Rozdział XII - Rai

9 maja

- Jeśli poprosisz, to zabierze cię do domu. Nie ma się czego bać.

Pan Dyara uśmiechał się do mnie, więc poczułem się trochę lepiej. Jego uśmiech jest miły. Lubię, gdy się do mnie uśmiecha. Przypomina mi Rubina. On też się do mnie uśmiechał. Pan Dyara bardzo przypomina mi Rubina, dlatego tak bardzo go lubię.

Ale chce mnie namówić do wyjścia z domu, a ja nie chcę wychodzić. Chcę zostać i popatrzeć jak pan Dyara robi rzeczy. Jest wtedy tak cicho i spokojnie i nic się nie dzieje. Czasem do mnie mówi, ale nie muszę odpowiadać. Mogę siedzieć i patrzeć i lubię tak spędzać czas. Tak jest dobrze. Gdy jesteśmy we dwójkę. Albo, gdy jestem sam. Gdy jestem sam, też jest w porządku. Tylko czasem czuję się troszkę źle, ale pan Dyara mi wtedy pomaga i jest lepiej.

- A mogę zostać w domu?

- ... Rai... Powiedziałem już Ascalowi, że przyjdziesz do nich na obiad. No i Len bardzo chciał spędzić z tobą trochę czasu. Odkąd Eris wyjechał, całe dnie siedzisz w swoim pokoju. Musisz troszeczkę wychodzić na zewnątrz.

- Byłem z Novą. Nova czasem zabierał mnie w różne miejsca.

- Ale Nova i Sira pojechali do ludzkiego miasta i nie wrócą tak prędka, więc wypadałoby, żebyś miał jakichś innych przyjaciół niż Nova. Zwłaszcza że... Nova nie zawsze tu będzie.

- ... Też mnie zostawi?

- Nie zostawi... Wiesz, że Nova bardzo cię lubi. To twój starszy brat czyż nie?

- Nie wiem... Nova nie spędzał ze mną tak dużo czasu, jak Rubin... ale był miły. Gdy Rubin pracował, Nova czasem ze mną rozmawiał. No i tylko on z nami został. Wszyscy gdzieś poszli. Została tylko nasza trójka... A później Rubin... umarł. I teraz jest już tylko Nova.

- Dla Novy jesteś jak młodszy braciszek. Zapewniam cię. Bardzo mu na tobie zależy... ale z Sirą mają pewne plany i... po prostu musisz trochę spędzać czasu z innymi. Mieć jakichś innych przyjaciół. Wiesz, że bardzo się cieszę, że tu jesteś i twoje towarzystwo jest bardzo miłe. I to dlatego nie chcę trzymać cię dla siebie. Len też zasługuje, by trochę z tobą pobyć. Przecież go lubisz. I znasz go już troszkę. Więc dlaczego nie chcesz się z nim spotkać?

- ... Bo... Wolę być w domu.

- Zrobisz mu dużą przykrość. Nie lubisz Lena? Nie chcesz spędzać z nim czasu?

- Nie... Ja... Lubię. Dał mi piszczałki. Jest... miły.

- No właśnie. To bardzo miły chłopak. Przyjaciel mojego Erisa. Więc?

- ... No dobrze... Pójdę.

- Pamiętaj, że jak tylko będziesz czuł się źle, to powiedz tylko słowo. Ascal wie, że jesteś chory. Ktoś szybko przyprowadzi cię do domu. Ale dziś jest wszystko dobrze prawda?

- Tak. Jest dobrze... Tak myślę.

- Len weźmie cię tylko na spacer. A później pójdziecie zjeść coś dobrego. Lubisz Ascala i jego kuchnię prawda?

- Tak...

- No właśnie. Wszyscy lubią. I jego, i jego potrawy.

Lubiłem jeść u pana Ascala. Był dla mnie miły i taki... taki... ciepły. Jak kocyk. Jak się uśmiecha, czuję się, jakby ktoś przykrył mnie kocykiem. No i robi bardzo dobre jedzenie. Ciekawe czy będzie coś słodkiego...

- A czy... Będzie deser?

- Na pewno.

- ... No to pójdę.

- Muszę zapamiętać twoje priorytety.

- Lubię słodycze... Bardzo.

- Wiem. Ja też, ale... W moim wieku to już ryzykowne.

- Dlaczego?

- Mogę... przytyć.

- To źle?

- ... Nie wiem. To zależy. Ja... Chyba nie chciałbym przytyć.

- ... A ja przytyję?

- Jesteś młody więc raczej nie. Ciesz się, póki możesz. A nawet jak przytyjesz, to będziesz tylko bardziej uroczy. Tak więc się nie martw.

- Dobrze.

Pan Dyara chciał chyba powiedzieć coś jeszcze, ale rozległo się pukanie do drzwi. Uśmiechnął się do mnie i złapał mnie za rękę. Jego dłoń była trochę większa od mojej. Była ciepła. To było znajome uczucie... ale sprawiło, że przez chwilę byłem smutny.

Białowłosy wilkołak prowadził mnie w stronę drzwi. Trochę się bałem. Wolę być w domu. W domu jest bezpiecznie. Ale pan Dyara już otworzył drzwi. Przyciągnął mnie bliżej, tak że też widziałem kto w nich stoi i trochę tego, co jest na zewnątrz. Było... Zielono. Tutaj jest zielono o tej porze roku. A w drzwiach stał Len.

Spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Chciałem schować się za pana Dyarę, ale przypomniałem sobie, że mam być miły więc też się uśmiechnąłem. Ale Len patrzył prosto na mnie i trochę było mi wstyd. Nie wiem czemu. Źle się czuję, jak patrzy prosto na mnie. Dlatego tylko lekko się uśmiechnąłem, ale odwróciłem wzrok.

- Dzień dobry wujku.

- Witaj Len. Miło cię widzieć. Mam nadzieję, że mogę powierzyć ci mojego małego podopiecznego?

- Wujku...

- No przecież tylko żartuję. Nie wymęcz go zbytnio. Jakby wyglądał słabo, to przyprowadź go do domu. Jasne?

- Tak wujku.

- I powiedz mamie, żeby wieczorem do mnie wpadł. Mam mu trochę do powiedzenia.

- Dobrze.

- No to... Rai skarbie puść moje ramię. Len cię nie zje. Obiecał mi.

Pan Dyara delikatnie pchnął mnie do przodu, aż znalazłem się po drugiej stronie drzwi.

- Miłej zabawy.

Uśmiechnął się do mnie, po czym zamknął drzwi. Przez chwilę się na nie patrzyłem, ale się nie otworzyły, więc chyba sobie poszedł.

Poczułem się trochę źle. Przez chwilę miałem wrażenie, że jestem sam. A nie lubię być sam w takim miejscu. Gdy jestem w moim nowym pokoju, mogę być sam. Wtedy mogę przykryć się kocykiem albo wejść do szafy. Tutaj nie ma kocyka ani szafy.

- Rai? Chodź. Pójdziemy do zwierząt.

Spojrzałem na Lena, który nie ruszał się z miejsca. Tylko na mnie patrzył. Nie byłem sam... Len tu był. Więc... chyba jest dobrze. Zrobiłem krok w jego stronę, a wtedy ruszył w stronę pastwiska. Szedłem obok niego. Dość blisko, żeby się nie zgubić. Nie znam tu wszystkich. Jest tu dużo różnych osób. Lena znam. Więc wolę być blisko niego. Pan Dyara powiedział, że będzie mnie pilnować, więc muszę być blisko niego. Przy nim chyba będę bezpieczny.

- Jak się czujesz Rai?

- ... Dobrze.

- To się cieszę. Bo masz taką marną minę, że się trochę martwię. Pewnie tęsknisz za Erisem.

- Tak.

- Ja też za nim tęsknię... Ale nie jesteśmy sami. No wiesz. Mamy siebie. I w ogóle... A no i jest kilka osób, które chciałyby cię poznać. Ale powiedziałem im że jesteś nieśmiały i że się trochę boisz. Więc nie będą ci zaczepiać. Nie martw się. Ale jakbyś chciał ich kiedyś poznać, to daj znać. To bardzo miłe osoby. Poznam was. Oczywiście, kiedy i jeśli w ogóle będziesz chciał.

- Yhym.

- Ym... No... Em... Ładnie dziś wyglądasz. Tak... Ym... Zdrowiej. Chyba częściej wychodzisz na dwór prawda?

- Tak... Bo... Pan Dyara robi rzeczy w ogródku i zabiera mnie, żebym popatrzył.

- Eris uwielbiał zajmować się kwiatami. Też to lubisz?

- ... Nie wiem.

- Próbowałeś?

- Nie. Tylko patrzyłem.

- Powinieneś spróbować. Jak poprosisz wujka, to na pewno pokaże ci, co i jak. No i Eris na pewno byłby szczęśliwy, gdyby ktoś zajmował się jego częścią ogródka.

- ... Tak myślisz?

- Tak. Na pewno.

Len spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Szybko odwrócił wzrok, na powrót skupiając się na drodze, więc nie zdążyłem zrobić tego pierwszy. Len ciągle na mnie patrzy i to trochę zawstydzające. I zawsze patrzy mi w oczy. To jeszcze bardziej zawstydzające. Ale... Chyba zaczynam się przyzwyczajać. On tak po prostu robi. Już nie boje się tak bardzo, gdy inni na mnie patrzą. Wcześniej... To było bardzo straszne. Nie lubiłem tego. Teraz tylko czasem czuję się wtedy źle.

- Tak w ogóle to... Mam dla ciebie niespodziankę.

- Niespodziankę?

- Tak. Wydarzyło się coś bardzo fajnego i ci to pokażę. Nie boisz się kóz prawda?

- ... Nie lubię tych, co mają rogi.

- Spokojnie. Kozły są wredne i trzymamy je na sznurku. Nie zbliżymy się do żadnego. A jak coś to cię obronię. Jestem alfą. No i... Wiesz. Jestem silny.

- Jak Sira?

- ... Może nie aż tak, ale prawie.

- Jak Nova?

- ... A Nova jest silny?

- Tak.

- ... A jak silny?

- Bił się z łowcami. I rzuca nożami. Z Uzrim rzucali. Sira rzucał owoce w górę, a oni w nie trafiali.

- Ja potrafię strzelać z łuku. I to całkiem dobrze.

- Ja nie potrafię.

- Mogę cię nauczyć.

- ... Nie chcę.

- Och... Ym... A-ale mogę cię nauczyć... wędkować!

- Chcę się nauczyć ogrodnictwa. Żeby pomóc panu Dyarze.

- To... Bardzo fajna umiejętność. Może nauczysz mnie... jak już sam się nauczysz.

- ... Mogę.

- To fajnie. Kiedyś się zgłoszę.

Len otworzył niewielka drewnianą furtkę i pokazał mi, bym przez nią wszedł. Zrobiłem to, bo znałem to miejsce. Byliśmy tu kiedyś. Gdy Eris oprowadzał mnie i Novę po wiosce. Len też z nami wtedy był.

Len wszedł za mną i poprowadził mnie do dość dużego budynku. Wiem, że to dom dla zwierząt. Tam się chowają, jak jest na przykład zimno. W środku było teraz dość pusto. Chyba dlatego, że zwierzęta na razie biegały po pastwisku i jadły trawę. Rudowłosy chłopak otworzył przede mną drewniane drzwiczki. Niektóre zwierzęta miały takie jakby własne pokoiki. Len widząc, że nie ruszyłem się z miejsca, wszedł do jednego z nich i ręką dał mi znak, bym podążył za nim. Trochę nie wiedziałem, czy powinienem, ale raczej nie było się czego bać. Mimo to wszedłem tam ostrożnie.

- Usiądź sobie na sianie. To Śmietanka. Nazywa się tak, bo jest biała. A przynajmniej tak mi się wydaje. W sumie nie pytałem.

Len wskazał na białą kozę stojącą w rogu. Ja usiadłem sobie na sianie, tak jak mi kazał, a on podszedł do kozy.

- A to... To jest Garnek. Jej syn.

Len wziął na ręce (nie jestem pewien skąd, bo wcześniej jej nie widziałem) szarą kozę... tylko taką małą. Jej mama zabeczała jakby z pretensjami, ale nic nie zrobiła. Len tymczasem podszedł do mnie i usiadł tuż obok. Mała koza... A właściwie koziołek był grzeczny.

- Nazywa się tak, bo pierwsze co zrobił po urodzinach, to wlazł w garnek z wodą. Chociaż bardziej to do niego wpadł. To było cały tydzień temu. Nie było mnie przy tym, ale musiało wyglądać zabawnie.

- Jest taki malutki... Mogę go dotknąć?

- Jasne.

Ostrożnie sięgnąłem dłonią w stronę małego zwierzęcia, a wtedy to wydało z siebie dość głośny beczący dźwięk. Cofnąłem szybko rękę, niepewny co to znaczy.

- Nie bój się. Spokojnie. Nic się nie stało. Tylko chce z nami pogadać.

- ... Na pewno?

- Na pewno. Zobacz, trzymam go mocno. No i jest taki mały i nieporadny. Nie ma się co bać.

- ... No dobrze. A... Nie ugryzie?

- Nie ma ostrych zębów i jest mały, więc tego się na razie bać nie musisz.

- A jak będzie większy?

- To pewnie będzie wredny, ale wtedy nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć.

Len wydawał się pewny tego, że koziołek nic złego nie zrobi, więc spróbowałem jeszcze raz. Tym razem pozwolił mi się dotknąć i mogłem pogłaskać go po głowie.

- Uroczy prawda?

- Tak... Jest taki... Hmm... Malutki. Jak Edea.

- Edea też jest urocza. Ale głośniejsza.

- Często płacze.

- Pewnie często się przez to budzisz.

- Czasami.

- Mama powiedział, że jak wujek Dyara znów będzie miał ruje, to będziesz mógł przenocować u nas na ten czas. Mamy wolny pokój po Noachu. Mama będzie się też opiekował Edeą. Chociaż pewnie na zmianę z Linadelem i Leą. W sumie to dobrze dla nich, bo będą mogli nauczyć się opieki nad małym dzieckiem, nim sami zostaną rodzicami.

- Będą mieli dziecko?

- Kiedyś na pewno.

- ... Po co im dziecko?

- Em... Bo... No... Pary często chcą mieć dzieci. No wiesz... Mieć rodzinę. Linadel będzie kiedyś Alfą stada, więc byłoby dobrze, żeby miał syna. Ale ogólnie po prostu... chyba fajnie być rodzicem.

- Hmm... Może. Nie wiem... To chyba trudne mieć dzieci.

- Bardzo. Wiesz, dzieci są wymagające.

- Edea ciągle płacze.

- No właśnie.

- Ale to chyba fajnie być dzieckiem i mieć mamę. I tatę.

- ... Ym... A ty nie... Nie miałeś rodziców?

- Nie.

- Ym... Przykro mi... Coś im się stało.

- ... Nie wiem.

- Och... Ym... A kto się tobą zajmował.

- ... Różne osoby.

- Teraz jesteś w rękach wujka Dyary. Więc... Nie martw się niczym.

- Jest dobry.

- Tak. Zdecydowanie. I wujek Nasir jest bardzo dobrym partnerem. Obaj się tobą zajmą.

Pan Nasir jest trochę straszny. Ale wydaje się dobry. Nie zrobił nigdy nic złego. Czasem pan Dyara na niego krzyczy i zawsze wtedy myślę, że stanie się coś złego. Ale nic się nie dzieje. Później się śmieją. Nie bardzo to rozumiem, ale nie robią sobie niczego złego, więc chyba jest dobrze.

Pogłaskałem koziołka po szyi, a on złapał mnie pyszczkiem za rękaw. Nie ugryzł mnie. Len mówił prawdę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top