Rozdział LXIX - Eris

27 października

Nie zdziwiło mnie, że Daren nie zabawił w domu zbyt długo. Odpoczął i praktycznie od razu wziął się do pracy. Bo przecież co innego miałby robić. Rozmawiać ze mną? Gdzie tam. Może to i lepiej. Nasze ponowne spotkanie nie skończyło się zbyt dobrze. Od tej drobnej sprzeczki na powitanie atmosfera jest trochę napięta. Chociaż do kolejnych kłótni nie doszło. Głównie dlatego, że Daren powrócił do trybu warczenia. Nie odzywał się prawie wcale, a gdy już postanowił coś powiedzieć, to wysławiał się krótko i rzeczowo. Na pytania odpowiadał tak lub nie. A od czasu do czasu coś tam warknął, ale bez komentarza. No i długo tu nie pobył, więc nawet nie było, kiedy się pokłócić.

Dalej w sumie nie mam pojęcia, co się stało po jego powrocie. W pewnym sensie wszystko wróciło do początku. Jakbyśmy zaczynali od zera. Jakby zapomniał o tym, że trochę się już zdążyliśmy poznać i w miarę dogadać od mojego przyjazdu. A ja nie miałem pojęcia, dlaczego tak się stało. Uświadomiłem sobie, że jednak przez te parę miesięcy sporo się między nami zmieniło. Na lepsze. Nie dostrzegłem tego, bo zmiany były powolne i raczej subtelne. Jednak zdecydowanie zaczęliśmy się jakoś dogadywać. Nie zawsze... Jednak nie kłóciliśmy się już o wszystko. Zauważyłem to dopiero, teraz gdy tak nagle wróciłem do początku.

Na razie siedzę cicho. Staram się nie wychylać. Nie chcę, by było jeszcze gorzej, ale jednocześnie nie mam siły od nowa bawić się w próby zyskania, choć odrobiny szacunku. Potrzebuję chwili, by się na nowo z tym oswoić a później nie wiem, co zrobię. Na razie mamy chyba ciche dni. Znaczy... Jeden dzień. Tylko że raczej nic się nie zmieni, więc to może się zmienić nawet w ciche tygodnie. Jednak nie jesteśmy względem siebie jakoś bardzo wrogo nastawieni. Chyba oboje próbujemy być neutralni i ignorujemy się, o ile się da.

Ostatecznie nadal nie zapytałem Darena o to wszystko, o co miałem, ale chwilowo to nie miało zbytnio znaczenia. Nie było też sensu teraz tego wyciągać. I tak nie dostałbym sensownej odpowiedzi. Zresztą nie miałem nawet kiedy zapytać. Daren wyszedł dziś z samego rana. Udał się do wioski. Przynajmniej tym razem bez problemów powiedział mi gdzie i po co idzie. Najwyraźniej miał jakieś ważne sprawy do omówienia z ojcem. Tak więc znów zostałem sam. Powinienem do tego przywyknąć. Zamiast tego przez większość czasu się tym przyjmuję.

Tym razem jednak wyjątkowo w pewnym sensie cieszyłem się tą samotnością. Atmosfera zrobiła się mniej napięta bez Darena w pobliżu. Mogłem też odrobinę odetchnąć. I pomyśleć o tym wszystkim w spokoju. Ochłonąłem i zrelaksowałem się trochę. Od powrotu Darena ciągle jestem spięty. A wrócił wczoraj. No i nie wyspałem się. Całą noc leżałem jak kłoda drewna. Miałem wrażenie, że w każdej chwili Daren się przebudzi i zacznie awanturę, bo coś mu się przypomni. Nic takiego się nie wydarzyło, ale miałem prawo czuć się niepewnie.

Wstałem dziś dość późno, bo w nocy spałem słabo. Zjadłem porządne śniadanie i pozwoliłem sobie na odrobinę łakoci. Upiekłam na szybko ciastka owsiane i polałem je taką ilością miodu, że po zjedzeniu kilku było mi wręcz za słodko. Powyszywałem też trochę. Można by powiedzieć, że owładnęła mnie wena twórcza. Szło mi bardzo sprawnie i miałem wydaje mi się, że dość dobre pomysły. Teraz wyszywałem moją poduszkę. Stwierdziłem, że chcę leżeć na kwiatach. Szukam różnych sposobów na dodanie mojemu życiu kolorów i odrobiny radości. Chwytam się wszystkiego. Jestem dość zdesperowany.

Gdy posprzątałem po dzisiejszych kuchennych ekscesach, nie wiedziałem już, za co jeszcze mógłbym się zabrać. Wyszywanie bowiem w pewnym momencie mi się po prostu znudziło. Obiadu nie było sensu gotować, bo Daren wróci dopiero na kolację. Ugotuję więc sobie coś, kiedy zgłodnieję. W domu miałem porządek, więc też nie było co robić. A przynajmniej tak mi się wydawało. Po chwili przypomniałem sobie jednak, że w pokoju nazywanym przeze mnie graciarnią dalej leży torba podróżna Darena. Pełna jego rzeczy. Brudnych i upchanych tam od pewnie jakichś kilkunastu dni.

Wczoraj mówił, że sam się nimi zajmie, ale tego nie zrobił. Rozumiem, że był zmęczony. To nic pilnego i można to zrobić nieco później. Tylko że dziś znów go nie ma, a te rzeczy tam leżą. Jak wróci, to pewnie znów będzie zmęczony. A to ja będę pewnie musiał to wszystko prać. Wolę to zrobić, zanim wszystko pokryje się pleśnią.

Po chwili wahania stwierdziłem, że się za to wezmę. Jak chcesz, by coś zostało zrobione, to musisz to zrobić sam. Udałem się więc do graciarni. Ogólnie rzecz ujmując, pokój nie był jakiś niezwykle zagracony. Po prostu nie miałem dla niego lepszej nazwy. Nie służył bowiem do niczego konkretnego. Stała tu szafa, w której leżały ciepłe zimowe ubrania i buty. A także drewniane kufry z różną zawartością. Na półkach znajdowały się rzeczy, których na co dzień się nie używało, więc tutaj nikomu nie przeszkadzały i sobie czekały, aż okażą się przydatne. Było tu też lustro, które wcześniej stało w sypialnie, a także duża drewniana bala oraz mniejsza drewniana misa.

Dwa ostatnie służyły oczywiście do utrzymywania higieny. Z ulgą przyjąłem to, że Daren nie ma nic przeciwko... wodzie. W przeciwieństwie do ludzi my wilki preferujemy bycie czystym. Czujemy bowiem swój zapach i każdego innego. Więc lepiej pachnieć dobrze. Poza tym kąpiel w gorącej wodzie była bardzo relaksująca. Tylko przygotowania zabierały bardzo dużo czasu. Jednak było warto. Może później przygotuję sobie taką kąpiel. Daren ma wrócić późno więc mam sporo czasu.

No chyba, że ogarnięcie jego bałaganu będzie trwać dłużej, niż zakładałem. Nie wiem za bardzo czego się tam spodziewać. Daren jest dość nieobliczalny. Mógł przytaszczyć ze sobą czyjeś zwłoki. W końcu ma dość ognisty temperament. Nie zdziwię się, jeśli kogoś tam przy tej tamie zabił. Możliwe, że kilka osób. No zdziwiłoby mnie to. Może to właśnie tak namówił ich do pracy. Bali się, że będą następni.

Torba leżała na podłodze. Na szczęście nie rzucił jej gdzieś na środek tylko przy ścianie. Wątpiłem, by było tam coś wymagającego delikatności. W końcu Daren chyba nawet nie znał tego słowa. Dlatego po prostu wyrzuciłem wszystko, co było w środku na podłogę.

Tak jak myślałem. Nic nie zepsułem. Gdybym zepsuł, to po prostu spakowałbym wszystko z powrotem do środka i udawał, że nic nie zrobiłem. Nie miałbym wyrzutów sumienia, bo Daren to dupek.

Na początek zebrałem wszystko, co nie było ubraniami. Darenowi trudne warunki nie były straszne. Jego bagaż był więc raczej skromny. Szybko więc odłożyłem wszystko na swoje miejsce. Później wziąłem się za jego buty. Bo wczoraj mi naniósł błota do domu. Nie wiem, po czym on łaził. Chyba po jakimś bagnie. Wyczyściłem je jako tako. Tym razem ich nie zepsułem. Zaczęły wyglądać przyzwoicie. No i nie będą już roznosić brudu. Następnie wziąłem się za tą trudniejszą część. To była spora sterta ubrań.

Przejrzałem wszystko raczej powierzchownie, po czym doszedłem do wniosku, że trzeba to szybko uprać. Pachniały Darenem. Właściwe to bardziej śmierdziały Darenem. Wziąłem więc mniejszą bale, nagrzałem wody i przygotowałem wszystko. Daren miał tarę do prania. Pamiętam, że zdziwiło mnie to gdy pierwszy raz ja zauważyłem. Znaczy to bowiem że Daren kiedyś sam zajmował się swoimi brudami. Teraz ma od tego mnie. Ja mu piorę, a on nawet podziękować nie może. To by pewnie zraniło jego dumę. W końcu jestem tylko głupią omegą i jestem bezużyteczny to chociaż posprzątać powinienem.

Może za bardzo narzekam. Pod tym względem Daren nie jest nawet taki zły. Nie wymaga ode mnie zbyt dużo. A w końcu jakoś na siebie muszę zapracować. Niemniej denerwuje mnie to, że moja praca nie jest w żaden sposób uznana. W końcu robię, co mogę. Nawet zajmuje się jego bagażem. Mimo że mnie nie prosił. Nie kazał mi. To moja dobra wola, żeby mógł wrócić i odpocząć. Jestem dla niego zdecydowanie zbyt dobry.

Usiadłem sobie na stołku i wziąłem się do pracy. Przyznam, że nie było to takie proste. Daren ewidentnie spał w lesie i się zbytnio brudem nie przejmował. Niektóre plamy ciężko było doprać. Poza tym... Mój wilk był trochę rozdrażniony. W końcu zapach jego alfy w zamkniętym pomieszczeniu zrobił się dość intensywny.

Zacząłem zastanawiać się, czy tak będzie cały czas. Czy utknąłem w błędnym kole. Może za jakiś czas nasze relacje znów się ustabilizują. A co później? Nagle znów mu się odmieni i co wtedy? Mam co chwilę przechodzić przez to samo? Wytrzymałem to raz. Pewnie wytrzymam to i drugi raz. Jednak myśl, że ma być tak wciąż i wciąż mnie przeraża. Chciałbym mieć już w końcu trochę spokoju. Chciałbym móc się po prostu poczuć w końcu swobodnie. To ma być mój dom. Jednak dopóki między mną i Darenem nie będzie lepiej, nie będę mógł poczuć się tu jak w domu. Nie mówię, że mamy się kochać. Chodzi tylko o to by była między nami jakaś sympatia. Albo co najmniej neutralne relacje. Daren w jednej chwili jest znośny, a w następnej jest chujem. Tak się nie da żyć. A jak zacznie się zimą, to czasem będę tu z nim pewnie musiał i z tydzień siedzieć. Jak do tego czasu się nie dogadamy, to któreś z nas wiosny nie dożyje.

Jeśli Daren jest zbyt uparty, by wszystko ze mną wyjaśnić... To ja zachowań się jak dorosły. Musimy o tym wszystkim porozmawiać. Wyjaśnić pewne sprawy i ustalić inne. Może jeśli pójdzie dobrze, to od razu wyjaśnię z nim moje... Nie wiem jak to nazwać. Powiem mu po prostu, że nieco niepokoi mnie jego zachowanie i relacje z tą kobietą. Spróbuję wszystko z nim wyjaśnić. Na spokojnie. Bo nie ma sensu tkwić w tym kole.

Wczoraj ostatecznie zachował się w miarę przyzwoicie więc... Może da się z nim dogadać. Tak zrobię. Gdy wróci, zorientuję się, w jakim jest humorze. Jeśli będzie przyzwoicie, to z nim porozmawiam. Bo inaczej chyba nie wytrzymam zbyt długo.

Tymczasem skupiłem się na pracy. Prałem kolejne rzeczy. Jedno po drugim. Aż dotarłem do białej koszuli. Cóż... Może nie białej. Raczej jasnoszarej. Zastanawiałem się po co w ogóle zabierać coś jasnego w podróż. Z drugiej strony... Daren raczej nie dzieli ubrań na te wyjściowe i niewyjściowe. Zakłada to, co uważa za wygodne. Przyjrzałem się materiałowi. To naprawdę dobra koszula. A on w niej biega po lesie.

Miałem włożyć ją do wody, ale zawahałem się. Na jasnej szarości wyraźnie odznaczała się czarna linia. Ostrożnie zdjąłem włos z koszuli. Chwyciłem go w palce i uniosłem do góry. Przyjrzałem się mu. Na początku myślałem, że jest mój. Coś jednak mnie niepokoiło. Dlatego się mu dokładniej przyjrzałem. Może lepiej byłoby, gdybym tego nie robił.

Poczułem ucisk w sercu. Włos był czarny jak mój. Jednak kręcił się lekko. Był też krótszy. Nie był mój. Znam jednak kobietę, która ma takie kręcone czarne włosy.

Przez chwilę po prostu analizowałem sytuację. Próbowałem zrozumieć, czemu kobiecy włos znalazł się na koszuli Darena, skoro ten ostatni miesiąc spędził w górze rzeki i na polowaniu. Nie potrafiłem jednak wymyślić żadnego sensownego scenariusza. Poza tym, który sprawiał, że miałem ochotę płakać. To nie tak, że między mną a Darenem coś jest. Jesteśmy dla siebie praktycznie obcy. Więc dlaczego czuję się tak źle.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top