zdrowych omeg godnych przyszłego Alfy. Ktoś o takiej pozycji i dość dobrym rodowodzie nie powinien chyba ograniczać się do chorej.

- ... Lea to bardzo silna kobieta. Jej stan zdrowia nie jest problemem.

- Jednak może przenieść się na młode.

- Jest taka możliwość. Jednak jak mówiłem... To nic, z czym nie moglibyśmy sobie poradzić.

Linadel zaczynał się denerwować. Nie dziwię mu się. Ja też jestem coraz bardziej wkurzony. Ciekawe, jaką by miała minę, gdyby się dowiedziała, że Lea to człowiek skoro i bez tego uważała ją za niegodną mojego brata.

- Nie chciałam cię urazić. Po prostu... Przyszła Luna powinna coś sobą reprezentować. Już pewnie trochę jesteście razem. Nie macie jeszcze dzieci?

- Nie. Tak naprawdę jesteśmy razem od niedawna. Tak jak mój brat i Nova.

- I rozumiem, że jeszcze nie spodziewasz się dziecka?

- Nie. Jednak jak mówiłem... Dopiero zaczęliśmy naszą wspólną drogę.

- Cóż... Jeśli okaże się bezpłodna, powinieneś rozważyć wzięcie jakiejś miłej dziewczyny z północy. Luna musi spełniać pewne obowiązki. Takie jak danie swemu Alfie dziedzica.

Przysiągłbym, że gdy Linadel otworzył usta, miał zamiar powiedzieć coś, co by panią domu co najmniej oburzyło. Nie zdążył jednak.

- To ile dzieci dałaś swojemu?

Zapanowała dość... specyficzna cisza. Taka, która wskazywała na to, że tego nikt się nie spodziewał. Nova tymczasem wziął kolejny kęs dziczyzny, jakby jego słowa nie dźwięczały dalej w pokoju. Cóż... To było w punkt. I bardzo w stylu Novy. Agnes zaczęła już rozumieć, co właśnie zostało powiedziane i nie wyglądała na szczęśliwą. Chyba się trochę zapowietrzyła. W końcu jednak udało jej się coś z siebie wydusić.

- Ja... Nie miałam jeszcze okazji dać mojemu Alfie dziecka, ponieważ uznał, że nie jest to już konieczne. Jednak od wielu lat wychowuję jego młode.

- Cóż... Nie wszystkie obowiązki da się spełnić czyż nie? Linadel podaj mi proszę warzywa.

Linadel z twarzą pozbawioną wszelkiego wyrazu podał Novie półmisek z warzywami, by omegą mógł sobie nieco dołożyć. Sira tymczasem bardzo nieudolnie próbował powstrzymać wyraz rozbawienia. Wyglądał, jakby ktoś go pod stołem kopnął w piszczel. Żeby było zabawniej, Raul z bardzo nienaturalnym zainteresowaniem oglądał kawałek sałaty nabity na widelec. Daren... Cóż... Wydawał się jakby... Rozbawiony. W jego wyrazie twarzy i postawie na pozór nic się nie zmieniło. Aura była jednak jakby lżejsza. A Lester się śmiał, ale dość dyskretnie. Chyba tylko Alfa i Luna mieli teraz gorszy humor.

Zerknąłem na siedzącego obok Sirę, a ten poprawnie odczytał moje spojrzenie mówiące: "Sira zaraz będzie źle, ja to czuję". Starszy brat puścił mi oczko i uśmiechnął się, dając znać, że on to załatwi.

- A wiecie, jak ludzie na Wschodzie rozwiązali takie problemy? Haremy.

No to świetnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top