Rozdział LVI - Eris
23 sierpnia
Jutro pełnia. Kolejna. Przysiągłbym, że zaledwie z tydzień temu była poprzednia. Jak to możliwe, że miesiąc minął tak szybko? Jak to możliwe, że przetrwałem tu kolejny miesiąc? Nie rozumiem, jak to działa. W każdym razie jeszcze żyję i jakoś się trzymam. Mój wielki i groźny pan alfa już oczywiście wybył z domu na to swoje śmieszne polowanie. Dalej mu się spieszy, żeby mnie zostawić. Każda okazja jest dobra, by zwiać z domu, ale pełnia daje mu więcej czasu do wykorzystania.
Tym razem nie będę na to narzekać, bo w sumie dalej nie wiem jak się przy nim zachowywać. Co prawda przystopował z tym swoim dziwnym zachowaniem, ale nadal nie jest tak, jak było na początku. To dość nietypowa sytuacja. Bo w teorii powinienem się cieszyć. W końcu zmienił się na lepsze. W praktyce jestem ciut zaniepokojony. Bo ta zmiana przyszła tak nagle i nie mam pojęcia, co ją zainicjowało. Bo coś musiało się zdarzyć. Nikt nie zmienia swojego zachowania ot, tak.
Poza tym... Nie wiem czego się teraz spodziewać. Bo wcześniej już mniej więcej zacząłem rozumieć zachowania Darena. Był w nich jakiś wzór. Teraz natomiast nie mam pojęcia co robić i co on sobie w ogóle myśli. To frustrujące. Dlatego nie czuję się z tym zbyt dobrze, mimo że to pozytywna zmiana. Wydaje mi się, że z perspektywy osoby trzeciej mogłoby to wyglądać na lekką paranoję.
Ale przecież nawet Colla potwierdził, że Daren zachowuje się dziwnie. Gdyby tego nie zrobił, to czułbym się jak idiota. W końcu powinienem się cieszyć, że Daren zachowuje się względem mnie lepiej. Zwłaszcza że dość dużo narzekałem na to, jak mnie traktuje. I to dość głośno. Nie kryłem się z tym. W sumie nawet przy nim na niego narzekałem. Gdy byłem u Flynna na przykład.
A właśnie... Może po prostu Flynn z nim pogadał. Gdy teraz o tym myślę, to by miało sens. Daren chyba go szanuje i liczy się z jego zdaniem. Może nie ma się o co martwić i Daren po prostu słucha się starszego, mądrzejszego i milszego brata. W końcu Flynn chyba nawet coś wspominał o tym, że musi porozmawiać z Darenem. Nagana mogła podziałać i teraz Daren zachowuje się bardziej przyzwoicie.
Jednak nadal czuję to nieprzyjemne uczucie w środku. Tak jakby... Nie wiem... To w sumie może być niestrawność. Trudno stwierdzić. W każdym razie nie mogę się pozbyć tego uczucia. I mam wrażenie, że to jednak ma coś wspólnego z moją wilczą częścią. To tak jakby mój wilk był o coś niespokojny. Tylko że on reaguje dziwnie na wszystko, co związane z Darenem. Mój wilk już dawno oszalał, więc chyba nie ma co się nim sugerować. W końcu chce Darena. Jeśli to nie jest oznaką szaleństwa, to nie wiem, co nią jest.
Ostatecznie postanowiłem zepchnąć te wszystkie negatywne myśli gdzieś na bok. Ostatnio ciągle zaprzątam sobie tym głowę. A to nie ma sensu. Tylko marnuję czas i pogarszam sobie samopoczucie. Powinienem zająć się czymś przyjemniejszym. Zwłaszcza że przydarzyło się też coś dobrego.
Usiadłem przy stole, na którym leżały trzy koperty. Zwlekałem z otworzeniem ich, bo trochę się martwiłem. Z jednej strony bardzo tego chciałem, a z drugiej nie wiedziałem czego się tam spodziewać. W końcu jednak znalazłem w sobie odwagę.
Otworzyłem pierwszą z nich. Wiadomość w środku była długa i nie zmieściła się na jednej kartce. W środku były aż trzy. Zacząłem czytać i od razu poczułem się lepiej. Pierwszą połowę listu napisał mama. Znałem jego charakter pisma. Wbrew temu, czego można by się spodziewać, był dość... No cóż... Niezbyt wyrafinowany. Troszeczkę koślawy. Gdyby nie to, że miałem z nim kontakt od dziecka pewnie trudno by mi było rozczytać niektóre słowa. Mama zaczął od napisania jak bardzo za mną tęskni, jak bardzo mnie kocha i jak się o mnie martwi. Później krótko opisał, jak się ma. Sporą część tekstu poświęcił małej Edeii. Opisał, jak rośnie i co robi, bym nie przegapił ważnych momentów w jej życiu. Wolałbym zobaczyć je osobiście, ale czytanie o nich też było jakąś formą uczestniczenia w jej dorastaniu. Później wspomniał dość krótko o moich braciach i o Raiu a na koniec zadał mi kilka pytań, na które później będę musiał odpowiedzieć w swoim liście.
Druga połowa listu była napisana bardzo czytelnym, ale jednocześnie prostym pismem należącym do taty. On także zaczął od tego, jak za mną tęskni. W tym momencie nie powstrzymałem łez i jedna spadła na papier. Na szczęście nie rozmazała tusza aż tak bardzo. Wszystkie listy przechowuję teraz w toaletce i nie chcę, by się zniszczyły. Zamierzam czytać je wielokrotnie. Tata był zawsze bardziej oszczędny w słowach. Jednak jednocześnie jego słowa zawsze miały wielką wagę. Napisał trochę o tym, jak się ma mama. O sobie nie napisał praktycznie nic. Będę więc musiał dopytać go o wszystko w moim liście. Napisał cały długi akapit o tym, co zrobi, jeśli mi się coś stanie. To było urocze. Fragment o robieniu z Darena brzydkiego dywanu bardzo mi się spodobał.
Na końcu listu znalazły się życzenia urodzinowe od mamy i taty. Tata ja zapisał, ale czułem, że mama musiał stać nad nim i dyktować mu każde słowo. Pewnie się przy tym trochę sprzeczali. Uśmiechnąłem się, gdy to sobie wyobraziłem. Obiecali, że przyjadą na moje osiemnaste urodziny. Nawet jeśli będą musieli zostawić z kimś małą Edeę.
Drugi list był od Noacha i Cecila. Był krótszy, ale bardzo mnie uszczęśliwił. Gdy wyjmowałem kartkę, zobaczyłem, że w kopercie jest coś jeszcze. Okazało się, że to drobny złoty łańcuszek. Bardzo delikatny i prosty, ale śliczny. Odłożyłem go na bok i zacząłem czytać. Odpowiedzieli na wszystkie moje pytania zawarte w liście, który im wysłałem. Uspokoili mnie bardzo. Wyglądało na to, że ich maluszek miał się dobrze i czekają na rozwiązanie. Zadali mi kilka pytań i także złożyli bardzo miłe życzenia. Obiecali też, że gdy tylko maluszek się urodzi, wyślą mi list, bym dostał go jak najszybciej. Zapytali też czy prezent mu się podoba.
Trzecia wiadomość była od Lena. Len napisał bardzo dużo, ale okazało się, że w sumie pisał o niczym. Jednak ta wiadomość bardzo mi się podobała. Czułem się, jakby opowiadał mi to wszystko tu i teraz. Na żywo też tak mówił. Nie potrafił od razu przejść do sedna. I opowiadał o jakichś głupotach. A ja słuchałem ze szczerym zainteresowaniem. W liście pisał o tym, jak mija mu czas, o tym, że spędza dużo tego czasu z Raiem, a także ku memu zaskoczeniu trochę się otworzył i przyznał, że lubi go coraz bardziej. Miło się czytało o tym, że się zakochał. Zwłaszcza że jego uczucia do Raia były takie szczere i niewinne. Właściwie to pisał o Raiu bardzo dużo. O jego włosach. O jego oczach. O jego uśmiechu. Czytanie tego było z jednej strony odrobinę zabawne a z drugiej urocze. Naprawdę wpadł po uszy.
Mam nadzieję, że im się jakoś ułożony. Zasługują na to, co najlepsze. A chyba do siebie pasują. Len jest taki nieśmiały, łagodny i odrobinę ciapowaty. A Rai z kolei jest taki niepewny, delikatny i oderwany od rzeczywistości. Przez jakiś czas zastanawiałem się, czy Rai nie potrzebuje silniejszej i pewnej ręki. Kogoś bardziej dominującego kto postawi go do pionu. Teraz stwierdzam, że to byłoby złe rozwiązanie. Rai jest bardzo zagubiony. Nie wie jeszcze, kim właściwie jest. Owszem jakiś dominujący samiec pewnie pomógłby mu poradzić sobie ze strachem i niepewnością. Ale Rai mógłby gdzieś po drodze zgubić samego siebie i nigdy nie odkryć kim właściwie jest.
Tymczasem Len... Len weźmie go za rękę i poprowadzi we właściwą stronę. Zatrzyma się, kiedy Rai będzie potrzebował odpoczynku. Czasem cofnie się kawałek, jeśli będzie taka potrzeba. Delikatnie zachęci, jeśli Rai będzie się bał pójść dalej. Będzie im razem dobrze. Tak myślę. O ile coś z tego będzie. Ale myślę, że mają szansę na dobry związek. Nie to, co ja. Len pisze o Raiu takie wspaniałe rzeczy. On go praktycznie wielbi. A Daren... zaczął być dla mnie milszy i to tak nienaturalne ze mnie martwi.
Daren nigdy nie skomentował moich włosów, nie powiedział, że moje oczy są ładne. Nigdy nie wspomniał nic o moim uśmiechu. Len uważa Raia za chodzące bóstwo. Za najpiękniejszą omegę na świecie. Daren mnie nie lubi... Ale chyba nawet nie uważa mnie za atrakcyjnego. W końcu nigdy tego nie okazał poza tą jedną sytuacją, gdzie wilk przejął kontrolę. Kiedyś się nad tym zastanawiałem, ale porzuciłem tę myśl. Teraz znów pojawiła się w mojej głowie.
Może Daren nie przepada za męskim ciałem. W końcu męskie omegi znacząco różnią się od kobiet. Owszem mamy szersze biodra w porównaniu do samców, ale nadal często nie są one aż tak krągłe jak biodra kobiet. Nie mamy piersi. Dlatego musimy karmić nasze młode mlekiem innych zwierząt wymieszanym z pewnymi innym składnikami. Wilkołacze młode są do tego przystosowane i dziecko na takiej diecie nie będzie słabsze od tego karmionego mlekiem matki. Jednak dorosłe samce czasem wykazują dziwną fascynację biustem. Mimo że służy do karmienia młodych. Kobiece ciało jest po prostu inne. Ja jestem... płaski. Na mojej klatce piersiowej nic nie ma. W porównaniu do takiej Almy wyglądam... Po pierwsze jak dziecko. Po drugie jak samiec. Nie wspomnę już nawet o różnicach tam na dole.
Co, jeśli Daren nie lubi męskiego ciała? Może lubi kobiece... Ale... Ja jestem jego omegą. Przecież alfy nie powinni widzieć większej różnicy między męską a żeńską omegą. Więc chyba powinien móc... chcieć mnie. Ale najwyraźniej mnie nie chce. Ciekawe czy ciało Almy podobałoby mu się bardziej niż moje. W końcu to jego wilk mnie chce. Nie muszę mu się fizycznie podobać, żeby chciał mnie posiadać. A w czasie rui dla alfy nie ma najmniejszego znaczenia, jak wygląda omega. Myśli tylko o tym, jak ją posiąść i zrobić szczeniaki.
Zawsze byłem raczej pewny swojej urody. Byłem nawet odrobinę arogancki. Uważałem, że jestem bardzo atrakcyjny. Podobało mi się moje ciało. Nie brałem pod uwagę, że mogę nie wpisywać się w czyjeś gusta. To tylko domysły. Może tak wcale nie jest. Co nie zmienia faktu, że teraz czuję się... Dziwnie. Jakoś tak gorzej. To wszystko przez głupiego Darena.
Szkoda, że nie mam z kim o tym pogadać. Mógłbym z Collą. Ale... Sam nie wiem. Aż tak mu chyba mu nie ufam. Nadal jest coś, o czym mi nie mówi. Wiem o tym. Otworzył się przede mną, co bardzo doceniam. Lubię go. Jednak dopóki nie dowiem się, czym jest to coś, co trzyma go na dystans, to nie będę otwierać się przed nim w pełni. W końcu trudno stwierdzić czy w jednej chwili nie zmienimy się znów we wrogów. A nie chcę, by wykorzystał moje słabości przeciwko mnie.
Wciąż nie mam tu prawdziwego przyjaciela. Raul nie tylko nic sensownego mi nie doradzi, bo mnie zwyczajnie nie zrozumie, ale i niekoniecznie zachowa wszystko dla siebie. Flynn natomiast... Rozmawiałem z nim tylko raz. Wydawał się miły, ale nie mogę zakładać, że aż tak za mną przepada. Więc w sumie jestem z tym sam. Gdybym tylko mógł otworzyć ten zakuty łeb i zobaczyć co siedzi w głowie mojego alfy, to byłoby mi łatwiej. Wiedziałbym, na czym stoję. A tak... Będę pewnie nad tym wszystkim rozmyślał w kółko. Aż oszaleję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top