Rozdział XIII - Len
9 maja
Rai próbował nabić na widelec ostatni groszek, ale ten wciąż mu uciekał. Omega był bardzo skupiony i za każdym razem, gdy zielona kulka uciekała spod widelca, robił smutną minę. Podchodził do tego bardzo poważnie. Wyglądało to... uroczo. To, z jakim skupieniem wpatrywał się w talerz i jak bardzo to przeżywał. Miałem ochotę mu pomóc. Jednak poradził sobie sam. W końcu mu się udało i jego talerz oficjalnie był zupełnie pusty.
Gdy skończył, usiadł i w ciszy czekał na... Sam w sumie nie wiem, na co właściwie czekał. Ja już dawno skończyłem jeść i czekałem na niego. Mogliśmy już odejść od stołu, ale omega nawet nie drgnął ze swojego miejsca. Mama jednak zauważył błyskawicznie, że widelec naszego gościa został odłożony.
- Rai maleństwo, chcesz może dokładki?
- Nie... Nie dam już rady.
- Hmmm... W sumie zjadłeś dość dużo jak na tak małą osóbkę... Niech ci będzie. Jedną dokładkę zjadłeś, więc nie będę już więcej w ciebie wciskać. Jeśli jeszcze zgłodniejesz, to nie krępuj się i powiedz.
- Dziękuję za jedzenie. Było pyszne.
- Nie ma za co skarbie. Cieszę się, że ci smakowało. Idźcie pobawić się z Lenem, a przez ten czas przygotuję deser. Mam miodowe ciasteczka. Wiem, jak bardzo je lubisz. Zagrzeję wam do tego mleka.
- Z miodem?
- Cóż... Mogę z miodem. Nie będzie za słodkie?
- Nie.
Niebieskooki omega powiedział to z pełnym przekonaniem. Rai zawsze jest taki niepewny, cichy i zdystansowany, ale o słodyczach i słodkich rzeczach zawsze mówi z jakąś nutą pasji... Chyba naprawdę lubi słodycze.
- W takim razie dodam ci trochę miodu do mleka. Ja posprzątam, a wy idźcie.
Wstałem jako pierwszy, bo Rai chyba nie lubi wykonywać tego pierwszego ruchu. Trzeba go trochę zachęcić. Zawsze trzeba mu powiedzieć, by coś zrobił albo dać jakiś znak. Pewnie po prostu nie czuję się tu jeszcze komfortowo. Eris to moja rodzina i znamy się od zawsze więc gdy tu przychodził, czuł się jak u siebie w domu. Rai chyba próbuje nie sprawić problemów, bo nie czuje się tu aż tak swobodnie. To bardzo urocze i miłe z jego strony, że się tak przejmuje. Nie powinien, ale z czasem na pewno to zrozumie.
- Chodź Rai. Pokażę ci mój pokój. Jeszcze go nie widziałeś.
Omega spojrzał na mnie, po czym dość niepewnie wstał i powoli podążył za mną. Po dźwiękach domyśliłem się, że mama i tata zaczęli sprzątać i rozmawiać. Robili to jednak cicho, więc nie przeszkadzali nam w naszej rozmowie. Chociaż... Jeszcze nie było żadnej rozmowy.
- Ymmm... Więc to mój pokój. Nie ma tu zbytnio nic ciekawego. Tam jest mój łuk. Wisi na ścianie, bo w sumie nie używam go zbyt często. Ten drugi mniejszy to mój pierwszy łuk. Już jest za mały, bym go używał, ale jest fajną pamiątką. Może kiedyś go komuś oddam. To dobry łuk więc szkoda by się marnował. Ymm... Może usiądź sobie na łóżku. Nie krępuj się. Eris zawsze się na nim rozsiada lub po prostu się na kładzie. Ty też możesz, jeśli chcesz. Jakkolwiek będzie ci wygodniej.
Omega rozejrzał się po pomieszaniu, ale niewiele mogłem odczytać z jego reakcji. Zwłaszcza że zazwyczaj unika spojrzenia innych i pochyla głowę, jakby nie chciał się zbytnio rzucać w oczy. Uznałem, że chyba znów muszę go trochę zachęcić, dlatego usiadłem na brzegu łóżka i poklepałem miejsce obok.
- No chodź. Nie wstydź się.
Omega popatrzył na mnie, co było dość niezwykłe, bo... Nie było to niepewne spojrzenie, jakie zazwyczaj dostaje. Było bardziej... uważne.
- Coś nie tak?
- Nie... Nic takiego.
Niepewnie podszedł bliżej i usiadł w dość znaczącej odległości ode mnie. Przez chwilę nie bardzo wiedziałem, o co chodzi. No bo... Zachowywał się, jakbym zrobił coś nie tak. A przecież staram się być miły. Wiem, że Rai jest nieśmiały, ale raczej nie jestem zbyt bezpośredni. Po prostu chciałabym, by czuł się tu dobrze, ale chyba mi nie wychodzi. Na chwilę zapanowała cisza. Rai wpatrywał się w podłogę i nie wydawał się zbyt wesoły. Wręcz przeciwnie. Musiałem znaleźć jakiś sposób, by go rozweselić.
- Ymm... mama powiedział, żebyśmy się w coś pobawili, ale szczerze mówiąc, chyba nie zauważył, że jesteśmy odrobinę... za duzi. Nie wiem, w co mielibyśmy się bawić. Ale spokojnie. Znajdę nam jakąś rozrywkę. Man w sumie jakieś gry... Może je znasz. A jak nie to cię nauczę.
Moje słowa nie spotkały się ze zbytnim entuzjazmem. Rai dalej wyglądał dość ponuro. Zdecydowanie był... lekko przytłoczony. Zastanawiałem się nad przyczyną takiego zachowania i nie mogłem wpaść na nic sensownego.
Aż mnie oświeciło. Ja jestem alfą... on omegą... Może się trochę wstydzi albo czegoś boi. Bo... Eris mówił, że Raia kiedyś porwali łowcy. I Sira go uratował. Więc... może tam chcieli mu coś zrobić. Gdyby mi się coś takiego przydarzyło, pewnie też byłbym ostrożny przy samcach. Jestem taki głupi, że o tym nie pomyślałem. Miałem wrażenie, że już mi trochę ufa, ale Eris wspominał, że może być bardzo trudno zdobyć jego zaufanie.
- Ymm... Wiesz... Jeśli chcesz, możemy otworzyć drzwi.
Omega zerknął na mnie i wyglądał na nieco zdezorientowanego. A przynajmniej takie miałem wrażenie. Rai mało mówi, ale bardzo pokazuje swoje uczucia. Więc... można się domyślić.
- Do kuchni. No wiesz... Ym... Wtedy nie będziemy sami.
- ... Nie... Nie trzeba.
- Bo... Może nie czujesz się zbyt dobrze, będąc ze mną sam. Rozumiem to. Nie znamy się jeszcze tak dobrze.
- Ja... Po prostu... Nie... Nie wiem co robić.
- To znaczy?
- Nie wiem... Co mam teraz robić.
- Co tylko chcesz. Mam kulki. Takie szklane. Gra się nimi. Musisz jakby je zbijać. Mogę nauczyć cię zasad. Mam też patyczki. Trzeba je zbierać, ale tak, żeby nie poruszyć stosu. Mam też... Hmm... Mam notes. Możemy w nim pograć w kółko i krzyżyk. To bardzo prosta gra.
- Będziemy... Grać?
- Yhym. A co? Chcesz porobić coś innego?
- Nie... Znaczy... Po prostu... Nie wiem, co się robi, jak się kogoś odwiedza.
- Na Wschodzie nie miałeś przyjaciół... Jakichś znajomych... Rodziny?
- ... Ja... Mieszkałem z moimi przyjaciółmi. Było nas dużo. Ale nie odwiedzałem innych.
- Och... Ym... Rozumiem.
Nie rozumiałem.
- W sumie to, co lubisz robić w wolnym czasie?
- W wolnym czasie?
- Yhym. Co robisz tak na co dzień?
- ... Czasem gram na piszczałkach, które mi dałeś. Poza tym... Chyba nic. Bo... Zazwyczaj po prostu patrzę, co robi pan Dyara.
- A zanim przyjechałeś na Północ, co robiłeś? Na Wschodzie znaczy się.
- ... Ja... Też grałem... Na instrumentach.
- Więc muzyka to twoje główne zainteresowanie? Na jakich instrumentach jeszcze grasz?
- Na flecie... Na harfie, lutni i na lirze.
- Ale fajnie! To dużo. Ja tylko na piszczałkach trochę gram. Coś jeszcze?
- ... Czasem grałem w różne gry. Tutaj chyba ich nie macie.
- Yhym... Może kiedyś będziemy mieli okazję razem pograć w jakąś grę z twojej ojczyzny.
- Może.
- Wiesz ja... Bardzo chciałbym, żebyś czuł się tu dobrze. Jak u siebie w domu.
- Ja... Lubię to miejsce. Tak myślę. Ale... Ja nie... Nie pasuję tutaj.
- Dlaczego tak myślisz?
- Ja nie... Jest tu was dużo i... Ja nie rozumiem was.
- ... Nas?
- Chodzi o... O stado.
- ... Byłeś samotnym wilkiem?
- Samotnym wilkiem?
- Nie żyłeś w stadzie prawda? Mówisz, że byłeś ze swoimi przyjaciółmi... Było was tylko kilkoro?
- Tak... Nie tak dużo, jak w stadzie.
- Dlatego czujesz się tak... Nie na miejscu?
- Ja... Tak. Ja nie pasuję tutaj.
- Spokojnie. Na pewno się odnajdziesz. Potrzebujesz tylko czasu. Zaufaj mi. Będzie dobrze.
- Naprawdę?
- Tak. Na pewno. Wszyscy cię polubią, jeśli tylko dasz im się trochę poznać. Tak jak ja. Ja bardzo cię lubię.
- Lubisz mnie?
- Tak! Bardzo.
- ... Dlaczego?
Omega spojrzał na mnie spod długich, ciemnych rzęs. Poczułem się... onieśmielony. Rai zawsze unika spojrzeń innych i nigdy sam nie spogląda nikomu w oczy. A teraz to zrobił i... Bardzo mnie tym zaskoczył. Ma bardzo ładne oczy... Takie duże, błyszczące i błękitne jak niebo.
Uświadomiłem sobie, że on czeka, aż mu odpowiem. Naprawdę chciał wiedzieć. Przełknąłem ślinę, bo zaschło mi w ustach. Było mnóstwo powodów, ale w tej chwili, gdy na mnie patrzył... W głowie miałem pustkę. Nie znałem odpowiednich słów, by to wyjaśnić. A może znałem, ale w tej chwili nie mogłem ich odnaleźć, bo... Te oczy...
- Bo... Bo... Jesteś taki... Taki... Ja... Uważam, że jesteś... Uroczy. I ja... Ja po prostu... Ymmm... Uważam, że jesteś bardzo... miły. Taki... Jakby to ująć... Ym... Po prostu...
- Uważasz, że jestem ładny?
To jeszcze bardziej mnie zaskoczyło. Bo oczywiście, że tak uważałem. Rai jest bardzo... Bardzo ładny. Ale tu nie chodzi przecież o to, że jest ładny. Jest piękny. Ale... Ale jest też taki delikatny, uroczy i wydaje się mieć taką dobrą duszę. Po prostu przyciąga mnie jego łagodna natura.
Może nie powinienem się tym sugerować, ale moja wilcza część bardzo lubi Raia. A wilk jest bardziej... instynktowny. Więc nawet jeśli omega wciąż nieco się wstydzi, nie ufa mi i nie pokazuje mi całego siebie, to jeśli mój wilk postrzega go tak, a nie inaczej, to coś w tym musi być.
Rai może nigdy nie polubić mnie w ten sposób... ale to nic. Po prostu chciałabym być blisko niego. Jako przyjaciel.
- Ja... uważam, że jesteś bardzo ładny. Masz piękne oczy. I włosy. I... przepiękny uśmiech. Nie uśmiechasz się zbyt często. Ale na ceremonii Siry i Linadela raz widziałem, jak się uśmiechasz. Jednak myślę, że masz też wspaniałą osobowość. Jesteś troszeczkę zamknięty w sobie, ale wiem, że jesteś dobrą osobą. Dlatego chciałbym cię lepiej poznać. I zostać twoim przyjacielem.
- Przyjacielem?
- Tak. Przyjacielem. No wiesz... Możemy coś razem porobić tak jak dzisiaj.
- ... Będziemy grać? I chodzić na spacery?
- Tak. Na przykład. I inne rzeczy.
- ... Jakie rzeczy?
- Co tylko byś chciał. Możemy rozmawiać, jest ciepło, więc następnym razem możemy iść popływać. Potrafisz pływać?
- Nie... Ja nie... Nigdy nie pływałem.
- To mogę cię nauczyć. Ale jeśli będziesz się bał to spokojnie. Będziemy tylko tam, gdzie jest płytko. Hmm... A zimną możemy bawić się w śniegu. Jest mnóstwo rzeczy, jakie możemy porobić. Będzie fajnie. Oczywiście nie będę cię do niczego namawiał. Jeśli chcesz, to możemy czasem coś razem porobić, ale jeśli nie chcesz, to zrozumiem.
- ... Ymm... Ja... Chciałbym iść nad rzekę. Popływać. Możemy tam iść?
- Teraz jest już trochę późno, ale następnym razem możemy iść nad rzekę.
- Dobrze... Więc chodźmy. Następnym razem.
- Jasne. Jutro nie mogę. Będę pomagać tacie. A pojutrze idziemy na obiad do Noacha i Cecila. Ale już następnego dnia będę wolny więc... Wtedy możemy iść. Jeśli dalej będziesz chciał.
- Zapytam pana Dyary.
- Na pewno ci pozwoli. Ale ja też z nim porozmawiam. Bardzo się o ciebie troszczy, więc będę pewnie musiał mu obiecać, że cię przypilnuję. Nie martw się. Naprawdę będę cię pilnował.
- Naprawdę?
- No jasne. Żebyś nie wpadł do wody. W pobliżu nie ma żadnych niebezpiecznych zwierząt, ale czasem może trafić się na przykład dzik. Ale to żaden problem. Poradzę sobie z dzikiem.
- Widziałem dzika. Był duży.
- Niektóre są bardzo duże. Ale w naszym lesie raczej takich nie ma. A przynajmniej na naszym terytorium.
- Wyglądał trochę strasznie. Ale już nie żył. Inni go zabili. Później go zjedliśmy.
- Widziałeś, jak walczyli z dzikiem?
- Nie... Przynieśli go do obozu. Już nieżywego. Ale go obejrzałem, bo byłem ciekaw.
- Chyba lubisz zwierzęta prawda?
- Ja... Lubię. Lubię poznawać nowe. Niektóre są dziwne. Na przykład dziki. Wyglądają trochę śmiesznie, ale trochę strasznie.
- Próbowałeś zaprzyjaźnić się z naszymi wilkami? Krążą czasem po wiosce. W sumie nie są to nasze wilki, ale bardziej zaprzyjaźnione stado, które żyje w pewnego rodzaju symbiozie z naszym. Jesteśmy jakby przyjaciółmi.
- Kiedyś jeden przyszedł, gdy pan Dyara był w ogrodzie. Pogłaskałem go.
- Mogę pokazać ci więcej zwierząt. Jestem dość dobry w tropieniu. Tata mnie wszystkiego nauczył.
- Chcę zobaczyć więcej zwierząt.
- No to mamy ustalone. Będzie fajnie.
Rozległo się pukanie, po czym do drzwi otworzyły się i stanął w nich uśmiechnięty mama.
- Przyniosłem ciasteczka. Jeszcze ciepłe.
Rai uśmiechnął się pięknie... i chyba kompletnie zapomniał o naszej rozmowie... i o mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top