Rozdział XXXII - Eris

30 maja

Miesiąc. Jestem tu już miesiąc. Dziś pierwsza pełnia księżyca, którą spędzę na dalekiej północy. Przyznam, że trochę zastanawiałem się jak to będzie. Ponoć to z dalekiej północy wywodzi się nasza rasa. Zastanawiałem się, czy tu księżyc działa jakoś mocniej. Przyznam, że troszeczkę się rozczarowałem. Nie czułem bowiem żadnej różnicy. Jednak słońce dopiero zaszło, a to pierwszy dzień, więc może jeszcze coś się zmieni. Na razie jednak było nudno. Strasznie nudno. Zwłaszcza że Colla miał teraz ruję więc nie mogłem się z nim spotkać i mu wygarnąć. Ostatnio wziął mnie z zaskoczenia i nie byłem w stanie poukładać myśli na tyle, by odpowiedzieć mu tak, jak powinienem. A nie miałem od tego czasu okazji się z nim spotkać.

Bardzo ciężko mi zaakceptować ten fakt, ale muszę przyznać, że Daren miał... W pewnym aspekcie... Miał trochę... Miał trochę... Racji. Ygh. Aż mnie ciarki przeszły, gdy to sobie pomyślałem. No ale jednak powiedział coś z sensem. Choć powiedział przy okazji mnóstwo głupot.

Colla za mną nie przepada. Nikt tu za mną nie przepada. Myślałem, że znalazłem przyjaciela, tymczasem mój jedyny znajomy mną gardzi. Pozwoliłem, by mnie to dotknęło. A powinienem przecież zachować się bardziej dumnie. Colla mnie obraził. Kilkakrotnie. A ja nie potrafiłem czy może bardziej nie czułem sił, by mu zripostować. To do mnie niepodobne. Przecież zawsze nie potrafiłem się w odpowiedniej chwili przymknąć. Później miałem przez to kłopoty, ale też satysfakcję. A tym razem podkuliłem ogon. Nic dziwnego, że Colla ma mnie za słabeusza. Przecież postrzega mnie tak, jak pozwalam się postrzegać. Wszyscy będą mnie tu mieli za słabego, jeśli dalej będę się tak zachowywał. Muszę pokazać, jaki naprawdę jestem.

Nie wiem, czy o to chodziło Darenowi, ale zmotywował mnie do działania. Pewnie tego pożałuje, ale już za późno. Mój mama to Dyara, Luna południowego stada. Gdyby mnie teraz widział, dostałbym po łbie za to, że daję tak sobą pomiatać. Nie takie są omegi w naszej rodzinie. Może rzeczywiście byliby rozczarowani, gdyby mnie teraz widzieli. Na szczęście się ogarnąłem i następnym razem nie pozwolę się tak traktować. Mógłbym zacząć od Darena, bo ostatnio za dużo sobie pozwala. Żeby mnie nazywać tchórzem... Może i nim jestem, ale jakiś alfa z kijem w tyłku nie będzie mnie tak nazywać.

A Daren... Mógłbym się teraz z nim pokłócić... ale go nie ma. O to też bym się z nim mógł pokłócić. Znów zostawił mnie samego. I to nie tak, że zamierza prędko wrócić. Dziś rano obudził mnie z dość głębokiego snu, więc nie do końca załapałem, co do mnie mówi. Powiedział, że idzie na polowanie i wróci po pełni. Nie pamiętam, co mu odpowiedziałem, o ile coś odpowiedziałem, bo natychmiast na powrót zasnąłem. Gdy się obudziłem, jego już nie było i dopiero po zjedzeniu śniadania uświadomiłem sobie, że po pełni znaczy za trzy dni. Co mnie lekko zdenerwowało, bo bez jego zgody nie mogę iść nawet do wioski.

To nie tak, że obchodzi mnie jego zgoda. Po prostu trochę się boję, że się zgubię. Nie znam aż tak dobrze tych lasów. Nawet drogę do wioski znam tak dość średnio. Nie przemierzałem jej jeszcze zbyt wiele razy, a niektóre ścieżki nie są aż tak dobrze widoczne. Poza tym wybieranie się do wioski w taki czas to nie jest dobry pomysł. A przynajmniej samemu. Wilki są teraz dość... pobudzone. W naszym stadzie było raczej normalnie. Nie wiem, jak jest tu. W końcu tutejsi samce są jacyś tacy nieokrzesani. Lepiej nie wchodzić im w drogę.

Musiałem więc siedzieć w domu. Przez trzy dni. Miałem zapasy jedzenia, więc o to nie musiałem się martwić. Studnia była tuż obok domu więc przyniesienie sobie wody też nie było problemem. Zresztą Daren napełnił beczkę przed domem, nim sobie poszedł. Przyznam, że dość miło z jego strony. Nie zmieniało to faktu, iż nie miałem żadnego ciekawego zajęcia.

Miałem trochę włóczki, ale nie potrafię dziergać. Może ktoś mnie nauczy. Wydziergam Darenowi jakąś brzydką czapkę i każę mu ją nosić. Przy okazji nie będę się musiał martwić, że mu uszy odmarzną. Nie, żeby mnie to obchodziło. Po prostu lepiej wygląda z uszami. Nie jest zbyt miły więc niech, chociaż będzie przystojny. To na razie jego jedyna zaleta. Nie, żeby mi się podobał. Znaczy... Jest przystojny, ale to nieistotne, ponieważ ma parszywy charakter. I w sumie mnie nie obchodzi. Niech mu odmarzną te uszy. Zresztą on mi na złość czapki nie założy. Na razie dopiero zbliża się lato, więc chyba nie muszę się o to martwić.

Na dzień dzisiejszy muszę przeżyć tę pełnię. Nie wiem, jak mi się to uda, ale muszę. Gotować nie mam zamiaru. Rozmyślałem nad upieczeniem czegoś, ale obawiam się, że źle się to skończy. Daren chyba zwróci mnie na południe, jeśli spalę mu dom. To w sumie dobry plan B. W razie czego wiem co robić. Na razie jednak potrzebowałem tylko jakiejś rozrywki. Wszystkie domowe obowiązki już wykonałem. Było czysto i przyjemnie. Zero kurzu drażniącego nos, tylko przyjemny zapach. Mógłbym coś powyszywać, ale obrus skończyłem i nie mam już na czym tego robić. Bo nici mi trochę zostało. Właściwie nawet całkiem sporo. Zielonej mi nieco brakowało, ale jakbym miał wyszywać kwiaty to liście, zawsze można dorobić później. Więc mógłbym to porobić. Polubiłem wyszywanie. No i szło mi już naprawdę dobrze i sprawnie. Nawet nie kłułem się już w palce zbyt często. Tylko nie miałem materiału.

Chyba że... Chyba że użyłbym czegoś, co jest w domu. Moje ubrania były ładne i nie potrzebowały dodatkowych wzorów. Daren mnie zabije, jeśli dotknę coś, co jest jego. Jednak... Niektóre rzeczy są wspólne. I są też takie bardziej moje. Na przykład mamy dwie kołdry. A kołdry mają poszewki. Poszewki są jasnoszare. Można by im dodać trochę koloru.

Uznałem, że to genialny pomysł i natychmiast poszedłem po moje rzeczy. Następnie usiadłem sobie wygodnie na łóżku, uprzednio wszytko przygotowując. Za pomocą grafitu naszkicowałem niewielki wzór w rogu poszewki. Trzy niewielkie kwiaty. Na początek powinno starczyć. Następnie zacząłem wyszywać. Użyłem czerwonego, żółtego i pomarańczowego. Pomyślałem, że w każdym z rogów użyję nieco innych typów kolorów. Następny róg spróbuję zrobić dwoma odcieniami różu i fioletowym. Swoją drogą, ciekawe skąd mają takie ładne kolory. W dodatku niektóre były bardzo nasycone. Zapytałbym Darena, ale pewnie nie ma pojęcia. Jego takie rzeczy nie interesują.

Niestety szybko musiałem przerwać wyszywanie, by zapalić kilka świec i lampę olejną bowiem powoli robiło się ciemno. Jako że już przerwałem, zrobiłem sobie coś do przekąszenia. Wczoraj w końcu upiekłem chleb, więc mogłem zjeść smaczną kanapkę. Gdy wróciłem do wyszywania, zabrałem się za to już na poważnie. Skupiłem się na nowym zajęciu i czas zaczął mijać trochę szybciej. Próbowałem nawet dodać nieco więcej głębi, łącząc różne odcienie i kolory. Gdy skończyłem pierwszy kwiat, stwierdziłem, że wyszło naprawę ładnie, więc natychmiast wziąłem się za kolejny. I tak mijał mi czas.

Gdy skończyłem drugi kwiat, zrobiłem sobie przerwę. Podczas niej nieco rozprostowałem nogi i przygotowałem sobie gorący napar z miętą. Kubek postawiłem na komodzie obok łóżka i wróciłem do wyszywania. Szybko na powrót złapałem stały rytm i praca szła gładko i przyjemnie. W pokoju unosił się dość silny i ładny zapach, przez co dodatkowo się odprężyłem. Napiłem się nieco napoju i poczułem przyjemne ciepło w środku, a mój nos wychwycił zapach mięty... zupełnie inny od zapachu, który do tej pory dominował.

To wybiło mnie lekko z tego przyjemnego rytmu pracy. Odłożyłem kubek i głęboko odetchnąłem. Zapach unoszący się w powietrzu był bardzo przyjemny, ale to nie była mięta. Owszem czułem ją, ale była to tylko słabsza nuta. Dominowało coś innego. Byłem nieco zdezorientowany, bo do tej pory nie zwróciłem uwagi na ten zapach. Po prostu... był. Nie jestem pewien, kiedy się pojawił. W sumie jakby... Był znajomy. Jakby ciągle tu był, ale stał się taki bardziej... przyjemny. Sprawiał, że czułem się jakoś tak spokojniej i bezpieczniej. I jakby... Ciepło. Rozejrzałem się po pokoju, ale nie byłem pewny, gdzie było jego źródło. Jednak zdecydowanie blisko gdyż był naprawdę silny. W kuchni też go czułem. Czułem go cały czas. Jednak tam był jakby słabszy. To w sypialni był zdecydowanie silniejszy.

Jeszcze raz głęboko odetchnąłem i poczułem się... Dziwnie. Woń była bowiem dość... oszałamiająca. Przez chwilę byłem zdezorientowany. Popatrzyłem na pościel, którą trzymałem w dłoniach i przysunąłem ją bliżej twarzy. Pachniała... Tak to był ten zapach, ale nie do końca. To jeszcze nie było to.

Poczułem, jak mój wilk mi się wymyka. Nie przejąłem się tym zbytnio. W końcu byłem sam i nie musiałem być zbyt uważny. Była pełnia, więc moja wilcza część miała prawo zaznać nieco wolności. Trwało to jednak krótko, ponieważ szybko się wycofała, gdy tylko spróbowałem na powrót odzyskać ludzki rozsądek. Ta chwila jednak wystarczyła, by wilk nieco mi podpowiedział.

Spojrzałem na drugą część łóżka. Tą, na którą nie wolno mi wchodzić, bo pan wielki alfa się obrazi. Przełknąłem głośno ślinę i po chwili wahania przesunąłem się nieco w tamtą stronę. Nachyliłem się, jedną dłonią chwyciłem za kołdrę i przysunąłem ją bliżej twarzy.

Odetchnąłem głęboko i zapach uderzył mnie znacznie mocniej niż do tej pory. Wypełnij moje płuca i przyjemny dreszcz rozszedł się po całym moim ciele. Woń była ciężka, silna i bardzo znajoma. Sprawiła, że nagle zrobiło mi się gorąco, a moje myśli się rozwiały. Odetchnąłem jeszcze raz, gdyż zapach sprawiał, że czułem się... dobrze. To było przyjemne. Takie... błogie. Przez chwilę skupiłem się tylko na zapachu.

Nagle jednak w mojej głowie pojawiła się jakaś sensowna myśl, która mnie rozbudziła. To było... dziwne. Dziwne uczucie. W dodatku moja wilcza część wyszła na powierzchnię, a ja nawet tego nie zauważyłem. Odsunąłem się natychmiast od pachnącej piżmem kołdry i poczułem się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Nadal było mi gorąco. Nadal czułem się taki rozbity. Jednak odzyskałem zdolność myślenia i uświadomiłem sobie, że znam to uczucie. Podobnie czułem się podczas rui. Lub gdy byłem z Virionem i wszystko zmierzało w stronę... Cóż... Zbliżenia. Moje serce łomotało, było mi gorąco i czułem niekomfortową wilgoć w pewnym miejscu. A to wszystko przez... Przez Darena. Przez jego zapach. To jego zapach. Jest w całym domu, ale najsilniejszy jest na łóżku, gdzie spędza najwięcej czasu i gdzie bezpośrednio wszystkiego dotyka.

Szybko wstałem z łóżka, prawie przewracając się, gdyż zaczepiłem nogą o kołdrę. Wyszedłem z sypialni i oparłem się o stół. Zapach nie był już aż tak przytłaczający. Nadal go czułem, ale już nie sprawiał, że ciężko mi było oddychać. Szybko otworzyłem oba okna w głównej izbie i gdy poczułem powietrze z zewnątrz, resztki mgły zeszły z moich myśli. Czułem się... Dziwnie.

To nie jest pierwszy raz, gdy coś takiego się przydarzyło... Ale pierwszy raz to było aż tak intensywne. Czasem w pełnię czuję się... Mam ochotę na... Na seks. Lub coś seksualnego. Gdy byłem z Virionem, kochaliśmy się w pełnię. A jeszcze wcześniej czasem sam sprawiałem sobie przyjemność. Jednak jeszcze nigdy tak bardzo nie straciłem głowy. Nim się obejrzałem, zrobiłem się cały... mokry. To było... trochę straszne. Przecież ja... Ja go nawet nie lubię. Z Virionem było inaczej. Miałem na niego ochotę. Chciałem, by mnie dotykał. A w pełnię miałem na to ochoty po prostu bardziej.

A Daren... To tylko... Nic nas nie łączy. Poza... Poza więzią. To przez nią. Mój głupi wilk czuje zapach partnera i się podnieca. Czy gdyby Daren tu był to... Na pewno nic by się nie stało. Jednak... Może lepiej, że go tu nie ma.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top