Rozdział CXLI - Eris

26 kwietnia

Zaczyna mi się tu nudzić. Dużo czasu spędzam poza domem. W ogrodzie. Zaczyna nabierać trochę koloru. Wszystko się powoli łączy. Jeszcze trochę pracy i będę mógł go z dumą pokazywać. Częściej też jestem w wiosce, by pomagać Hildzie. I odwiedzam Collę. Teraz gdy mieszka z Flynnem i ma własne leże, to mogę do niego przychodzić. Wcześniej tego unikałem. Jego rodzina nie lubiła, gdy kogoś przyprowadzał.

Tak więc przez większość czasu nie ma mnie w domu. A gdy już jestem... To mi się nudzi. Oczywiście jak posprzątam, ugotuję coś i zajmę się tymi podstawowymi obowiązkami, to trochę czasu zleci. Ale później... Później to już nie wiem co robić. Bo... Nie mam z kim gadać.

Nie odzywam się do Darena. To nie tak, że jestem jakoś bardzo zły. Już mi chyba przeszło. Ale... Trochę tak głupio zignorować to wszystko, co się stało i jak gdyby nigdy nic wrócić do relacji sprzed tej głupiej kłótni. Poza tym Daren dalej nie przeprosił. Znaczy... Nie przeprosił tak, jak bym chciał. Więc mimo wszystko jestem trochę zły. Aczkolwiek przemyślałem to wszystko. Doszedłem do wniosku, że... Ja w sumie nie jestem zły na Darena. A przynajmniej nie jestem zły na nic, co zrobił. Bo w sumie nic złego nie zrobił.

Jestem zły, bo oczekuję od niego czegoś, a on nie spełnia tych oczekiwań. I to trochę... Nie jego wina. Nie powinienem być zły na jego uczucia względem mnie. To nie tak, że on ma na to jakiś wpływ. Więc możliwe, że... Że odrobinę przesadziłem i ostatnimi czasy byłem dla niego wredny bez powodu. Chociaż nie. Miałem swój powód. Ale jestem w stanie przyznać, że Daren być może nie do końca na to zasłużył.

Z drugiej jednak strony też niezbyt dobrze zareagował na moją złość. Mógłby coś zrobić, żeby mnie udobruchać. Cóż... W sumie próbował. Ta kąpiel prawie sprawiła, że wkupił się w me łaski. Tylko że chyba odrobinę szukałem powodu do kłótni. I się znów pokłóciliśmy. Ale... Wszystko w sumie wynika z tego, że Daren nie okazuje mi tyle uczuć, ile powinien i czuję się przez to dość niepewnie.

Z jednej strony nie jestem już zazdrosny. Czuję, że Daren nie chce nikogo innego. Chce mnie. Ale... Najwyraźniej nie pragnie mnie zbytnio. Jest zainteresowany tylko mną. Po prostu to zainteresowanie nie jest aż tak duże, jak mogłoby być. Daren jest taki... Nieczuły. Jakbym gadał do kamienia. Nie wiem, co jeszcze miałbym zrobić, by wzbudzić jego zainteresowanie. Na Matkę ja stanąłem przed nim kompletnie nago. Już łatwiejszy nie mogę być.

Gdy Virion widział mnie nago, to widziałem w jego oczach tą... Tę żądzę. Pragnął mnie. Widziałem, że chce mnie dotknąć i... i robić ze mną różne rzeczy. A Daren... W jego oczach zobaczę coś takiego chyba tylko, gdy będę mieć ruję i jego wilk dojdzie do głosu.

Pamiętam nasz pocałunek na Wschodzie. Nasz w sumie pierwszy pocałunek. Gdy ruja Novy sprawiła, że stracił nad sobą kontrolę. I wtedy patrzył na mnie w ten sposób. Choć... Troszkę to było straszne. Bo się nie kontrolował. Ale przynajmniej byłem pewien, że mnie pragnie. A teraz... Teraz czuję się taki... Nijaki. Jestem nieatrakcyjny? Nie w jego typie? Nie wiem już. To nie tak, że jestem jakiś niewyżyty i chcę robić jakieś... nieprzyzwoite rzeczy. Chcę tylko czuć, że mężczyzna, którego kocham, mnie pragnie.

Uważam, że Daren jest bardzo przystojny. Podoba mi się to, że jest taki wysoki i dobrze zbudowany. Virion miał dużo delikatniejszą budowę ciała. I chyba... Chyba Daren jest bardziej w moim typie. Czuję się przy nim taki... Sam nie wiem. Jest dużo wyższy ode mnie. Chyba mój instynkt ciągnie mnie do dużych silnych samców. A może po prostu taki mam gust. Jego jasne włosy też mi się podobają. Są ładne. Takie złociste. I lekko falują. Nie są proste jak moje. Lubię, gdy są długie. Ale... W sumie, gdy je związuje i odsłania rysy twarzy, to też bardzo mi się podoba. Krótkie włosy by mu pasowały.

Daren jest przystojny. Mój wilk reaguje na niego w sposób, który mnie zawstydza. Ale moja ludzka część też bardzo go lubi. I nie czuję tego w drugą stronę. Powiedzieć, że moja samoocena przez to ucierpiała to nic nie powiedzieć. Czuję się, jakbym nie był wystarczająco dobry. W końcu istnieje jakiś powód, dlaczego mnie nie chce. Mimo że wiele alf pragnęło mnie mieć. Nie powinienem być na niego za to zły. Ale chyba lepiej jest mi czuć złość i wyżywać się na nim niż smucić się i zastanawiać, dlaczego jestem niewystarczający.

I to nie tak, że z nim o tym nie rozmawiam. Już kiedyś mu o tym mówiłem. Ale on nic nie rozumie. Nie rozumie, że... W mojej głowie to bardzo ważne. Gdy tak mnie traktuje, czuję się źle. Zaczynam myśleć w zły sposób. Dopowiadam sobie pewnie bardzo dużo. Ale nic nie poradzę. Zazwyczaj jestem arogancki. Wiem to. Ale przez to też... Jak już mam wątpliwości, to moja pewność siebie nagle jest zerowa. A Daren pod tym względem doprowadza mnie do szału. Przez niego ciągle mam mętlik w głowie.

Dlaczego on nie jest prosty w budowie jak inne alfy? Dlaczego musi być taki skomplikowany. Mama zawsze mówił, że alfy to proste stworzenia. A tu proszę. Trafił mi się specyficzny okaz. Niby mnie całuje ale tylko jak mu rozkażę. Sam z siebie nic nie zrobi.

Jako że znów zacząłem zadręczać się myślami, postanowiłem wziąć się za coś konkretnego do roboty. Jako że nie miałem już nic do zrobienia, to znalazłem coś na siłę. Zacząłem ustawiać słoiczki z ziołami, przyprawami i lekami. Tak by były posegregowane. Inaczej niż były posegregowane wcześniej. Lepiej. Inaczej. W każdym razie miałem zajęcie. I przez chwilę naprawdę osiągnąłem wewnętrzny spokój.

A później drzwi się otworzyły. Wrócił Daren. I nic nie zostało z wewnętrznego spokoju. Nie zdążyłem się nawet nim nacieszyć. Alfa wszedł do środka. Tradycyjnie, prawie wyrywając drzwi z zawiasów. Nie sprawiał problemów. Nie odezwał się nawet słowem. Właściwie... To trochę niegrzeczne. Mimo wszystko wypada się przywitać. Co ja jestem? Jego służba? Jestem jego omegą. Należy mi się szacunek. A więc jakieś powitanie. Ja tu ciężko pracuje a on nawet żadnego dzień dobry ani nic.

- Witam uniżenie łaskawego pana alfę. Cieszę się, że zaszczyciłeś ten dom swoją obecnością.

Daren zatrzymał się w połowie drogi do sypialni. Spojrzał na mnie. Miał ten wyraz twarzy. Ten wyrażający głębokie zmęczenie moją osobą.

- To teraz masz zamiar się ze mną pożreć? Mam już zaczynać? Czy ty jeszcze chcesz sobie pogadać?

- Po prostu chyba wypada rzucić jakieś dzień dobry.

- Ależ przecież z tobą każdy dzień jest cudowny.

Od kiedy Daren potrafi w sarkazm? Nie podobał mi się ten ton. To było... Za bardzo... Tylko ja tak mogę.

- Gdzie byłeś?

- W wiosce. Tak jak mówiłem.

- Co robiłeś?

- Szukasz powodu do kłótni?

- Może.

- ... Jestem zmęczony. Właściwe to... Jestem zmęczony tą sytuacją. Mam cię przeprosić? Przepraszam. Zadowolony?

- Za co przepraszasz?

- Nie mam pojęcia. Znów sobie coś ubzdurałeś. Ale niech ci będzie. Przepraszam. Moja wina.

- Nie... Ja mam powody, żeby być zły. Nie zachowuj się, jakbym był jakiś szalony.

- ...

- I nie rób takiej miny.

- Jakiej?

- Jakbym był szalony!

- No dobrze... Więc o co chodzi? Gdzie leży problem. Rozumiem, że źle cię potraktowałem wtedy w ogrodzie. Ale przeprosiłem za to. Tobie chodzi teraz o coś innego i do kurwy nędzy nie mam pojęcia o co!

Podniósł na mnie głos... W sumie... Ja też na niego krzyczę. Ale... Trochę... Daren jest straszniejszy, gdy podnosi głos.

- Nie krzycz na mnie...

Popatrzył na mnie, jakby znów miał krzyknąć. Ale po chwili tylko westchnął. Przetarł twarz dłonią. I znów obdarzył mnie tym zmęczonym spojrzeniem. Nie lubię tego. Przez to czuję, jakbym naprawdę robił problemy z niczego. A ja naprawdę źle się z tym wszystkim czuję.

- Powiesz mi, o co chodzi?

- ... Jesteś głupi. Nie zrozumiesz.

Kolejne westchnięcie. Tym razem z nutką irytacji.

- Jak nie zrozumiem to trudno. Po prostu powiedz w końcu, o co ci chodzi.

- ... Powiedziałeś kiedyś... Nie pamiętam dokładnie słów. Ale że... Że zwracasz na mnie uwagę. Na to, jak wyglądam. A inni są ci obojętni.

- Tak. To prawda.

- I ostatnio... Między nami... Coś się zaczęło dziać. Tak jakby... Zmieniło się trochę.

- I co w związku z tym?

- Po prostu... Chodzi o to, że... Znów mam wrażenie, że... Że nie chcesz mnie.

- ... Mam wrażenie, że powiedziałem to wiele razy, a jakoś stąd nie zniknąłeś.

- Nie chodzi mi o to, gdy się nie lubiliśmy! Mówię o tym, co jest teraz. Dałeś mi nadzieję. Że mnie lubisz. I że chcesz mnie za swojego partnera. I że... Że gdy mnie oznaczysz to nie dlatego że musisz tylko dlatego, że chcesz. Ale jednocześnie... W ogóle... W ogóle nie okazujesz mną zainteresowania.

- O czym ty mówisz? Rozmawiałem z tobą. Dobrze cię traktowałem.

- Ale... Ale to... To nie jest... To takie... Podstawowe rzeczy. Pary robią coś więcej.

- ... Chcesz, żebym cię wziął?

- Nie! Znaczy... Nie do końca... Chodzi mi o jakieś... Okazanie uczuć. Albo, że... Że ci się jakoś podobam. Bo... Podobam ci się w ogóle?

- ...

- ... Mam rozumieć, że nie.

- Co właściwie chcesz usłyszeć? Że chcę cię zerżnąć?

- Nie! Przestań! Dlaczego musisz być taki... Taki! W ogóle nie ma w tobie... Nie masz pojęcia jak traktować omegę!

- Nie mam. Jesteście zbyt niestabilne.

- Chcę, żebyś okazał mi czułość! Chcę ci się podobać!

- Czyli co właściwie mam zrobić? Czego ode mnie oczekujesz?

- Chcę... Ja... Po prostu...

Nie wiedziałem co mu powiedzieć. To nie jest coś, co łatwo wyrazić słowami. Chcę, żeby mnie kochał. Żeby okazał mi to uczucie. Żeby jakoś udowodnił, że mnie kocha. Chcę poczuć bliskość z osobą, którą kocham.

- Potrafisz odpowiedzieć na moje pytanie? Czy sam nie wiesz, czego chcesz?

- Jeśli nie rozumiesz to... To i tak nie ma sensu...

Poczułem, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałem je powstrzymać. Ale nie mogłem. Nie chcę płakać przy Darenie. Nie chcę okazać tyle słabości. Otarłem oczy, ale łzy dalej leciały.

- Eris...

- Zostaw mnie już. Po prostu... Niech tak będzie. Już nie będę... Niech będzie jak wcześniej. Już nie będę tak robił i... I będzie dobrze.

- Nie płacz.

- Nie płaczę.

Zasłoniłem twarz rękoma. Próbowałem jakoś się pozbierać. Jestem zachłanny. Po prostu chcę za dużo. Ale... Nic nie poradzę, że to, co mam to dla mnie za mało. Chcę żyć jak mama i tata. Chcę takiej miłości. Ale jej nie dostanę.

- Eris... Proszę, przestań.

- Przecież nic nie robię! Zostaw mnie po prostu... Zaraz mi przejdzie i... Po prostu idź.

- Mam zostawić cię płaczącego?

- Tak! Zostaw mnie! I tak nie... I tak nic nie zrobisz. Nie oczekuję już niczego. Więc idź sobie. Zaraz... Zaraz się uspokoję.

Zamknąłem oczy i próbowałem powstrzymać szloch. Miałem wrażenie, że jest tylko gorzej. Usłyszałem kroki i odetchnąłem z ulgą, że Daren sobie idzie. Przez niego tylko bardziej chce mi się płakać. Ale nie cichły. Wręcz przeciwnie były coraz głośniejsze. Poczułem jak łapie mnie za ręce. Odciągnął je od mojej twarzy. Patrzyłem w dół. Nie chciałem patrzeć na niego.

- Miałeś sobie iść.

- Nie płacz.

- Nie wolno mi? Jestem smutny. Mam emocje wiesz?

- Wiem. Przestań być smutny.

- To przestań być dupkiem. Widzisz? To nie takie proste.

- Przepraszam.

- Nie chcę twoich cholernych pustych przeprosin! Zostaw mnie już.

- Przepraszam, że nie potrafię okazać ci uczuć.

- ... Jakich uczuć?

- Myślisz, że nic do ciebie nie czuję? Przecież mówiłem ci, że jesteś wyjątkowy.

- ... Nie czuję się wyjątkowy.

- I to dlatego płaczesz?

- To... Jakby... Mniej więcej.

- Jesteś wyjątkowy. Wiesz, że każdy inny byłby już martwy, gdyby sprawiał mi tyle problemów?

- Wiesz to... Jakoś nie robi na mnie wrażenia.

- Rozumiem. Mam pokazać ci, że jesteś wyjątkowy.

- Ja... Nie chcę już nic. Puść mnie. Już nie płaczę.

- Wciąż masz łzy w oczach.

- Wyschną.

- ... Spójrz na mnie.

- Nie chcę.

- Spójrz.

Nie chciałem. Ale miałem wrażenie, że mnie nie puści, dopóki tego nie zrobię. Więc spojrzałem w górę wyzywająco. Teraz mnie denerwuje, że jest taki wysoki. Przyglądał mi się chwilę. I puścił moje ramię.

- Mogę odejść? Czy jeszcze czegoś ode mnie chcesz?

- Jest jeszcze coś.

- Jestem ciekaw, czego wielki pan alfa sobie życzy.

Daren odetchnął ciężko. Myślałem, że go zirytowałem i coś mi odburknie. A on złapał mnie za podbródek tak, że nie mogłem poruszyć głową. Nachylił się. I złączył nasze usta. Minęła sekunda. Dwie. Trzy. Rozłączył je. Puścił mój podbródek i delikatnie pogładził mnie po policzku.

- Czy tak będzie lepiej?

- Ym...

- Wezmę to za tak. I nie płacz już. Jeśli zrobię coś źle, to mi powiedz. Ale już nie płacz.

Odsunął się. To był chyba koniec rozmowy, bo ruszył do sypialni. A ja... Nie protestowałem. Potrzebowałem teraz chwili samotności.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top