Rozdział CXLIII - Ross

1 maja

Jakie to wspaniałe uczucie, gdy patrzysz, jak bliska ci osoba w końcu przestaje być żałosna. To może zabrzmieć źle... Ale po prostu miło widzieć jak w końcu się komuś układa. Po długim okresie porażek i wstydu. Już zacząłem nawet tracić nadzieję. Ja. A jestem zazwyczaj chodzącym optymizmem. I wyznaję zasadę, że w sumie co ma być, to będzie. I tak się w końcu wszystko ułoży. Przez Juliena zacząłem powątpiewać w swoje własne życiowe motto. Byłem już pewien, że biedny Julien po prostu pogrąży się w smutku i rozpaczy i zaakceptuje swój los. Bo niestety nie szło mu zbyt dobrze. Czyli w zasadzie nic się nie zmieniło.

On sam zaczynał chyba tracić nadzieję. Choć po naszej ostatniej rozmowie chyba wziął sobie do serca moje rady. A skoro zaczął się mnie słuchać, to powinno mu iść lepiej. Ale... tak nie było. Głównie dlatego, gdy w sprawie jego sercowych wojaży nadal nic się nie zmieniło, zacząłem zastanawiać się, czy druga połowa dla Juliena w ogóle istnieje.

I właśnie po raz pierwszy od dawna zobaczyłem promyczek nadziei. Być może w końcu osiągnęliśmy pierwszy mały sukces.

Siedziałem sobie w bezpiecznej odległości i przyglądałem się jak mój przyjaciel, rozmawia sobie z milutką omegą, którą przed chwilą poznaliśmy. A byłem już pewien, że tutaj też bezrybie. W tym stadzie byliśmy już od dwóch dni, ale nie mieliśmy okazji poznać zbyt wielu tutejszych wilków. Poza tym północ nie jest zbyt przyjazna więc ciężko się do takich rzeczy w ogóle zabrać.

Do tego niezwykłego spotkania doszło właściwie przez przypadek. Zrządzenie losu. A może to sama Matka załamana naszymi porażkami sprawiła, że ta dwójka się spotkała. W każdym razie musieliśmy udać się do tutejszego speca w sprawie butów, bo jakoś udało mi się kompletnie zniszczyć podeszwę w moich jedynych zabranych na tę podróż butach. Taki tam nieszczęśliwy wypadek... Który w sumie chyba dobrze się skończy. Okazało się, że ów wilk jest w tej chwili nieobecny, ale ma bardzo miłą córkę, która nas przywitała i postanowiła poczekać z nami na powrót swojego ojca.

Ja się oddaliłem dość szybko i nie miała nic przeciwko rozmowie tylko z Julienem. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę tego świadkiem, ale naprawdę dało się wyczuć między nimi to coś. Tą taką... energię. Wzajemne przyciągnie. Nie wiem jak to nazwać. Chyba po prostu się sobie podobali.

Omega ewidentnie była Julienem zainteresowana. Ten błysk w oku, gdy na niego patrzyła. I te subtelne gesty, które samice wykorzystują, by usidlić samca. Poprawianie włosów, zalotne trzepotanie rzęsami. Zarumieniła się nawet lekko. Nie miałem wątpliwości, że próbuje mojego przyjaciela oczarować.

A Julien chyba też był zainteresowany. Ewidentnie jej starania przynosiły zamierzone efekty. Choć chyba nawet bez tego Julien by się rozkochał. Już ją tam z dobry kwadrans bajerował. Z tego, co widzę, jemu też to dobrze szło.

A ja siedzę sobie bez butów i obserwuje, jak miłość rośnie wokół nich. Trochę mi się w sumie nudzi. Ale nie będę im przerywał, bo to może być jego jedyna szansa. Pierwszy raz coś się dzieje. Do czegoś to zmierza. Poza tym... Chyba do siebie pasują. Tak myślę. Gdy na nich patrzę, widzę uroczą parę. Chyba zaczynam się za bardzo tym ekscytować. Ale życie miłosne Juliena przez tyle czasu było dla mnie głównym źródłem rozrywki. I takie dobre zakończenie byłoby pięknym rozwiązaniem. No i jego wybranka była niczego sobie.

Dziewczyna miała na imię Elise. Albo Elisa. Albo Alisa. Nie jestem pewien. Chyba Alisa. Wygląda jak Alisa. W każdym razie omega wydawała się sympatyczna. Taka skromna. Julien takie lubi. Ja niekoniecznie, ale i tak dostrzegam jej urok. Jest taka... jakby to ująć... Wydaje się posłuszna. Jak większość samic na północy. Ale też miała w sobie dużo delikatności, a to zdecydowanie jest w typie Juliena.

Elisa ma długie włosy w kolorze ciemnego blondu. Chyba lekko falują, ale trudno stwierdzić. Związała je w warkocz, więc nie byłem pewien. Tutaj tak się chyba noszą. Ma ładną, okrągłą twarzyczkę. A i piegi, które Julien chyba lubi. Rumiane policzki, drobne, wąskie, ale różowe usta i drobny, lekko zadarty nos. No i duże, brązowe oczy. To mnie trochę zaniepokoiło, bo to już dwa podobieństwa do naszego Noacha. Ostatnie czego chcę to, żeby Julien widział w tej dziewczynie zastępstwo dla Noacha. Ale Alisa czy jak jej tam na imię miała też bardzo kobiecą sylwetkę, która zdecydowanie była ni jak podobna do typu sylwetki naszego Noacha. Więc chyba widzi w niej po prostu atrakcyjną kobietę.

Najwyraźniej wpadła Julienowi w oko. A on jej. Więc kto wie. Może naprawdę coś z tego będzie. Niestety ostatecznie ich dyskusja i flirty i tak zostały przerwane. Wrócił jej ojciec. Potężny alfa. Julien ma przejebane. Są jednak i dobre strony. Może ktoś w końcu naprawi moje buty.

Julien zamienił z nim kilka słów, po czym szewc ruszył do swojego domu a Julien w moją stronę. Pożegnał się jednak jeszcze ze swoją nową znajomą. Gdy zbliżył się dostatecznie blisko, posłałem mu jednoznaczny uśmiech.

- I co powiesz o swojej nowej znajomej.

- Jest... Uroczą kobietą.

- Mam rozumieć, że chcesz się tu zatrzymać na dłużej?

- Cóż... Myślę, że to byłby dobry pomysł.

- To trzeba pogadać z tutejszym Alfą. Że rozważasz, zostanie tu na dłużej. Kto wie... Może na zawsze.

- Staram się nie myśleć jeszcze tak optymistycznie.

- Och przestań. Widziałeś, jak na ciebie patrzyła? Pewnie już rozmawia o tobie z ojcem. Jest pewnie w naszym wieku co nie?

- Trzy lata młodsza.

- Czyli jej ojciec na pewno się za kimś dla niej rozgląda. Chyba masz szczęście przyjacielu.

- ... Uważasz, że jest mną zainteresowana.

- Jak najbardziej. Robiła do ciebie maślane oczy. Pokaż się z dobrej strony i będzie twoja.

- Mam szanse?

- Duże. Poznaj ją lepiej. Zdecyduj czy wasze charaktery do siebie pasują. Jeśli tak to się nie wahaj. Kilka spotkań i będziesz mógł iść do jej ojca i o nią zabiegać.

- ... Ile spotkań?

- A to mnie nie pytaj. Pewnie ze trzy. I jedno z nim. Ale pewnie niedługo zaprosi cię na obiad do swojego domu. Poznasz jej rodzinę. I jeśli poczujesz, że zrobiłeś przyzwoite wrażanie, to wykorzystaj to. Idziesz do jej ojca. Mówisz, że jego córka skradła twoje serce i chcesz poprosić go o zgodę, by o nią zabiegać. W najlepszym wypadku nie tylko ci na to pozwoli, ale jeszcze będzie ją zachęcał.

- Skoro tak mówisz... A ty? Chciałeś chyba podróżować. Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli zostaniemy w jednym miejscu na długo?

- Cóż... Myślę, że zostanę tu z tobą kilka dni. Żeby ci trochę pomóc. Służyć radą. A później... Myślę, że zostawię cię samego.

- Wracasz do domu?

- Eee... Nie... Myślę, że ruszę dalej na północ. Jak już upewnię się, że jesteś na dobrej drodze.

- Na północ? Jeszcze dalej?

- No wiesz... Niedaleko jest stado, w którym jest nasz Eris. Może tam zajrzę. Upewnię się, że wszystko u niego dobrze. W końcu to nasza księżniczka.

- Jeśli go spotkasz, to pozdrów go ode mnie.

- Tak zrobię.

- No dobrze... To w sumie co powinienem zrobić z Elizą?

- ... Z kim?

Julien spojrzał na mnie spode łba. Nie byłem pewien dlaczego. Nie znam żadnej Elizy.

- Z tą damą, o którą zamierzam zabiegać.

- Och... Tak się nazywa?

- Przedstawiała się nam.

- Nie mam pamięci do imion. Zapomniałem po trzech minutach.

- Niech ci będzie. Powiedz mi tylko co mam z nią zrobić. Jak pokazać, że jestem nią zainteresowany? Co zrobić by mnie polubiła.

- Cóż... Szczerze mówiąc, nie wiem. Nigdy o nikogo nie zabiegałem. Po prostu byłem i... Chcieli mnie.

- Tak myślałem, że już większą pomocą nie będziesz. Niech będzie. Sam dam radę. W drodze do stada mijaliśmy polanę. Jutro zerwę tam dla niej kwiaty.

- To brzmi jak dobry pomysł. Tak myślę. Akceptuję to.

- ... Miło.

- Wiesz co? W ogóle ułatwię ci pracę. Możesz iść odebrać moje buty.

- Jak ma mi to niby pomóc?

- Będziesz miał okazję się z nią spotkać.

- I nie chodzi o to, że nie chce ci się po nie iść?

- O to też. Ale przede wszystkim chodzi mi o twoje dobro mój drogi przyjacielu.

- Niech ci będzie. Powiedział, żeby przyjść po nie wieczorem. Nie ma dziś zbyt wiele pracy, więc od razu weźmie się za twoje buty. Choć stwierdził, że równie dobrze mógłbyś kupić nowe.

- E tam. Lubię je. Po co mi nowe? Jestem prostym alfą. Są wygodne. Nie przeciekają. Więc będę się ich trzymał.

- Jak wolisz.

- Czyli co? Idziemy do naszego tymczasowego leża?

- Tak. Nie ma sensu się tutaj kręcić. Zwłaszcza że jesteś boso.

- Nie przeszkadza mi to. Dzięki temu jestem bliżej z przyrodą.

- Yhym... Niech ci będzie. Nie będę w to wnikał. Chodźmy już. Muszę przemyśleć moje kolejne kroki.

- Bardzo podoba mi się to zaangażowanie. Tak trzymaj.

Pokój odstąpił nam miły starszy beta, którego synowie się wyprowadzili więc miał nieco wolnego miejsca. Bardzo fajny staruszek. Trochę przygłuchy już, ale sympatyczny. Jak na samca z dalekiej północy.

Jeśli Julien naprawdę zdobędzie serce swojej wybranki, to nasza wyprawa okaże się bardzo owocna. Przynajmniej dla niego. Dla mnie w sumie po części też. Było miło. Nie nudziłem się. Fajnie się tak błąkać bez celu. Poznałem wielu fajnych ludzi. W poprzednim stadzie bardzo miłego omegę. Muszę pamiętać, by nie wracać przez to stado. Jeśli ktoś się dowiedział, to mogę mieć problemy. Wątpię, by miał się tym chwalić... Ale ponoć ma starszego brata. Jeśli ktoś się zorientował, że coś między nami zaszło, to jego brat może mnie nie lubić. W zasadzie takie wyzwalanie samic spod konserwatywnych rządów jest jak dobry uczynek.

Więc podróż była miła. I osiągnęliśmy główny jej cel. Julien znalazł sobie partnerkę. Myślę pozytywnie. Jestem pewien, że coś z tego będzie. Jednak... Mam jeszcze swój poboczny cel, o którym Julien nie wie. Stęskniłem się ze znajomościami zawartymi w północnym stadzie... Jestem ciekaw, jak się ma Raul.

Nie zamierzam się okłamywać. Myślę o nim dlatego, że trochę zawrócił mi w głowie. Mam wrażenie, że spędziliśmy za mało czasu razem. Często o nim myślę. O naszych wspólnych wypadach na polowanie. O tym, jak alfa taki jak ja jęczał pode mną jak omega. Powiedzieć, że jestem przez niego sfrustrowany to nic nie powiedzieć. Wiadomo, seks z innymi nadal jest dobry. Jednak ten z nim był... Zdecydowanie najlepszy, jaki miałem. A i sam Raul jest ciekawą osóbką. Chciałabym wiedzieć o nim więcej. Bo w sumie to nie wiem kompletnie nic. Tyle że nie wiadomo czego się po nim spodziewać.

Tak więc zamierzam udać się dalej na północ, spotkać z nim i... I... I w sumie nie wiem, co wtedy zrobię. Chyba po prostu dam się ponieść z prądem. Tak jak do tej pory. Właściwie to, co się wydarzyło między nami to tylko seria spontanicznych decyzji. I podoba mi się to. Lubię, gdy tak jest. Nie lubię zbyt dużo myśleć nad decyzjami. Chcę coś zrobić, więc to robię. A jak to się skończy, to się okaże w przyszłości. Trzeba żyć tym, co tu i teraz, a nie zastanawiać się co będzie kiedyś tam. To nieistotne.

Dlatego odwiedzę Raula i... I zobaczymy, co będzie dalej. W każdym razie niedługo go znów zobaczę. Chyba dość dobrze pamiętam jego twarz. Ale mógł się zmienić. Trochę czasu minęło. Ciekawe jak się ma... Cóż... Niedługo się przekonam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top