Rozdział XX - Rai

12 maja

- Rai proszę, wyjdź.

Zakryłem uszy, ale dalej wszystko słyszałem. To nie pomagało. Nie chciałem słuchać. Chciałem być sam.

- Rai... Wyjdź, to ci pomogę. Obiecuję. Zaraz poczujesz się lepiej.

Otworzyłem oczy i zamrugałem, ale cały czas widziałem tylko czerń. Nie przeszkadzało mi to. Tak było dobrze. Gdy nic nie widziałem.

- Nikogo tu ze mną nie ma. Jestem sam. Jesteśmy tylko we dwójkę.

Zacząłem bardziej wsłuchiwać się w głos. Wydawał się łagodny i ciepły. Przywodził na myśl coś dobrego.

- Rai... Proszę. Wyjdź do mnie. Pomogę ci.

Bałem się. Chciałem tu zostać. Ale głos brzmiał smutno i czułem się z tym źle. Może powinienem posłuchać...

- Rai... Chodź do mnie. Chcę cię przytulić.

Wciąż się bałem. Jednak rozpoznałem głos. Już nie chciałem być sam. Samemu też było strasznie. Trochę się zgubiłem. Dotknąłem ściany. Szukałem. Przesunąłem jakiś materiał. Był trochę ciężki. Znalazłem drzwi. Skrzypnęły cicho i lekko się uchyliły. Przestraszyłem się trochę, gdy zobaczyłem światło.

- Nie bój się. Jestem tutaj. Czekam na ciebie. Możesz wyjść.

Bałem się, ale pchnąłem drzwi, aż otworzyły się szerzej. Pan Dyara klęczał przed szafą, tak by nie blokować drzwi, ale przysunął się nieco, gdy mnie zobaczył. Wyciągnął ręce w moją stronę i uśmiechnął się delikatnie i zachęcająco. Wciąż trochę się bałem. Nie chciałem wychodzić. Ale... Tam też nie jest dobrze. W ciemności jest trochę smutno.

Przysunąłem się bliżej, a po chwili wahania szybko zbliżyłem się do pana Dyary i schowałem się u niego w ramionach. Złapał mnie i przytulił. Zaczął gładzić mnie po plecach i włosach. Już mniej się bałem. Pan Dyara ładnie pachnie. I jest bardzo... przyjemny. Jak Ayas i Nova. Bardziej jak Ayas.

- No już, już... Wszystko dobrze. Co się wydarzyło? Przestraszyłeś się czegoś?

Gardło mnie bolało. Nie mogłem nic powiedzieć. I chciało mi się płakać. Ale nie mogłem się rozpłakać. Ale pokiwałem głową. Żeby pan Dyara wiedział. Chciałem, żeby wiedział.

- Rozumiem... Nie ma się czego bać. Jestem tu. Czego się przestraszyłeś? Powiesz mi? Coś ci się przyśniło?

Znów pokiwałem głową. Mocniej się w niego wtuliłem. Już czułem się lepiej. Ale wciąż się trząsłem. Nie mogłem przestać. I nie mogłem mówić.

- Sny bywają straszne. Ale to tylko sny. Już jest dobrze. Jestem przy tobie, a to był tylko straszny sen. Koszmar. Czasem też je mam, ale gdy się budzę, szybko przytulam się do kogoś i czuję się lepiej. Czasem koszmary wydają się bardzo prawdziwe, ale nie są prawdziwe. Jesteś tu bezpieczny. Jesteś w domu. Tu nikt cię nie skrzywdzi. Nikt.

- Ja...

- Tak skarbie?

- Bo-boję.

- Wiem. To za chwilkę minie. Przytul się do mnie mocno. Właśnie tak. Poczekamy razem. Spróbuj sam się uspokoić dobrze? Oddychaj głęboko. Razem ze mną. Wdech... i wydech. I znów. Głęboko. Nie musimy się spieszyć. Wiem, że na pewno sam dasz radę się uspokoić.

Próbowałem. Oddychałem. Tak jak pan Dyara mówił. Zamknąłem oczy i mocno się go trzymałem. Słyszałem bicie jego serca. Ten dźwięk był miły. Wsłuchałem się w niego. Było ciepło i czułem się bardziej... bezpiecznie.

- Właśnie tak. Świetnie sobie radzisz.

Nie ruszałem się. Bałem się, że jeśli się ruszę, to wszystko znów się zmieni. Będzie zimno, ciemno i strasznie. Zostałem więc w ramionach pana Dyary. Aż prawie przestałem się trząść.

- Rai... Możesz już mówić?

- ... Ta... Tak.

- To bardzo dobrze. Mogę zadać ci kilka pytań?

- Tak.

- Czy możemy usiąść na łóżku, czy wolisz zostać tutaj.

- Zostać.

- Dobrze. Więc zostaniemy tutaj. Czy wiesz, gdzie jesteśmy?

- ... W domu?

- Tak. W twoim pokoju. Na Północy. Eris i Sira cię tu przyprowadzili. Już troszkę razem mieszamy prawda?

- Tak... Tak.

- Obudziłeś się i musiałeś mieć bardzo zły sen, skoro tak się przestraszyłeś. Ale już wszystko dobrze prawda?

- Tak... Już... Już dobrze.

- Nie będę dawać ci leku tak jak wczoraj. Dzisiaj sam się uspokoiłeś. Dałeś radę. Brawo. Jesteś bardzo dzielny.

- ... Ale... Źle się czuję.

- Wiem, że jeszcze czujesz się niepewnie. Czuję, jak lekko się trzęsiesz. I jesteś cały spięty. Jednak panika już minęła. Musimy tylko chwilę poczekać i wszystko wróci do normy. Nie potrzebujesz lekarstwa.

- ... Nie?

- Nie. Nie tym razem. Poza tym... Powiedziałeś mi, że dziś chcesz iść nad rzekę z Lenem. Myślałem, że na to czekasz.

- Ja... Tak. Z Lenem.

- No właśnie. A wiesz przecież, że po leku nie możesz wychodzić z domu, bo jesteś... osłabiony.

- Wiem.

- Dlatego dzisiaj damy radę bez leku. Prawda?

- ... Tak.

- No właśnie. Możemy iść na dół. Do kuchni. Zrobię ci coś słodkiego i gorącego do picia. Pomoże ci się uspokoić. Co ty na to? Pójdziemy razem do kuchni?

- ... Możemy iść.

- Dasz radę wstać?

- Tak... Dam radę.

- To chodź. Daj mi rękę.

Powoli odsunąłem się od pana Dyary. Nie chciałem tego robić. Ale... Już czułem się lepiej. Szybko złapałem go za rękę. Bo nie chciałem, by odszedł beze mnie. Wstał i mi pomógł, a później poprowadził mnie do kuchni. Wciąż trochę słabo się czułem. Trzymałem mocno jego rękę, bo bałem się, że moje nogi przestaną działać. Nie czułem się na nich zbyt pewnie. Ale doszliśmy do kuchni.

Pan Dyara pozwolił mi usiąść na szafce obok niego. Obserwowałem, jak przygotowuje nam obu coś do picia. W kuchni zaczęło ładnie pachnieć. Podobał mi się ten zapach. No i dobrze znałem kuchnię. To dobre miejsce. Lubię je. Tu jest ciepło, bezpiecznie i zawsze ładnie pachnie. Coś jakby ze mnie spłynęło. Czułem się... lżejszy. Już nie było mi ciężko. Było dobrze. Dobrze mi się oddychało i już nic nie przeszkadzało mi mówić.

Pan Dyara dał mi gorący napój, który pachniał miodem. Zapomniałem już, co mi się śniło. To nieważne. To nic. Nic się nie wydarzyło. Nic złego. Nie pamiętam tego i tak jest dobrze. Może nawet nie miałem koszmaru. Tak... Nic mi się nie śniło. W końcu tego nie pamiętam.

***** *** * ************ * ******

- Myślę, że jest trochę... zimna.

- Zimna?

- Tak. Mnie to w sumie nie przeszkadza, ale dla ciebie może być zdecydowanie za zimna. No ale zawsze możemy trochę pochodzić przy brzegu.

- Nie będziemy pływać?

- Przepraszam Rai. Myślałem, że skoro od kilku dni jest taka ładna, słoneczna pogoda to nie będzie tak źle. Wiesz my tutaj czasem i w zimę potrafimy wskoczyć do wody. To dobre dla zdrowia. Tata tak mówi. Mama mówi, że jesteśmy głupi. Ale... tata jest silny, więc coś musi w tym być. No ale ty jesteś taki drobny... no i jesteś omegą.

- To znaczy, że nie mogę się kąpać?

- Boję się, że za bardzo zmarzniesz. Jesteście bardziej podatni na temperatury. Często było tak, że ja nie miałem problemu, by wejść do wody, a Eris mówił, że jest za zimna i nawet stopy nie chciał zamoczyć. Mówił, że mu stopa zamarznie i odpadnie, jak tylko ją zanurzy. Ale on w sumie lubi wyolbrzymiać.

- Czyli... nie będziemy dziś pływać?

- Na razie nie. Chyba powinniśmy dopuścić i poczekać. Bo... trochę chorujesz prawda? Wilki rzadko chorują. No i... Boję się, że możesz zachorować bardziej po takiej kąpieli w zimnej wodzie. Lea mówi, że zawsze jest po tym przeziębiona. Ona jest człowiekiem, ale jak jesteś słabszy, to też możesz zachorować. Więc może na razie nie pływajmy. Ale tak za miesiąc lub dwa będziemy mogli. Właściwie wtedy to nawet czasem trzeba, żeby się trochę ochłodzić. Chociaż... w sumie, o czym ja do ciebie mówię. Jesteś ze Wschodu. U was ciągle jest gorąco.

- Tak. Czasem jest bardzo gorąco. Wtedy jest trudno. Bo nic się nie chce i nie da się schować przed ciepłem.

- Wyobrażam sobie.

- Więc... co będziemy robić? Skoro nie możemy pływać.

- Hmmm... Mogę pokazać ci kilka ładnych miejsc. Przy okazji możemy poszukać tropów zwierząt. Może uda nam się znaleźć lisią lub króliczą norę.

- Nie widziałem lisa. Ale Eris miał futerko z lisa. Było ładne. Zabrał je ze sobą na północ. Tam nie ma lisów?

- Chyba są. Tak myślę. Ale to jest jego ulubiony płaszcz, więc pewnie był pierwszą rzeczą, jaką spakował. Pamiętam, jak się nim chwalił. Dostał go od swojego taty jako prezent urodzinowy. Ale nie pamiętam na które urodziny. Chyba czternaste lub piętnaste.

- Też chciałbym taki płaszcz. Jest ładny. Lubię ładne ubrania. Kiedyś miałem dużo ładnych ubrań.

- Nie zabrałeś ich na Północ?

- Nie... Nie mogłem.

- W sumie rozumiem. Tutaj raczej byłyby mało praktyczne. Przez większość czasu trzeba się tu ubierać ciepło. Widziałem trochę Wschodnich ubrań i nawet jeśli dużo zasłaniają, to są raczej cienkie. Chociaż trochę szkoda. Chciałbym cię zobaczyć w twoich ulubionych ubraniach. Na pewno słodko byś wyglądał. Co lubiłeś nosić na Wschodzie?

- Ymm... miałem... miałem ładne sandałki. I dużo błyszczących rzeczy.

- Lubisz, jak się błyszczy? To tak jak Eris. Czy wszystkie omegi tak mają?

- Nie wiem... Chyba nie. Nova nie lubi błyszczących.

- Czyli to zależy od osoby. W sumie Sira też lubi ozdoby a jest Alfą. Wszyscy już się przyzwyczaili do tego kolczyka, ale na początku trochę rzucał się w oczy. A co myślisz o naszych ubraniach? Podobają ci się?

- Ymm... Są bardzo... proste. Ale kiedyś też nosiłem proste ubrania. Po prostu wolę kolorowe. W domu zawsze było kolorowo. Dawali nam różne ładne ubrania. Czerwone, niebieskie, zielone, a nawet złote.

- ... Gdzie?

- Gdzie?

- Przepraszam. Ja... troszeczkę się pogubiłem. Bo... troszeczkę nie nadążam. Przepraszam.

- Ym... Ja... To... nieważne. Tutaj ubrania też są ładne. Czasami. Troszkę są nudne. Mógłby być bardziej kolorowe. Jak na Wschodzie.

Len spoglądał na mnie chwilę. Zacząłem się bać. Ja... zapomniałem. Nie powinienem był mówić. On nie wie, że tam byłem. Nie wie, gdzie był mój dom. Nikt nie wie i tak jest dobrze. Tylko pan Dyara wie. Len nie może wiedzieć. Bo... bo to... To było złe. Robiłem złe rzeczy. Tak myślę... Bo nie powinienem był tego robić. Dlatego nie powinienem w ogóle mówić o tamtym miejscu. Bałem się, że teraz będę musiał powiedzieć więcej.

Len jednak nic nie powiedział. Uśmiechnął się tylko. Więc też się uśmiechnąłem, żeby nie zobaczył, że poczułem się źle. Bo jeśli zobaczy, że źle się poczułem, to chyba będzie się martwił. Nie chce, żeby się martwił. Jeśli będzie się martwił, to będzie się mnie pytał o różne rzeczy. A ja nie mogę powiedzieć. Bo wtedy nie będzie mnie lubił. Tak myślę. A ja chcę, żeby mnie lubił. Bo jest miły. Eris sobie poszedł. I Nova też sobie pójdzie. Wszyscy odchodzą. Teraz mam tylko pana Dyarę i Lena. Pan Dyara powiedział, że się mną zaopiekuje... ale Len...

- Len?

- Tak?

- ... Zostawisz mnie, jak się znudzisz?

- ... Co takiego?

- Teraz chcesz się ze mną bawić. Ale przestaniesz.

- Nie! Skąd taki pomysł?

- Bo... wszyscy tak robią.

- Nieprawda! Będziemy przyjaciółmi. Zobaczysz. Jeszcze będziesz miał mnie dość. Ja cię na pewno nie zostawię. Eris mówi, że potrafię być męczący. Zresztą sam zobaczysz.

- ... Len jest jak trochę kanarek.

- ... Że ptak?

- Tak.

- ... Bo mam ładny głos?

- Nie.

- Och.

- Nie jest brzydki. Ale przydałyby ci się lekcje śpiewu. Fałszujesz. Słyszałem.

- Nie każdy śpiewa tak ślicznie, jak ty... Ale w sumie dalej nie wiem, czemu jestem jak kanarek.

- Miałem kanarka. W ładnej klatce. Właściwie był wspólny. Ale ja najbardziej go lubiłem. I to ja go dostałem. Bo mówiłem, że lubię zwierzątka. I... on ciągle przylatywał z powrotem do mnie. Bo Ayas go czasem wypuszczał. Mówił, że zasługuje na wolność i że nie powinien siedzieć w klatce. On odlatywał. Jednak wracał po jakimś czasie. Ja zawsze czekałem na niego przy klatce. O ile mogłem. I często wtedy przylatywał do mnie. I wsadzałem go do klatki, bo chyba ją lubił. Ayas mówił, że nie ale mi się wydaje, że ją lubił. Była ładna, może i mała, ale on chyba nie potrzebował więcej. No i dostawał do jedzenia dobre rzeczy. Mógł śpiewać. Nie było mu źle.

- Ymm... A... Ja dlaczego jestem jak ten kanarek?

- Bo chcesz do mnie wracać.

- Och... Bo w sumie tak.

- Właśnie.

- A co się z nim stało? Z tym kanarkiem.

- Umarł.

- ... Och.

- Ale mnie lubił. Nie zostawił mnie. Został ze mną, jak długo mógł.

- Ja też z tobą zostanę. I nie zamierzam umierać.

- ... Musisz na siebie uważać. Będę smutny, jak umrzesz.

- Ja... Ym... Ja też.

Len obiecał, że mnie nie zostawi. I powiedział, że nie umrze. Więc byłem szczęśliwy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top