Rozdział XCII - Daren

22 listopada

Nie pukałem. Po prostu wszedłem do środka. W głównej izbie nikogo nie było, więc udałem się do sypialni. Gdy otworzyłem drzwi, nieco mi ulżyło. Flynn siedział na łóżku z książką. Wyglądał w miarę przyzwoicie. Czyta więc najwyraźniej wróciły mu siły. Chyba zaczyna się ten lepszy okres.

- Daren? Nie spodziewałem się ciebie dzisiaj. Coś się stało?

- Słyszałem, że ostatnio zaczęło ci się poprawiać. Chciałem się upewnić. I zapytać, czy masz wszystko, co potrzebne. Mam ostatnio więcej wolnego czasu. Mogę coś zorganizować. Jeśli potrzebujesz.

- Miło, że się martwisz. Colla wszystko na bieżąco mi organizuje. Niczego nie potrzebuję. Ale dziękuję.

- A drewno na opał? Nie skończyło się? Ostatnio rąbałem z dwa tygodnie temu jak nie więcej. Powinno się kończyć.

- Colla trochę narąbał.

- Naprawdę?

- Tak. Mówiłem mu, żeby tego nie robił. Ale wiesz, jaki bywa uparty. Trochę głupio, że omega musi mi rąbać drewno na opał.

- Zajmę się tym w wolnej chwili. Żeby a najbliższym czasie nie musiał się tym fatygować. Właściwie... Mogę zrobić to teraz.

- Nie.

- Nie?

- Nie. Teraz usiądź sobie przy mnie. Chcę z tobą trochę porozmawiać. Dawno nie miałem okazji. A mam dużo tematów do rozmowy. Siadaj Daren. Pobądź trochę ze starszym bratem.

- ... No dobrze. Jednak nie zabawię długo.

- To nic. Choć chwila. Colla dziś przyjdzie dopiero w porze obiadowej.

- Coś się stało?

- Wpadł i zostawił mi śniadanie z samego rana. Powiedział, że jego rodzina czegoś od niego chce. Więc na razie jestem tu sam. Nawet wilki mnie dziś nie odwiedziły. Smutno tu trochę samemu.

- Rozumiem. Zostanę. Chwilę.

- Cieszę się.

Usiadłem na fotelu ustawionym pod ścianą. Często tu przesiadywałem. Chociaż ostatnie trzy lata rzadziej. Chciałem nieco odciąć się od rodziny. Od wszystkich. Teraz to chyba nie ma sensu. Skoro Eris tu jest. Sam sobie z nim nie dam rady. I nie wiem co z nim zrobić. Co z nim będzie. Tyle niewiadomych.

- Myślę, że wiesz, o czym chcę porozmawiać.

- Zbyt wiele się tu nie dzieje. Więc chyba wiem.

- Słyszałem, że... Nieco się poprawiłeś. W swoim zachowaniu. Cieszy mnie to. Wiem, że to dobrze na ciebie wpłynie.

- Ja nie jestem tego taki pewny.

- Widzę, że jesteś spokojniejszy. Już następują jakieś dobre zmiany. Aby wam się udało.

- Co będzie, to będzie.

- Chciałbym, żebyś się zbyt łatwo nie poddawał. Eris to dobry chłopak. Ty też jesteś dobry. Tylko zagubiony. Pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. Gdybyś czegoś potrzebował.

- Wiem.

- Więc aby tak dalej.

- Yhym.

- Skoro pochwały mam już za sobą to teraz czas na to, by ci trochę do tego łba wbić.

Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, o co może chodzić. Z tego, co mi się wydaje, ostatnimi czasy nie zrobiłem nic aż tak złego. Staram się być w miarę przyzwoitą osobą. Ciężko idzie. W stosunku do innych nie daję rady. Jednak Eris ostatnio nie narzeka. A to on się liczy. Tylko on. Chyba że Flynn chce nagadać mi za tym cholerne jezioro. Ale za to już z dziesięć razy zdążyłem oberwać.

- No dobrze. To co znowu zrobiłem?

- Colla rozmawiał ostatnio z Erisem. I dowiedział się czegoś, co go nieco zaniepokoiło.

- A mianowicie?

- Daren... Podarowałeś Erisowi kwiaty?

- Tak. Lubi kwiaty.

- Colla powiedział, że Eris ich nie zna. I postawił je na stole.

- Tak. Nie rosną na jego ziemiach. Spodobały mu się.

Nie byłem pewien czy te kwiaty mają jakiś sens. Bo w końcu, jaką reakcję może wywołać bezużyteczna roślina. Jednak Eris wydawał się... Szczęśliwy. Uśmiechał się. To był... Sam nie wiem. Dziwnie się czułem. Gdy się tak uśmiechał. To było chyba pozytywne uczucie. Wyrządziłem mu wiele złego więc dobrze, że choć tym razem sprawiłem, że się uśmiechnął. Nie było to nawet zbyt trudne. Właściwie to było banalnie proste. Może jednak warto robić takie rzeczy częściej.

- Daren doceniam, że o tym pomyślałeś. Miałeś dobre intencje. Jak najbardziej. Tylko... Daren na miłość Matki. Czy ty mu naprawdę dałeś Trupią Carvenię?

- ... A więc tak się to nazywa.

- Daren... On to postawił na stole! Jecie przy tym posiłki.

- To tylko kwiaty.

- Zerwałeś je z trupa.

- ... I co w związku z tym?

- To, że on o tym nie wie. Większość osób ma dość negatywne podejście do tej rośliny.

- Nie jest trująca.

- Nie.

- Nie jest w żadnym stopniu niebezpieczna.

- Niemniej... Ona rośnie na zwłokach.

- Dalej nie wiem, w czym problem. Już nie jest na zwłokach.

Nie bardzo rozumiem gdzie leży problem. Zerwałem kwiaty z truchła sarny. Tylko te kwiaty rosną zimą. Nie są w najmniejszym stopniu niebezpieczne. Po prostu rosną tam, gdzie to możliwe. Żywią się ciałem, ale w sumie wszystkie rośliny po części to robią.

- Wiesz, co się mówi, o tych kwiatkach?

- Nie. Nie interesuję się kwiatami.

- One sprowadzają nieszczęście.

- To kwiaty.

- Owszem. Ale przesądy...

- Nie wierzę w przesądy. Erisowi się podobały. To się liczy.

- Ale Eris nie wie. A powinien wiedzieć. Nie każdy chciałby trzymać w domu takie coś.

- I tak już zwiędły.

- Daren... Ty mało myślisz prawda?

- Zależy.

- Nie rozumiesz w ogóle tych społecznych niuansów. Nigdy nie rozumiałeś. Jednak to jest w pewnym sensie część twojego uroku.

- Nie rozumiem, do czego pijesz. Ale niech ci będzie.

- Po prostu... Następnym razem zerwij mu jakiegoś tulipana.

- Żebym ja wiedział, jak wygląda tulipan.

- Po prostu zerwij coś z ziemi.

- Niech będzie. Te i tak trudno znaleźć. Miałem szczęście.

- Wiesz chyba, że nie mówię tego w złej wierze? Mam nadzieję, że Eris znajdzie tu nowy dom. A i ty w końcu poczujesz się jak w domu.

- Wiem, że chcesz pomóc.

- A jak ty się czujesz?

- Jest... Zaskakująco spokojnie. Po tym jakoś tak czuję się spokojniej. Gdy Eris jest w pobliżu. Wcześniej byłem nerwowy. Teraz jest na odwrót.

- To dlatego, że nie myślisz ciągle o tym, co się stanie, jak się do ciebie zbliży. Mówiłem, że musisz nieco odpuścić. I bardziej sobie zaufać. Masz dobre serce. Lubisz udawać, że tak nie jest. Ale to nie zmienia prawdy.

- Nie będę się z tobą kłócić, bo to nie ma sensu.

- Czyli jest dobrze?

- Chyba tak. Nie denerwuję się już tak. A przynajmniej nie w domu. Ojciec dalej mnie denerwuje. Jak większość.

- Masz jakieś plany?

- To znaczy?

- Będziesz czekał, aż coś się wydarzy? Czy zamierzasz coś zrobić?

- A co miałobym zrobić?

- Tak jak te kwiaty. Jakiś... Ruch. Żeby rozwinąć waszą relację.

- ... A dlaczego miałbym coś robić? Jest dobrze, tak jak jest.

- Daren jak tak dalej będzie, to znów staniecie w miejscu.

- Ostatnio... Obiecałem mu, że zabiorę go do gorących źródeł.

- Świetny pomysł. Spędzicie trochę czasu razem. Na pewno będzie miło.

- Tak... Na pewno.

- A właśnie. Tam na półce jest taka książka w zielonej oprawie. Jak będziesz wychodził, to weź ją dla Erisa. Jest o tutejszych roślinach. Może mu się przyda.

- Wezmę. Chyba przeczytał wszystkie, które mu przyniosłem.

- Zastanawiam się, jakie może lubić. Bo bym mu coś jeszcze dał.

- Może... Zapytam go.

- Świetnie. To następnym razem jak wpadniesz, to coś dla niego poszukamy.

- Yhym.

Flynn skrzywił się lekko. Na krótką chwilę, ale nie umknęło mi to.

- Źle się czujesz?

- Nie. Tylko nogi znów mnie bolą. Ale chociaż zaczynam odzyskiwać czucie.

- ... Matka Erisa jest znachorem. Podobno ma dużo ludzkich książek. A także takich ze Wschodu. Może... Może nasza wiedza jest zbyt ograniczona.

- Myślisz, że medycyna z innych stron świata coś na to zdziała?

- Nie wiem. Po prostu... Może warto spróbować.

- Już tyle próbowaliśmy.

- Co nie znaczy, że czas przestać.

- Daren... Czasem mam już dość.

- Wiem. Widzę.

- ... Jesteś taki... Prostolinijny.

- Mam udawać, że nie?

- Nie. Lubię twoją szczerość. Nie cackasz się ze mną. Raul próbuje używać pięknych słówek. Ty mówisz, jak jest. Widać po mnie?

- Czasem.

- Siedzę tu całymi dniami. Czytam książki. Wiele nie mogę zrobić. Gdyby nie Colla to bym chyba oszalał. Ale nie mogę od niego wymagać, że będzie się ciągle mną zajmował. Jest już... Dorosły. Niedługo znajdzie sobie partnera. A wtedy będzie musiał zająć się swoją rodziną. Ja stanę się balastem.

- Znajdę ci nowego opiekuna.

- ... Nie. Nie chcę.

- Więc co mam zrobić?

- To nie tak, że czegoś od ciebie chcę. Nie oczekuję, że coś zrobisz. Po prostu... Chcę porozmawiać.

- ... Nie jestem w tym dobry.

- Wiem. Ale lubię z tobą rozmawiać.

- Nie krępuj się więc.

- Ciągle mnie coś boli. Czuję się bezużyteczny. I nie mam pojęcia, do czego zmierza moje życie.

- Co masz przez to na myśli?

- Czy jest szansa, że coś się zmieni? Bo jeśli kolejne lata będą wyglądać tak samo... Niedługo nawet książki mi zbrzydną. Żyję w pętli. I mam powoli tego dość.

- ... Wiosną poproszę, by przysłano tu jakiegoś uzdrowiciela. Z południa lub Wchodu. Może coś poradzą.

- Dobrze. Niech będzie.

- Flynn?

- Tak?

- Możesz sam coś z tym zrobić.

- Słucham?

- Mówisz, że żyjesz w pętli. Jednak to nie tak, że nie możesz się z niej wyrwać. Jesteś chory. To wiele utrudnia. Jednak sam możesz podejmować decyzje o sobie. Nikt nie każe ci tu umierać w samotności. Jeśli zechcesz podjąć jakąś poważniejszą decyzję... Pomogę ci. Jeśli moja pomoc oczywiście będzie jakkolwiek przydatna.

- ... Nie spodziewałem się usłyszeć czegoś takiego od ciebie.

- Podejrzewam, że sam mi coś takiego kiedyś powiedziałeś.

- Pewnie tak. Bo tę samą radę można dać tobie. Ale chyba już jej posłuchałeś. W pewnym stopniu.

- Może.

- Szkoda, że mamie nikt tego nie powiedział.

- ... Po co o niej wspominasz?

- Niedługo rocznica. Myślę o niej ostatnio. Dość dużo.

- To już?

- Yhym. Może nie już. Nieco ponad miesiąc. Odwiedzisz ją w tym roku?

- Nie wiem.

- Nie mogłem w tamtym roku. Źle się czułem. Może w tym się uda. Może zabierzesz Erisa?

- Nie.

- ... A on wie? O naszej matce.

- Wie, że nie żyje. Raczej się domyślił.

- Nie mówiłeś mu nic o niej.

- Nie.

- Dlaczego?

- Bo nie lubię o niej mówić. Wiesz o tym.

- Wiem. Ale Eris zasługuje, by wiedzieć. Zwłaszcza że to przez nią jesteś taki dziki.

- Że co proszę?

- Nie jest tak? Wiem, że masz do matki pretensje. A to, co robiła, bardzo cię skrzywdziło. Daren nie jesteś zły z natury. Po prostu nasi rodzice... Oboje cię zawiedli. Od ojca w sumie nikt wiele nie oczekiwał. Ale nasza matka... Nie winię jej za nic. Ale rozumiem, że ty masz jej wiele za złe.

- ... Matka była słaba.

- Była.

- Nie powinna była wiązać się z kimś takim, skoro nie potrafiła tego znieść.

- To nie tak, że miała wiele do powiedzenia w tej sprawie.

- Też mogła sama podjąć decyzję. Zamiast biernie wszystko akceptować.

- To nie jest łatwe. Daren. Widzisz, jak tu jest.

- ... To prawda. Niemniej... W pewnym sensie sobie na to zasłużyła.

- Daren...

- Pozwalała na to.

- ... Może i masz rację. Nie będę jej oceniać.

- ... Ostatnio... Pomyślałem sobie, że... Że Eris nie jest taki jak ona.

- Nie jest. Jest jakby jej przeciwieństwem.

- Tak. To prawda. Ale ja... Jestem trochę jak ojciec.

- Nie Daren. Nie jesteś. Lester jest. O niego się boję. Ten chłopak... Chyba już nie da się z nim nic zrobić. Ty Daren po prostu chowasz w sobie urazę.

- Nie chcę, żeby Eris skończył tak jak ona.

- Nie martw się o to. To silny chłopak. Jeszcze cię zaskoczy.

- Zapewne.

- Porozmawiaj z nim. O mamie. O naszej rodzinie. Ma prawo wiedzieć, na co się pisze.

- To prawda.

- Jesteś dziś bardzo zgodny.

- Jestem w dobrym humorze.

- Nie pamiętam, kiedy ostatnio w nim byłeś.

- ... Ja chyba też nie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top