Rozdział CXXXIV - Eris
3 kwietnia
Colla odwiedził mnie dziś, tak jak zapowiedział. Wizyta ta zaczęła się jednak inaczej, niż się spodziewałem. Naszykowałem przekąski i coś do picia. Posprzątałem dokładnie każdy pokój i upewniłem się, że w moim domu panuje przyjemna atmosfera. Daren znów przyniósł mi te piękne czerwone kwiaty, więc wsadziłem je do wazonu i postawiłem na stole, gdzie prezentowały się doskonale. Byłem w pełni gotowy na przyjęcie gościa i byłem pewien, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
Tymczasem Colla po wejściu do głównej izby przywitał się ze mną, zdjął płaszcz, spojrzał na stół i przyglądał mu się dłuższą chwilę. Gdy zasugerowałem mu, że może już usiąść i się rozgościć spojrzał na mnie, po czym podszedł do stołu, wyjął kwiaty z wazonu i wyrzucił je przez okno.
Prawdopodobnie powinienem go powstrzymać, ale byłem zbyt zdezorientowany. Omega tymczasem jak gdyby nigdy nic usiadł przy stole i poczęstował się jagodzianką. Potrzebowałem chwili, by przyswoić to wszystko, więc usiadłem naprzeciwko niego i w głowie próbowałem połączyć ze sobą elementy układanki. Doszedłem jedynie do wniosku, że nie mam pojęcia, co się właśnie wydarzyło.
Colla wyrzucił mój prezent od Darena. Owszem ten omega potrafi być naprawdę wredny i złośliwy, ale ten przejaw agresji był zdecydowanie niesprowokowany. Nie wiem, czym moje kwiaty sobie na to zasłużyły.
Gdy Colla dojadł bułkę, postanowiłem dowiedzieć się, dlaczego moje piękne kwiaty zostały tak potraktowane. Zwłaszcza że omega nie kwapił się do wyjaśnień i zdecydowanie nie okazywał żalu czy skruchy, z powodu tego, co zrobił.
- Colla?
- Tak?
- Mogę powiedzieć, dlaczego wyrzuciłeś moje kwiaty, z mojego domu?
- Bo nie zamierzam przy nich siedzieć i jeść, zwłaszcza teraz. Nie jestem przesądny, ale nie będę kusić losu.
- ... Słucham?
- Te kwiaty przynoszą nieszczęście i śmierć.
- Ale... Jak to? To tylko kwiaty. Piękne i trochę niezwykłe, ale kwiaty.
- Wiesz czemu trudno je znaleźć? I dlaczego tak dziwnie pachną? I dlaczego mają złą sławę?
- Nie... Ale spodziewam się, że mi powiesz.
- Te kwiaty rosną na zwłokach i kwitną nawet zimą, ponieważ żywią się krwią i mięsem.
- ... To... To niemożliwe.
- Nie musisz mi wierzyć.
- Ale... Przecież Daren by mi nie dał...
Nie dokończyłem, bo w trakcie wypowiadania tego zdania uświadomiłem sobie, że jest ono błędne, gdyż Daren jak najbardziej jest zdolny do zrobienia czegoś takiego.
- Zrobiłem ci przysługę.
- One naprawdę... Jadłem przy nich. To dość... To dość niepokojące.
- Osobiście niezbyt mi to przeszkadza, ale chwilowo nie chcę mieć czegoś takiego przy twarzy.
- No tak. To... Daren chciał dobrze.
Kwiaty z trupa... Tak... Zdecydowanie chciał dobrze. Dopóki nie wiedziałem, to mi się naprawdę podobały... Ale teraz... Teraz chyba trochę mniej mi się podobają.
- Nalej mi czegoś ciepłego do picia.
- Mam napar ziołowy z owocami.
- Może być.
Dalej nieco nieobecny z powodu sytuacji z kwiatami nalałem Colli kubek ciepłego naparu. Żałowałem, że nie mogę poczęstować go herbatą, ale jej zapasy zostały już dawno wyczerpane. Zapewne dostaniemy trochę, gdy przybędą do nas rzeczy z południa, a więc i ze Wschodu. Sobie też nieco nalałem i wróciłem do stołu.
- No dobrze... To... Jakieś wieści z wioski?
- Nic ciekawego. Rikke wróciła do siebie ewidentnie w złym humorze. Teraz musi znaleźć sobie jakiegoś innego alfę i ewidentnie jej to nie w smak. Zwłaszcza że zapewne musi zrobić to dość szybko. Jej rodzina jest dość tradycyjna. Nie będą czekać zbyt długo. Powinna już myśleć o zakładaniu rodziny, a nie ma nawet potencjalnego alfy.
- Jakoś mi jej nie szkoda.
- Nie jest jakaś okropna, ale przyznam, że zdecydowanie nie tak bystra, jak się jej wydaje.
- Też odniosłem takie wrażenie. Bałem się też, że będzie robić problemy.
- Rikke jest trochę jak nasza Luna. Ma swoje gierki, ale jest raczej niegroźna.
- Trochę się martwiłem, że będę musiał jakoś z nią rywalizować.
- Daren jej nie chce. Chce ciebie. Po co Rikke ma rywalizować o coś, czego i tak nie dostanie.
- Cóż... Rzeczywiście.
Świadomość, że Rikke nie miała szans, nieco poprawiła mi humor i możliwe, że nieco popieściła moje ego. Rikke to atrakcyjna omega o wysokiej pozycji i o wielu cechach, które są tu uznawane za niezbędne. A tymczasem Daren wybrał mnie. Choć mu się nie dziwię. Jestem zdecydowanie ładniejszy. Może i nie mam kobiecych kształtów, ale mam skórę mięciutką, gładką i bez skazy. I piękne włosy. I oczy jak dwie lśniące złote monety. Jestem dobrą partią. Rikke może sobie wziąć innego alfę. Daren jest mój. I jeszcze ulegnie mojemu urokowi. Muszę tylko dać mu więcej czasu.
Alfy odkąd tylko zacząłem dorastać, patrzyli na mnie pożądliwym wzrokiem. Choć... W niektórych okolicznościach było to zdecydowanie niepokojące. W każdym razie jestem ładną omegą. Daren w końcu to dostrzeże. W końcu też jest tylko prostym alfą, mimo że na pozór wydaje się skomplikowany. Odpłynąłem trochę myślami, więc skupiłem się znów na Colli. A przynajmniej częściowo.
- I co tam jeszcze ciekawego z nowin? Ktoś umarł? Ktoś się urodził? Ktoś w kogoś rzucał garnkiem na placu?
- Przykro mi nie mam żadnych opisów kłótni partnerskich.
- Szkoda... Liczyłem na jakieś pikantne wieści.
- Jestem w ciąży.
- O takie wieści mi właśnie chodziło. To jest... Czekaj co?
Colla popijał napar jak gdyby nigdy nic i jakby właśnie nie powiedział czegoś bardzo ważnego i bardzo niespodziewanego. Dlatego przez chwilę zastanawiałem się, czy przez swoje zamyślenie i brak skupienia nie zrozumiałem czegoś źle lub, czy się po prostu nie przesłyszałem. Omega jednak zerknął na mnie i chyba dostrzegł moją konsternację.
- W zeszłym tygodniu zaczęły mi się nudności. Choć nie wymiotuję. Niektóre zapachy sprawiają jedynie, że jest mi niedobrze. Jestem pewien, że to ciąża. Czuję zmianę we własnym zapachu.
- Colla... Gratulacje! Chwila... To będzie... Drugi miesiąc?
- Początek siódmego tygodnia.
- Czyli już przy pierwszej rui... To... Niespodziewane.
- Dla mnie to także była niespodzianka.
- A jak zareagował Flynn? Pewnie bardzo się cieszy.
- Nie wie.
- Nie... Nie wie? Dlaczego? Ale... Nie zauważył?
- Choruje od kilku tygodni. Głównie leży w łóżku, śpi i odzyskuje siły. Choć chyba zaczyna mu się poprawić. W każdym razie nie wyczuł mojego zapachu, bo nie jest teraz zbyt obecny. Gdy poczuje się lepiej, na pewno szybko zauważy.
- A czemu mu nie powiedziałeś? Jak długo właściwie wiesz?
- Podejrzewam od trzech tygodni. Jednak od dwóch jestem pewien.
- Więc dlaczego mu nie powiedziałeś?
- Ponieważ... Nie potrzeba mu teraz takich nowin. Niech skupi się na własnym zdrowiu. Jakbym mu powiedział, to kłóciłby się ze mną, że nie powinienem pracować. Poza tym... Założyłem, że nie warto mu o tym mówić, skoro pewnie nie potrwa to długo. Ale... Chyba będę musiał, nim sam się domyśli. Obrazi się.
- Nie powinieneś myśleć tak pesymistycznie. Udało wam się za pierwszym razem. Znaczy... Trafiło się. Nie ma co oczekiwać najgorszego scenariusza. Musisz o siebie dbać i myśleć bardziej pozytywnie. Może jeszcze w tym roku będziesz trzymać w rękach swoje maleństwo.
- ... To dość dziwna myśl. Dopiero co zostałem czyimś partnerem. A teraz jest we mnie jego młode. Rośnie we mnie. A gdy się urodzi... Jeśli się urodzi, to będziemy je wychowywać. Nie wiem co o tym myśleć.
- Nie cieszysz się?
- Chyba... Chyba trochę się boję. Cieszę się. Tak myślę. Na pewno nie jestem smutny. Tyle wiem. Nie byłem zły czy zrozpaczony, gdy zrozumiałem, że jestem w ciąży. Pomyślałem sobie tylko, że to wydarzyło się dość szybko. Ale nie był to dla mnie cios. Bardziej... Niespodzianka. Ale ostatnio zacząłem się zastanawiać... Co będzie później? Co, jeśli coś się wydarzy?
- A co miałoby się wydarzyć?
- Moje młode może być chore. Może nie przeżyć. Może urodzić się martwe. Jeśli tak się stanie... Będę bardzo cierpieć. Jestem tego pewien. Teraz jeszcze nie czuję do niego nic wielkiego. To tylko... Coś malutkiego we mnie. Jeśli poronię, to nie będę rozpaczał. Takie rzeczy się zdarzają. Ale jeśli zacznę je czuć... Jego ruchy. Na pewno zacznę je postrzegać inaczej. I pewnie je pokocham. I jeśli wtedy je stracę to... Zaboli. Boję się tego. Nie lubię takich zmian, bo zawsze niosą ze sobą ryzyko. Gdy Flynn poprosił mnie o to, bym był jego partnerem przez jakiś czas, czułem się podobnie. Wiedziałem, że będę przy nim szczęśliwy. Ale gdy przydarzy mu się coś złego, będę cierpieć. Tak jakby każde szczęście przychodziło z potencjalnie dwukrotnie silniejszym cierpieniem.
- To... to, co mówisz, jest... Rozumiem twoje obawy. Nie są bezpodstawne. Gdy coś bardzo kochamy, to daje nam to mnóstwo szczęścia. Ale jednocześnie strata tego, co pokochaliśmy to coś... Coś okropnego. Też się tego boję. Zawsze, gdy otwierasz na kogoś swoje serce, zyskujesz nowy lęk. Lęk, że stracisz tę osobę. Ale nie możesz ciągle o tym myśleć, bo wtedy zamkniesz się na szczęście.
- ... Możliwe. Podjąłem już kilka ryzykownych decyzji. Nie zamierzam zakładać, że zrobiłem źle.
- To dobrze. Chcę twojego szczęścia.
- Flynn też tak mówi. Często to powtarza.
- Stwierdza fakty.
- Wiem. Nie wątpię w szczerość tych słów. Dlatego powiem mu o ciąży. Niedługo. Gdy poczuje się lepiej. Żeby się zbytnio nie stresował.
- Tak będzie najlepiej. Będzie bardzo szczęśliwy.
- Tak... Myślę, że bardzo się ucieszy. I zdziwi. W końcu z taką pewnością mówił o tym, że nie jest w stanie dać mi dziecka.
- Powiedz mi później, jak zareagował. Chociaż jestem w stanie to sobie wyobrazić.
- Mam nadzieję, że go nie rozczaruję i urodzę to młode.
- Na pewno tak będzie. Będzie zdrowe i silne. Myślę, że to będzie... Hmmm... Wiesz co? Myślę, że to będzie omega. Tak. To będzie mała omega. Albo nie. To będzie duża silna omega. Wysoka jak ty. I zadziorna jak ty. I z tym oceniającym spojrzeniem.
- Nie mam oceniającego spojrzenia.
- Masz. I to bardzo oceniające. Chyba że się starasz, by tak nie było.
- ... Niech ci będzie. Załóżmy, że przyznaję ci rację. Bo Flynn też tak mówi.
- Jeśli będziesz potrzebował jakiejś pomocy, to nie wahaj się prosić. Nawet nie musisz prosić. Po prostu powiedz czego ci potrzeba.
- Dobrze. Tak zrobię.
- ... Czy ja jestem pierwszą osobą, której powiedziałeś?
- Tak.
- ... Czuję się taki zaszczycony. Będę wujkiem. Ojej... Naprawdę będę wujkiem. I to nie dzięki moim braciom. Ale będę wujkiem.
- Można tak powiedzieć.
- Ciekawe jak Daren zareaguje. Ma specyficzne podejście do dzieci.
- To prawda.
- I... Mam nadzieję, że pozostali członkowie tej rodziny nie będą sprawiać problemów.
- Też mam taką nadzieję. Jeśli Luna się dowie, na pewno będzie zła. Jednak nic nie może zrobić. Jest obca. Nie jest matką dzieci Alfy. Tylko ich macochą. Flynn nadal jest tu ważniejszy niż ona.
- Jeśli by ci zawracała głowę, to też mi powiedz. Teraz siedzimy w tym razem. Nasza dwójka przeciwko złej teściowej.
- Czy ty... Eris to nie jest jakiś sojusz czy wojna.
- Widziałeś, jak się ubrała na twoją ceremonię. To jest wojna. Nie lubię jej. Ty jej nie lubisz. Ona nie lubi nas. My przeciw niej.
- ... Niech ci będzie. Tylko nie mieszaj mnie w to zbytnio.
- Na mojej ceremonii będziesz już w dość widocznej ciąży. Ja u boku Darena. Związani na zawsze. Ty u boku Flynna z jego młodym pod sercem. Ale będzie wkurzona.
- Od kiedy tak jej nie lubisz?
- ... Nie jestem pewien. Chyba od twojej ceremonii. Zauważyłem, że jest strasznie... Wrogo nastawiona. Choć początkowo wydawała się raczej sympatyczna. Ale ty w sumie też. Tylko ty się okazałeś miłą omegą. A ona pewnie się odstroi na moją ceremonię i będzie próbowała mnie przyćmić. Ale nie martwię się o to. Nikt nie da rady mnie przyćmić.
- Co do tego nie mam wątpliwości.
- Tak... A teraz zjedz jeszcze jagodziankę. Jedna dla ciebie a jedna dla dzidziusia.
- To jeszcze nie...
- Zjedz. Jagodziankę. Już.
- ... Masz szczęście, że są smaczne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top