Rozdział CXIII - Rai
2 lutego
To dziwne uczucie w głowie nie znikało. Cały czas mnie nękało. I nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam. Od rana było źle. Od rana coś siedzi w mojej głowie. Ale do tej pory mogłem to wytrzymać. Nie było to nic aż tak złego. Nie był to atak paniki. Miałem jednak wrażenie, że do tego to wszystko prowadzi. To był taki... Niepokój. Jakbym się czegoś bał. Ale nie wiedziałem czego. Bo wszystko było w porządku.
To był spokojny dzień. Miły. Wczoraj też było dobrze. Byłem u Lena. Zjadłem obiad z nim i jego rodzicami. Było bardzo miło i czułem się dobrze. A dziś po prostu się obudziłem i czułem się źle. Ta nerwowość mnie nie opuszczała. Ani na chwilę. Była ze mną od chwili, gdy otworzyłem oczy. Starałem się jednak ignorować to nieprzyjemne uczucie. I nie chciałem, by ktoś i nim wiedział.
Ostatnio czuję się gorzej. Częściej czuję się nerwowo. Częściej mam ataki. Pan Dyara się niepokoi. A ja nie chcę, by się niepokoił. Dlatego starałem się zachowywać, jakby nic się nie działo. Wydaje mi się, że mi się udało. Chyba nikt nie zauważył, że źle się czuję. Gdyby tak było, pan Dyara nie zostawiłby mnie samego. Musiałem więc dobrze udawać.
Pan Dyara wyszedł do Nocha i Cecilia. Poszedł sprawdzić, jak się mają. Czy dziecko jest zdrowe. Pytał, czy chcę z nim iść, ale powiedziałem, że dziś chcę posiedzieć w domu. Myślałem, że w końcu to uczucie zniknie. Że nie muszę prosić nikogo o pomoc. Ale nie zniknęło. Było wręcz przeciwnie. Zacząłem czuć się gorzej.
To uczucie stało się silniejsze. I wciąż rosło i rosło. Aż było tak silne, że musiałem schować się w pokoju. W ciemnym i małym pomieszczeniu czułem się bezpieczniej. Tutaj nic mi nie groziło. A przynajmniej wierzyłem, że w tym miejscu nic mi nie grozi.
Usiadłem na łóżku i otuliłem się kocem. Starałem się uspokoić. Robiłem to, co zawsze każe mi robić pan Dyara. Oddychałem głęboko i liczyłem w myślach. Po jakimś czasie złe uczucie osłabło i było takie same jak wcześniej. Nie zniknęło całkowicie, ale było słabe. Tak jak rano, gdy się obudziłem. Takiego rodzaju złe emocje mogłem jednak wytrzymać. Te słabe dało się opanować.
Starałem się być spokojny. By mi się znów nie pogorszyło. Ale to było trudne. Bo aby być spokojnym nie mogę myśleć o stresujących rzeczach. A teraz przychodzą mi do głowy tylko stresujące rzeczy. A o niczym innym nie jestem teraz w stanie myśleć. A muszę o czymś myśleć. Bo trudno nie myśleć. Zwłaszcza w takiej sytuacji.
Mogłem powiedzieć panu Dyarze, że źle się czuję. Wtedy zostałby w domu. Mógłby ze mną porozmawiać i wtedy łatwiej byłoby mi odciągnąć myśli od tego wszystkiego. Ale go tu nie ma. Więc muszę sobie poradzić sam. Muszę zacząć radzić sobie bez pomocy innych. Muszę być samodzielny. Ale to bardzo trudne. Nie wiem, czy dam radę.
Szło mi tak dobrze. Ale ostatnio jest gorzej. Bo tak dużo się dzieje. Pan Dyara i pan Nasir są dla mnie tacy dobrzy. A ja ciągle choruję i ciągle sprawiam im kłopoty. Nie mogę nawet pomóc im przy małej Edei, bo mogę znów dostać ataku paniki podczas zabawy z nią. Powinienem już dawno wyzdrowieć. I im pomagać. Inaczej nigdy się nie odwdzięczę za to, że mnie do siebie przyjęli. Z Lenem też dobrze się układało. Lubię Lena. A on lubi mnie. I dobrze mi z nim. Ale boję się. Bo nie wiem już co mam robić.
Len ostatnio pyta mnie o różne rzeczy. A ja nie wiem jak odpowiedzieć. Nie wiem, po co o to wszystko pyta. Ale skoro pyta to pewnie coś jest nie tak. Robię coś źle. Ale nie wiem co. Staram się. I... Robię tak, jak mówił pan Dyara. Nie zmuszam się do niczego. Jestem szczęśliwy. Ale może Len nie jest. Może już nie jest. Może coś się zmieniło. Ostatnio zachowuje się przecież inaczej. Już jakby... Jakby się znudził. Czuję, że traktuje mnie tak jak, gdy byliśmy tylko przyjaciółmi. Albo jak wtedy gdy dopiero zaczęliśmy być razem. Nie wiem, dlaczego tak jest. To nie tak, że to źle. Po prostu nie wiem skąd taka zmiana. Bo musi być jakiś powód.
Na pewno zrobiłem coś źle. Dlatego Len nagle przestał mnie dotykać. Dlatego nie spędzamy już tak dużo czasu sami. Bo robię coś źle. Jeśli Len mnie zostawi, to nie będę mieć nikogo. Bo Erisa nie ma. Jest gdzieś daleko. Nova też ciągle gdzie podróżuje. I w końcu zostawi mnie na zawsze. Nie mam nikogo innego. A nie chcę być sam.
Na Wschodzie było... Wiem, że było źle. Musiałem robić dużo rzeczy, których nie chciałem robić. Ale... Nie musiałem o tym wszystkim myśleć. Rubin był przy mnie. I reszta. Byliśmy tam razem. To było takie... Stałe. Każdy dzień był taki sam. Nic się nie zmieniało. Nie musiałem się bać, że się zmieni. Mówili mi co mam robić. Robiłem to. Dostawałem za to nagrody. Byłem grzeczny i to wystarczyło. A teraz nie wiem co robić.
Wiem, że powinienem sam się domyślić. Ale ja nie rozumiem. Dalej nic nie rozumiem. Kiedy wydaje mi się, że zaczynam rozumieć, to okazuje się, że wcale tak nie jest. Że w ogóle nic nie rozumiem. Boję się. Boję się, że coś popsuje. Bo nie wiem jak postępować. I jak coś zepsuję, to będzie moja wina. Nie powinni mi pozwalać samemu wybierać. Bo źle wybiorę. Zawsze źle wybieram.
Nie jestem mądry jak Rubin. Nie jestem silny jak Onyks. Jestem Cytryn. Potrafię ładnie grać na instrumentach. I jestem ładny i malutki. Jestem słodki. Jestem grzeczny. Chciałbym być mądry i silny, ale nie potrafię. Nie wiem jak. Naprawdę nic nie potrafię. Pan Dyara i pan Nasir w końcu będą mieli mnie dość. A Len znajdzie kogoś lepszego niż ja. Nova mnie zostawi, bo jestem niepotrzebny. Tylko przeszkadzam. Byłoby lepiej, gdybym został w Skarbcu. Tam wiedziałabym co robić. I robiłbym to dobrze. Tutaj jestem niepotrzebny. Nie powinno mnie tu być. Jestem głupi i słaby. Potrafię grać na instrumentach, być słodki i grzeczny. Nic nie potrafię.
Poczułem, jak coś ściska mnie w klatce. Oddychało mi się trudno. Chciało mi się płakać, ale nie mogłem.
Jestem bezużyteczny. Nie powinno mnie tu być. Ayas powinien tu być. To przeze mnie go tu nie ma. Przeze mnie umarł. Bo nie chciałem wyjść z namiotu. Przez to nie zdążył uciec. Bo nie chciał mnie zostawić. To przeze mnie go zabili. Powinien mnie zostawić, bo ja mógłbym umrzeć. Ja i tak nic nie potrafię. Ale to Ayas umarł. Tęsknię za nim... Przy nim zawsze było dobrze. On rozumiał. Wszystko rozumiał. Rozumiał, dlaczego to takie trudne. Dzięki niemu dałem radę tak długo. Ale... Nie ma go. A ja już nie wiem co robić. Już nie chcę... Nie dam rady. Jeśli mnie zostawią to... Nie dam rady. Ayas by mnie nie zostawił. Ale on nie żyje. To niesprawiedliwe. Że ja żyję a on nie.
Głowa mnie rozbolała. Już wszystko jest źle. Wszystko. Muszę wziąć leki. Bo nie dam rady. Wiem, że jest źle. Jest bardzo źle. Ale tak trudno coś zrobić. Ale muszę. Muszę wstać i wziąć leki. Zrzuciłem koc. Wstałem. Ale przez chwilę nie mogłem się ruszyć. Leki i tak nie działają. Za chwilę znów będzie tak samo. Ale muszę coś zrobić, bo nie wytrzymam.
Szybko wyszedłem z pokoju. Ale poza nim było gorzej. Było obco. Nie chciałem wychodzić. Chciałem wrócić do pokoju. Chciałem wejść pod koc. Ale muszę iść po leki. Bo już dawno nie było tak źle.
Zmusiłem się, by zejść na dół. Ale kręciło mi się w głowie. Musiałem mocno trzymać się poręczy. Trafiłem do kuchni. Choć nie bardzo wiedziałem, gdzie idę. Zacząłem szukać lekarstwa. Zapomniałem, gdzie jest. Mimo że zawsze jest w tym samym miejscu. A nie mogłem ich znaleźć.
W końcu zacząłem płakać. Tym razem mogłem płakać, ale z kolei nie mogłem przestać. Już nie wiem co robić. Mam dość.
Jeszcze raz otworzyłem wszystkie szafki po kolei. Żeby znaleźć cokolwiek. Bo nie dam rady. Jak nie znajdę lekarstwa, to nie wiem, co będzie. Bo nie dam rady. Za dużo teraz rzeczy siedzi mi w głowie. Chcę po prostu, żeby znów było spokojnie. Żeby było dobrze.
Ręce mi się trzęsły. Bałem się wziąć jakiś słoik. Bo go zbiję. I pan Dyara będzie zły. Potrzebuję lekarstwa, żeby się uspokoić. Nie tego słabego. Potrzebuję tego silnego. Jak jedno nie wystarczy, to wezmę dwa. Albo trzy. Ale muszę się uspokoić.
Przesuwałem słoiczki, ale go nie było. Nie pamiętam, gdzie jest, a teraz muszę je mieć... Ale... Wiem, gdzie jest...
Zamknąłem szafkę. Otworzyłem inną. Przesunąłem wszystko. Znalazłem. Otworzyłem słoiczek. Buteleczkę. Nie wiem nawet. Otworzyłem i wysypałem trochę na szafkę. Tylko troszkę. Nie wiem co teraz zrobić. W Skarbcu było inaczej. To są takie kryształki. Tam to był proszek. Ale to na pewno to. Tak samo pachnie.
Muszę... Może muszę to rozgnieść. Wziąłem słoiczek i postawiłem go na kryształkach. Przycisnąłem mocno. Usłyszałem, jak pękają. Gdy go podniosłem były już dużo drobniejsze. Prawie takie jak w Skarbcu. Więc zrobiłem to jeszcze raz. A później zebrałem to, co zostało z kryształków.
Nie wiem... Nie wiem, czy powinienem. Ale nie dam już rady. Gdy Ayas mi to dawał to pomagało. I czułem się wtedy dobrze. Nieważne jak bardzo się bałem. Jak bardzo źle się czułem. To zawsze pomagało. Więc... Tylko dlatego, że nie mogę znaleźć lekarstwa. Muszę. Nie mam innego wyjścia. Bo nie dam rady. Znów zrobię coś, przez co wszyscy będą źli. Znów będzie bolało. Będę miał blizny. Będę brzydszy.
Zebrałem proszek na dłoń i przysunąłem bliżej twarzy. Czuję, że nie robię dobrze. Ale nie wiem co innego mam zrobić. Muszę się pozbierać, bo inaczej wszyscy będą źli. Muszę być pożyteczny. Muszę być grzeczny. Muszę jakoś dać radę. A nie potrafię inaczej. Muszę sobie jakoś poradzić sam. A to na pewno pomoże.
Odetchnąłem głęboko. Przysunąłem dłoń do nosa i znów wciągnąłem powietrze. Tym razem poczułem łaskotanie. I zapach. Ładny zapach. Znajomy. Zrobiłem to jeszcze raz. Potarłem nos, bo zaczął mnie łaskotać. I usiadłem. Bo nogi zaczęły mi się trząść.
Czy ja... Zrobiłem źle? Zrobiłem źle. Pan Dyara będzie bardzo zły, jak się dowie. Wyrzuci mnie. Bo jestem niegrzeczny. Pan Nasir mnie zbije. Len nie będzie mnie już chciał. Tak będzie. Bo nie powinienem tego robić. Nie powinienem.
Znów było mi ciężko oddychać. Znów miałem ochotę płakać. Znów chciałem, żeby wszystko się skończyło. Ale...
Powoli złe myśli zaczęły się rozpływać. Jak wszystkie myśli. Nie wiedziałem już, dlaczego chcę płakać. Więc to uczucie zniknęło. Przez to oddychać było łatwiej. Dłonie mi się trzęsły, ale nie aż tak jak wcześniej. Siedziałem jeszcze chwilę. Bo ciągle coś się działo. Coś się zmieniało. Przestałem się trząść. Zamiast tego poczułem przyjemne ciepło. Było lepiej. Trudno było zebrać myśli. Jednak to nic. Bo złe myśli też trudno było zebrać. Więc nie było powodu, by się bać. Bo trudno było przypomnieć sobie, dlaczego tak się boję.
Oparłem się i przymknąłem oczy. Ciepło... Przyjemnie ciepło. Tak w środku. Tak... Spokojnie. Już się nie boję... Nie wiem nawet, jak to było się bać. Jest ciepło i tak miło... Tak jest dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top