Rozdział LXXIV - Daren

[Dziś mija rok od dnia, gdy pod wpływem chwili założyłam wattpadowy serwer na discordzie. Bardzo się cieszę, że wtedy to zrobiłam, bo nie poznałabym tyłu zje... Wspaniały ludzi. A więc skoro jest rocznica to coś trzeba zrobić. Wiele nie mogę ale... Jakiś dodatkowy rozdział trzeba dać. Miłego czytania 🌈✨🎉]

30 października

Talerz z potrawką dość donośnie uderzył o stół. Sztućce po chwili zrobiły to samo. Wiedziałem, że tak będzie jednak chwilowo nie miałem innego wyjścia niż przyjść tutaj. Byłem głodny i miałem dość zimna. Zresztą i tak prędzej czy później musiało do tego dojść.

- Nie prosiłem o jedzenie.

- Ale wiem, że po nie przyszedłeś. Raczej nie w odwiedziny. Poza tym ktoś to musi to zjeść. Ugotowałam cały gar, ale pewien osobnik przepłoszył wszystkich, którzy chcieli coś zjeść.

- Nie kazałem im wyjść.

- Nie są aż tak głupi. Potrafią wyczuć twój nastrój.

- A ty?

- Ja mam gdzieś twoje humorki.

Spojrzałem na stojącą obok kobietę. Ta bezczelnie się we mnie wpatrywała z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Jej dezaprobata była wyraźnie widoczna. Prędzej czy później musiałabym się z nią zmierzyć. Zwłaszcza po tym, jak mój omega urządził pokaz dla całej wioski. Cóż... Miał do tego prawo. Nawet mnie to nie złości. Raczej nikt nie był zdziwiony. Chociaż... Biorąc pod uwagę jej reakcję to Hildy chyba w pewnym stopniu była.

Może powinienem rozważyć czy jeść tę potrawkę. W końcu to ona ją przygotowała. A jest ewidentnie zdenerwowana. Nie zrobi mi krzywdy jednak nie potrzeba mi teraz rewolucji żołądkowej.

Hilda jest kobietą przy kości. Dość wysoką jak na omegę jednak przy swoim partnerze i tak wyglądała na raczej drobną. Nie było tego widać na pierwszy rzut oka ale spodziewała się kolejnego dziecka. Ciemno blond włosy jak zwykle związała w gruby warkocz, który zarzuciła na ramię. Zbliżała się już do późnej trzydziestki, ale miała raczej młodzieńczą twarz. Pełne usta, ciemne oczy i niemal zawsze rumiane policzki.

- Po prostu powiedz, co masz powiedzieć. Wiem, że i tak to w końcu zrobisz.

- Jestem tobą rozczarowana.

- Coś jeszcze?

Było to pytanie retoryczne. Wiedziałem, że był to tylko wstęp do dłuższego wywodu. Hilda była równie uparta co jej partner. Dobrali się doskonale.

- Twoja matka przewraca się przez ciebie w grobie.

- ... Moja matka raczej nie oczekiwała ode mnie zbyt wiele.

- Przestań gadać głupoty. Próbowała cię wychować na dobrego alfę a ty... Coś ty sobie w ogóle myślał co?

- Nie myślałem.

- No oczywiście, że nie. Wy alfy w ogóle nie myślicie. Gdybyś był mój, to byś klęczał na grochu, dopóki odrobina rozumu by ci do tego pustego łba nie wpadła.

- Ale nie jestem twoim synem Hildo.

- Jesteś rodziną.

- Na twoim miejscu bym się do tego nie przyznawał.

- Przeprosiłeś go?

- ...

- Tak myślałam.

- Za takie rzeczy się nie przeprasza.

- Niech mi Matka da cierpliwości, bo jak da siły, to ci chyba łeb ukręcę. A co zamierzasz niby zrobić jak nie przeprosić?

- Trzymać się z dala.

- A więc to dlatego siedzisz znowu tutaj zamiast w domu?

- Miejsce dobre jak każde inne. Można zjeść. Jestem głodny.

- Rozmawiałeś z nim w ogóle?

- Nie.

- ... Nie biję swoich dzieci, ale tobie to bym pasem przylała, bo na gadanie to już za późno. Zresztą i tak ci wpada jednym uchem, wypada drugim.

- Hildo jak to sobie właściwe wyobrażasz? Co mam mu powiedzieć? Przepraszam, że podbiłem ci oko?

- Cóż... To na pewno nie wystarczy.

- Tyle wiem.

- Powiedz mi Daren... Tak szczerze. Jako twojej ciotce. Żałujesz tego, chociaż?

Hilda patrzyła na mnie w ten sposób. Jakbym wbił jej nóż w plecy. Nie jest moją ciotką. Choć matka tak o niej mówiła. Były ze sobą blisko. Jakiś czas. Dopóki ojcu ta znajomość nie zaczęła przeszkadzać.

- Nie zrobiłbym tego specjalnie. Rozwścieczył mnie. I... Nie zostawiłbym tak tego. Nie jest taki niewinny, na jakiego wygląda. Jednak nigdy nie... Nie tak. Nie w ten sposób.

- ... No dobrze. Wierzę ci. W głowie masz pusto, ale w sercu wiem, że gdzieś tam głęboko masz wiele do zaoferowania.

- ... Doprawdy?

- Tak.

- Myślę, że jesteś osamotniona w tym przekonaniu.

- Robisz wszystko by osiągnąć taki efekt, ale ja głupia nie jestem. Swoje wiem. To powiedz mi teraz, jak do tego w ogóle doszło.

- ... To prywatne sprawy.

- Daren przecież my chcemy pomóc. Toć wiesz, że nie plotki mi w głowie.

- To mój problem. Nie twój. Nie Ulfra. Nie mojego brata. Mój.

- Jesteś uparty jak osioł.

- A ty wścibska.

- Nie wścibska. Martwię się o ciebie kretynie. I dobrze to wiesz. I będę się wtrącać. Jestem to winna twojej matce.

- Niewiele możesz zrobić. Tak jak ona.

- Daren... Przestań. Nie mów tak. Wiesz, że to nie takie proste.

Zaczynałem odczuwać irytację. Zawsze ta sama śpiewka. To staje się już nudne.

- Jeśli nie masz nic konkretnego do powiedzenia, to daj mi zjeść.

- Ależ mam. Chcę wiedzieć, co teraz zrobisz. I upewnić się, że nie pogorszysz sytuacji. Więc... Co zrobisz?

- Na razie nic.

- Czyli tak to zostawisz? Czy ty w ogóle myślisz? Przecież to biedne dziecko pewnie się boi teraz. Siedzi tam sam. I się zastanawia, co zrobisz, jak wrócisz. Matko, trzymaj mnie, bo zaraz polecę po ścierę.

- Niczego mu nie zabraniam. Może w każdej chwili wrócić do domu. Do swojego domu. Daję mu wolną rękę.

- Czyli jeśli dobrze rozumiem... Jesteś tchórzem. I zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, zrzucasz odpowiedzialność na tę biedną omegę i liczysz, że ucieknie, a ty nie będziesz musiał nic robić.

- ... Nie podoba mi się sposób, w jaki się do mnie odzywasz.

- Ciebie już tam w tej dziczy całkowicie szaleństwo przejęło. Rozum sobie zmroziłeś chyba. Jak ja się do ciebie odzywam? Jak do gówniarza. Daren ja twojej matce pomagałam pieluchy twoje zmieniać. Ty mi na nerwy dzieciaku nie działaj. Ty wiesz, że ja ręki na nikogo nie podniosę, ale jak wezmę zaraz szmatę w rękę, to ci rozumu trochę wbiję.

Spojrzałem na kobietę w ten sposób, w jaki patrzę na tych, którzy mnie denerwują. Nie zareagowała tak jak reszta. Oparła dłonie na biodrach i spojrzała na mnie, unosząc lekko jedną brew. Dlaczego wszystkie samice, jakie znam, muszą być takie... denerwujące.

- Nie potrzebuję, byś mi prawiła morały. Wiem, co zrobiłem. Wiem, że spieprzyłem. Twoje gadanie nic nie zmieni.

- Liczę, że jednak coś da. Chociaż jesteś uparty, jak mówiłam. Więc może być ciężko.

- Czego ty ode mnie właściwe chcesz?

- Masz się wziąć w garść.

- ... Zrobię coś z tym. W swoim czasie.

- Och Daren... Ja już nie wiem co z tobą robić. Jedz. Pewnie dawno nie jadłeś, skoro unikasz swojej omegi jak moi synowie kąpieli.

- Taki jest plan.

- Za kilka minut będzie tu Ulfr, więc się przygotuj.

- ... Oczywiście, że tak. Jakżeby inaczej.

Hilda rzuciła mi jeszcze jedno dezaprobujące spojrzenie, po czym odwróciła się na pięcie i bez słowa wróciła do kuchni. Ja tymczasem zająłem się obiadem, póki był jeszcze ciepły.

Miała rację. Od wczoraj nie jadłem. Nie było mnie w domu. Nie chcę tam wracać. Nie, gdy on tam jest. Nie chcę na niego patrzeć. Ostatnio zdrzemnąłem się z końmi. Dziś... Dziś zostanę u Raula. Jutro... Się zobaczy. Chwilowo cieszyłem się posiłkiem. Smakował normalnie, więc Hilda chyba nie próbowała mi bardziej uprzykrzyć życia. Za to jej partner jak najbardziej miał takie plany.

Drzwi domu spotkań otworzyły się, po czym dość głośno zamknęły. Nie odwracałem się, by zobaczyć, kto wpadł z wizytą. W końcu Hilda zapowiedziała, że niedługo się tu zjawi. Przerwałem posiłek, bo wiedziałem, że czeka mnie kolejna identyczna rozmowa. Udało mi się zjeść większość. Nie było tak źle. Nie byłem najedzony, ale zaspokoiłem największy głód.

- Nie wiem, czy to odważne, czy głupie z twojej strony, że się tu pokazujesz.

- Dopiero po przyjeździe dowiedziałem się, że Eris urządził pokaz. Od mojego kochanego, troskliwego brata, który ewidentnie nie zastanawia się jak wykorzystać to na swoją korzyść. W każdym razie byłem głodny. Nie zamierzam się też przed tobą chować. Jak chcesz, to możemy wyjść na zewnątrz.

- Gdyby nie Hilda to bym cię stąd wyciągnął... Ale mam pewne obowiązki względem rodziny. Nie wiem, czy jesteś w stanie zrozumieć.

- ... Hilda już mi nagadała. Raczej nic nowego nie powiesz.

Ulfr westchnął ciężko i opadł na krzesło naprzeciw mnie. Wpatrywał się we mnie chwilę z dezaprobatą. Dość często tak na mnie patrzy. Aczkolwiek tym razem był też wyraźnie zły. Dawno nie widziałem go zdenerwowanego. Ulfr jest cierpliwy. Z tą swoją gromadą szczeniaków musi.

- Daren. Tłumaczyłem ci, że to, co robisz to żadne rozwiązanie. Dlaczego ty jesteś taki uparty?

- Ponieważ to moje problemy, nie twoje. Zresztą podejrzewam, że wszystkim to wyjdzie na dobre. Eris wróci na południe. Problem sam się rozwiąże.

- Myślisz, że ucieknie na południe?

- A ty byś na jego miejscu został?

- Eris jest drobny i słabiutki, ale ma w sobie równie dużo uporu co ty. Rozmawiałem z nim. Nie wspominał nic o powrocie na południe. Oczywiście, żeby mógł tu zostać, coś się musi zmienić. Ty musisz się zmienić.

- Nie mam niczego takiego w planach.

- Daren na miłość Matki!

- Czego ode mnie oczekujesz? Że będę taki jak ty? Nie jestem w stanie. Nie potrafię. Nie mogę.

- Nie możesz czy nie chcesz spróbować? Wiem, że się boisz...

- Nie boję się!

- Nie? Bo na moje to zachowujesz się jak przerażony szczeniak.

- Po prostu wiem, jak się to skończy. Na kogoś musiało trafić. Mój ojciec specjalnie wybrał matkę, by spłodzić kogoś takiego jak ja. Wspaniałe połączenie najlepszych cech ich obojga czyż nie?

- Daren rozumiem to. Nie poszczęściło ci się. Jest ci ciężko. Ale zamiast próbować rozwiązać problem, to od niego uciekasz. A on cię ewidentnie dogania.

- Więc co twoim zdaniem mam zrobić? Narazić go na niebezpieczeństwo? Bo tym jest zadawanie się ze mną.

- Pomyślałeś może o tym, że ty i Eris jesteście połączeni więzią? Kto jak kto, ale on powinien móc jakoś wpłynąć na twoją wilczą część. Daren z jakiegoś powodu się spotkaliście. Los was połączył. Może to twoja szansa.

- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale na razie ta więź nie działa zbyt dobrze na żadnego z nas.

- Może dlatego, że próbujesz ją zerwać.

- Wiem, że nie da się jej zerwać. Próbuję ją osłabić. A przede wszystkim nie dopuścić by się wzmocniła. Właśnie z powodu tego, co się wydarzyło. Nie możemy się od siebie uzależnić. Jeśli tak się stanie, nie będziemy mogli od siebie uciec.

- A więc teraz możecie? Pobiegłeś po niego gdzieś na pustynię, a ledwo go znałeś. A myślisz, że teraz po tak długim czasie będziesz mógł pozwolić mu odejść.

- Najwyżej oszaleję i pobiegnę w las.

- Nie dopuszczę do tego. Obiecałem coś twojej matce. Nessa wiedziała, że nie będziesz miał w życiu łatwo. Zwłaszcza z takim ojcem.

- A Eris nie będzie miał łatwo ze mną. Naprawdę życzysz mu takiego losu jak mojej matki?

- Nie jesteś swoim ojcem Daren.

- Doprawdy? Bo moja matka miała takie same sińce na twarzy. Też bała się, że ojciec wróci do domu w złym humorze. Czym się ta sytuacja różni?

- Tym, że ciebie zżera poczucie winy. A to znaczy, że jest dla ciebie nadzieja.

- Poczucie winy nie ma żadnego znaczenia, jeśli weźmie się pod uwagę, że ta sytuacja zapewne się powtórzy.

- ... Nie będziesz się o niego bał?

- Słucham?

- Jeśli odejdzie. Nie będziesz się martwił?

- ... Jeśli oszaleję to zapewne nie.

- Jesteś silny. Mógłbyś zapewnić mu bezpieczeństwo.

- Ja jestem niebezpieczeństwem.

- Może jeśli pozwolisz Erisowi, by nieco się do ciebie zbliżył, przestaniesz nim być.

- Nie jestem pewien czy twoje rozumowanie ma jakiś sens.

- Daren ja też swego czasu miałem pewne problemy ze sobą. We mnie też płynie ta krew. Nie tak silna. Ale jednak. Wiesz, co mi pomogło? Ciepłe i delikatne dłonie mojej Hildy gładzące moje. Jej wesoły głos. Wystarczy jedno słowo mojej partnerki i wraca mi rozum. Musiałem jej tylko zaufać.

- ... Twoja rada... to bym został pantoflem.

- Tyle wyciągnąłeś z moich słów?

- Ty i ja... Nie jesteśmy do siebie aż tak podobni. Widziałeś, do czego jest zdolna moja wilcza strona. A ja... Powoli mnie to męczy. Kontrolowanie jej. Więc nie gadaj Erisowi głupot. Pozwól mu odejść. Tak będzie dla wszystkich najlepiej.

- ... Do niczego cię nie zmuszę. Ale na Matkę przynajmniej go przeproś. Zrób coś... Chociaż to minimum.

- Dobrze. Jeśli to zrobię dacie mi w końcu spokój?

- Nie. Ale jeśli tego nie zrobisz, nie odpuszczę.

- ... Zrobię to.

- No ja myślę.

To nie skończy się dobrze. Chyba że... W końcu podejmę męską decyzję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top