Rozdział XLVIII - Eris
7 sierpnia
- Tak właściwie... Czy to, że się ze mną zadajesz, przeszkadza innym?
Colla spojrzał na mnie i naprawdę się nad tym zastanowił. No cóż... Tak mi się wydawało że to prawdopodobne. Ja tymczasem rozejrzałem się czy przypadkiem nikt nas nie usłyszy. Wszyscy byli jednak najwyraźniej zajęci swoimi sprawami i nie zwracali uwagi na naszą dwójkę siedzącą na brzegu studni. A przynajmniej sprawiali wrażenie niezainteresowanych. Chyba mogliśmy więc pozwolić sobie na swobodną rozmowę.
- W zasadzie to kilka osób, które się do mnie do tej pory nie odzywały, nagle poczuły potrzebę zapytania co u mnie słychać. Tak poza tym nic się nie zmieniło. Tutejsi za mną nie przepadają, więc nie mam co się martwić.
- Czekaj... Nie lubią cię tu?
- To nie tak, że mnie nie lubią. Po prostu zazwyczaj jestem dość szczery.
- Ze mną na początku nie byłeś.
- Bo mam coś takiego jak instynkt przetrwania. Nie będę się narażać Darenowi. Nie chcę by był na mnie zły.
- Dlaczego? Przecież nic by ci nie zrobił.
- Wiem o tym.
- Ym... Co?
- Wiem o tym, że nic by mi nie zrobił. Wbrew pozorom nie jest taki groźny. A przynajmniej nie dla takich jak my.
- Czyli?
- Słabych.
- Och.
Myślałem, że tylko ja się nie boję Darena. Hmm... Nie wiem jak się z tym czuć. Z jednej strony to chyba dobrze. A z drugiej... Czuję się teraz mniej wyjątkowy.
- Więc w sumie, dlaczego zgodziłeś się mną zajmować? Po to, by jeść darmowe łakocie? Słaby interes.
- Ja... Daren swego czasu mi nieco pomógł więc w sumie to mam u niego dług. Więc głupio było odmówić.
- ... Daren ci pomógł.
- Tak.
- ... Ten Daren.
- Tak.
- Niby jak?
- A co ty taki ciekawski?
- Bo... To Daren.
Omega popatrzył na nie z rezygnacją połączoną z irytacją. Nic na to nie poradzę. Po prostu w to ciężko uwierzyć. Daren to nie jest ten pomocny typ.
- Chodzi o ten pożar.
- O pożar?
- Gdyby nie Daren... Pewnie bym tam został. W ogniu.
- Ty... Co się wtedy stało?
- To... Dłuższa historia.
- Mam czas. Chyba że... Jeśli nie chcesz, to nie mów.
Omega rozważył moje słowa. Po chwili odetchnął głęboko i zaczął mówić. Spokojnie i bez emocji.
- Moja rodzina mieszkała trochę dalej od wioski. Głównie dlatego, że mój ojciec był bardzo konfliktowy. Alfa raz prawie go wygnał, a więc i nas. Mnie i mamę. Mogliśmy zostać, ale musieliśmy się przenieść. Nie było tak źle. Zamieszkaliśmy w starym budynku, który kiedyś pełnił funkcję magazynu i tartaku. Tata go trochę przerobił i mieliśmy duży dwupiętrowy dom. Jedynym minusem było to, że mieliśmy kawałek do wioski. Jednak nie aż tak daleko, by nie dało się tam codziennie przejść. Godzina spacerem. Nie narzekaliśmy. Tylko... Kiedy wybuchł pożar, nie zareagowano dość szybko. Była pełnia. Większość spędzała ten czas w domu albo na polowaniu. Mojego ojca nie było. Tylko ja i mama. Miała ruję. A ja spałem w swoim pokoju na piętrze. W każdym razie... Gdy ktoś przyszedł, pomóc ogień był już wszędzie. Nie mogłem wyjść z pokoju. I... Nikt nie mógł wejść do środka. By pomóc. Znaczy... Nikt chyba nie chciał ryzykować. Słyszałem ich głosy na zewnątrz, ale nikt nie wszedł do środka, mimo że ich wołałem. I mnie słyszeli. I tak czekałem. Wszędzie było pełno dymu. Chciałem wyjść przez okno, ale to w moim pokoju się nie otwierało. To był stary budynek i w dodatku nie był zbudowany z myślą o mieszkaniu w nim. Szarpałem się z tym cholernym oknem, ale nie chciało się otworzyć. A to było tylko drugie piętro więc... Nie było tak wysoko. Żeby zeskoczyć. Ale nic nie mogłem z nim zrobić. Próbowałem wyjść na korytarz, ale ogień... Moje ubrania się zapaliły. To było... Wiedziałem, że umrę, ale chciałem, by to się stało szybciej. I wtedy coś jakby uderzyło i... Daren wszedł przez to okno. W sumie nie wiem, jak się wdrapał po ścianie. Ale jakoś to zrobił. I wszedł do środka. A później... Wyrzucił mnie w zaspę. W sumie dobrze, że była zima więc tylko złamałem rękę.
- ... Chwila co?
- Uratował mi życie.
- Wyrzucił cię przez okno?
- Tak, ale... Uratował mi życie.
- To... Przyznam, że... Nie spodziewałem się po nim czegoś takiego.
- Daren próbuje odciąć się od stada i jest dość... Nieprzystępny. Jednak szczerze mówiąc... Ma więcej honoru niż większość samców ze stada. I pewnie też pobliskich stad.
- Ja... Muszę przyznać, że chyba go trochę nie doceniłem.
- On nie jest taki, za jakiego próbuje robić.
- Przyznam, że czasem mam przez niego mieszane uczucia. Bo... Jest okropny. Ale czasem mam wrażenie, że on wręcz stara się być okropny.
- Prawda? Też mi się tak wydaje. Szczerze mówiąc, traktował mnie lepiej niż większość stada. Po tym wszystkim znaczy się.
- Ymm... A co z twoją mamą?
- Została. W domu. Do niej już nie dało się dotrzeć.
- Colla... Przykro mi.
- Śmierć to normalna kolej rzeczy. Chociaż ten rodzaj śmierci nie należy do najprzyjemniejszych. Minęły już... Cztery lata. Prawie pięć. A więc trochę czasu.
- Ale to i tak musi być ciężkie. A co z twoim tatą?
- W zasadzie nic. Mój ojciec... Mieszkam teraz z siostrą mojej matki i jej rodziną, ponieważ ojciec zdecydował odejść ze stada.
- Nie poszedłeś z nim?
- Nie zaproponował mi tego.
- Och...
- Nie jest najlepszym ojcem. Nie jest też najgorszy. Nie mam mu tego za złe. Chociaż przyznam, że podrzucenie mnie innej rodzinie nie było zbyt odpowiedzialne. Nie jestem tam... Nie każdemu pasuje moja obecność.
- Rodzina nie chciała cię przyjąć?
- Ciocia chciała. Jest młodszą siostrą mamy. Gdy się wprowadziłem, miała już dwójkę małych dzieci i trzecie w drodze a jej partner nie bardzo lubi pracować na swoje a co dopiero na cudze. Nie jest zły... Ciotka nie ma z nim jakoś ciężko. To głównie o mnie się kłócą. Ale teraz coraz rzadziej. W sumie już tylko tam śpię. Wszystko od jedzenia po ubrania i inne niezbędne rzeczy zdobywam sam. Żeby nie mógł powiedzieć, że jestem pasożytem.
- ... Chyba trochę źle cię oceniłem.
- Raczej nie. Jestem wredny.
- Powiedziałbym, że szorstki. Jednak... Rozumiem. Musiało ci być ciężko.
- Mogłoby być lepiej, ale nie narzekam.
- Myślę, że jesteś... Jesteś miły. Po prostu odrobinę nieprzystępny.
- Doprawdy?
- Tak.
- Cóż... Myśl co chcesz.
- Czyli zgodziłeś się mną zająć, by odwdzięczyć się Darenowi?
- Między innymi.
- Rozumiem. Mogłeś tak od razu powiedzieć.
- Uznałem, że nie musisz o tym wiedzieć.
- A co sprawiło, że zmieniłeś zdanie?
- ... Myślałem, że będziesz taki jak Rikke. Że wykorzystujesz sytuację i to, że Daren w pewnym sensie nie może ci odmówić. Tymczasem okazało się, że jest inaczej. Nadal uważam, że jesteś rozpieszczony.
- Tak, wiem. Już to mówiłeś.
- Ale... Nie jesteś taki zły.
- Ty też.
- ... Przyznam się, że nie spodziewałem się takiego obrotu spraw.
- Ja też nie. Daren chyba jednak miał rację, że się dogadamy.
- Twierdził, że się dogadamy?
- Tak. Powiedział, że jesteśmy podobni.
- Podobni?
- Też uważam, że nie. Ale się dogadujemy. Prawda?
- Chyba tak. Spędzanie z tobą czasu nie jest takie złe. Zwłaszcza że przy okazji załapię się na żarcie. A właśnie? Jesteś głodny?
- Masz na coś ochotę?
- No już trochę się tu kręcimy. Nie pogardziłbym czymś. Chodźmy do Ady po jakieś bułki.
- Myślisz, że Daren wie, że bierzemy rzeczy na niego? Bo jeszcze o tym nie wspominał.
- Na pewno wie. Większość już pewnie spłacił. Inaczej ktoś by nam już zwrócił uwagę.
- Skoro tak... To chodźmy.
Nie spodziewałem się tego, ale chyba zaczynam szczerze lubić Collę. Nie jest wcale taki zły. No i dziś miałem okazję lepiej go poznać. Podzielił się ze mną odrobiną siebie. To było miłe. I znaczy, że trochę mi już ufa. Może powinienem powiedzieć mu coś o sobie... Ale nie wiem co. Jeszcze chyba nie ufam mu na tyle, by mówić o tych... kontrowersyjnych kwestiach. Może kiedyś. Na razie dobrze jest, jak jest.
Znałem już drogę do Ady, która codziennie coś piekła i chętnie wymieniała pieczywo na inne rzeczy. Bywaliśmy tam z Collą dość często. W sumie za każdym razem, gdy wybieraliśmy się do wioski. Byliśmy już prawie na miejscu, ale zatrzymałem się na chwilę, bo zobaczyłem znajomą twarz.
Mój alfa mnie nie widział. Był dość daleko. Jest wielki więc jego trudno przeoczyć. Myślałem, że miał być dziś czymś zajęty. Nie wiedziałem, że w wiosce. W końcu dziś Colla po mnie przyszedł. Mniej więcej. Spotykamy się w połowie drogi, bo mniej więcej tyle pamiętam na tyle dokładnie, by się nie zgubić. W każdym razie Daren wyszedł wcześniej, więc myślałem, że idzie do kopalni. Nie wspomniał, że będzie w wiosce. Mógłby mnie przecież przyprowadzić. Te dwie godziny nie zrobiłyby wielkiej różnicy.
Po chwili dostrzegłem, że ktoś z nim był. W sumie nie wiem, czy byli razem. Po prostu ze sobą rozmawiali. Nie znałem tej drugiej osoby. To była jakaś kobieta. Z tej odległości nie mogłem się jej zbyt dokładnie przyjrzeć. Miała długie czarne włosy. Były trochę krótsze od moich, ale dość mocno się kręciły. Wydaje mi się, że jest trochę starsza... Trudno stwierdzić. Musiałbym przyjrzeć się z bliska.
- Eris?
Colla czekał na mnie. Chyba z miejsca, w którym stał, nie widział tego, co ja.
- Colla... Znasz tę kobietę?
Omega podszedł do mnie i spojrzał we wskazanym przeze mnie kierunku.
- Tak... Znam. Mniej więcej.
- Daren chyba nie mówił, że będzie dziś w wiosce. Prawda?
- Mi nic nie mówił. Jednak możliwie, że sam nie wiedział, że dziś tu będzie. Może coś mu nagle wypadło.
- Jeśli tak to na pewno jest w złym humorze.
Daren rozmawiał z tą kobietą już dłuższą chwilę. Nie mogłem stwierdzić, jaki ma wyraz twarzy, bo stał zwrócony plecami w moją stronę. Mogłem dostrzec jednak jej twarz. Chyba się uśmiechała. Dziwne.
- To jakaś jego znajoma?
- To... Nie wiem. Szczerze mówiąc... Trudno mi powiedzieć. W każdym razie na twoim miejscu bym się nią nie interesował.
- Dlaczego?
- To Alma. Nie ma tu zbyt dobrej reputacji.
- Och... Nie jest zbyt lubiana?
- Nie. Ale sobie na to zasłużyła.
- To w sumie, dlaczego Daren z nią rozmawia?
- Jak mówiłem, nie mam pojęcia. Może go zaczepiła.
- Hmmm... Daren nie jest zbyt towarzyski, dlatego mnie to trochę dziwi.
- To prawda. Ale... W sumie widziałem, jak kilka razy ze sobą gadają. W przeszłości. Pewnie to tylko grzecznościowa pogawędka.
Nie wiem czemu, ale słowa Colli mnie nie przekonały. Omega nie brzmiał nawet tak pewnie, jak zazwyczaj. Nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony to przecież nic takiego. Po prostu ze sobą rozmawiają. Daren nie należy do rozmownych, ale nawet on od czasu do czasu się do kogoś odezwie. A jeśli to jakaś jego znajoma to tym bardziej.
Z drugiej strony... Wydawała się dość ładna. Miałem ochotę podejść bliżej i się jej przyjrzeć jednak nie chciałem, by Daren przyłapał mnie na wtrącaniu się w jego sprawy. Równie dobrze ta kobieta mogła zajmować się czymś, co jest Darenowi potrzebne. Nie wiem... Dziergała rękawiczki. Lub coś w tym rodzaju.
- Chodźmy już. Jestem głodny.
- Em... No dobrze.
- Nie przejmuj się Almą. Najlepiej o niej zapomnij.
- Jasne. A właściwie... Dlaczego jest nielubiana?
- Ponieważ... Nie jest wierna. A przynajmniej tak mówią. A ona temu nie zaprzecza.
- Och... Rozumiem.
W sumie to nie do końca rozumiałem. Ale bałem się, że jeśli dalej będę tu tak stać, to Daren mnie zauważy. A z jakiegoś powodu nie chciałem, by mnie zauważył. Dlatego zrobiłem pierwszy krok, a kolejne były już proste.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top