Rozdział CXL - Cecil

25 kwietnia

Przyglądałem się, jak Noach w pełnym skupieniu wkłada do wazonu kolejne gałązki. Zebraliśmy te kwiaty na spacerze. Natychmiast po powrocie zabrał się za wsadzanie ich do wazonu. Uznał jednak, że zamiast po prostu je tam włożyć, ułoży je w ładny bukiet. Każda gałązka czy łodyżka miała w jego oczach swoje własne miejsce. Rzeczywiście po ułożeniu całość prezentowała się jeszcze piękniej. Ja nie mam takiego wyczucia, więc tylko z zainteresowaniem obserwowałem Noacha. I odpoczywałem. Przeszliśmy kawał drogi. Był to bardzo miło spędzony czas. Już od dawna nie mieliśmy okazji, by pobyć sami. I długo byliśmy zamknięci w domu. W końcu mieliśmy szansę, by nacieszyć się ciszą, spokojem i pięknem lasu. Tylko nasza dwójka.

- Noach nie jesteś głodny? Może coś przygotować?

- Nie. A ty?

- Niezbyt. Dojadłem ostatnią kanapkę po drodze. Dlatego pytam. Może ty miałeś na nią ochotę...

Noach zaśmiał się lekko i włożył do wazonu ostatni kwiat. Następnie zwrócił się w moją stronę wciąż uśmiechnięty.

- Wciąż jestem pełny po naszym pikniku. Ale jeśli jesteś głodny, mogę przyrządzić coś dobrego.

- Nie trzeba. Po prostu... Nie zapytałem, czy ją chcesz.

- Jestem duży. Spokojnie. Nie głoduję.

- Tak tylko pytam.

- Dziękuję za troskę. Jesteś kochany.

- Wiesz... Mogę posprzątać sam. Jeśli chcesz, ty idź spać. Pewnie jesteś zmęczony.

- A ty nie? Dawno się tyle nie ruszaliśmy. Chociaż... Niezły dystans przechodzimy, krążąc w kółko z Eli na rękach.

- Trochę bolą mnie stopy. Ale rzadko masz okazję porządnie odpocząć. Więc może skorzystaj z ciszy i wyśpij się porządnie.

- A ty?

- Sprzątane i też się położę. Nie często mamy tu taki spokój. Powinniśmy to wykorzystać. No i... Czuję się źle z tym, że tak mało ci pomagam.

Noach zmarszczył brwi i oparł dłonie o biodra.

- O czym ty mówisz? Przecież wszystko robimy wspólnie.

- Chodzi mi o... O Eli.

- Ja zajmuję się Eli trochę więcej, ale ty więcej robisz w domu.

- Ty ciągle gotujesz.

- Bo to kocham. I tak ustaliliśmy. Ja więcej gotuję, ty więcej sprzątasz. A Eli szybciej uspokaja się przy mnie, więc zazwyczaj ja ją usypiam. Ale ty kładziesz do snu Glena i Rubi.

- Ale oni śpią grzecznie do rana. A ty często wstajesz do Eli. Jesteś ciągle niewyspany. Więc zdrzemnij się. Ja zajmę się resztą.

- Zapewniam cię skarbie, że wstaję tylko dlatego, że sobie z tym radzę. Naprawdę. Może troszkę ziewam i jestem nieco niewyspany, ale nie tak bym nie dawał rady. Jeśli byłoby to dla mnie ciężkie, to poprosiłbym cię o pomoc. Przecież wiem, że z chęcią mnie odciążysz. Ale naprawdę nie trzeba. Wziąłem na siebie tyle by dawać radę. Uważam, że dzielimy się obowiązkami po równo i nie jestem zmęczony bardziej niż ty. Zwłaszcza że zawsze, gdy chcę, to mogę się zdrzemnąć godzinkę czy dwie, bo zajmujesz się dziećmi sam. Więc przestań mówić, że robisz mniej ode mnie. Ciężko pracujesz. Nie umniejszaj sobie.

- Po prostu...

- Po prostu nie dostrzegasz, jak wiele robisz. Ale ja dostrzegam. Poza tym... Wciąż traktujesz mnie, jakbym był kruchy i delikatny. Czuję się dobrze Cecil. Wiem, że się martwisz. Ale jestem szczęśliwy i czuję się dobrze. I zamiast spać, chcę spędzać czas z tobą. Rzadko kiedy mamy czas pobyć tylko we dwójkę. Z trójką dzieci naprawdę trudno pobyć z partnerem sam na sam. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mogłem porozmawiać z tobą tak jak dziś. Złapać cię za rękę i po prostu godzinami być z tobą. Stęskniłem się za tym i chcę wykorzystać każdą minutę. Ale jeśli chcesz iść spać i odpocząć to nie będę zły. Wiem, że też jesteś nieco zmęczony tym, że każdy dzień jest taki intensywny.

- Ja... Też chcę spędzić czas z tobą. Szczerze mówiąc podczas drogi powrotnej, ciągle myślałem o tym, że nasz piknik mógłby trwać dłużej.

- Cieszę się, że myślimy podobnie. Będę musiał jeszcze raz podziękować mamie. Wiem, że robi to też dla siebie. Żeby spędzić trochę czasu z wnukami. Ale zasługuje na ciasto. Jakieś duże dobre ciasto. Za cały dzień i całą noc to w sumie zasługuje na dwa.

- Tak. To bardzo miło ze strony twoich rodziców, że wzięli do siebie dzieci na noc.

- Mogliśmy dzięki nim pójść na randkę. Od bardzo dawna na żadnej nie byliśmy. Nie mogłem się jej doczekać.

- Było... Bardzo miło.

- Już myślę o kolejnej. Jak myślisz, kiedy znów będziemy mieli chwilę?

- Cóż... Za rok?

- Pewnie tak.

- Będę odliczać dni.

Noach zaśmiał się lekko i założył zbłąkany kosmyk rudych włosów za ucho. Ślicznie dziś wygląda. Ubraliśmy się ładniej. Chociaż i tak tylko chodziliśmy po lesie. Po prostu od dawna nie mieliśmy okazji, by zrobić coś takiego. Eli jest w takim wieku, że potrzebuje mnóstwa uwagi. A Glen i Rubi, choć są grzeczni to nadal pełne energii dzieci. A wcześniej Noach był w ciąży i przechodził ją ciężko. Nie było czasu na takie wyjścia.

- To był wspaniały dzień. I... Bardzo... Jestem taki szczęśliwy, że... Że znów się tyle uśmiechasz.

Noach spojrzał na mnie... Z tym uczuciem w oczach. Takim delikatnym. Gdy tak na mnie patrzy... Czuję dokładnie to samo jak gdy bierze moją twarz w dłonie i tak delikatnie całuje mnie w czoło... Lub czubek nosa. Lub w usta. Nigdy nie wiem, gdzie mnie pocałuje. Ale czuję wtedy takie ciepło w środku. Bo to tylko taki drobny gest. Ale... Czuję wtedy, jak bardzo mnie kocha.

- Słońce dopiero zachodzi. Możemy jeszcze zająć się czymś ciekawym. Na co masz ochotę? Możemy coś razem poczytać. Albo poleżeć i porozmawiać. Ja zaproponowałem spacer. Więc teraz twoja kolej Cecil. Co chciałbyś porobić? W nasz wolny od dzieci i wszystkich obowiązków dzień.

- Ja... Nie myślałem o tym.

- W sumie to też za dużo o takich rzeczach teraz nie myślę. Dzień wolny to jak sen. Bardzo piękny, ale sen.

Noach oparł się o szafkę kuchenną. Był w bardzo dobrym humorze. Nie wydawał się zbytnio zmęczony. W sumie miał w sobie dużo energii. W zasadzie mieliśmy jeszcze trochę czasu. Ale nie miałem pomysłu na to, czym moglibyśmy się zająć. Po prostu chciałbym z nim pobyć. Nie musimy robić niczego szczególnego. Mógłbym po prostu leżeć obok niego, trzymać go za rękę i patrzeć na jego uśmiechniętą twarz.

- Chyba jesteś odrobinę zagubiony.

- Troszeczkę.

- Po prostu... Może jest coś, na co ostatnio miałeś ochotę, ale nie było na to czasu. Gdzieś iść. Albo o czymś porozmawiać.

- Ym... Nie mam chyba... Znaczy... Nie... Nie mam czegoś takiego.

- Zawahałeś się.

- ... Nieprawda.

- Pomyślałeś o czymś. No już. Słucham.

Noach przyglądał mi się z delikatnym zachęcającym uśmiechem. A ja... Poczułem ciepło na twarzy. To była głupia myśl. I pojawiła się tylko na chwilę.

- To nic takiego.

Noach przyglądał mi się, tym razem bardzo uważnie. Przez to zacząłem czuć jeszcze bardziej głupio.

- Chcesz się kochać?

Byłem pewien, że to ten rumieniec mnie zdradził. Gdy Noach powiedział, bym pomyślał o czymś, czego chciałem, ale nie mogłem zrobić, w mojej głowie pojawiło się jedno wspomnienie. Tylko na chwilę. O tym, jak ostatnio Noach pocałował mnie w kuchni. Byliśmy wtedy przez chwilę sami. Rubi i Glen już spali. Szedł usypiać Eli, a ja miałem już położyć się spać. I gdy się odsunął i uśmiechnął... Chciałem go pocałować. Chciałem, żeby mnie znów dotknął. Dawno nic takiego nie robiliśmy. Głupio mi było o tym mówić, gdy Noach... Po tym, jak zrobiono mu krzywdę. I po porodzie. Tak jakoś... Nie uważałem, by to było ważne. Ale... Trochę o tym myślałem.

- Ymm... Chyba... Tak.

- Yhym... Ja też.

- Naprawdę?

- Tak. Bardzo.

- ... Ymm... Więc... Tak teraz?

Noach zaśmiał się głośno. Nie radzę sobie w takich sytuacjach. Wciąż. Mimo że długo już jesteśmy razem. Jakoś tak... To Noach zawsze był w tym bardziej pewny siebie. To zazwyczaj on to inicjował.

- Teraz. Już mnie za bardzo nakręciłeś, żeby teraz zwlekać.

- Ale... Czym?

- Sobą. Chodź.

Noach podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę sypialni. Zamknąłem odruchowo drzwi. Nikogo tu poza nami nie było, ale... Trochę bym się wstydził z otwartymi drzwiami... Nim się obejrzałem, Noach już się rozbierał. To mnie nieco speszyło. Ale też zacząłem się rozbierać. Choć ręce mi się lekko trzęsły. Ledwo zdążyłem zdjąć koszulę, gdy Noach znalazł się tuż przy mnie.

- Wiesz, że jesteś uroczy. Za każdym razem na początku jesteś taki nerwowy.

- Przepraszam.

- Nie... To urocze. Zwłaszcza że w trakcie już jesteś bardzo pewny siebie.

Noach pocałował mnie w usta. Potem pomógł zdjąć koszulę. Rozpiął mi spodnie i zsunął je z moich bioder. Następnie sięgnął do mojej bielizny i ją też zdjął. Później znów mnie pocałował. Złapał za rękę i pociągnął w stronę łóżka.

- Na co masz ochotę?

- Słucham?

- Czy masz jakieś... Preferencje.

- Ym... Możesz... Jeśli chcesz...

Noach uśmiechnął się i chyba zrozumiał, co chciałem powiedzieć. Nie jestem w tym zbyt dobry. W słowach. Ale Noach rozumiał mnie bez nich. Wszedł na łóżko i poczekał, aż do niego dołączę. Położył dłoń na moim policzku i pocałował mnie. Tym razem wsunął język w moje usta. Poczułem gorąco. Drugą dłoń położył na moim udzie. Przesuwał nią powoli. Nie spieszył się. A ja rozkoszowałem się jego dotykiem. Jego zapachem. Ciepłem jego ciała.

Tak dawno nie dotykał mnie w ten sposób. Ani ja jego. Ośmieliłem się nieco. Objąłem go w biodrach. Też zacząłem błądzić dłońmi po jego ciele. Niedługo później zacząłem czuć ten znajomy ucisk gdzieś nisko w podbrzuszu. Ciekawe czy Noach też to czuł.

Położył mnie delikatnie i rozsunął moje nogi. Poczułem jak wsuwa we mnie palec. Niemal natychmiast wsunął drugi. Poruszał nimi powoli, jednocześnie całował mnie w usta i szyję i inne miejsca. Zostawiał te różowe ślady. Znikały niemal od razu, ale... Gdy w miejscu, które pieścił ustami, na chwilę pojawiał się ten różowy punkt, czułem się tak... Jakby zaznaczył, że należę do niego.

Nagle wyjął ze mnie palce. Przysunął się bliżej i poczułem coś nieco większego. Noach westchnął cichutko, gdy we mnie wszedł. Złapał mnie mocno za rękę i pocałował delikatnie w usta. A po chwili zaczął poruszać się we mnie. To uczucie ucisku zaczęło rosnąć. Moje ciało samo reagowało. Wygięło się w łuk. To nie był już ucisk a rosnąca przyjemności. Zaczęła rozchodzić się po całym ciele, aż osiągnęła zenit.

Jęknąłem głośno w usta Noacha. Spod przymkniętych powiek mogłem zobaczyć, że delikatnie się uśmiecha. Poruszył biodrami jeszcze raz i na jego twarzy także odmalował się wyraz przyjemności. Wyszedł ze mnie i pocałował mnie w czoło. Miał ciężki oddech. Zaczerwienione policzki.

- Bardzo długo chciałem cię dotknąć Cecil. Zobaczyć jak... Jak wijesz się z przyjemności. Sprawiłeś, że myślę o takich rzeczach. Rozkochałeś mnie w sobie tak mocno i tak mocno cię pragnę... Tracę rozum jak jakiś alfa.

- Ja... Kocham cię.

- Ja ciebie też.

Noach odsunął pasmo włosów z mojej twarzy, uśmiechnął się z niezwykłą czułością i położył obok mnie. Objął moje ramię i przysunął się bliżej. Wciąż oddychał głęboko.

- Teraz ja ci pomogę. Tak nie wystarczy. Chcę, żeby było ci bardzo, bardzo przyjemnie.

- Zawsze jest bardzo, bardzo przyjemnie. Ale... Nie będę protestować.

Omegi są trochę inne. Nasza największa rozkosz to ta w środku. To miejsce gdzieś nisko. Tam jest... Ze sto razy przyjemniej.

Pocałowałem Noacha i zastanawiałem się, co powinienem zrobić. Lubi, gdy robię to palcami. Mówi, że są długie i sprawne. Nie jestem pewien, co ma na myśli przez sprawne... Ale ważne, że mogę mu tak sprawić przyjemność.

Sięgnąłem do niego dłonią. Znalazłem odpowiednie miejsce i nacisnąłem lekko. Tyle wystarczyło, by wsunąć palce do środka. Noach lekko drżał. Chyba... Chyba bardzo tego chciał.

- Tak będzie dobrze?

- Tak. Możesz zrobić, jak zechcesz.

- Chcę, żeby tobie było dobrze.

- Cecil z tobą zawsze jest mi dobrze.

Wysunąłem z niego palec. Było mi gorąco. I znów zacząłem czuć ten lekko przyjemny ucisk. Sam widok Noacha sprawił, że znów byłem... Taki. Przełknąłem ślinę i zawahałem się. Chcę sprawić mu przyjemność. Gdybym był alfą... Byłoby inaczej. Tak też jest przyjemnie. Ale... Alfy są zbudowane nieco inaczej.

- Cecil... Teraz to już się nade mną znęcasz.

- Ymm... Przepraszam.

- Nie przepraszaj. Nad czym tak myślisz?

- ... Co z tobą zrobić.

- Cecil przez ciebie mam ochotę użyć bardzo wulgarnych słów. Boję się, że jak je usłyszysz, to źle o mnie pomyślisz.

- Ymm... Przepraszam.

- Nie myśl Cecil. Po prostu się ze mną kochaj.

Noach jest piękny. Dalej nie wiem, co mu się we mnie podoba. Ale... Cieszę się, że taka wspaniała osoba mnie pragnie. Nie kazałem mu dłużej czekać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top