Rozdział LIII - Eris
19 sierpnia
Stado Granta nie należy do najserdeczniejszych, ale muszę przyznać, że zaczynam dostrzegać jego uroki. Jako że są tu od wielu pokoleń, wioska jest duża, na swój sposób urocza i dobrze zorganizowana. To prości ludzie, ale chyba dobrze sobie tu radzą. Nie mogę powiedzieć złego słowa na temat tego, jak idzie im przetrwanie na tych niezbyt przyjaznych ziemiach. No może jeden element architektoniczny mi się nie podoba. Ten cholerny słup. Jednak poza tym jest tu nawet przyzwoicie.
Powoli poznawałem osadę coraz lepiej i teraz mógłbym już sam się po niej swobodnie poruszać. W końcu Colla pokazał mi wszystkie istotne miejsca tyle razy, że już je zapamiętałem. W sumie niedługo mógłbym zacząć przechodzić tu sam. Może jeszcze nie teraz... Ale wkrótce. Drogę praktycznie już znałem. Problem był tylko taki, że las jest stary i dość zbity. A Daren mieszka dość daleko. Jednak na pewno nie zgubiłbym się w nim na dobre. Nie jestem aż tak beznadziejny. Po prostu mógłbym zejść ze ścieżki. A to oznaczałoby dużo trudniejszą wędrówkę. Jednak któregoś dnia w końcu spróbuję przyjść do wioski sam.
Okolicę domu też już dość dobrze znam. Właściwie to północ ma przede mną dużo mniej tajemnic. To miejsce nie jest aż tak przerażające, jak początkowo myślałem. Tylko wilki są takie nie bardzo. Mowa oczywiście o wilkołakach. Te zwierzęce wilki są całkiem normalne. Co jakiś czas można było zobaczyć, jak przemierzają wioskę. Nie są jak psy w ludzkich miastach. Są naszymi sąsiadami. Czasem wpadają, by nas poobserwować, wejść w jakieś interakcje albo załapać się na dobre jedzenie.
W naszym stadzie też są wilki. Tata miał swego czasu nawet swoje własne wilcze stado. Mama mówił, że z czasem ich wilczy przyjaciele nieco się oddalili, ale pamiętam, że gdy byłem mały, pewna wilczyca była u nas częstym gościem.
Wilk, którego akurat obserwowałem, zauważył mnie i podszedł bliżej. Bez zastanowienia wyciągnąłem rękę i podrapałem go za uchem. Chyba mu się podobało.
- Jakiś ty milutki.
- Uważaj. Nie wszystkie są takie miłe.
Spojrzałem na Collę który chyba też przymierzał się do rozpieszczania szarego wilka.
- Że niby mogą zaatakować?
- To zależy. Takiego alfy czy bety raczej nie zaatakują. Czują silniejszego osobnika. Jednak omegi to inna sprawa. Jeśli zbliżysz się do jakiegoś wrednego samca, to może próbować coś zrobić.
- To w sumie jak wszystkie samce na północy.
- To nie... Tak. W sumie tak.
- W moim stadzie wszystkie wilki są przyjazne. Często się zdarza, że wilczyce traktują nasze szczeniaki jak swoje. Tata strasznie dba o to, by wilcze stada żyły z nami w przyjaźni. Gdy rodzą się wilcze szczenięta, to jak tylko zaczynają chodzić, matki je do nas przyprowadzają, by pobawiły się z dziećmi. Często nawet szczenią się w naszej wiosce.
- Tutaj wilki są mile widziane, ale nie doświadczają aż tylu przywilejów. Może dlatego są takie bardziej zdystansowane. Szanujemy je, ale nie próbujemy nawiązać jakiejś głębszej przyjaźni. A przynajmniej w większości. Niektórzy bardzo lubią towarzystwo wilków, a wilki lubią ich.
- Dużo jest takich osób?
- Raczej nie. Zazwyczaj są to pojedyncze przypadki. Jakiś wilk polubił bardziej jednego z nas i tyle. Flynn jako jedyny uzbierał sobie niezłą sforę.
- Brat Darena? Mówił, że mu pomagasz.
- Czasem mi się zdarza.
- Więc on przyjaźni się z wilkami?
- Tak. Ma do nich cierpliwość. Jest alfą, ale ma bardzo delikatną naturę, więc ciągną do niego te o raczej uległym charakterze. W każdym razie zdarza się, że przychodzę do niego, by pomóc mu z obowiązkami. Bywa, że jest przykuty do łóżka przez kilka dni... Lub przez tygodnie. Wtedy trzeba posprzątać, ugotować mu coś i pomóc z... innymi rzeczami. A że nie ma partnera, to musi to robić ktoś z rodziny lub... ktoś, kto zechce. W każdym razie... Czasem otwieram drzwi a tam wilk. Wchodzę do sypialni a tam trzy kolejne. Czasem jak się z nim położą to go nie widać i muszę go szukać pod tymi cielskami.
- Lubią go. Nic dziwnego. Wydaje się tym najbardziej sympatycznym z braci.
- Jest taki. To dobra osoba. Po prostu trochę mu się nie poszczęściło. Ale... To dobry mężczyzna. Szkoda go.
- Właściwie to... Co mu jest? Gdy się z nim widziałem, to nie wyglądał na zdrowego, ale w sumie radził sobie dość dobrze.
- Nie wiadomo. Od dziecka był ponoć słaby. Z tego, co mi wiadomo... Mówił mi trochę. Bo... Nie pytałem. Ale chyba było widać, że jestem ciekaw. Więc powiedział mi, że uzdrowiciele mówią, że to po prostu jakaś choroba. Tylko że wilkołaki zazwyczaj nie chorują. Nasze organizmy szybko leczą choroby. Więc to musi być coś takiego bardziej... To nie coś, czym możesz się zarazić. To jest w tobie od początku. Czasem młode w łonie źle się rozwijają i później po porodzie umierają. Więc to zapewne coś podobnego. Tylko to nie zabija. A przynajmniej nie wilkołaka. To trochę tak, że ta choroba robi się gorsza. Ale wtedy wkracza ta wilcza część, która regeneruje ciało i naprawia szkody. Wtedy znów przez jakiś czas jest dobrze, dopóki znów nie zacznie niszczyć go od środka. To taka ciągła walka. Mówi, że to bolesne. Że to taki krąg bólu i krótkich chwil ulgi. Gdy jest bardzo źle, nie może ruszać nogami. Jakby jego mięśnie przestawały działać.
- To brzmi strasznie... A wyglądał tak wesoło.
- Jest z natury wesoły. Nawet gdy czuje ból to... Czasem się uśmiecha. Z takich drobnych rzeczy. Widzę, że go boli. Daję mu miskę rosołu, a on się zaczyna cieszyć. A mój rosół nie jest nawet aż taki dobry.
- Może powinienem czasem go odwiedzić... Pomóc mu. Ktoś jeszcze się nim zajmuje?
- Czasem Luna. Ale wtedy musi być w domu Alfy, a nie lubi tam przebywać. Jeszcze dwie starsze kobiety z naszej wioski go czasem odwiedzają. Kiedyś było więcej chętnych do pomocy.
- I co się zmieniło?
- Na początku wszyscy myśleli, że jak pomogą pierwszemu synowi Alfy, to będą z tego coś mieli. Niektóre samice myślały, że może Flynn zakocha się w uroczej opiekunce i tak zostaną kimś ważnym. Tylko nie wzięły pod uwagę, że opieka nad unieruchomionym, dorosłym mężczyzną to nie takie łatwe i przyjemne zajęcie. A Flynn nie jest dobrym materiałem na partnera. Jeśli bierze się pod uwagę kwestie czysto praktyczne oczywiście. Nie upoluje nic. Nie pomoże w domu. A przez połowę czasu trzebaby się nim zajmować. Gdy to zrozumiały, straciły zainteresowanie.
- To smutne. Przecież to członek ich stada. Pomoc powinna być bezinteresowna.
- Tutaj sporo osób dba przede wszystkim o swoje tyłki. Ja zresztą w dużej mierze też.
- Więc czemu mu pomagasz? Dla korzyści materialnych?
- Ja... Teraz już w sumie robię to dlatego, że Flynn jest dla mnie dobry. Więc to też dość samolubny powód. Ale zacząłem, bo... Chciałem... Daren ma chyba słabość do Flynna. Chciałem...
- Odwdzięczyć się za ratunek?
- T-tak. To... W końcu on mi pomógł. Więc pomogłem jego bratu.
- ... W sumie rzeczywiście Daren wydaje się inny przy Flynnie. Taki ujarzmiony. Nie spodziewałem się, że starszy brat będzie miał na niego taki wpływ.
- Są dość blisko.
- Hmm... A właśnie. Miałem się ciebie o coś zapytać?
- Tak?
- Chodzi o Darena.
- ... Tak?
Colla zrobił dziwną minę. Taką... Niepewną. Może boi się, że Daren ma do niego jakieś pretensje.
- Chodzi o to, że on ostatnio zachowuje się bardzo dziwnie.
- Och... W jakim sensie?
- No on... Jakby... Zachowuje się dość normalnie. Ale nie że normalnie jak na niego. Tylko tak jak normalna osoba. I trochę jakby... coś robi. Wchodzi w interakcje. Zadaje mi pytania! I to nie te takie pasywno-agresywne. Tylko normalne pytanie. Coś w stylu... Wyspałeś się? Niby jak ja mam się zachować jak pyta o takie rzeczy!? To... To nienormalne.
- ... W zasadzie to z jednej strony zastanawiam się, czy wszystko z tobą w porządku... Ale z drugiej strony to rzeczywiście dość dziwne zachowanie. Daren jest specyficzny. Jakoś dużo z nim nie rozmawiałem, ale... To rzeczywiście nie w jego stylu.
- No właśnie. I ja nie wiem, o co chodzi.
- Rzeczywiście taka nagła zmiana jest dość dziwna. Chyba musi być jakiś powód.
- Tylko jaki? Może coś kombinuje? Próbuje za coś przeprosić? W sumie nic takiego nie zrobił.
- Myślę, że...
Omega nagle przerwał. Jego spojrzenie padło na coś za mną, ale tylko na krótką chwilę. Zauważyłem to jednak. Colla zaczął nad czymś myśleć. Chyba wycofał się z tego, co miał powiedzieć. To zachowanie było dziwne, dlatego odwróciłem się, by zobaczyć, to co zwróciło jego uwagę.
Od razu ją zobaczyłem. Jakby mój instynkt podpowiedział mi, że to o nią chodzi. Kobieta brała wodę ze studni. Ostatnim razem nie byłem w stanie przyjrzeć się jej dokładnie, ale to zdecydowanie była ona. Ta kobieta, z którą Daren ostatnio rozmawiał. To zdecydowanie była ona. Jak jej było...
- To ta kobieta, z którą rozmawiał Daren prawda?
- Tak. To ona.
- Jak ma na imię?
- Alma.
- Alma... Nie miałem jeszcze okazji z nią porozmawiać. Podejdźmy do niej.
- Lepiej nie.
- Dlaczego?
- Już mówiłem. Nie jest zbyt lubiana.
- Ale nie podałeś jakiegoś sensownego powodu. Jestem tu nowy i chyba muszę wszystkich poznać prawda? Jak chcesz, to zostań. Ja idę się przywitać.
Colla chciał coś powiedzieć, ale mu uciekłem. Nie mógł mnie już powstrzymać, tak by kobieta tego nie zauważyła lub nie usłyszała. Dzieliła nas zbyt mała odległość.
- Dzień dobry!
Kobieta odstawiła pełne wody wiadro na ziemię i spojrzała na mnie. Jest ładna. Dojrzała. Taka bardzo... Kobieca. Ma takie duże pełne usta...
- Dzień dobry... Chyba cię nie znam.
- Dlatego przyszedłem się przedstawić. Jestem Eris. Mieszkam tu już od dłuższego czasu, ale alfa zazwyczaj trzyma mnie w domu.
- Nie dziwię mu się. Skarby trzyma się w zamknięciu czyż nie? Rozumiem, że tym, kto cię tak pilnuje, jest nasz Daren?
- Tak... To on.
- Wiedziałam, że musiał przyprowadzić z południa kogoś naprawdę pięknego. Nie zawiodłam się. Wyglądasz jak porcelanowa laleczka. Kiedyś mój partner przyniósł mi taką z podróży. Też była taka bladziutka i zarumieniona. Naprawdę śliczna.
- Ymm... Dziękuję. Pani to...
- Alma. Miło mi.
Kobieta wyciągnęła dłoń w moją stronę, więc delikatnie ją uścisnąłem.
- Ojej jakie delikatne dłonie... Właściwie cały jesteś taki... kruchutki. Aż się o ciebie boję. Daren do zbyt delikatnych nie należy.
- Cóż... Potrafi być... W sumie to nie. Nie należy.
- I trzyma cię w tym ponurym, pustym domu całymi dniami?
- Cóż... Zaczynam nad nim pracować.
- Nad domem mam rozumieć? W sumie, po co pytam. Nad Darenem się nie da pracować. Za to można spróbować zakryć ten brzydki ciężki stół.
- Dostałem obrus i wyszyłem go. Teraz jest tam trochę więcej życia.
- To dobrze. Nie mogę sobie wyobrazić, jak taka słodka istotka mogłaby siedzieć w tym ponurym miejscu. Jak mówiłam, to co cenne warto chować, ale na Matkę w odpowiednim do tego miejscu.
- Bardzo mi pani schlebia.
- Mówię prawdę. Słyszałam o tobie dość sporo i miałam już jakiś swój obraz ciebie w mojej głowie, ale... Słowa nie oddają prawdy. A masz dopiero ile... Szesnaście lat?
- Już siedemnaście.
- To nadal tak mało... Jak wydoroślejesz, staniesz się zabójczą pięknością.
- Ym... Dziękuję.
- Muszę już iść Erisie. Zostawiłam moje szczeniaki same w domu, więc zaraz mogę nie mieć domu. Bardzo miło było mi cię poznać. Powodzenia.
- Em... Dziękuję. Mnie również było miło.
Kobieta uśmiechnęła się i chyba był to szczery uśmiech, po czym wzięła wiadro i odeszła. Wydawała się naprawdę miła i sympatyczna. Taka... Dość wesoła. I od dawna nie usłyszałem tylu komplementów na raz. Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju... Skąd ona wie, jak wygląda ten cholerny stół?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top