Rozdział LXXX - Daren
23 października
Spać mi się chcę. Jeszcze przed chwilą nie byłem senny. Księżyc jak zawsze miesza mi w głowie. Tutaj spać nie pójdę. Muszę poczekać z godzinę czy dwie. Teraz pewnie jeszcze sporo osób się kręci. Sen... Przyda mi się trochę snu. Ostatni słabo sypiam.
- Możesz zostać na noc.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na kobietę. Alma siedziała przy swoim stoliku. Tym który ponoć każda samica powinna mieć. Czesała włosy. Czuła się chyba dość swobodnie jak na kogoś w tak nieprzyzwoitym stroju. Właściwie to w części stroju. Miała na sobie tylko tunikę z niezawiązanym dekoltem, który teraz sięgał jak na moje nieco zbyt nisko. Jednak to nie mój dom. Nie moja samica. Nie mój problem.
- Nie zamierzam.
- Wyjdziesz nad ranem. Nikt nie zauważy.
- Raul nie zamyka drzwi. Zdrzemnę się u niego.
- Na pewno nie chcesz zostać? Może jeszcze nabierzesz ochoty...
- Zajmij się sobą kobieto.
Beta zaśmiała się głośno i wróciła do rozczesywania ciemnych pukli. Były puszyste. Takie... Kręcone. Erisa są gładkie. Lśniące. Jak len. Ale chyba jeszcze ciemniejsze niż jej. To czarniejsza czerń. Są też wszędzie. Ostatnio znalazłem jeden w swoich ustach. Musiał być w zupie.
- W sumie jak już tu jesteś, mógłbyś przeczyścić komin.
- Nie na za wiele sobie pozwalasz?
- Skoro i tak nic nie robisz...
- ... Później. Mam czas.
- Jak chcesz.
Kobieta wrócił do gapienia się w lustro. Nie na długo. Szybko jej się znudziło.
- A w sumie Erisowi podobała się toaletka?
- Nie wymawiaj tego imienia.
- Bo cię irytuje... Czy bo cię podnieca?
- Rozważam wyrzucenie cię z twojego własnego domu.
- Tak tylko pytam. Może jak o nim pomyślisz, to nabierzesz ochoty.
- Jesteś bardziej zdesperowana niż ja.
- Jestem dorosłą kobietą. Mam swoje potrzeby.
- Szczerze mówiąc, średnio mnie to interesuje.
- Yhym... Czarujący jak zawsze. Dlatego tak cię lubię.
- Za dużo gadasz.
- To w sumie podobało się czy nie?
- ... Chyba tak.
- No widzisz. Przyznam, że byłam zaskoczona. Nie podejrzewałam cię o taki artystyczny kunszt.
- Robota jak robota.
- Jaki skromny. Normalnie jak nie alfa.
Odłożyła szczotkę i przejrzała się w lustrze. Alma chyba lubiła to, jak wygląda. Nie było brzydka. Dość atrakcyjna. Ma ładne ciało, ale twarz chyba nie do końca w moim guście. Nieco zbyt... Chyba zbyt wyrazista.
Po chwili wstała z niewielkiego pufa i przeciągnęła się. Jestem tu już od godziny i musiałem oglądać całą jej wieczorną rutynę. Gdyby nie to, że tutejsi są wyjątkowo wścibscy, już dawno bym wyszedł. I tak plany się zmieniły. Nic tu po mnie.
Zorientowałem się, że Alma mi się przygląda. Już wiedziałem, że coś sobie właśnie wbiła do głowy i pewnie łatwo jej tego nie wybiję. Tak jak się spodziewałem podeszła bliżej.
Weszła na łóżko i przysunęła się do mnie. Siedziałem oparty o ścianę. Usiadła tuż obok. Objęła moje ramię i przysunęła się jeszcze bliżej. Alma nie odczuwała wstydu czy zażenowania. Przyznam, że był to jeden z aspektów, które w jej przypadku mi odpowiadały. Nie musiałem udawać. Ona też nie. Mieliśmy konkretne cele i mogliśmy porzucić tą całą zbędną otoczkę. Nadal było to jednak odrobinę zaskakujące. Samice zazwyczaj starają się, chociaż zachować pozory. Alma tymczasem nie czuła się zażenowana tym, że była niemal naga i okrywał ją jedynie sięgający może połowy uda kawałek rozmemłanego materiału.
- Myślę, że powinniśmy spróbować jeszcze raz.
- Rozmyśliłem się.
- Nie jesteś w nastroju. Rozumiem to. Daj mi szansę spróbować wprawić cię w nastrój.
Beta przesunęła dłonią po moim ramieniu. Poczułem jej zapach. Słodko gorzki. Specyficzny. Kojarzył mi się z tym napojem, który pili na Wschodzie. Ale to nie było do końca to. W każdym razie był... Był mi dość obojętny. Alma zsunęła lekko tunikę z ramienia, odsłaniając jeszcze więcej ciała. Jest kobietą o wyraźnych kształtach. Szerokie biodra, duże piersi, ale i zdrowa kobieca sylwetka. Niezbyt szczupła. Ma ciało dorosłej kobiety. Atrakcyjne. Tylko... Mnie nie interesuje. Nie teraz. Już nie.
- Jesteś ostatnio bardziej gburowaty niż zwykle. Może musisz się nieco odstresować.
Spojrzałem na Almę. Na jej odkryte ciało. Cóż... To ładne ciało. Tylko... Po prostu ciało.
- Nie nakręca cię to prawda?
- ...
- Skoro musisz się nad tym zastanowić, to odpowiedź brzmi nie. Już się nie kłopocz z odpowiedzią.
Kobieta poprawiła tunikę tak, by znów co nieco zakrywała. Nie wydawała się zła. Bardziej rozbawiona. Być może dlatego, że już ostatnio to przerabialiśmy.
- Jesteś taki zimny... Kiedyś mnie to kręciło, ale teraz to już trochę przesada.
- A czego oczekiwałaś?
- Że zareagujesz jakoś na piękne kobiece ciało. No ale cóż... Ewidentnie inne rzeczy ci teraz chodzą po głowie.
- Nie prowokuj.
- Przecież nic nie mówię. Tylko szkoda. Może i jesteś zimny jak lód, ale... Przyznam, że jak przyjdzie co do czego, to nie mam zastrzeżeń.
- Miło, że spełniałem twoje oczekiwania.
- Ten sarkastyczny ton jest naprawdę niepotrzebny.
- Na pewno znajdziesz kogoś innego.
- Chyba po prostu sobie odpuszczę.
- Myślę, że znalazłoby się sporo chętnych.
- I co z tego? Nie chcę się użerać z ich partnerami czy partnerkami. A ci wolni nie są zbyt obiecujący. Z tobą było dobrze. Ale się musiałeś zakochać.
- Przestań pieprzyć głupoty.
- A nie? Przestań udawać. Ciągle o nim myślisz. Nawet teraz. Nie chcesz nikogo innego. Tylko jego. Wątpię, żeby chodziło o twoją wilczą część. Wilk jest bardzo pierwotny. Zwłaszcza twój. W takiej sytuacji myślałby przede wszystkim o tym, by zaspokoić żądzę. Tymczasem ty ją czujesz, ale jednocześnie nie pragniesz nikogo innego niż swoją małą, uroczą, słodziutką omegę. Przyznam, że to dość romantyczne. Naprawdę urocze. Jesteście tacy słodcy.
- Gęba ci się nie zamyka, a nie masz nic mądrego do powiedzenia.
- Irytuje cię to. Nie jestem zdziwiona. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że kiedykolwiek będę świadkiem tego, jak Daren się zakochuje. Szczerze mówiąc, byłam pewna, że nie wierzysz w coś takiego jak miłość.
- Bo nie wierzę. Mój wilk każe mi z nim być. To wszystko.
- Yhym... Oczywiście. Wierzę ci. To nie tak, że widziałam, jak prawie tracisz kontrolę, bo przypomniałeś sobie, że cię zostawił.
- To też był mój wilk.
- Przyszedłeś się ze mną zabawić, a rozwaliłeś mi półkę. Bo twoja omega cię zostawiła. Nie wiem, czy wilk sam w sobie by się aż tak przejął.
- Nawet go wtedy nie znałem, więc wydaje mi się, że dalej pieprzysz głupoty.
- A teraz go znasz. To uroczy chłopak czyż nie? I bardzo ładny. Ma taką piękną cerę. Musi mieć naprawdę delikatną skórę. Taki bladziutki, ale jednak rumiany. Jak laleczka. Ciekawe czy tam niżej...
- Zaraz wyciągnę cię stąd za kudły.
- No dobrze. Już nie będę. Nie lubisz mówić o uczuciach. I je mieć.
- ... Chyba pójdę ci przeczyścić ten komin.
Kobieta roześmiała się i w końcu ode mnie odsunęła. Ona też jest irytująca. Wcześniej taka nie była. Po prostu... Robiliśmy swoje. Teraz za dużo gada.
- No już nie uciekaj. Przestanę się wtrącać.
- Doskonale.
- Aczkolwiek przyznam, że jestem ciekawa, co teraz zrobisz. Skoro z jednej strony pełnia jest już dla ciebie aż tak frustrująca, a z drugiej strony unikasz swojej omegi jak ognia.
- To nie twoja sprawa.
- Mogę ci jakoś doradzić.
- Nie. Nie chcę.
- Miałam partnera. Byłam w... W pewnym stopniu w podobnej sytuacji. Nie uwielbialiśmy się. Ale nauczyliśmy się tolerować siebie nawzajem. I było przyzwoicie. On miał swoje potrzeby. A ja w sumie miałam swoje. Więc... Dogadaliśmy się. Nawet obu nam było dobrze. Tylko że mój Oter traktował mnie przyzwoicie. Był dobrym partnerem. Dbał o nas. Nie podnosił na mnie ręki. Ja robiłam swoje on swoje. Nie czułam się wykorzystana. Nigdy do niczego mnie nie zmuszał. Oboje szliśmy na pewne ustępstwa i było dobrze.
- I po co mi ta wiedza?
- Myślę, że Eris też ma swoje potrzeby. Zwłaszcza w pełnię. Lub w ruję. Może nie musisz sypiać z innymi, skoro masz omegę w domu. Nie musisz go do niczego zmuszać. Po prostu porozmawiajcie i...
- Nie.
- ... Ale jesteś uparty. A to niby dlaczego?
- Nie będę go zmuszał.
- Nie mówię, abyś go zmuszał. Może się zgodzi.
- Nie.
- Więc zakładasz, że się nie zgodzi?
- Jeśli sam by z tym do mnie nie przyszedł, to chyba znaczy, że nie jest czymś takim zainteresowany.
- Może nie wie, że jest taka możliwość.
- Nie będę go wykorzystywał. Na pewno nie w ten sposób.
- To nie jest wykorzystywanie, gdy obie strony coś z tego mają. Co jak co ale myślę, że z zadowoleniem omegi nie będziesz miał problemu.
- Nie potrzebuję namawiać go do jakichś układów.
- Czy ja wiem. Prędzej czy później będziesz musiał go oznaczyć. A to dzieje się podczas rui. Bądźmy szczerzy, jak go poczujesz, to cię już nikt od niego nie oderwie. A jak nie uda się za pierwszym razem, to będziesz musiał jeszcze to powtarzać, dopóki nie urodzi ci szczeniaka.
- ... Jak do tego dojdzie, to zacznę rozważać takie rzeczy.
- W sumie zostało już mniej czasu niż więcej.
- To nie twoja sprawa. Więc się nie wtrącaj.
- Jesteś taki... Dziwny. Nie rozumiem cię. Wpadłeś po uszy, ale robisz wszystko by się do niego nie zbliżyć. Pragniesz go i potrzebujesz, ale nie zamierzasz spełnić swoich pragnień. Prędzej czy później będziesz musiał odrzucić swoje postanowienia, ale udajesz, że nie ma problemu i to tylko odległa przyszłość. Kogo właściwie próbujesz oszukać. Swoją omegę? Stado? Siebie?
- Próbujesz mnie zdenerwować, bo nie chciałem cię przelecieć?
- Och już nie rób z siebie takiego ważnego. Jestem po prostu ciekawa. I szkoda mi twojej omegi. Żyje w takim zawieszeniu. Ja przynajmniej wiedziałam, na czym stoję. Mój partner powiedział mi co i jak. Nie musiałam się zastanawiać.
- Eris wie, na czym stoi. Też mamy pewne ustalenia.
- Szczerze mówiąc, nie jestem pewna. Rozmawiałam z nim. Raz czy dwa.
- Mówiłem, żebyś go nie zaczepiała.
- Ale to on się przyszedł przywitać. A raz na siebie wpadliśmy.
- Jakoś ci nie wierzę.
- Nie musisz. Wiesz... Wydaje się taki zagubiony.
- Wie, na czym stoi.
- ... Alfy są takie tępe. Właściwe to samce ogółem.
- Nie pozwalaj sobie na za dużo.
- W końcu się obudzisz. I może być już za późno.
- Mam cię dosyć. I sama sobie wyczyść ten komin. Albo poproś kogoś innego.
Wstałem i założyłem koszulę. Zdjęła mi ją, gdy tylko wszedłem do jej sypialni. A później... Niezbyt wiele się wydarzyło. W każdym razie pewnie lepiej, że tak wyszło. Przynajmniej wiem, że to nie minęło.
Dalej nie wiem jak rozwiązać problem tego, że mój wilk zachowuje się czasem jak bezmyślne zwierzę w rui. Zwłaszcza w pełnię. Wyjątkowo mocno, gdy jego omega dosłownie przechodzi ruję.
- Jakbyś jednak zmienił zdanie, to daj znać.
- Wątpię, by tak było.
- Musiałbyś najpierw się odkochać.
- Nie kocham go.
- No tak. Ty przecież nikogo nie kochasz. Miłość jest dla słabych.
- Raczej dla głupich.
- No tak. Mój błąd.
Znalazłem płaszcz. Chyba mogę już wyjść. Zwłaszcza że i tak nie użyję drzwi.
- Przyjdź któregoś dnia wyczyścić ten komin.
- Jesteś bezczelna.
- Jakoś muszę sobie radzić.
Użyłem okna. Tego w pokoju jej dzieci. Oczywiście ich tu nie było. Nie sprowadzała tu chyba nikogo, gdy tu były.
Irytuje mnie. Nagle zaczęło ją interesować moje życie. Myśli, że coś wie. Tymczasem gada głupoty. Typowe.
Wymknąłem się niezauważony i ruszyłem w stronę domu Raula. Choć mojego wilka wyraźnie ciągnęło na zachód. Do omegi w rui. Udało mi się go stłumić. Poszło zaskakująco prosto. To chyba spotkanie z Almą go nieco uciszyło. Ostudziło nieco jego... Zapał.
Jak będzie za trzy miesiące? A później za kolejne? A później... Czy to nie będzie już po jego osiemnastych urodzinach? Czas minął szybko... Za szybko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top