Rozdział LXV - Len
13 października
Rai dziś też wygląda uroczo. Naprawdę uroczo. W sumie jak każdego dnia. Uwielbiam go. Tak bardzo się cieszę, że mogłem go poznać. A teraz... Jesteśmy razem. Jesteśmy parą. Ja i on.
Dziś znów do mnie przyszedł. Zjedliśmy wspólnie obiad. Porozmawialiśmy trochę z rodzicami. Na szczęście nie gadali żadnych głupot. Bałem się, że zaczną jakiś głupi temat. Zachowują się trochę dziwnie, ale po części to rozumiem. Bardzo lubią Raia, co mnie niezmiernie cieszy. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie akceptowali mojego partnera. Na pewno nie zrezygnowałbym z niego z takiego powodu. O nie. Kłóciłbym się i nie poddawał. Jednak to, że popierają ten związek, a wręcz go wspierają, wiele ułatwia. Właściwie i mama i tata uwielbiają i rozpieszczają Raia chyba nawet bardziej niż ja. Noach też go lubi. O wujkach nawet nie muszę wspominać. Miło, że nasza relacja została tak dobrze przyjęta.
Chociaż Sira, gdy się dowiedział, wyglądał tak dość... niepewnie. Jednak nic złego nie powiedział, więc raczej nie ma nic przeciwko. Bo nie widzę powodu, by mógł mieć jakieś obiekcje. Może po prostu się tego nie spodziewał i był zdziwiony, a ja źle to odczytałem. W każdym razie na razie wszystko dobrze się układa. Spędzamy razem dużo czasu. Sporo rozmawiamy. Wyraźnie się do siebie zbliżyliśmy.
Rai jest dziś trochę śpiący, więc się położył. Zasnął z głową na moich kolanach. To takie urocze. Mam ochotę wsunąć dłoń w jego włosy. Są mięciutkie i puszyste. Moje też są dość puszyste, ale takie bardziej sztywne. Włosy Raia są takie przyjemne w dotyku. No i ładnie pachnie.
Nadal trochę trudno mi uwierzyć, że jesteśmy razem. Tak jako para. Że mogę go trzymać za rękę i... Całować. To dość przyjemne. Bardziej niż się spodziewałem. Rai ma takie pełne, miękkie usta. Jest taki śliczny... I zgodził się ze mną być. Mógłby mieć każdego alfę na świecie. A wybrał mnie. Mimo że nie jestem zbyt silny. Ani atrakcyjny. Nie mam pojęcia, czemu mierzy tak nisko, ale... No... Cieszę się z tego powodu. Bo mogę z nim być.
Omega przerwał mój potok myśli. Poruszył się dość gwałtownie. To było takie... Drgnięcie. Nie wiem jak to określić. Po chwili otworzył oczy. Popatrzył na mnie, więc się do niego uśmiechnąłem. Wyglądał na nieco zaspanego.
- Hej. Jak się spało?
- Ja... Nie wiem. Chyba dobrze. Coś mi się śniło.
- Pamiętasz co?
- Nie... Nie mam pojęcia. Ale mnie obudziło.
- To chyba był zły sen. Więc dobrze, że go nie pamiętasz.
- Zły?
- Chyba się przestraszyłeś. Bo tak nagle drgnąłeś.
- ... Może. Nie wiem.
Omega przetarł oczy, po czym podniósł się i usiadł obok mnie. Oparł się o ścianę i podkulił nogi. W sumie, gdy się obudzi, wygląda tak trochę nieporadnie. Znaczy... Bardziej nieporadnie niż zwykle.
- Długo spałem?
- Nie. Może z godzinę.
- Och... Przepraszam.
- Nic się nie stało. Jak się czujesz?
- ... Sam nie wiem. Tak... Dziwnie trochę.
- Spokojnie. Musisz się pewnie jeszcze rozbudzić.
- Chyba naprawdę znów mi się śniły złe rzeczy.
- Może czymś się denerwujesz? Jak cię coś niepokoi, to częściej masz koszmary.
- Naprawdę?
- Tak mi się wydaje. Gdy się czegoś obawiasz, to nawet w śnie cię to nie opuszcza. Ja ostatnio... Jakoś tak częściej mi się coś śni.
- O nie... Masz złe sny? A... Czego się boisz?
- Wiesz, teraz jest... Jest taki dość... Niepokojący czas. Niepewny. Sam nie wiem jak to określić. Po prostu... Martwię się o mojego brata.
- O Noacha? Dlaczego?
- Bo poród to już kwestia czasu. Zbliża się wielkimi krokami. Więc... Boję się. Że... No wiesz.
- ... Nie. Ja... Nie rozumiem.
Zerknąłem na Raia, ale na jego twarzy było tylko szczere zdezorientowanie. Może nie do końca rozumiał, o czym teraz mówię. Do czego konkretnie się odnoszę. W sumie... Dobrze byłoby o tym z kimś porozmawiać.
- Chodzi mi o to, że... Wiele rzeczy może się przecież wydarzyć podczas porodu. To może być coś... Coś złego. Poród to w końcu ciężka rzecz. Noach może źle go znieść. Może sobie nie poradzić. Albo... Może się okazać, że z dzieckiem będzie coś nie tak. Czasem się zdarza, że na przykład jest jakoś tak źle ułożone. Albo ta... Ta pępowina się jakoś okręca... I... I... Dziecko może... Umrzeć. I nic się nie da zrobić.
- ... Może umrzeć?
Rai wyglądał na przestraszonego. O nie. Nie chciałem go przestraszyć. On nie może się bać. Gdy się boi, czuję się gorzej.
- Spokojnie. To rzadko się dzieje.
- ... Ale czasem się dzieje.
- Tak... Ale bardzo rzadko. Jednak i tak się martwię, bo to w końcu mój brat. Na pewno będzie wszystko dobrze. Nie może być inaczej. Ale wiesz... Sny pokazują nam to, czego nawet nie wiemy, że się boimy.
- Naprawdę?
- Tak. Czasem nie zdajesz sobie sprawy, że się czegoś boisz. Ale coś w środku ciebie wie. I pokazuję ci to w snach.
- Nie wiedziałem.
- Mama tak mi powiedział.
- I boisz się, że Noachowi albo szczeniaczkowi się coś stanie?
- Tak. No i... Wiesz, jeśli dziecku się coś stanie to Noachowi też. Ta ciąża była dla niego bardzo ciężka. Momentami zbyt ciężka. Ale dał radę. Dla tego dziecka. Tyle miesięcy... Znosił to wszystko tylko dla niego. I już je bardzo kocha. Jeśli teraz je straci... To będzie wielki cios. Nie wiem, czy nie zbyt wielki. Dlatego się boję.
- Mogę jakoś pomóc?
- ... Możesz mnie potrzymać za rękę. I powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
Te był tylko żart. Chciałem rozluźnić atmosferę. Ku mojemu zaskoczeniu Rai przysunął się bliżej i złapał mnie za rękę. Położył swoją głowę na moim ramieniu. Poczułem jego przyjemny zapach. Od razu jakby mniej się martwiłem.
- Wszystko będzie dobrze. Noach urodzi zdrowe dziecko. I pójdziemy je zobaczyć. Będzie takie malutki i słodkie jak Edea. Później będziemy się z nim bawić.
- Tak... Na pewno tak będzie.
- A później urośnie i będzie jeszcze głośniejsze.
- Tak też na pewno będzie.
- Nie bój się.
- Teraz zdecydowanie boję się mniej.
- ... Ja się boję... Czasem boję się... Boję się... Gdy ktoś jest większy ode mnie. I silniejszy. I... Gdy muszę, robić co mi każe, bo inaczej zrobi mi krzywdę.
- ... Ktoś kiedyś tak zrobił?
- Ja... Nie. Nie. Tylko się tego boję. Że tak kiedyś będzie.
Rai kłamie. Ale... Rozumiem. Nie chce mi jeszcze powiedzieć. A przynajmniej nie wszystko. Ale właśnie powiedział mi coś. Coś ważnego. Do tej pory nie chciał tego mówić. Teraz się ze mną tym podzielił. Ktoś chyba naprawdę go skrzywdził. Pewnie... Pewnie ci łowcy. Eris mówił, że ten mężczyzna... Że próbował go zgwałcić. Może Rai też... Może jego ktoś tak skrzywdził. Jak ktoś mógłby to zrobić... Przecież... Przecież on jest taki... Taki... Bezbronny. Jak bardzo pozbawionym honoru potworem trzeba być, żeby coś takiego zrobić.
- Len?
- Tak?
- ... Coś się stało?
- Nie. Po prostu... Martwię się o ciebie. Że masz takie sny.
- Nie martw się. To tylko sny. Sam tak mówiłeś.
- Ale sprawiają, że czujesz się źle. A ja nie chcę, byś czuł się źle.
- Wiem. Bo jesteś dla mnie dobry. I dzięki tobie czuję się dobrze. Nawet jeśli czuję się trochę źle.
Nie do końca zrozumiałem, ale miałem wrażenie, że ostateczny wydźwięk był pozytywny. Dlatego uśmiechnąłem się delikatnie.
- Cieszę się, że mogę pomóc.
Chciałbym móc zrobić coś więcej. Ale nie mogę. W zasadzie... Mało rzeczy mogę zrobić. Gdyby ktoś zaatakował Raia. Jakiś dorosły samiec... Jak miałabym go obronić? Nie mam tyle siły. Mogłoby mi się nie udać. I ktoś mógłby go skrzywdzić. Ja... Chyba powinienem być silniejszy. Bo przecież jestem alfą. Alfa musi potrafić ochronić swoją omegę. Swoją samicę. Swoją rodzinę. A ja chyba teraz nawet siebie bym nie potrafił obronić.
Jakoś tak... Nigdy się tym nie przejmowałem. Ale teraz... Rai siedzi oparty o mnie. I nawet przy mnie wydaje się taki drobny. Nawet ja mógłbym go jakoś niechcący skrzywdzić. A co dopiero jakby ktoś miałby to zrobić z premedytacją. Ten śmieć, który zaatakował Noacha... Nie ochroniłem swojego brata. Noach mówił, że to nie moja wina. Że przecież mnie tam nie było. Ale nawet jakbym tam był... Nic bym nie mógł zrobić. Ten alfa na pewno był silniejszy ode mnie. Mówię Raiowi, że bym go ochronił. Ale prawda jest taka, że chyba nie dałbym rady. Ja... Zawiódłbym go.
Nie jestem taki jak Sira czy Linadel. Nie jestem taki jak wujek Nasir czy tata. Jestem chudy. Taki... Taki wątły. Nawet moja wilcza postać jest taka koścista i niezbyt groźna. Nie jestem w ogóle dominujący. Nie potrafię dominować. Jakoś tak nigdy nie uważałem, by to było mi potrzebne. Ale teraz gdy mam obok siebie Raja... Zaczynam myśleć, że w sumie to... chyba na niego nie zasługuję. Bo nie jestem w stanie go ochronić. Przecież jak ktoś go skrzywdzi... On... On już teraz jest taki strasznie wrażliwy. Nie jest jak Noach. On by chyba nie dał rady przeżyć czegoś takiego. Przynajmniej nie teraz. Przecież wciąż ma czasem te ataki, gdy się strasznie boi. Mógłby sobie nie poradzić.
Muszę... Muszę jakoś stać się silniejszy. Żeby móc zapewnić Raiowi bezpieczeństwo. Nasza osada na pozór wydaje się bezpieczna, ale to, co przydarzyło się mojemu bratu, jest dowodem na to, że zawsze może stać się coś złego. Lepiej więc... Lepiej być przygotowanym niż nie być przygotowanym. Może... Może zacznę pomagać więcej przy pracy fizycznej. Żeby stać się silniejszy. Biegam dość szybko. Tak myślę. Strzelam z łuku... No... Jakoś strzelam. Przede wszystkim muszę być silniejszy fizycznie. To najważniejsze. A później może... Może poproszę Sirę i Linadela by coś mi doradzili. Albo Rossa. Bo ja w sumie nawet nie wiem, jak się walczy. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Nigdy nie musiałem tego robić. Nie na śmierć i życie. Nie samemu. Rai zasługuje na dobrego i silnego alfę. Więc muszę być dla niego dobry i być wystarczająco silny, by móc go ochronić. I taki będę. Postaram się.
- Len?
- T-tak?
- ... Głowa mnie boli.
- Chcesz iść do domu? Albo się jeszcze położyć?
- Ja... Nie chcę nigdzie iść. Chyba... Chyba nie chcę się ruszać. Jak ruszam głową, to mocniej boli.
- To... Może się połóż. Żeby było stabilnie. Mamy coś przeciwbólowego od wujka Dyary. Powiem mamie i to przyrządzi.
- Nie chcę się ruszać.
- To... To zostań tak na razie. Możesz się bardziej o mnie oprzeć, jeśli chcesz.
- Przepraszam.
- Czemu przepraszasz? Nie przepraszaj. Przecież nie jestem o nic zły.
- Jesteś cichy. Dlatego że poszedłem spać?
- Nie. Nie. Skądże. Ja się tylko zamyśliłem. To nic takiego. Możesz spać, ile chcesz. Cieszę się, że po prostu jesteś obok. Tylko teraz jestem smutny, bo boli cię głowa. Ale to też nie twoja wina. Po prostu, gdy tobie jest źle, mi też jest źle. Bo cię lubię i chcę, żebyś był szczęśliwy i zdrowy.
- Mogę się położyć i jeszcze iść spać?
- Możesz spać, ile zechcesz. Może... Zrobimy tak. Połóż się wygodnie. Schowaj się pod kołdrę. Ja pójdę i z mamą przygotuję ci zioła do picia. Przyniosę ci je. Napijesz się. I przypilnuję cię, gdy ty będziesz spał.
- Przypilnujesz?
- Żebyś nie miał złych snów.
- ... Dobrze.
- No to połóż się i poczekaj na mnie.
- Len... Dziękuję.
- Nie ma za co. Ja... Na razie tylko tyle mogę zrobić. Ale chociaż tyle.
Pocałowałem go lekko w czubek głowy. Będę dla niego dobry. I będę o niego dbał. Będę dla niego silny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top