Rozdział XXIII - Ross
25 maja
Niedługo wracam do domu. Dary dla Noacha i jego rodziny zostały już wybrane i muszą tylko wszystko zebrać, zapakować i wsadzić na wóz. Jimmy i Beth załatwili większość rzeczy, które mieli załatwić. Czekają tylko na to, aż tutejsi ostrzygą owce, bo w zamian za więcej zboża mamy dostać sporo wełny. Więc w tydzień się z tym wszystkim wyrobią. Byłem ostatnio u Erisa i stwierdził, że wszystko u niego w porządku. Co prawda nie wydawał się mówić w pełni szczerze, ale nie widziałem w nim żadnych oznak niepokoju czy strachu. Wydawał się raczej przygnębiony. Być może trochę miał nadzieję, że będzie tu okropnie i będzie miał wymówkę, by wrócić do domu. Na pewno już tęskni za rodziną. Poza tym z tego, co wiem, zawsze był bardzo towarzyski, a teraz jest niejako odcięty od stada. Niemniej najwyraźniej zdecydował się zostać, bo nie prosił o ratunek.
Nie wydaje mi się, żeby by zastraszony przez Darena. Rozejrzałem się po domu pod pretekstem sprawdzenia i opisania jego ojcu, w jakich warunkach żyje. Daren nie chował się nigdzie w szafie czy za drzwiami i nie podsłuchiwał, więc ewidentnie Eris mówił to, co chciał powiedzieć. Nie wyraził potrzeby powrotu do domu. Więc... Nie mam powodu, by dłużej tu zostawać. Tak myślę. Muszę tylko poczekać na moich towarzyszy podróży. Jeszcze trochę poobserwuję, jak się sytuacja z Erisem rozwinie przez najbliższe dni, ale wątpię, by chłopak zmienił zdanie. Jest dość uparty. Jak jego bracia i jak jego matka. Chyba on najwięcej odziedziczył po panu Dyarze. Ciekawe czy Daren sam go nam nie zwróci.
Przez ostatnie dwa tygodnie jeszcze raz rozmawiałem z Grantem, organizowałem czy bardziej nadzorowałem organizację tego cholernego zadośćuczynienia, a poza tym trochę krążyłem po wiosce i próbowałem zakolegować się z tutejszymi. Nie było to jakoś specjalnie trudne. Ludzie zazwyczaj mnie lubią. Niekoniecznie szanują, ale lubią. Chciałem dowiedzieć się trochę, jak tu jest. Pan Nasir kiedyś tu był, ale od tego czasu coś mogło się zmienić na lepsze bądź gorsze. A raczej nie warto w pełni ufać relacjom Raula, Darena i Ulfra na temat ich stada. Mogą być trochę stronniczy. Tutejsze wilki nie wydają się potworami. Może nie będzie tak źle. Niemniej... Nasze stado jest znacznie lepsze. Tu jest bardziej... drętwo.
Teraz średnio miałem co robić. Wszystko, co mogłem, już załatwiłem. Siedziałem więc sam w domu naszego gospodarza. Raul miał ładny domek. Dość duży jak na wilkołaczy. Zwłaszcza że mieszkał sam. Powiedział jednak, że to w tym domu najczęściej przyjmuje się gości (nie licząc tych bardzo ważnych, którzy nocują w domu Alfy). Rzeczywiście były tu aż dwie dodatkowe sypialnie, które zazwyczaj stoją puste. Spokojnie mogłoby tu przenocować z sześć wilków. Nas była tylko trójka i zajęliśmy jeden pokój. Poza tym była tu sypialnia samego Raula, której nie miałem okazji widzieć. Spiżarnia, spora kuchnia, spora jadalnia i coś w rodzaju przedpokoju, w którym znajdował się duży kominek. Dom miał dwa piętra i sypialnie znajdowały się na drugim.
Jako że obecnie nikogo tu nie było, a gospodarz kazał się nie przejmować i się rozgościć. To zdjąłem sobie buty, usiadłem przy kominku i pogrzałem sobie stopy. Na chwilę chyba nawet zasnąłem. Przebudziłem się, gdy usłyszałem jakiś hałas. Pozostałem czujny, choć nie ruszyłem się z miejsca. Ktoś wszedł do środka. Po chwili dowiedziałem się kto.
- Naprawdę się nie krępujesz.
Alfa stanął przy fotelu i oparł się o niego jedną ręką. Gdy spałem, musiało zacząć padać, bo jego ubrania i włosy były delikatnie mokre. Raul przeczesał dłonią swoje blond pukle. Jego są jaśniejsze niż moje. Moje są bardziej złociste a jego bardziej popielate. To dość ładny odcień. Taki zimny. Jego oczy natomiast mają bardzo ciepły kolor. To dość ciekawy kontrast. U Darena jest odwrotnie. Jego włosy mają bardziej ciepły odcień, ale oczy są stalowe i zimne. Jeśli zaś chodzi o inne podobieństwa... Mają podobne rysy twarzy. Tylko Daren wygląd jak taka rzeźba wyciosana z kamienia. Same ostre krawędzie. Raul natomiast wygląda jak taka wygładzona i wypolerowana rzeźba. Nadal ma męskie rysy twarzy. Nie ma urody omegi, które są bardzo delikatne, subtelne i krągłe. To nadal mężczyzna. Jednak nie tak szorstki z urody, jak chociażby Daren. Daren jest męski i przystojny. Co do tego nie można się kłócić. Raul natomiast jest przystojny, ale też w pewnym stopniu ładny. W zależności od tego, jak padało światło jego rysy twarzy, wydawały się bardziej lub mniej łagodne. Teraz gdy padał na niego blask ognia z kominka, wyglądał bardziej... powiedziałbym, że drapieżnie.
- Sam kazałeś mi się rozgościć.
- Och nie skarżę się. Gość w domu pan w domu. Po prostu mimo wszystko większość osób czuje się bardziej skrępowana. Podobno trudno się przy mnie rozluźnić.
- Dlaczego?
- Nikt nie powiedział mi tego w twarz, ale ponoć nie wiadomo co mi chodzi po głowie.
- A to akurat prawda. Nie mam pojęcia, co ci chodzi po głowie.
- Naprawdę?
- Najmniejszego.
- To dobrze mi idzie. Próbuje być tajemniczy.
- Nie wydaje mi się, byś specjalnie próbował.
- Może się z tym urodziłem.
- W to jestem w stanie uwierzyć.
- Widziałem twoich znajomych. Chyba powoli zbieracie się do podróży.
- Tak. Podejrzewam, że jeszcze z tydzień się zejdzie, ale to w sumie nie tak dużo.
- Jak się ma nasza południowa księżniczka? Nie miałem okazji zapytać. Mam wymyślać jakąś wymówkę do wciśnięcia ojcu?
- Eris postanowił zostać. Mówi, że nie jest tak źle.
- Doprawdy? To chyba dobrze. Ciekawe jak długo tak zostanie.
- Nie wierzysz chyba zbytnio w swojego brata prawda?
- Daren to kretyn pod wieloma względami. Nie jest idiotą. Ma głowę na karku. Potrafi myśleć, planować i podejmować dobre decyzje. Jednak jest jednoczenie taki... głupi. To kwestia emocjonalna. Jest jak... dziecko. Nie mam wątpliwości, że coś w pewnym momencie pójdzie źle. I to pewnie nie raz. Bo ten kretyn nie potrafi się kontrolować. Nie martw się, nie zbruka omegi. Akurat popęd seksualny to ta jedna rzecz, którą kontroluje w dużym stopniu. Jednak nie mam wątpliwości, że zrobi coś pod wpływem chwili, a później przyjdzie pytać, co ma teraz robić. Nie wiem tylko co. Może wyrzuci Erisa z domu za pyskowanie. Nic czego nie da się naprawić. Ale wasza księżniczka też ma niezły temperament, a to może trochę utrudnić sprawę. W każdym razie... Nie będzie tak łatwo. Mój brat ostatnio często bywa w wiosce, a to znaczy, że rzadko bywa w domu. A im więcej zacznie przebywać w domu, tym większa szansa, że się pogryzą. Bo Eris też potrafi pokazać ząbki. Co do tego nie mam wątpliwości.
- W zasadzie to tak. Eris nie jest zbyt... bezkonfliktowy z tego, co się orientuję.
- Tak więc chwilowo się sobie do gardeł nie rzucili, ale na pewno nastąpi taki moment.
- Więc w sumie, jaki jest tego wszystkiego sens? Skoro i tak wiadomo, że ze sobą nie wytrzymają, to po co to wszystko?
- To nie do końca tak. Są sobie przeznaczeni. Jakby nie patrzeć w teorii powinni móc się dogadać. Więź z tego co się orientuję, działa dość specyficznie. Kto wie... może z tej niebezpiecznej mieszanki powstanie coś sensownego.
- Albo wybuchnie.
- Albo wybuchnie.
- Przyznam, że mam wyrzuty sumienia, że go tu zostawiam. Ewidentnie nie został tu zbyt serdecznie powitany.
- Takie jest życie. Nie wszędzie będą cię lubić i nie wszędzie będą cię szanować. Jeśli Eris ma wystarczająco dużo samozaparcia, to uda mu się zdobyć jakiś szacunek, a wtedy nie będzie mu tak źle. Oczywiście ma z jednej strony pod górkę, bo jest omegą, ale z drugiej strony jego partner to Daren. To już sprawia, że startuje z lepszego miejsca.
- Ty też musiałeś zdobyć szacunek?
- Oczywiście.
- To, że jesteś synem Alfy, nie wystarczyło?
- W porównaniu do ojca i starszego brata jestem dość wątły. Więc nie wzbudzam szacunku samym wyglądem. Musiałem udowodnić, że mam głowę na karku i że może nie jestem zbyt silny, ale nie pozwolę sobie na brak szacunku. Czasem trzeba okazać odrobinę... bezwzględności. Wtedy zdobywasz ten rodzaj szacunku, który jest podparty odrobiną strachu.
- ... Co właściwie zrobiłeś?
- Rok temu... Był taki alfa, który można powiedzieć, że podważył moją męskość. Więc pokazałem, że nie warto mnie denerwować.
- Wyzwałeś go na pojedynek?
- Jestem synem Alfy. A on mnie upokorzył swoimi pomówieniami. Nie musiałem wyzywać go na pojedynek. Po prostu pokazałem mu gdzie jego miejsce.
- ... Jesteś ciekawą osóbką. Jesteś jeszcze dość młody, a mówisz jak dorosły ze sporym doświadczeniem. Nie wiem, czy to dobrze. No wiesz. Fajnie pobyć młodym i bardziej nierozważnym.
- Bywam nierozważny.
- Naprawdę?
- Tak. Gdy bardzo czegoś chcę.
Zerknąłem na alfę, który stał obok mnie. Okazało się, że on też na mnie spoglądał.
- Ach tak?
- Tak. Czasem zachowuję się jak dziecko, które za wszelką cenę chce zdobyć nową zabawkę.
- Nie spodziewałem się tego. Wydajesz się niezwykle powściągliwy.
- Lubię sprawiać takie wrażenie.
- Więc bywasz bardziej... samolubny.
- Owszem.
- W jakich aspektach?
- ... Obyczajowych.
- Chyba nie rozumiem.
- Jesteś dyskretny?
- Jak najbardziej. W końcu tu jestem i jak na razie nikomu nie wygadałem, że wkręcam twojego ojca i łżę, jak się da.
- Szczerze mówiąc, początkowo nie sprawiałeś wrażenia takiego, co trzyma język za zębami.
- Jestem frywolny i niezbyt bystry, ale wiem, czym są tajemnice i jak ich nie wygadać. Nigdy nie miałem z tym specjalnego problemu.
- Hmm... W takim razie... Jakby to ująć... Moja rodzina nie darzy mnie zbytnim zaufaniem. Lubią mieć na mnie oko. To przez pewne błędy młodości. Wtedy jeszcze nie potrafiłem być dyskretny. A przynajmniej nie wystarczająco. Do tej pory mam przez to pewne utrudnienia.
- A więc miałeś ten okres bycia młodym i głupim. Co zrobiłeś? Jeśli można wiedzieć?
- Cóż... Myślę, że mogę ci powiedzieć. Jeśli naprawdę jesteś dyskretny.
- Dyskrecja to moje drugie imię.
- Jak mogę nie uwierzyć temu szczeremu spojrzeniu... Kilka lat temu wydarzył się pewien incydent. Miałem kilku... Powiedzmy, że towarzyszy zabaw. Z jednym z nich byłem odrobinę bliżej. Któregoś dnia bawiliśmy się tylko we dwójkę. Można powiedzieć, że poczułem się odrobinę zbyt... swobodnie.
- Coś się wydarzyło.
- W zasadzie nic wielkiego. Można to nazwać... Dziecięcą ciekawością. Pocałowałem go.
- ... Tylko tyle?
- Tak. Tylko tyle.
- Myślałem, że ktoś zginie. Zapowiadało się dramatycznie. Tutaj robią aferę z takich rzeczy? Jak miałem piętnaście lat, to już chyba z trzema dziewczynami się całowałem.
- To był mężczyzna.
- Też nic dziwnego.
- Alfa.
- ... Też niezbyt duża różnica.
- Tak myślisz?
- Tak. Bo w sumie... Niby jaka jest różnica?
- Cóż... Dla tutejszych bardzo duża. Mój towarzysz co prawda niespecjalnie się tym przejął... ale wspomniał komuś o tym wydarzeniu.
- I co... Miałeś kłopoty?
- Tak jakby.
- ... Przyznam, że nie do końca rozumiem. Może dlatego, że nie widzę w tym nic... skandalicznego. Choć jak pierwszy raz zobaczyłem Noacha i Cecila to się nieco zdziwiłem. Teraz co chwila się całują. Na nikim to nie robi wrażenia.
- Tutaj by robiło.
- Rozumiem, ale jednocześnie nie rozumiem.
- Nie ja ustalam zasady. Ja się do nich dostosowuję.
- ... Lubiłeś tego chłopaka?
- Romantycznie? Nie.
- Więc w sumie dlaczego?
- ... Bo był... podejrzewam, że... Dlatego, że był atrakcyjny.
- To chyba wystarczająco dobry powód.
- Też mi się tak wydaje.
- Tak właściwie... Nie, żebym narzekał... Po prostu zastanawiam się... Skąd te nagłe zwierzenia?
- Bo chcę się z tobą przespać.
- ... Och.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top