Rozdział CXXIX - Eris

20 marca

Dłonie Darena są duże. Nieco szorstkie. Ale silne. Myślałem, że jego dotyk będzie przez to nieprzyjemny. A jednak było wręcz przeciwnie. Jego ciepła i szorstka skóra przyprawiała mnie o dreszcze. Właściwie to... Daren cały taki jest. Jego usta też były bowiem szorstkie. A jednak gdy przycisnął je do moich, zadrżałem z przyjemności.

Duże, silne dłonie wędrowały po moich plecach. Wbrew temu, czego się spodziewałem, w tych ruchach było sporo subtelności. Podobało mi się to.

Delikatnie i zapraszająco rozchyliłem usta, a on wsunął we mnie język. Ten gest był już nieco bardziej gwałtowny. Przepełniony głodem i pożądaniem. Wiedziałem jednak, że Daren wciąż się kontroluje i to dość dobrze. Ja tymczasem niknąłem w jego objęciach. Rozkoszowałem się tym dotykiem i pozwalałem mu działać.

Alfa nie zwlekał z kolejnymi ruchami. Podwinął moją nocną koszulę do góry, odsłaniając moje najintymniejsze miejsca. I patrzył na mnie błyszczącymi, srebrnymi ślepiami. Topniałem pod tym wzrokiem jak śnieg. Nie wstydziłem się jednak. Nie zamierzałem się zasłaniać. Chciałem go uwieść. Sprawić, że straci kontrolę.

Czułem ucisk w dolnej części brzucha i wilgoć między nogami. Chciałem, by skończył te delikatne pieszczoty i w końcu mnie wziął. Chciałem poczuć go w sobie. Chciałem poczuć tę przyjemność, której od dawna nie czułem.

Rozłożyłem bardziej nogi. Zachęcająco i jednoznacznie. I oczywiście zostało to dostrzeżone. Daren zawarczał cicho i złapał mnie mocniej. Poczułem na sobie jego ciężar, gdy otarł się o mnie swoim dużym, umięśnionym ciałem.

W końcu złapał mnie za udo i wiedziałem, że w końcu nadszedł ten moment. Mocno zacisnął palce na mojej skórze, ale odrobina bólu mi nie przeszkadzała. Po chwili poczułem, jak na mnie napiera. Moje ciało szybko ustąpiło. Westchnąłem, gdy w końcu poczułem go w sobie.

Objąłem go mocno i wbiłem paznokcie w skórę na jego plecach. Powoli wchodził we mnie głębiej i głębiej. Nagle pocałował mnie, odbierając mi dech w piersi. A gdy mocno poruszył biodrami, z ust wyrwał mi się krótki krzyk.

Nie zamierzał dłużej się powstrzymać. Zaczął wchodzić we mnie płynnymi ruchami, a ucisk w brzuchu zmieniał się w rosnącą przyjemność. Czułem, jak z każdym pchnięciem jestem bliżej. Wyrwał mi się cichy jęk, a po chwili kolejny, ale głośniejszy.

Przyjemność stawała się nie do zniesienia. Wyczekiwałem tego momentu aż w końcu będzie jej zbyt wiele i wybuchnie. Alfa chyba rozumiał moje potrzeby, zaczął bowiem brać mnie mocniej. I gdy już wydawało mi się, że za sekundę poczuję tę największą rozkosz, która wyrwie krzyk z moich płuc...

Otworzyłem oczy. Leżałem na łóżku. Sam. Zerknąłem na drugą połowę łóżka, ale rzeczywiście nikogo tam nie było. Byłem tylko ja. Spocony, z przyśpieszonym oddechem i cały drżący.

To był sen. Tylko sen. Miałem bardzo nieprzyzwoity sen. Miałem bardzo zły sen z Darenem w roli głównej. To nie pierwszy raz... Ale mam ochotę zapaść się pod ziemię. To przez księżyc. To zdecydowanie przez księżyc. I przez... Inne rzeczy. Przez moją wilczą część. I przez ten ostatni pocałunek z Darenem. Dalej to przeżywam. To w sumie nie nasz pierwszy. Ale... Tamten się nie liczy. Ten był prawdziwy.

Ja... Pocałowałem Darena. A on chyba nie miał nic przeciwko. A teraz mam sny jak się ze mną kocha. Jestem żałosną omegą. A to podobno alfy nie są w stanie powstrzymać swojej chuci. Upadłem nisko i chyba niżej się nie da.

Tyle dobrego, że Daren już wstał. Na pewno wyczułby moje podniecenie. Bo... Ten sen był bardzo realistyczny. I zdecydowanie... Działał na mnie w jakiś sposób. Musiałem więc się troszkę przebudzić. I uspokoić.

Wstałem i odetchnąłem głęboko. Przez chwilę chodziłem po pomieszczeniu, by się rozbudzić. W końcu uznałem, że muszę zacząć coś robić. Więc rozpocząłem codzienną toaletę.

Rozczesałem włosy. Zaplotłem je w warkocz. Przebrałem się. Bieliznę strategicznie schowałem, by później ją wyprać. Musiałem ukryć dowody. Zapobiegawczo otworzyłem też okno, by w sypialni nieco się przewietrzyło. Gdy skończyłem, wciąż byłem chyba lekko rumiany, ale moje ciało w większości wróciło do normy. Mogłem więc udawać, że nic się nie stało.

Po chwili wahania podjąłem też konkretne kroki. Pewnie wszedłem do głównej izby, gdzie przebywał Daren. Alfa coś smażył. Zapewne przygotowywał śniadanie. Z jakiegoś powodu postanowił mnie nie budzić. Szkoda. Może wtedy bym się za siebie nie wstydził.

- Daren... Miłego dnia.

- Yhym.

- Co porabiasz?

- Smażę kiełbasę. Pokroiłem ją w plastry. Zjesz?

- Z chęcią. Trochę ciężkie jak na śniadanie... Ale z chlebem będzie smaczne.

- Zagrzać ci wody?

- Poproszę. Przemyję się trochę.

- Najpierw zjedz śniadanie. Siadaj. Już sam wszystko zrobię.

- Skoro chcesz...

Usiadłem. Ale... Jak najdalej od niego. Nie wiedziałem, czy nie czuć ode mnie resztek podniecenia. Daren i tak pewnie nie wie co teraz o mnie myśleć. Nie chcę, by miał mnie za jakiegoś niewyżytego.

- Ymmm... Czemu wstałeś tak wcześnie?

- Nie mogłem spać. Poszedłem rąbać drewno. A gdy skończyłem, uznałem, że zrobię coś do jedzenia. A ty spałeś twardo, więc uznałem, że nie ma sensu cię budzić.

- Rozumiem.

- Dobrze spałeś?

- Ja... Tak. Tak... Nawet... Nawet bardzo dobrze.

- Rozumiem. To dobrze.

- Tak... Dobrze.

Jest niezręcznie. Przynajmniej z mojej strony. Daren stoi przy palenisku i miesza w patelni a ja... Wciąż mam przed oczami obraz nieco innego Darena. Darena, który przyciska mnie do łóżka. Którego długie włosy opadały mi na twarz. Który patrzył na mnie z żądzą z szarych oczach. Którego naga skóra przylegała do mojej. Tak... Trudno wyzbyć się tego obrazu z głowy.

- A... Wybierasz się gdzieś dzisiaj?

- Nie. Zostaję w domu. Mogę udawać, że ścieżki zostały zasypane.

- A nie zostały?

- Ja bym się przedostał. Gdyby mi się chciało.

- Więc... Dziś też mamy cały dzień dla siebie?

- Owszem.

- Może chcesz w coś pograć?

- ... Pograć?

- Tak. Mogę cię nauczyć kilku gier z południa... Albo nawet ze Wschodu. Do niektórych nie trzeba żadnych wymyślnych przedmiotów.

- Nie znam żadnych gier. Nie znam się na tym.

- Dlatego cię nauczę.

- To głupie.

- Nieprawda. To zabawne. I można w ten sposób porobić coś razem.

- ... Niech ci będzie.

- Naprawdę? Programy w coś?

- I tak nie mam nic do roboty.

- To miło.

Znów zapadła cisza. Znów czułem się niezręcznie. Wszystko przez to, że dałem się ponieść chwili i pocałowałem Darena. To dlatego, że dużo działo się na raz. Z jednej strony pełnia. Z drugiej rozmowa na poważne tematy. Z trzeciej tłumione przez tygodnie emocje. Z czwartej mój brak cierpliwości. Musiałem w końcu coś zrobić. Jakoś to wszystko przyspieszyć. Bo nie chciałem, by to ciągnęło się kolejne miesiące.

Zacząłem lubić Darena. Zacząłem czuć do niego coś wyjątkowego. Nie muszę nawet wspominać, że fizycznie też zaczął mi się podobać. Więc... Skoro on się nie kwapił do pierwszego kroku, to ja musiałem zacząć działać.

I to nie tak, że popełniłem błąd. Bo nic złego się nie stało. Daren odwzajemnił pocałunek. Był jednak jeden spory problem. A mianowicie to, że w sumie nic się nie stało. Od pocałunku minęło już trochę czasu. A Daren zachowuje się jak gdyby nigdy nic. Dosłownie nic się nie zmieniło. Jest tak jak przed pocałunkiem. Dokładne tak samo. Daren nawet słowem o tym nie wspomniał. I nie wiem jak mam to rozumieć.

Chce udawać, że do niczego nie doszło? Ale dlaczego? Bo nie chce takiej relacji? A może ma jakieś inne powody... Tylko jakie? Może to dla niego za szybko. Tylko że jestem tu już prawie rok. Przez większość tego czasu się nie znosiliśmy, ale jednak to nadal prawie rok. Więc nie wiem co mam w sumie teraz robić. Bo jednak... Zrobiłem ten pierwszy krok. Ale okazało się, że dystans się nie skrócił. To był taki widmowy krok, bo nie widzę żadnych jego skutków.

Więc co mam teraz robić? Dalej naciskać? Odpuścić? Czekać? Nie wiem. Nie chcę przesadzić. Ale też nie chcę stać w miejscu. Więc powinienem coś zrobić, skoro Daren nie zamierza działać. Tylko co jeszcze mam zrobić?

Na Matkę ja go pocałowałem. Pocałowałem Darena. Ja nie wiem jak jeszcze dosadniej mam mu dać znać, że chcę, by nasz związek był naprawdę związkiem. Zakochałem się w tym dupku. Potrafię to przyznać. Może nie jest to jeszcze jakaś wielka miłość... Ale zdecydowanie mam do niego słabość. I mu to powiedziałem. A przynajmniej... No zasugerowałem. A on? A on nic. Więc jak ja mam z takim tłukiem żyć? Rozumiem, że moje zachowanie mogło go zaskoczyć. Dostał już jednak wystarczająco wiele czasu, by się z tym oswoić i pomyśleć co chce z tym począć. Dlatego postanowiłem, że nie odpuszczę.

Zjadłem śniadanie. Przez ten czas przemyślałem jeszcze raz to wszystko. A gdy Daren skończył jeść i już tylko popijał wodę z miętą, rozpocząłem atak.

- Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać.

- ... Niech będzie. Mów. Nie wiem, czy pytasz mnie o pozwolenie. Ale załóżmy, że wyjątkowo tak. Słucham.

- Bo... Chciałem wrócić do naszej rozmowy z tamtego wieczora. No... Wiesz którego.

- Chyba wiem.

- Bo w sumie nie usłyszałem twojej odpowiedzi. A chcę wiedzieć, co o tym myślisz.

- O czym?

- O tym, że... Że cię lubię.

- ... Nie przeszkadza mi to.

- Chodzi mi o to, czy ty mnie lubisz. Daren na miłość Matki. Zadurzyłem się w tobie. Weź może za to jakąś odpowiedzialność!

- ... To moja wina?

- Tak! Twoja. Więc zrób coś z tym.

- ... A czego właściwie oczekujesz?

- Że... Powiesz mi, co ty czujesz. A jeśli czujesz to samo lub coś podobnego to... To wtedy... Może spróbujemy nieco... Zmienić naszą relację. A przynajmniej jej... formę.

- Chyba rozumiem, co masz na myśli.

- Więc?

Daren przez chwilę myślał. Wypił nieco wody z kubka. Dalej nad tym myślał. Aż w końcu chyba się namyślił.

- Nie do końca rozumiem ideę takich relacji. Nie wiem, na czym polegają. Choć... Chyba rozumiem podstawy. Więc potrafię sobie to mniej więcej wyobrazić. I... Nie jestem kimś, kto w takich relacjach dobrze się sprawia.

- Szczerze mówiąc, tyle się domyśliłem.

- I mimo to tego chcesz?

- Tak. Chcę tego. Ale... Tylko jeśli coś do mnie czujesz.

- A to coś to...

- Miłość.

- ... To dość niejednoznacznej pojęcie.

- Możliwe. Ale myślę, że jesteś w stanie stwierdzić czy czujesz do mnie coś takiego.

- Cóż... Nie potrafię wyobrazić sobie mojej codzienności bez ciebie. Bez wahania oddałbym dla ciebie życie. I chciałabym sprawić, że będziesz szczęśliwy. Czy to jest to uczucie?

- ... Chyba tak.

- Taka odpowiedź ci wystarczy?

- ... Wystarczy. Na razie.

- Dobrze. Więc odpowiedziałem na twoje pytania?

- Ja... W sumie trochę się pogubiłem. Chyba tak.

- Doskonale.

- ... Więc mnie pocałuj.

- Słucham?

- Jesteś moim alfą. Chcę, żebyś mnie pocałował. I okazał mi nieco uczuć.

- A nie mogę inaczej?

- Nie. Chcę tak.

- ... Wszystkie omegi są takie dziwne czy tylko ty?

- To kwestia rodzinna.

- Rzeczywiście. Mogłem się domyślić.

Wpatrywałem się w Darena bezczelnie, tak by nie myślał sobie, że odpuszczam. A on... Chyba pogodził się z tym. Wstał bowiem i podszedł do mnie. Nachylił się nade mną i... Pocałował mnie w czoło, dotykając przy tym palcami mojego policzka. Cóż... To zaskakujące, ale to nie wywołało we mnie słabszej reakcji niż pocałunek w usta. Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy. Wydawały się takie... Wyjątkowo ciepłe.

- Masz gorącą wodę. Umyj się. Ja posprzątam.

- Mogę najpierw posprzątać.

- Nie trzeba. Umyj się. A później możesz przygotować te swoje gry.

- ... No dobrze.

Cóż... Chyba... Chyba ja i Daren jesteśmy razem. I chyba się lubimy. W sumie... Nie jestem do końca pewien, jak właściwie do tego doszło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top