Rozdział CXXXV - Ross
6 kwietnia
- Mogliśmy zostać tam jeszcze dzień. Lub dwa. Zjedlibyśmy porządny obiad zamiast nędznego królika.
Spojrzałem na Juliana dojadającego swoją porcję pieczonego nad ogniskiem królika i zastanawiałem się, czy wybrać przemoc, czy jednak jeszcze go trochę lubię. Cóż... Julien nie jest taki zły. To praktycznie przyjaciel. I po części go rozumiem. Biedny robi wszystko by się odkochać. Idzie mu średnio, ale na swój sposób się stara.
- Julien... Bracie... Jakby ci to powiedzieć. Nie miałeś szans u tamtej panienki. Przykro mi, ale musisz mierzyć nieco... Bliżej siebie.
- Jej rodzice mnie chyba polubili.
- Jej matka była miła dla nas obu. A jej ojciec na nas obu patrzył spode łba. Miałeś takie same szanse jak ja. A ja nawet nie próbowałem się im podlizać.
- Ale ona była zainteresowana.
- Skąd taka myśl?
- Spoglądała na mnie.
- Na mnie też. Albo jest łatwa, albo była ciekawa pierwszych wiosennych wędrowców.
- ... Rozumiem.
No i już się obraził. Mogłem go zepchnąć z tej góry. Nikt by się nie zorientował. W wiosce bym powiedział, że znalazł sobie tutaj jakąś omegę i żyje szczęśliwie. Ale jednak życzę mu dobrze. Tylko drażliwy jest bardziej niż niejedna omega. A niby alfa.
- Słuchaj Julien... Znajdziesz tu tę właściwą omegę. Po prostu... Nie napalaj się na każdą ładniejszą, jaką napotkamy.
- Nie robię tego.
- Byliśmy w trzech stadach. Bo się uparłeś, żeby odwiedzać po drodze wszystkie możliwe. Byli dla nas mili, bo przecież zawsze jak się ma gości, to się jest miłym. U nas też zawsze jak ktoś przyjdzie, to się trzeba z dobrej strony pokazać, nawet jak to te chuje z północy. To, że ci ładny chłopaczek podał zupę i się uśmiechnął, nie znaczy, że liczy na to, że w przyszłym roku będzie mieć twojego dzieciaka.
- Przecież to wiem.
- Tak? Bo w każdym stadzie sobie znalazłeś potencjalnego partnera. Julien... Nie jestem zbyt bystry, ale nawet ja wiem, że to się nazywa desperacja.
Alfa zmrużył gniewnie oczy, a ja uznałem, że się kłócić nie będę. Ja to chociaż jestem napalony. To się da wyjaśnić. Widzę ładną osobę, to sobie jakieś tam nadzieje robię. Ale nie jakieś wielkie. Myślę sobie... No jak da jakieś sygnały, że czegoś chce, to będzie miło i fajnie. Ale Julien... Biedny chłopak jest tak zdesperowany, by znaleźć sobie omegę, że jak widzi jakąś co mu pasuje, to sobie wmawia, że jest zainteresowana. A ten chłopaczek z pierwszego stada to ewidentnie byłby bardziej chętny na noc na sianie ze mną niż na rodzenie Julienowi szczeniaka, ale nie będę biedaka uświadamiał.
Szkoda mi go... Ale trochę też przesadza. Zwłaszcza że postawił poprzeczkę wysoko. Zakochał się w Noachu. A Noach to nie jakaś pierwsza lepsza omega. To nawet nie omega z wyższej półki. To omega z najwyższej półki. A Julien... Julien to taki alfa jak ja. Jesteśmy dość... Przeciętni. Nie jest z niego brzydki chłop. Ale rozmawiam z samicami z naszego stada. Dogadujemy się tak nawet po przyjacielsku. I z tego, co się zdążyłem zorientować, postrzegają go za przyzwoitego, ale nie takiego co sprawia, że im mokro. Znaczy... Że miękną im kolana.
Ma swoje wady, ale nie jest zły. Na pewno jest w stanie zapewnić partnerowi przyzwoite, spokojne życie. Po prostu... Prawdopodobnie dość nudne. Ale niektórzy tego pragną. I Julien powinien szukać kogoś takiego. Jakiejś miłej omegi, która szuka ustatkowania się.
Tymczasem najpierw wzdychał do Noacha a teraz... Teraz nie chce poszerzyć swoich horyzontów... Czy jak to się mówi. Wzdycha do tych obiektywnie ślicznych omeg i kompletnie ignoruje te wszystkie mniej tradycyjne śliczności, które na nas zerkały. Na przykład tą ładniutką blondyneczkę z okrąglutką twarzyczką. Najwyraźniej Julien nie lubił zbyt wielu krągłości, a ja to bym nie pogardził. Albo ten piegowaty z drugiego stada. Wysoki był skubany, a ja jak na alfę zbyt wysoki nie jestem. Ale dlaczego miałbym zrezygnować z omegi ze względu na to, że niemal dorównuje mi wzrostem? Miał ładny uśmiech. Gdyby Julien nie chodził za mną krok w krok, to może bym spróbował zagadać. A więc dla niego ta za pulchna, ten za wysoki, tamta za stara a jeszcze tamten to za ostre rysy twarzy ma. I weź tu mu kogoś znajdź. Ja to co prawda stałego partnera nie szukam, ale każde z nich bym na jakiś czas przyjął, gdyby tylko chcieli.
Jednak Juliena trudno w tych sprawach uświadomić. Więc biedak jeszcze wiele razy się rozczaruje. Ale może w końcu kogoś sobie znajdzie. Mam taką nadzieję w końcu to dlatego tu jestem. Towarzyszę mojemu przyjacielowi w podróży na północ, gdzie zamierza zacząć nowe życie i znaleźć sobie drugą połowę. Jesteśmy w podróży już prawie trzy tygodnie. To długo. Ale Julienowi się nie spieszy. Chcę odwiedzać stada i poznawać tamtejsze omegi.
A ja... Cóż... W teorii też mi się nie spieszy. W końcu jestem tu tylko po to, by dotrzymać mu towarzystwa i służyć radą. I dlatego że mi się nudziło i nie miałem nic lepszego do roboty. A przynajmniej taka jest oficjalna wersja. Tak naprawdę miałem ukryty motyw. Liczyłem na to, że prędzej czy później zawędrujemy w rejony stada, w którym zostawiłem Erisa... I w którym żyje pewien specyficzny alfa.
- Kolejny przystanek dwa dni drogi stąd. A później... Możemy ruszyć bardziej bezpośrednio na północ. Tam może będzie więcej omeg na wydaniu. Takich bardziej... W twoim typie.
- To znaczy?
Miałem wrażenie, że Julien jest podejrzliwy w kwestii tego, co myślę o jego typie.
- No wiesz... Takie... Tradycyjne. Co szukają dobrego, spokojnego alfy.
- Skoro tak twierdzisz.
- Zaufaj mi. Północ. Tam musimy iść. Możemy od razu sprawdzić co u naszej księżniczki. Jestem ciekaw jak sobie radzi. Jak opuszczałem te okolice, to nie było kolorowo. Ale jestem optymistą. Myślę, że się dogadali.
- Tak myślisz?
- Daren... Straszny typ. Ale myślę, że o naszą księżniczkę zadba. Tylko muszą się do siebie przekonać. O brata na pozór się nie troszczy, a jednak jak przyszło co do czego, to się zainteresował.
- Były jakieś problemy z jego bratem?
- Eeee... No mniej więcej. Nic wielkiego. Nic ważnego. A wracając do ciebie. W sumie to może powinniśmy zacząć szukać w nieco szerszych kręgach.
- To znaczy?
- No wiesz... Moim zdaniem za bardzo się ograniczasz.
- Doprawdy?
- Tak. Musisz być bardziej otwarty. Wiadomo, masz swój typ i musisz szukać kogoś, kto szuka w związku tego samego. Ale tak poza tym to może trochę... No wiesz... Jakby ci to powiedzieć... Istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, że napotkasz drobnego, rudowłosego młodzieńca o dużych brązowych oczach, twarzy w kształcie serduszka i o śpiewnym głosiku.
- Wcale nie szukam kogoś takiego.
- Doprawdy? Bo jak na moje to szukasz podrobionego Noacha. Takiego co będzie jak Noach, ale bez osobowości.
- Nie jest tak.
- Naprawdę? Bo odniosłem takie wrażenie.
- Po prostu... Noach był dokładnie w moim typie. Więc szukam kogoś, kto jest w moim typie.
- ... Wiesz... Noach jest bardzo piękny... Ale jego osobowość w ogóle nie pokrywa się z tym, czego szukasz. Dlaczego po prostu nie przyznasz, że Noach ci się podobał, dlatego że był ładny? Bo jakby nie patrzeć to szukasz takiej spokojnej omegi, co będzie chciała gotować, sprzątać i rodzić dzieci a ty będziesz wszystkim rządził. A Noach oczywiście kocha dzieci i spełnia się w tym całym prowadzeniu domu, ale to raczej ma być po jego myśli. Nie jest wcale zbyt uległy. Ma swoje zdanie i go nie zmienia. Więc ni jak do ciebie nie pasuje. A że jest ładny... Ja też bym nie pogardził taką pięknością w łóżku.
- Nie o to chodzi.
- Więc o co? Co sprawiło, że zakochałaś się w Noachu?
- Noach jest... Łagodny i dobroduszny.
- Owszem. Jak większość omeg. One już takie są. Nawet te twarde mają często miękkie serca. Co go według ciebie wyróżnia. Co sprawia, że myślisz ciągle o nim?
- On... Jest... Nigdy nie widziałem kogoś tak... Urokliwego.
- ... W sensie, że ładnego?
- Nie. Nie o to chodzi.
- Więc co rozumiesz przez to bycie urokliwym?
- To, że jest taki... Delikatny.
- Delikatny... Ale on jest delikatny tylko z wyglądu. Taki drobny i taki wiotki. Jak lalka. Ale z charakteru to jest waleczny. Przez lata patrzyli na niego krzywo. Nasz Alfa musiał wyrzucić kilka osób ze stada, za to jak go traktowali. Ale on się nie skarżył. Albo sam sobie z nimi radził, albo ich ignorował. A jak jakiś psisyn go zgwałcił, to Noach podniósł się po tym, urodził szczenię i wychowuje je teraz, mimo że powstało w tak okropny sposób. Po tym wszystkim jest szczęśliwy, a szczerze mówiąc, nie wiem czy ja będąc na jego miejscu, bym się pozbierał. Bo to jednak musi być... Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to jest być tak... Nawet nie wiem jak to nazwać. To straszne. A jednak Noach chodzi po wiosce z uniesioną wysoko głową, uśmiechem na twarzy i noworodkiem w ramionach. Gdzie niby ta delikatność? Bo ja widzę siłę. Widzę omegę tak silną, że niejeden alfa nie ma jak mu dorównać. Owszem Noach jest czuły i taki... Taki... Że no potrafi się troszczyć o innych i gdy czujesz się źle, to on potrafi być miły i ci pomóc i wie jak się zachować i ci współczuje. Podziwiam Noacha. Bo jest wspaniałym przyjacielem, wspaniałym rodzicem, wspaniałym synem i wspaniałym bratem. Jest silny, odważny, uczynny, bezinteresowny. Jest taki mądry, ale też potrafi się zabawić. Zawsze mogę na niego liczyć. Kocham Noacha. Jest moim drogim przyjacielem. Jest mi jak brat. Potrafię wymienić ze sto powodów, dlaczego tak go uwielbiam. I czasem, gdy o nim mówisz, mam wrażenie, że nie dostrzegasz nawet małej części tego, kim jest. Widzisz omegę. Piękną omegę. A czy kiedykolwiek widziałeś w nim osobę? Widziałeś Noacha?
- Ja... Noach już dawno zwrócił moją uwagę. To było... Przecież wiem, jaką jest osobą. Akceptuję to.
- No sam widzisz. Ty to akceptujesz. Ja to lubię. Więc zależy mi na nim bardziej, a nawet nie chcę go przelecieć. Znaczy... W sumie to bym chciał, jakby on chciał... Ale wiesz, o co chodzi. Nie tak jak ty.
- Ja nie... Nie chcę go po to, by z nim sypiać. Chciałabym założyć z nim rodzinę. Opiekować się nim.
- To w sumie niewiele zmienia. Założyć rodzinę... To możesz zrobić z kimś innym. Opiekować się możesz zwierzątkiem. Jak kogoś kochasz, to nie chcesz go mieć. Raczej chcesz... Być w życiu tej osoby kimś istotnym, ale tak by ta osoba czuła się z tym dobrze. Noach nigdy nie chciał być omegą jakiegoś alfy. Ewidentnie bardziej się spełnia jako głową rodziny. Nadal jest dość... No wiesz... Jak taka typowa omega. Ale jednocześnie dusiłby się w takim związku, jaki mają alfy i omegi.
- Robisz ze mnie kogoś złego.
- Co? Nie. Nic z tych rzeczy.
- Twierdzisz, że chcę Noacha z samolubnych i złych pobudek.
- Zawsze chcemy czegoś z samolubnych pobudek. Chyba nie da się inaczej. To nic złego w sumie. I no... Nawet jak go chcesz, bo ci się podoba to twoja sprawa. Po prostu trzeba to przed sobą przyznać. I nie liczyć, że ktoś to zaakceptuje. Nie jesteś złym gościem. Ale Noach byłby szczęśliwszy sam niż z tobą. I prawda jest taka, że ty też nie byłbyś z nim szczęśliwy. Bo on by ci nie dał tego posłuszeństwa i wdzięczności, jakiej byś od niego oczekiwał.
- Jakiej niby wdzięczności?
- A co? Nie oczekiwałbyś, że coś ci się należy za opiekę nad nim, karmienie go i zapewnianie mu bytu? Dla niego to by było coś, czego nie chciał, ale musiał się dostosować. Nie byłby ci za to wdzięczny. Po prostu by to tolerował. Byłbyś szczęśliwy, wiedząc, że twój partner nie postrzega niczego, co dla niego robisz za dar?
- ... Nie wiem.
- Julien... Znajdź sobie kogoś podobnego do siebie. To moja rada. I zostaw Noacha. Nawet o nim nie myśl. I nie szukaj kogoś takiego jak on.
- ... Taki jest plan.
- To się go trzymaj.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top