Rozdział CXXXIII - Rai
31 marca
Pan Dyara patrzył na mnie tym wzrokiem. Nie był zły. Był smutny. To chyba gorzej. Wolałbym jakby był na mnie zły. Tymczasem cały dzień chodził smutny. Przeze mnie. To wszystko moja wina. Narobiłem problemów. Wszystkim. Jestem głupi. Nie wiem, czemu pan Dyara pozwolił mi tu zostać. Powinien mnie wyrzucić. Nie zasłużyłem na to. Nie powinien być smutny z powodu kogoś takiego jak ja. Usłyszałem stuk, który wyrwał mnie z myśli. Pan Dyara postawił przede mną talerz z czymś parującym.
- To rosół. Zjedz trochę. Zrobiłem taki lżejszy.
Pan Dyara patrzył na mnie z wyczekiwaniem. A ja mam supeł w żołądku.
- Nie dam rady.
- Ledwo ruszyłeś śniadanie skarbie. Musisz coś jeść. Posiedzę z tobą. Co ty na to? Spróbujesz coś zjeść?
- Spróbuję.
- To świetnie. Nie spiesz się. Powolutku. Abyś tylko troszkę zjadł.
Pan Dyara usiadł naprzeciwko, a ja próbowałem wcisnąć w siebie trochę jedzenia. Nie było to łatwe. Boli mnie głowa. Ciągle mnie boli. Pan Dyara daje mi różne zioła, aby przestało boleć. Ale to nie zawsze pomaga. I mam już dość tego smaku. Smaku ziół. Właściwie... Wszystko już smakuje jak one. Nie mam apetytu. Nie chcę nic jeść. Ale też nie mam za bardzo sił. Więc powinienem coś zjeść. Ale nie mogę. Jednak żeby pan Dyara za bardzo się nie zamartwiał jadłem powoli.
Pan Dyara przez ten czas mówił do mnie. Nie mówił o niczym poważnym. Jakby chciał odwrócić moją uwagę od złych myśli. Chyba nawet próbował mnie rozbawić. Ale nie mam ochoty na żarty.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Pan Dyara zamilkł na chwilę, po czym uśmiechnął się do mnie.
- Pójdę zobaczyć kto to. A ty jedz.
- Dobrze.
Zostałem sam. Na chwilę. Ale czułem się dziwnie. Gdy jestem sam, zaczynam czuć się tak... Sam nie wiem. Jakby coś złego miało się stać. Boję się, że zrobię coś złego. Coś, czego nie powinienem. Bo nikt mnie nie pilnuje. Nikt mnie nie powstrzyma. To trochę straszne. Nie ufam już sobie. Czasem robię rzeczy, których sam nawet nie chcę tak naprawdę robić. Ale to miała być tylko chwila. Więc skupiłem się na jedzeniu.
- Rai?
Zerknąłem w stronę wejścia do jadalni. Pan Dyara stał w progu i uśmiechał się lekko, ale jakby niepewnie.
- Tak?
- Masz gościa. Len przyszedł. Tylko na chwilę. Chciał cię zobaczyć i zapytać jak się masz. Chcesz się z nim widzieć?
- Ymm... Ja...
- Len powiedział, że nie chce się narzucać. Jeśli nie masz sił się z nim widzieć, to nie martw się. Nie pogniewa się. Rozumie, że to dla ciebie ciężki okres. Po prostu się martwi. I trochę za tobą tęskni. To wszystko. Mogę mu powiedzieć, że... Że dobrze ci idzie.
Dawno nie widziałem się z Lenem. Przychodził tu kilka razy, by się o mnie zapytać. Ale nie miałem siły, by się z nikim widywać. Teraz było lepiej, ale wciąż nie chciałem się z nim widzieć. Nie dlatego że go nie lubię. Właściwie to tęsknię. I chciałabym z nim porozmawiać. I może się do niego przytulić. Bo to byłoby... Miłe. Czuję się dobrze, gdy Len mnie przytula. Bezpiecznie. Ale... Nie mogę się z nim zobaczyć. Bo nie jest tak, jak było wcześniej.
Zrobiłem coś złego. I wstyd mi za to. Bardzo się wstydzę i nie mam odwagi, by spojrzeć mu w oczy. Boję się też. Boję się, że Len będzie zły. Albo, że myśli o mnie źle. Może się mnie brzydzi. Takiego kłamcy i złodzieja. Rozumiem, że nie chciałby się zadawać z kimś takim jak ja. Co prawda nie jestem w stanie z pewnością stwierdzić co sobie teraz o mnie myśli, ale za bardzo boję się sprawdzić. I choć tęsknię za Lenem, na myśl o spotkaniu z nim czuję strach. Czuję, jak serce zaczyna mi szybciej bić, ale nie w ten przyjemny sposób. Popełniłem błąd, a teraz boję się konsekwencji.
- Możesz powiedzieć, że... Że czuje się dobrze, ale... Nie mam teraz... Nie mam sił na rozmowy. Ale miło mi, że się martwi.
- Dobrze skarbie. Tak mu powiem.
- ... Czy Len naprawdę się nie obrazi? Nie chcę, żeby znów był przeze mnie smutny.
- Nie skarbie. Len rozumie, że jest ci ciężko. To mądry i czuły chłopak. Zależy mu przede wszystkim na twoim dobru.
- Nie chcę go skrzywdzić.
- Wiem. On też to wie. I zapewniam cię, że rozumie. Jest czasem troszkę dziecinny, ale tak naprawdę to bardzo dojrzały młodzieniec. Nie musisz się o niego martwić. Rozmawiałem z nim na temat tego, co się wydarzyło i wie, jaka jest sytuacja.
- Był na mnie zły?
- Nie. Tylko się martwił.
- Niedługo się z nim zobaczę. Po prostu... Teraz jeszcze nie mogę.
- Wszystko w swoim czasie. To idę mu powiedzieć. Ty jeszcze troszkę zjedz.
Pan Dyara znów uśmiechnął się do mnie, po czym zniknął. Przykro mi, że znów odprawiam Lena. Ale czuję, że gdybym teraz się z nim spotkał, to nie wytrzymałbym. Ciągle czuję, jakbym miał w każdym momencie stracić kontrolę. Strach czaił się tuż pod skórą. Nie chcę, by Len znów patrzył, jak panikuję. Tylko będzie się dodatkowo martwił. Po chwili pan Dyara wrócił z talerzem w ręku. Ciasteczka. Miodowe. Moje ulubione.
- Patrz, co dostałeś od Ascala. Len pomagał piec. Pysznie pachną. Chyba jeszcze są ciepłe. Na pewno znajdziesz miejsce na kilka.
- Myślę, że tak.
- No mam nadzieję. Jak nie zjesz ani jednego to zacznę się bać.
Pan Dyara postawił talerz bliżej mnie, po czym zajął swoje poprzednie miejsce.
- Nie musisz już jeść tego rosołu, jeśli nie dasz rady. Odstaw na bok i spróbuj ciasteczek. Widzę, że trochę nawet udało ci się zjeść. To dobrze. Widzisz? Robimy postępy.
- Yhym.
Zrobiłem to, co powiedział pan Dyara. A ciasteczka okazały się pyszne. Chrupiące. Słodkie. Choć na początku nieco mnie mdliło od ich słodkości. Kolejne jednak smakowało już lepiej.
- Wiesz Rai... Nie wiem, czy dobrze robię.
- Słucham?
- Czy powinienem był odcinać cię całkowicie od leków. Widzę, że bardzo źle to znosisz. Może powinniśmy wrócić do małych porcji. Lub... Sam już nie wiem. Nie jesz prawie nic. Mało śpisz. Ataki masz częściej niż kiedykolwiek. Widzę jak mało w tobie życia. Ale... Nie mogę ci tego podawać, skoro wiem, jak to miesza ci w głowie. Pomaga na chwilę. A szkodzi na dłużej. Rozumiesz, dlaczego to robię prawda?
- Tak. Nie jestem zły. Wiem, że to dla mojego dobra. Rozumiem to. Nawet gdy źle się czuję i mówię jakieś rzeczy, to nie mówię prawdy. Wtedy po prostu tak samo wychodzi, ale tak nie myślę. Wiem, że... Że to moja wina, że teraz jest tak źle. A wy chcecie tylko mi pomóc.
- Rai to nie do końca twoja wina. Nie upilnowałem cię. I nie zauważyłem, że coś się dzieje. A powinienem. Bo ty... Ty masz prawo być zagubionym. Masz prawo popełniać błędy. Trudno ci się odnaleźć. Rozumiem to. I trudno jest ci... Poradzić sobie z przeszłością.
- Nie wiem, czemu tak jest. Ja... Naprawdę nic nie rozumiem.
- Coś wymyślimy.
Usłyszałem kroki. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem pana Nasira wchodzącego do pomieszczenia. Spojrzał na mnie i na pana Dyare, po czym uśmiechnął się lekko.
- A nad czym myślicie?
- Nad tym, co zrobić z Raiem i jak mu pomóc.
- Myślę, że mogę wam coś zasugerować.
- Doprawdy?
- Twój alfa nie siedzi i nie czeka, tylko bierze sprawy w swoje ręce.
- Yhym... I coś wymyśliłeś?
- Postanowiłem zrobić coś, do czego ty byś się nigdy nie zniżył.
- Ach tak? Niby do czego?
- Porozmawiałem ze starszyzną.
- Och... Masz rację. Ja bym tak nisko nie upadł.
- Wiem. Więc się poświęciłem.
- I co? Nie mów, że powiedzieli coś przydatnego.
- I tak i nie. Głównie narzekali. Ale w tym narzekaniu znalazłem ukrytą mądrość. Choć chyba nie taki był przekaz ich słów, ale grunt, że dzięki temu wpadłem na pomysł.
- No to słuchamy. Siadaj i gadaj.
Pan Nasir rozsiadł się obok swojej omegi i poczęstował się ciastkiem.
- Otóż... My wilkołaki rzadko chorujemy. Jesteśmy bardzo odporni i zazwyczaj wszelkie substancje nie działają na nas z taką mocą jak na ludzi. I zastanawia mnie to dlaczego Rai jest tak bardzo... Delikatny. Bez urazy Rai. To nic złego. Po prostu nietypowego. I... Jest coś, o czym dużo rozmawialiśmy, ale jakoś nie postanowiliśmy nic z tym zrobić. A mianowicie... To, że Rai nie zmienia się w wilka.
- To nie wydawało się tak pilne.
- A może to właśnie jest sedno problemu. To, że Rai jest odcięty od swojej wilczej części.
- ... Myślisz, że jeśli Rai stanie się bardziej wilczy to jego ciało stanie się silniejsze i szybciej wyzdrowieje?
- To taka teoria.
- ... Cóż... Chyba nie zaszkodziłoby spróbować. W zasadzie ta teoria ma sens. Rozmawialiśmy już kiedyś o tym. Więc skoro ten temat powrócił, to najwyraźniej coś w tym musi być.
- Tego jeszcze nie próbowaliśmy a skoro Rai to wilkołak to prędzej czy później będzie trzeba rozwiązać problem tego rozłamu między wilczą a ludzką częścią. Więc czemu by nie spróbować teraz.
- Hmm... Rai co o tym myślisz?
- Ja?
- Tak. W końcu mówimy o tobie. Więc?
- Ymm... Nie wiem. Chyba... Chyba można spróbować. Ale... W sumie to... To jak by to wyglądało? Chodzi o to, że... Co będę musiał zrobić?
Pan Nasir i Pan Dyara spojrzeli na siebie. W końcu to pan Nasir westchnął lekko i odpowiedział.
- Mam kilka pomysłów. Ale muszę to jeszcze przedyskutować z kilkoma osobami. Bo nie ma jednego właściwego sposobu. Na początku na pewno spróbujemy czegoś prostego jak... Próba przemiany. Pomożemy ci jakoś porozumieć się z twoim wilkiem. Jeśli to nie wyjdzie, może bliskość z lasem coś zdziała. A jeśli nie to... Wtedy... Pomyślimy nad czymś jeszcze. Na pewno będziemy unikać tych radykalnych opcji. Jeszcze popytam kilka osób czy mają jakieś pomysły.
- Rozumiem...
- Chcesz spróbować?
- Myślę, że... Że tak. Chcę spróbować. Ja... Chcę wyzdrowieć. Bo już... To męczące.
- Ale jesteś bardzo dzielnym młodym wilkiem. Przeszedłeś bardzo dużo i dałeś radę. A teraz... Pomożemy ci odnaleźć siebie. Zostałeś zniewolony i mimo że jesteś tutaj na pozór wolny, to wciąż dużo cię ogranicza. Widzę to. Gdy połączysz się ze swoją wilczą częścią... Jestem pewien, że poczujesz się lepiej. Poczujesz się wolny.
- ... To chyba... Trochę... Straszne.
- Straszne? Dlaczego tak myślisz?
- Bo... Sam nie wiem. Wolność to... To po prostu dużo. Nie wiem, czy dam radę. Nigdy nie... Nawet tutaj trudno mi było jakoś to wszystko zrozumieć. I... Nie wiem co robić.
- Rozumiem. Całe życie byłeś ograniczany. Dlatego wolność cię przeraża. Ale nie powinieneś się bać. Bo nie jesteś sam. My tu jesteśmy. Len bardzo cię kocha i też będzie przy tobie. Więc nie jesteś sam Rai. Nie musisz od razu rzucać się na głęboką wodę. Możesz wziąć któreś z nas za rękę, a my cię poprowadzimy. Tylko nie na smyczy jak robili to ludzie. To ty będziesz prowadził. Jeśli zechcesz, to pójdziesz sam. Jeśli będziesz się bał, to ci pomożemy. Więc nie martw się. Nie jesteś sam. Pamiętaj o tym.
- Dobrze... Rozumiem. Postaram się. I... Dziękuję.
- Jesteśmy rodziną Rai. Rodzina sobie pomaga. Więc nie bój się prosić o pomoc. Nie wiem, czy mój pomysł zadziała, ale... Nawet jeśli nie zadziała, to po prostu będziemy próbować dalej. Więc nie poddawaj się i nie zniechęcaj.
- Nie będę. Dam z siebie wszystko. Obiecuję.
- Podoba mi się ta determinacja.
Pan Dyara złapał swojego alfę za rękę i uśmiechnął się delikatnie.
- Ty popytaj swoich, a ja popytam swoich. Mam dobre przeczucia.
- Doprawdy?
- Oj tak. A teraz idź, nałóż mi zupy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top