Rozdział LXX - Nasir

27 października

Mała rączka zaciskała się na mojej. Właściwie na jednym palcu, bo więcej nie była w stanie objąć. Siedziałem i obserwowałem, jak Edea trzymając się mnie, robi kilka chwiejnych kroków. Po chwili nagle zwróciła się w moją stronę i oparła o moje kolana. Puściła moją dłoń i wyciągnęła rączki w górę.

- Już się nachodziłaś? No to chodź do taty.

Podniosłem maleństwo i posadziłem na swoich kolanach. Gdy jej prawa ręka była wolna, uznała, że to dobry pomysł, by włożyć ją do ust. Cóż... Przerabiałem to już. Pozwoliłem jej na próby zrozumienia, czym właściwie jest ta ręka. Nie zaszkodzi jej to.

Gdy się nią zajmuję, nie czuję już tego lęku, który czułem przy Sirze i Linadelu. Przy Erisie też się trochę obawiałem. Przy niej już czuję się dość pewnie. Mimo że to dziewczynka. Mam wrażenie, że jestem już niezwykle doświadczony. I stary. Na razie jednak jeszcze nadążam.

- Nakarmisz ją?

Wyczułem, że Dyara wszedł do pomieszczenia, nim usłyszałem jego głos. Zawsze wiem, gdy jest blisko.

- Mogę. Myślę, że sobie poradzimy. Co Edea? Razem damy radę.

- Ostatnio słabo wam szło.

- Edea to jeszcze większy niejadek niż Linadel. Ciągle jej coś nie pasuje.

- Wierzę w ciebie skarbie. Utuczysz nasze dziecko. Na pewno ci się uda.

- Śmiejesz się, ale jest jakaś taka mała. Trochę więcej ciała by jej nie zaszkodziło.

- Eris był jeszcze drobniejszy.

- Tak... Ale Eris był omegą.

- Cóż... To prawda. Tylko nie przesadź w drugą stronę.

- To nie będzie trudne. Każdy posiłek to przy niej walka a ja już nie w tym wieku, by każdą wygrać.

Dyara zaśmiał się lekko i głośno. Jak ja kocham jego śmiech. Tyle lat i wciąż za każdym razem, gdy go słyszę, moje serce bije mocniej.

- Nie przesadzaj. Może i nasze włosy już coraz bardziej do siebie pasują, ale nadal jesteś moim silnym alfą.

Mówiąc to, wsunął dłoń w moje już nie tak czarne, jak kiedyś włosy i przeczesał je lekko. Moje włosy nie są chyba aż tak siwe... Aczkolwiek... Rzeczywiście już nieco są. Zwłaszcza przy skroniach. Wyglądam już staro... Ale mam roczne dziecko. Nie jest więc ze mną aż tak źle. Czasem, gdy plecy mnie bolą po tym, jak ja podniosę, czuję się jak starzec. Z drugiej strony... Jeszcze mam w sobie to coś, skoro udało mi się zmajstrować to maleństwo mimo wszelkich prób zapobiegnięcia temu.

- Chyba jeszcze nie jest głodna. Kiedy mam ją nakarmić?

- Owszem. Jeszcze nie jest głodna. Ale już wszystko przygotowałem. Jak zacznie być głodna, to będziemy mieć jakieś pięć minut, by wszystko ogarnąć, nim zacznie się dopominać.

- A tego nie chcemy.

- Cóż... W razie czego to ty ją uspokajasz. Ja dziś dwa razy wstawałem do niej w nocy.

- Mówiłem, że ja wstanę.

- Tak. A jak powiedziałem, że nie trzeba, dosłownie w sekundę padłeś i zacząłeś chrapać.

- ... Naprawdę chrapię?

- Tak. Ale się przyzwyczaiłem.

Edea przestała interesować się swoją dłonią i teraz skupiła się na głosie drugiego rodzica. Z radością w złotych oczach spojrzała na Dyarę, który teraz stał tuż obok mnie. Wcześniej sam zajmowałem się Edeą, gdy Dyara przygotowywał obiad. Siedzieliśmy sobie we dwójkę w jadalni. Edea trochę chodziła. Co prawda z pomocą, ale sobie radziła. Poza tym pobawiliśmy się trochę. Porozmawialiśmy. Coś tam już próbowała gadać. Cały czas byliśmy blisko Dyary, więc gdyby coś się stało, mógł w każdej chwili przyjść. Edea czasem uparcie chciała, by to mama się nią zajął i nie mogłem wtedy zbyt wiele zrobić. Dziś jednak wyjątkowo cieszyła się moją obecnością.

- Nasir... Trochę się martwię.

- Dlaczego?

- Bo... Szczerze mówiąc... Sam nie wiem. Ostatnio wszystko się u nas układa. Mamy chwilę spokoju po tych wszystkich zawirowaniach. I zaczynam się bać. O Erisa. Sam nie wiem dlaczego. Mam po prostu takie złe przeczucie. Dawno nie dostaliśmy listu. Nie wiem więc co u niego.

- Niedługo pewnie jakoś dostaniemy. Podejrzewam, że to kwestia kilku dni. Nie martw się.

- Sam się martwisz.

- ... Nie mogę zaprzeczyć.

- Nie wiemy co się tam dzieje. A ja... Po prostu... Mój rodzicielski instynkt mówi mi, że mogło się coś stać.

- A tego nie możemy ignorować.

- Nic jednak nie możemy zrobić. Podejrzewam, że to kwestia może dwóch tygodni nim spadnie śnieg. Więc po niego nie pojedziemy.

- U nich pewnie już pada.

- Martwię się o niego. Eris jest taki... Jak ja. W pewnym stopniu. Chodzi mi o to, że jest bardzo...

- Wybuchowy?

- Tak. Nie jestem pewien czy on i ten alfa to dobre połączenie. Eris jest taki słodki i delikatny, ale jednocześnie walczy o swoje. I czasem ponoszą go emocje. Nie kontroluje ich tak dobrze, jak Linadel. Ani nawet tak dobrze, jak Sira. I jest jednocześnie bardzo dumny. Sam już nie wiem. Zawsze myślałem, że te cechy będą jego zaletą. Teraz martwię się, że wplącze się w kłopoty.

- Tak jak kiedyś ty?

- Tak! Nasir na Matkę tak! Gdy w młodości robiłem te wszystkie rzeczy, nie myślałem o konsekwencjach. Żyłem chwilą. Teraz gdy mam dziecko podobne do siebie... Te decyzje wydają mi się takie głupie. Bo owszem wszystko ostatecznie skończyło się dobrze. Jednak tyle wtedy ryzykowałem. Mogłem umrzeć tyle razy. Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Teraz gdy widzę, jaki jest Eris, tak bardzo się boję, że jest taki jak ja. Nie chcę, żeby tak ryzykował.

- Rozumiem. Też się o to boję. Jednak z drugiej strony... Dyara zawsze byłem z ciebie taki dumny. Za każdym razem, gdy wykazywałeś się odwagą, bałem się, ale jednoczenie byłem dumny z tego, że jesteś mój. Z Erisem mam podobnie. Boję się o niego. Jednak wiedząc, że jest taki jak ty, boję się w sumie mniej. Bo wiem, że mój syn znajduje się teraz pomiędzy bandą chamów i kretynów. I nie da się im tak łatwo pomiatać. Eris jest jeszcze młody. I nie jest dokładnie taki jak ty, gdy byłeś w jego wieku. Ty zdążyłeś już swoje przeżyć. On dopiero zaczyna. Dlatego nie jest jeszcze aż tak pewny siebie, jak ty. I dlatego myślę, że będzie ostrożniejszy. A gdy przyjdzie co do czego... Pokaże im że południowe wilki też mają charakter.

- ... Może masz rację. Starałem się by Eris miał dobre dzieciństwo. Nie takie jak ja. A doskonałe. By niczego się nie bał. Na Wschodzie... Poradził sobie dobrze. To wszystko, co się stało, było pierwszą próbą siły. I poradził sobie. Tam też sobie poradzi. To w końcu nasz synek.

- Masz prawo się bać Dyara. Ja też się boję. Ale musimy w niego wierzyć.

- Tak. To prawda. Ja... Myślę, że nasze maleństwo ustawi ich wszystkich do pionu. Tak jak ja was wszystkich tutaj.

Zaśmiałem się lekko co i małą Edeę rozbawiło. Cóż... Nie mogłem się z tym nie zgodzić. Dyara wywrócił tu wszystko do góry nogami. A Eris wdał się w niego. Może więc to nie o Erisa powinniśmy się bać a o te wszystkie wilki na dalekiej północy. Edea zagawożyła lekko, jakby potwierdzając nasze słowa. Szkoda, że Eris nie może lepiej poznać swojej młodszej siostry. A Edea nie może poznać jego.

- Może pójdę już przygotować jedzenie dla naszego maluszka.

- Myślę, że to dobry pomysł. To już chyba ta godzina.

Dyara pogładził naszą córeczkę po główce i ruszył do kuchni. Nie zrobił jednak nawet kilku kroków, gdy nagle trzasnęły frontowe drzwi. Nie spodziewaliśmy się gości. I raczej nikt nie wchodził tu tak gwałtownie. Chyba że coś się działo. Dlatego oboje spięliśmy się w oczekiwaniu na to, co się wydarzy.

Kroki gościa zmierzały w naszą stronę. Były szybkie i ciężkie. Oboje wiedzieliśmy, że coś jest nie tak i mała Edea także musiała to wyczuć, gdyż radość na jej twarzy zastąpił grymas. Nie uspokoiliśmy się wcale, gdy okazało się, kim jest niezapowiedziany gość. Było wręcz przeciwnie.

Linadel wpadł do pokoju wyraźnie przestraszony. Ze swoją partnerką na rękach. Bladą jak śmierć. Miałem dziecko na kolanach, więc niewiele mogłem zrobić. Dyara natomiast błyskawicznie znalazł się przy nim.

- Mamo proszę ja, ja nie wiem, co się dzieje.

- Spokojnie. Jest ranna? Nieprzytomna?

- Strasznie ją boli. Nie wiem co robić...

- Na górę. Połóż ją w naszym łóżku. Już. Szybko. Ja... Wezmę parę rzeczy. Spokojnie. Nie bój się skarbie. Wszystko będzie dobrze.

- Ona krwawi. Boli ją. Ja... Ja nie wiem dlaczego.

- ... Zanieś ją na górę. Połóż ją na łóżku. Nie zostawiaj jej samej nawet na chwilę. Przyjdę do was, gdy tylko wezmę wszystko, co będzie mi potrzebne. Nie martw się kochanie. Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę, by naszej Lei coś się stało.

Linadel skinął lekko głową i odszedł. Dyara natomiast pobiegł do kuchni, gdzie trzyma wszystkie swoje rzeczy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem łzy w oczach mojego syna. Chyba gdy był małym chłopcem. W tej chwili wydawał się równie zagubiony i przerażony jak dziecko. Mój partner natomiast po chwili wyszedł z kuchni z koszem pełnym swoich mikstur i ziół. Spojrzał na mnie ze strachem i smutkiem w bladoniebieskich oczach.

Edea zaczęła płakać, więc wstałem i ruszyłem na górę, bujając ją delikatnie w ramionach, aż nieco się uspokoiła. W tym pokoju mogłem usłyszeć co nieco z tego, co mówili. Czułem się więc spokojniej. Wiedziałem bowiem mniej więcej, co się dzieje. Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Nie byłem bowiem potrzebny. Nie tam. Tylko bym przeszkadzał. Tak myślę. Dlatego usiadłem na krześle i dalej uspokajałem moją małą córeczkę.

W tej chwili jednak Linadel na powrót stał się moim małym synkiem. Dyara wiedział. Ja też wiedziałem. Linadel chyba jeszcze sobie tego nie uświadomił. Żyję na tym świecie trochę dłużej. Sam przeszedłem przez to z Dyarą. Miałem nadzieję, że Linadel i Lea nie będą musieli przez to przechodzić. Matka Natura jednak tym razem nie okazała łaski.

Bałem się tego. Gdy dowiedziałem się, że jego wybranka to ludzka kobieta. Są powody, dla których jest tak mało mieszańców, mimo iż wielu wilkom zdarza się zasmakować w podróży nieco wolności. Jednak przez ponad dwa miesiące nic się nie wydarzyło. To dużo czasu. Myślałem więc, że może szczęście się do nich uśmiechnęło. W końcu... Zazwyczaj poronienie występuje w pierwszym miesiącu. Podejrzewam, że większość kobiet nie zdawała sobie sprawy z tego, że były w ciąży, gdy traciły mieszane dzieci. Gdyby tak było i tym razem... Gdyby tylko mogli uwierzyć, że tej ciąży nigdy nie było.

Może powinienem porozmawiać z Linadelem. Nie chcę zostawiać tego wszystkiego na barkach Dyary. On zajmie się Leą. Mam nadzieję, że jej nic nie będzie. Fizycznie. Nie mam wątpliwości, że to zrani ja do głębi i na długo. Jednak jest człowiekiem. Jej ciało jest delikatne i słabe. Istnieje ryzyko, że... że przerodzi się to w coś poważniejszego. Mam nadzieję, że przynajmniej w tym przypadku Matka oszczędzi nam dodatkowego bólu.

Edea znów zaczęła płakać. Musi być głodna. Powinienem ją nakarmić. Skoro i tak nic nie zdziałam w przypadku Linadela, to przynajmniej muszę się zająć moim młodszym dzieckiem. Nakarmię ją. Położę spać. Do tego czasu sytuacja powinna być bardziej stabilna. Wtedy spróbuję pomówić z Linadelem. Na razie i tak jest na pewno zbyt roztrzęsiony.

- Już nie płacz malutka. Już idziemy coś zjeść.

Zszedłem na dół. Na szczęście wszystko było już przygotowane, więc niewiele musiałem robić. Usiadłem z moją małą córeczką i powoli ją karmiłem. Ku mojej uldze tym razem poszło łatwo. Być może wyczuwała ciężką atmosferę. Gdy młode Noacha urodziło się zdrowe, to wzbudziło w nas taką nadzieję na przyszłość... Być może byliśmy zbyt optymistyczni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top