Rozdział I - Eris
26 kwietnia
Wyjrzałem za gruby i ciężki materiał okrywający wóz. Słońce wisiało wysoko na niebie. Musieliśmy więc podróżować już kilka dobrych godzin. W pewnym sensie tylko to robimy przez ostatnie tygodnie. Każdego dnia. Przyznam, że dzisiaj ten czas minął mi jednak wyjątkowo szybko, a to wszystko przez to, że zasnąłem. Najwyraźniej akurat trafił się wyjątkowo prosty odcinek, gdyż wóz przez cały ten czas poruszał się dość delikatnie, co nie tylko było miłą odmianą, ale i wzmogło moją senność.
Niestety przez większość drogi nie było tak przyjemnie. Tereny były różnorodne. Musieliśmy przeprawić się przez rwistą rzekę, wiele dość wąskich ścieżek (bo nie można było nazwać tego drogami), ale i przez ogromne połacie niczego. Najtrudniej było przeprawić się przez góry, mimo że północne wilki doskonale znają wszystkie szlaki. Bo znać je to jedno. Przeprowadzić nimi dwa wozy i konie nieprzystosowane do takich wędrówek to drugie. Choć nie było aż tak źle, ponieważ tylko dwa z naszych koni przemierzały tę trasę po raz pierwszy. Nie zmieniało to faktu, że nie była to łatwa i przyjemna wycieczka.
Nie wiem, co jest gorsze. Przemierzanie pustyni, która ciągnie się kilometrami czy może jednak podróż przez górskie tereny. Na Wschodzie brak wody i słońce mogły zabić. Jednak groziło to tylko tym którzy nie byli przygotowani do podróży. Dało się więc zapobiec większości niebezpieczeństw. Owszem zdarzają się sytuacje, których nie da się przewidzieć. Ukąszenie przez węża czy burza piaskowa. Niemniej jeśli masz ze sobą zapas wody, osłonę przed słońcem i znasz drogę, to raczej sobie poradzisz. W przypadku gór... Cóż... Można zginąć, gdy źle postawi się stopę. Oczywiście nie wszystkie odcinki trasy są tak niebezpieczne. Bywa jednak naprawdę ciężko.
Raz musieliśmy przejechać po dość wąskiej ścieżce, podczas gdy z jednej strony znajdowała się przepaść. Nie wiem jak daleko była ziemia, bo nie miałem zbytnio ochoty patrzeć w dół. Nie mam lęku wysokości... Wspinam się na drzewa. Jednak drzewa nagle wydały mi się bardzo malutkie w porównaniu do skalnej ściany.
Na czas podróży przez ten budzący we mnie niepokój odcinek schowałem się w kącie wozu i przeczekałem jakoś to wszystko. Próbowałem nie myśleć o tym, że coś może się wydarzyć. Że konie mogą się spłoszyć czy poślizgnąć. Że skała może się skruszyć. Było naprawdę wiele możliwości. Ostatecznie przeszliśmy to bez uszczerbku na zdrowiu. Nie było żadnych problemów. A więc moja panika wydała się jeszcze bardziej nie na miejscu. Bo trochę spanikowałem. Raul chciał, bym poprowadził swojego konia, a ja odmówiłem, wcisnąłem lejce lekko zdezorientowanemu Rossowi i schowałem się w wozie. Nikt nie próbował mnie wyciągnąć, ale opinię na mój temat pewnie sobie wyrobili.
Najgorsze było to, że północne wilki nie czuły nawet żadnej drobnej nerwowości czy niepokoju przez całą tę podróż. Dla nich to chyba coś normalnego. W sumie z tego, co kojarzę, tereny stada Granta mają dwie naturalne granice i są to dwa górskie pasma. A więc ich stado ma swoją osadę blisko gór.
Szczerze mówiąc, nigdy nie widziałem takiego terenu. Na początku czułem się bardzo... Onieśmielony. Góry z daleka wyglądały pięknie, potężnie i nieco strasznie. Z bliska natomiast... Było ciekawie. Teren okazał się taki nierówny i zróżnicowany. Jednak słowo, które przychodziło mi na myśl jako pierwsze to 'nieprzyjazny'. Góry są piękne, ale jeszcze nie wiem co o nich myśleć. Członkowie mojego stada, którzy ze mną podróżowali byli wyjątkowo czujni i ostrożni przemierzając te trudne odcinki. Podczas gdy Daren, Raul i Ulfr zachowywali się, jakby była to zwyczajna droga w środku lasu. Żadnych przepaści czy nierówności. Jakby mogli, to by sobie chyba pobiegli.
Zastanawiałem się, czy nie wychodzę na strasznego tchórza. Nie chciałbym tego. Jednak Daren i tak ma o mnie raczej złe zdanie, więc nie mam co się starać udawać przed nim dzielnego. Poza tym w sumie i tak przez większość czasu siedzę w wozie. Mam konia, na którym mógłbym jechać, jednak towarzystwo jest raczej średnie, więc wybrałem samotność. Co prawda towarzyszą mi trzy wilki z mojego stada. Są moją ochroną, towarzystwem i niejako częścią planu mojego taty. To przyjazne i znane mi wilki. Nie zmienia to jednak faktu, że na zewnątrz jest też Daren. A ja nie mam zbytnio ochoty z nim rozmawiać. Jestem bowiem strasznym dupkiem.
Gdy podróżowałem z nim z Wchodu na Północ, nie było tak źle. Głównie dlatego, że byłem wśród swoich. Wtedy miałem silne wsparcie moich bliskich, nie musiałem się niczego obawiać i mogłem dzięki temu być swobodny. Teraz czuję się mniej pewnie. A Daren nie pomaga swoim zachowaniem. Wiem, że jestem słaby. Wiem, że jestem omegą. Jednak nie musi mi tego wypominać na każdym kroku. Gdy przemierzaliśmy jakieś trudniejsze odcinki, które musieliśmy pokonać pieszo, chyba najbardziej mi się oberwało. Za to, że jestem słaby. Za to, że szybko się męczę. Za to, że jestem niezdarny. Każde moje potknięcie kończyło się komentarzem ze strony północnego alfy. Ulfr i Raul się mnie nie czepiali. Tylko on. Raul nawet kilka razy mi pomógł i dał jakieś rady na temat tego, jak poruszać się po takim terenie. Były przydatne, choć czasem musiał wykazać się cierpliwością i powtórzyć mi coś dwa czy trzy razy. Jednak szło mi lepiej. Czyli da się być miłym i wyrozumiałym... chyba że jest się Darenem.
Mój przeznaczony jest strasznym dupkiem, dlatego wolałem siedzieć w wozie i zachowywać się jak rozpieszczona księżniczka. W końcu ja i tak nie chcę tu być. Nie mam więc powodów, by się starać. Niech Daren się stara dostarczyć mnie na miejsce. W końcu to wszystko był jego pomysł. Co prawda zgodziłem się na to wszystko... ale to i tak to wina Darena. To on przyszedł do mnie i kazał mi wrócić z nim do jego domu. To przez niego jestem teraz w drodze do jednego z największych stad na dalekiej północy. O ile nie największego. Trochę mnie to przeraża.
Właściwie... im bliżej tego miejsca jesteśmy, tym bardziej się martwię i zwyczajnie boję. Nie mam pojęcia czego się spodziewać. Wiem, że są bardzo konserwatywni, ale oprócz tego nie wiem prawie nic. Próbowałem dowiedzieć się czegoś od Darena, ale on nie jest zbyt rozmowny. Ulfra trochę boję się zapytać.
Może i wydaje się miły, ale jednoczenie jest taki... No wielki. Musi mieć co najmniej dwa metry wzrostu. W dodatku jest bardzo umięśniony. Taki szeroki w barkach. Twarz też ma taką... Taka twardą. Często się uśmiecha i wtedy wygląda mniej groźnie. Ale gdy się nie uśmiecha... To sam nie wiem. No ja bym do niego nie podszedł z własnej woli. Północny wilk jest alfą. Więc jego rozmiar nie jest aż takim zaskoczeniem. Nie ma jednak zbyt silnej alfiej aury, co już nieco mnie zaskoczyło.
Daren jest bardziej dominujący. Ale Raul jest raczej mniej dominujący niż Ulfr. Gdybym miał ustawić ich w kolejności od największego dupka... znaczy od największego alfy do najmniejszego (i nie mówię tu o wzroście) to byłby to Daren, Ulfr i Raul na samym końcu. To trochę zabawne, bo to Ulfr jest najstarszy. Dowiedziałem się, że ma trzydzieści dziewięć lat. Jest więc w wieku mojego mamy. Wygląda jednak na starszego. Może to przez brodę. Brody moim zdaniem postarzają.
Wilkołaki rzadko noszą brody. Alfy i męskie bety zazwyczaj golą się dość często. Wydaje mi się, że to dlatego, iż lubimy ten kontrast pomiędzy naszą ludzką i wilczą częścią. Czyli... Tą włochatą i tą mniej włochatą. Cóż... Ja na szczęście nie muszę się golić. Jestem omegą i nasze ciała są pod tym względem bardziej podobne do kobiet. Ulfr natomiast nawet w swojej ludzkiej formie miał coś ze zwierzęcia. Tylko bardziej przypominał mi niedźwiedzia niż wilka. Głos również ma niezwykle donośny. Gdy raz się zaśmiał z czegoś, co powiedział Ross, to bałem się, że spadnie lawina. Ku memu zaskoczeniu nic takiego się nie stało, ale i tak się trochę przestraszyłem.
Przyznam, że bawiło mnie nieco, gdy Raul jechał obok tego wielkiego alfy. Był przy nim taki... delikatny. A to przecież alfa. Wiem, że to wszystko przez ten kontrast, ale przy Ulfrze taki przeciętny alfa wygląda dość mizernie. Właściwe Raul nawet w porównaniu do Darena wypada dość... może nie mizernie, ale jednak widać między nimi różnicę. Podejrzewam, że Raul ma koło stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu. Mniej więcej. Jednoczenie nie jest jakoś przesadnie umięśniony. Jest raczej szczupły. Ma też nieco subtelniejsze rysy twarzy niż chociażby Daren. Mój alfa... Znaczy... Mój przeznaczony ma bardzo męski typ urody. Ma szerokie ramiona, a wzrostowo lokuje się gdzieś pomiędzy swoim bratem a Ulfrem. Przy północnych alfach czuję się trochę jak gnom. Właściwie... Daren jest ode mnie o głowę wyższy. Nawet trochę więcej niż o głowę.
Ciekawe czy jego pozostali bracia też tacy są. Daren i Raul są do siebie podobni. Bardzo podobni. Więc ci dwaj pozostali może też. Chyba że bardziej przypominają Granta. Raul i Daren ewidentnie bardziej wdali się w matkę z tymi jasnymi włosami i dość urodziwymi twarzami. A właśnie... Ciekawe, jaka ona jest. Daren nic o swojej rodzinie mi nie mówił. Wiem tylko co nieco o jego ojcu. Bo poznałem go osobiście. Natomiast matka Darena... Musi być omegą. Skoro on jest alfą. Ciekawe czy to kobieta, czy mężczyzna. A przede wszystkim, jaką ma osobowość. Czy jakoś mi pomoże? A może wręcz przeciwnie.
Wiem też, że starszy brat Darena jest chory... w jakiś sposób. Jednak nie jestem pewien, co dokładnie mu dolega. Ciekawe, jakie ma stosunki z Darenem. Między Raulem a moim alfą jest raczej... w porządku. Nie widzę między nimi przesadnej bliskości, ale nie ma też niechęci. Jednak w przypadku najstarszego z braci może być trochę inaczej. W końcu Daren niejako ukradł mu pozycję. Natomiast jego najmłodszy brat jest chyba w moim wieku, ale oprócz tego nic o nim nie wiem.
Wiatr zawiał mocniej, więc okryłem się dokładniej płaszczem. Tutaj jest zimno. Ciągle jest zimno. Jest już niby prawie maj, ale jak czasem mocno zawieje to dreszcze przechodzą. Gdzieniegdzie wciąż leżał śnieg. Czy tu w ogóle kiedykolwiek jest ciepło? Poza tym... To wcale nie tak daleko od naszych terenów. W przypadku małej i szybkiej grupy to jakieś dwa do trzech tygodni. Zapewne grupa alf, która nie ma zbędnego bagażu, zdążyłaby w dwa. Nam to zajmie od trzech do czterech, ponieważ mamy wozy. A te bardzo nas spowalniają. Gdy wczoraj pytałem Raula, ile jeszcze drogi nam zostało, powiedział, że około tygodnia. To nie jest jakoś strasznie dużo, ale jednak trochę zostało. I nawet nie wiem, czy mnie to cieszy, czy wręcz przeciwnie.
Z jednej strony mam już dość podróżowania. Jest zwyczajnie nudno. Jedyne co mogę robić to pogawędzić z Rossem, Jimmym i Beth. No i podziwiam trochę widoki. Bo w sumie muszę przyznać, że jest tu łanie. Lasy są głównie iglaste. Jest dużo skał. Ale ładnych skał. Są porośnięte mchem i takie... majestatyczne. Jest inaczej niż u nas. Tak bardziej... Sam nie wiem. Dziko. A mówię to ja. Osoba, która przez piętnaście lat żyła w lesie i rok na pustyni. Drzewa są tu ewidentnie starsze. No i teren jest dość górzysty. Nie mijaliśmy żadnych nowych dla mnie gatunków zwierząt, co nieco mnie rozczarowało, ale też uspokoiło. No bo... Nie chcę spotkać białego niedźwiedzia.
Z drugiej strony bardzo możliwe, że spotkanie z niedźwiedziem byłoby przyjemniejsze niż spotkanie z rodziną Darena. Nie chcę zakładać najgorszego, ale nie zdziwię się, jeśli to Raul będzie moim jedynym sojusznikiem. A szczerze mówiąc, nie czuję się przy nim zbyt pewnie. Jest miły. Ale Sira trochę mi o nim nagadał. On jakby... Ciągle coś ukrywa. Ostatnio zastanawiam się nad pewnymi rzeczami z nim związanymi. Jednak nie chciałabym wysunąć błędnych wniosków. Dlatego... Obserwuję go na razie. Jeśli dowiem się czegoś na jego temat, to na pewno trochę mi to ułatwi kontakty z nim. Przynajmniej będę wiedział, czy można na nim polegać. Na razie wolę traktować go z dystansem, mimo że jest najprawdopodobniej najbardziej przychylną mi osobą w stadzie Granta.
Za tydzień poznam resztę tej rodzinki. No i spotkam się z samym Grantem, który mnie nie lubi, a na Darena jest pewnie wściekły. Cóż... Coś czuję, że to będzie trudne... ale raczej nie będzie nudno.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top