Rozdział CXXXVII - Daren

12 kwietnia

Nigdy nie rozumiałem omeg. Nie rozumiem omeg. I nigdy nie zrozumiem omeg. Nawet nie chcę ich zrozumieć. To nie na moją głowę. Może jestem zbyt głupi. Lub wręcz przeciwnie, ich zachowania są zbyt sprzeczne z logiką, bym mógł je pojąć. Wiem jedno. To są doprawdy dziwne stworzenia. Do tej pory trzymałem się od nich z daleka, nie miałem więc okazji dowiedzieć się o nich zbyt wiele. Nie wiem, czy każda taka jest. Jednak ta moja nie stawia swoich pobratymców w dobrym świetle. Choć w jego wykonaniu wszystko to znoszę, ponieważ z jakiegoś powodu mam dla niego ogromne pokłady cierpliwości. A przynajmniej ostatnimi czasy. Początki były... Trudniejsze.

Przyglądałem się, jak mój omega krząta się w kuchni. Gotował obiad. Na pozór posłusznie i tak jak trzeba. Jednak on nie potrafi taki być. Ewidentnie to dla niego za trudne. Zasugerowałbym pomoc, jednak do tej pory za każdym razem kazał mi zająć się swoimi sprawami, więc nie ryzykowałem kolejnego morderczego spojrzenia. Nie dlatego że brałem go na poważnie. Było wręcz przeciwnie. Bałem się, że zorientuje się, że mnie to bawi.

Od kilku dni Eris jest w wyjątkowo wrogim nastroju. Przyznam, że nie jestem pewien, skąd wzięła się ta wrogość. Nie jestem zbyt dobry w ocenianiu tego typu sytuacji. Mam pewne podejrzenia, ale wątpię, by chodziło tylko o to, że go przez jakiś czas zbywałem. W każdym razie... Jego zachowanie było dość zabawne.

Zaczął nakładać obiad na talerze, więc skupiłem uwagę na czymś innym. Zdążyłem już się zorientować, że kontakt wzrokowy traktował jak prowokację do kłótni. Choć nie były ona zażarte, gdyż były nieco wymuszone. W każdym razie nie miałem teraz na nie ochoty, więc spojrzałem gdzieś indziej. Padło na drzwi. Muszę je naoliwić. Skrzypią, a ten dźwięk mnie irytuje. Może zrobię to dzisiaj. Mam trochę czasu. Jest też ciepło, więc nie zaszkodzi, jeśli drzwi frontowe będą jakiś czas otwarte. To chyba dobry pomysł. I tak muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie.

Nagle coś stuknęło tuż przede mną, przerywając moje wewnętrzne rozmyślania. Spojrzałem na omegę stojącego obok. Na gwałtownie położony talerz. Znów na omegę. Patrzył mi w oczy. Bardzo prowokacyjnie. Czyli on chyba chciał kłótni. Mogę się kłócić. Większość konwersacji, jakie przeprowadziłem przez całe moje życie to kłótnie. Jestem na nie gotowy zawsze i wszędzie. Powinien być tego świadomy. A i tak ostatnio często mnie prowokuje.

Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale coraz ciężej jest mi zachować powagę. Bo jednak... Cóż to zabawne. Nie wiem, co się dzieje, ale z jakiegoś powodu mnie to bawi. A naprawdę rzadko cokolwiek mnie bawi. W każdym razie, jeśli chce, to niech sam zacznie. Ja będę zgrywał głupiego.

- Dziękuję. Czy to... Ryba?

- Tak.

- ... Miła odmiana. Od sarniny.

- Smacznego.

To było bardzo agresywnie brzmiące życzenie dobrego posiłku. Kompletnie nic z tego nie rozumiem. Jednak ostatnio robi mnóstwo dziwnych rzeczy. Nie wiem, jaki jest ich cel. Skąd w ogóle takie zachowanie. To dla mnie nieco interesujące, ale głównie dezorientujące.

Doprawdy nie rozumiem skąd to prowokacyjne spojrzenie. To ciągłe wyzwanie w oczach. I... dlaczego w sumie nosi tak niechlujnie rozpiętą koszulę? Przypomina Almę i jej suknie z głębokim dekoltem. Pamiętam je. Nosiła je, by kokietować mężczyzn. Sama się przede mną przyznała. Osobiście nie widziałam w tym zbyt wiele sensu. Choć podobno na niektórych to działało. Więc powiedzmy, że miało to sens. Jednak w tym przypadku... Omega jest płaski jak deska, więc nie do końca rozumiem zamiar. Nie pytałem jednak. Mam wrażenie, że by to go zdenerwowałem. A chcę sobie spokojnie zjeść.

Eris odszedł po swoją porcję, a ja tymczasem przyjrzałem się zawartości talerza. Ziemniaki. Kapusta kiszona. I... Ryba. Lub... Cokolwiek to było. Nie dałbym sobie ręki uciąć, że to ryba. Nie wiem, czy ją smażył, czy gotował, ale zdecydowanie straciła na konsystencji. Była nieco... Rzadka.

- Wygląda pysznie.

Odwrócił się gwałtownie w moją stronę i posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Chyba wyczuł brak szczerości, ale jednocześnie zachowałem się, powiedzmy, że uprzejmie więc nie miał do czego się przyczepić.

Dlaczego mam ochotę... sprowokować go trochę. Nie wiem skąd ta wewnętrzna potrzeba, by go nieco podjudzić. Po prostu mam wrażenie, że byłoby to niezwykle wręcz proste. Jedno słowo i najeży się jak zezłoszczony kociak. Chwilowo jednak postanowiłem odpuścić. Skupiłem się na jedzeniu. Jestem głodny i stan tej ryby mnie nie zniechęca.

Gdy jej spróbowałem, okazała się nieco wodnista, ale jak najbardziej zjadliwa. Nie jestem wybredny. Co jakiś czas zerkałem na omegę, gdyż interesowało mnie jego nietypowe zachowanie i to złe samopoczucie. Raz nasze oczy się spotkały, ale szybko odwrócił wzrok bardzo ostentacyjnie. To wszytko dość zabawne, ale zdaję sobie sprawę, że wynika to ze złości. A to było... Problematyczne. Bo ta omega działa pod wpływem emocji i robi bardzo głupie rzeczy.

Mógłbym jakoś zadośćuczynić... Jednak nie byłem pewien, o co właściwie mu teraz chodzi. Wiem, że nie powinienem go tak zbywać i ignorować. Choć miałem swoje powody. A on był dość... Natarczywy. Ja natomiast potrzebowałem nieco przestrzeni. Na jakiś czas. To niewiele. Przywykłem do samotności, więc jego obecność sprawia, że czasem czuję się zbyt... osaczony. Zwłaszcza że ma względem mnie jakieś oczekiwania. Dość duże i specyficzne oczekiwania. A ja nie mam pojęcia co robić.

Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji. Owszem oczekiwano ode mnie wiele. Były to jednak rzeczy dość praktyczne. Nie wymagano ode mnie zbyt trudnych, niebezpiecznych czy wyczerpujących rzeczy. Zawsze było to coś, z czym bez problemów dawałem radę. Nawet kwestia znalezienia partnera była dość prosta, dopóki on się nie pojawił. Miałem oznaczyć omegę. Zrobić szczeniaka. Nic skomplikowanego. Ale teraz jest inaczej. Mam zmienić sposób, w jaki do tej pory nie musiałem. Muszę zaangażować się w sposób, w jaki do tej pory nigdy nie musiałem i w sposób, w jaki nawet nie chciałem. To dość... Możliwe, że nieco mnie przerosło.

Przez to jestem nerwowy. A wiem, że nie powinienem być wtedy przy nim, bo kończy się to źle. Potrzebowałem nieco czasu dla siebie. By ułożyć to sobie w głowie. Ciszy, spokoju i samotności. Ale on ciągle był gdzieś obok. Ciągle coś mówił. Ciągle czegoś chciał. A nikt mi tak nie miesza w głowie, jak on.

Dlatego... Prawdopodobnie byłem nieco zbyt szorstki. Już mi nie raz powiedział, że jestem skończonym chamem. Nie zamierzam temu zaprzeczyć. Jak najbardziej identyfikuję się z takim określeniem. Jestem też gburem. I delikatności we mnie tyle ile w lawinie śnieżnej. Jednak powinien się do tego przyzwyczaić. To jedna z moich wrodzonych cech. Wiele z tym nie zrobię, nawet jeśli będę próbować. Jednak... Próbuję. Przez większość czasu. Czasem po prostu zapominam, jaki on jest delikatny. Jak dla mnie nieco zbyt delikatny. Użyłbym słowa przewrażliwiony. Ale nic na to nie poradzę. To z kolei najwyraźniej jedna z jego wrodzonych cech. Muszę jakoś się do tego dostosować. A to też jest dość trudne.

W każdym razie... Zdenerwowałem go. I chyba chce mi dać nauczkę. Tak myślę. Bo to dziwne zachowanie zapewne ma jakiś cel. Chociaż... Z nim to nic nie wiadomo. Ma bardzo głupie i bezsensowne pomysły. Choć pewnie w jego głowie wydaje się to w pełni logiczne. Przynajmniej tym razem nie wlazł na jezioro.

Skończyłem jeść i nie zdążyłem nawet wstać, nim zabrał mój talerz i zaczął go myć. Też dość agresywnie. Nie jestem pewien czy to miała być jakaś kara, czy nie... Ponieważ jeśli miała być to kara, to nie działa, tak jak powinna. Jednak nie mnie oceniać.

Bardziej ciekawiło mnie to czy w końcu powie mi, o co mu właściwie chodzi. Jako że chwilowo nie paliło mi się do pracy i mogłem roztrwonić trochę czasu, postanowiłem nie odchodzić, tylko rozsiadłem się wygodniej. Właściwie to... Mógłbym spróbować go trochę zdenerwować. Żeby zobaczyć jego reakcję. To głupi pomysł... Jednak jestem w specyficznym nastroju.

- Mógłbyś podać mi coś do picia?

Omega przestał sprzątać i spojrzał na mnie, delikatnie mrużąc oczy. Zastanawiał się nad czymś chwilę. W końcu zaszczycił mnie odpowiedzią.

- A czego chcesz się napić?

- Gorącej wody z miętą.

- Dobrze.

Bardzo ugodowy. A więc mimo wszystko zachowuje się przyzwoicie. Po prostu... Na każdym kroku daje mi do zrozumienia, że jest zły. Przeprosiłem go już. Właściwe to niemal od razu go przeprosiłem. Nie wiem, co miałbym jeszcze zrobić. Znowu mam coś mu dać? Ostatnio dostał dużo rzeczy. Robiłem mu ten cholerny ogródek, by był zadowolony. A ostatecznie obróciło się to przeciwko mnie. Takiemu to nie dogodzisz.

Zastanawiałem się nad tym, skąd u niego taka buntownicza postawa, podczas gdy on postawił rondelek z wodą nad ogniem i wrzucił do niej nieco suszonej mięty. Mógłbym go trochę pociągnąć za język. Choć część mnie jest ciekawa, jak długo będzie to ciągnąć, jeśli w ogóle nie zareaguję. Ile może wytrzymać... Tydzień? Dwa? Miesiąc? Do swoich osiemnastych urodzin? Hmm.... Raczej tydzień. Góra dwa. Chyba że to pospieszę.

- Zamierzasz już coś sadzić w tym swoim ogródku?

- Jutro może się tym zajmę.

Rzeczowa odpowiedź. Minimalistyczna. Bardzo nietypowa dla tej wygadanej omegi.

- Yhym... Będzie tam coś pożytecznego czy tylko kwiaty?

- Nie wiem. Pomyślę nad tym. Miałem zasadzić jakieś warzywa, ale nie wiem, czy mi się chce.

Delikatna prowokacja w moją stronę. W końcu zna moją opinię na ten temat. Lubię pożyteczne rzeczy. A kwiaty są dość bezużyteczne. Rozumiem ich miejsce w przyrodzie. W niej jako takie są bardzo potrzebne. Jednak w przypadku czegoś uprawianego to wolałbym jedzenie niż ozdoby. Jednak... Nie zamierzam się wtrącać.

- To twój teren. Rób, co chcesz.

- Będę robić, co zechcę.

Agresywnie. Coś się chyba zaczyna dziać.

- Dobrze.

- To nie tak, że interesuje cię, co robię.

Oho... Znów jakaś pasywno-agresywna sugestia. Przecież zrobiłem mu ten cholerny ogródek. I jeszcze pytam o niego. Co jeszcze niby mam zrobić? Nawet jakieś badyle mu tam zorganizowałem.

- Mam zacząć ci mówić co masz robić?

- Możesz spróbować.

- ... I co wtedy zrobisz? Wskoczysz do jeziora?

- Możesz zapomnieć o tym cholernym jeziorze!

Omega odwrócił się w moją stronę gwałtownie. I to jeszcze z łyżką w ręce. Zdenerwował się. Policzki miał czerwone i lekko nadęte. Chyba nie tylko dlatego, że stał blisko ognia. A te ciemne brwi zmrużone jak nigdy. Zdecydowanie bardzo się zezłościł. Wygląda zabawnie, gdy się tak złości o jakąś głupotę. Zachowanie poważnego wyrazu twarzy trochę mnie kosztowało.

- Cóż... Trudno o tym zapomnieć.

Moja odpowiedź chyba jedynie bardziej go zezłościła. Była jednak szczera. To było bardzo... Spektakularne. I przyznam, że siedzi w mojej głowie z wielu powodów. Ale on nie musi o wszystkich wiedzieć.

- Nie martw się. Nie zamierzam już wpadać pod lód. Nie będę cię narażał na żaden fizyczny kontakt z irytującą omegą.

- Mógłbym coś powiedzieć. Ale mam wrażenie, że rzucisz tą łyżką.

- I masz rację. Więc siedź cicho.

- ... Wyglądasz dość intrygująco, gdy się tak złościsz.

- Co?

- Zabawnie.

- Chyba ty.

Odwrócił się i zaczął zawzięcie mieszać w garnku. Jestem ciekaw, co on w sumie kombinuje. Bo mam wrażenie, że czegoś ode mnie chce. I próbuje jakoś to wymusić. Ale nie rozumiem omeg, więc kompletnie nie mam pojęcia, o co właściwie mu chodzi. W końcu się zapewne przekonam. Chwilowo natomiast zamierzam obserwować.

To nie tak, że trudno z nim wytrzymać, gdy zachowuje się w ten sposób. Jest mniej więcej tak samo irytujący, jak zwykle. Po prostu będę robić swoje. Bez przeszkód.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top