Rozdział CVIII - Eris

10 stycznia

Było lato. Słońce świeciło jasno, ptaki śpiewały, na niebie nie było ani jednej chmurki. Trawa, na której siedziałem była niezwykle wręcz zielona. Wszędzie wokół były kwiaty. Piękne, pachnące i kolorowe. Jedyne co mogło zakłócić ten spokój to nieco zbyt natrętne owady. Jednak pszczoły i mrówki nie sprawiały zbyt dużych problemów.

Było przyjemnie ciepło ale miało to swoje minusy. Pomyślałem, że jeśli będę siedzieć tu zbyt długo, to zacznę się czerwienić. Nie opalam się tak ładnie, jak moi bracia. Odziedziczyłem chyba karnację po moim bladziutkim mamie.

Zawiał lekki i przyjemny wiaterek który, choć na chwilę przegnał gorąc i schłodził nieco rozgrzaną skórę. Usłyszałem cichy szelest, ale nie był to wiatr. Tego byłem pewien. Odwróciłem się i zobaczyłem go.

Ogromny biało szary wilk niemal bezgłośnie przemierzał łąkę. To było wręcz niezwykłe jak coś tak dużego, ciężkiego i na pozór powolnego może poruszać się z taką gracją. Wilk podszedł do mnie i zatrzymał się. Popatrzył na mnie szarymi ślepiami, po czym położył się tuż obok. Wydawał się średnio zadowolony z pogody. Miał grube i gęste futro. Musiało mu być gorąco.

Zaciekawiony wsunąłem dłoń w tę wyglądającą na puszystą sierść. Rzeczywiście taka była. Dość miękka. W większości była biała, ale gdzieniegdzie przybierała odcienie szarości. Doświadczenie to było tak miłe, że przysunąłem się bliżej i wtuliłem w zwierzę. Miałem wrażenie, że moja głowa znajduje się na najbardziej miękkiej poduszce na świecie. Biło od niego takie przyjemne ciepło. A i pachnął zaskakująco ładnie. To był znajomy zapach.

Wtuliłem się w wilka jeszcze mocniej. Burknął coś, ale nic więcej nie zrobił. Pozwalał mi na te czułości. A ja czułem się wyjątkowo... bezpiecznie. Było miło. Tak... Spokojnie. Ciepło. Ładny zapach. Poczucie bezpieczeństwa. Mógłbym spędzać tak całe dnie.

***

Nadal było ciepło. Nadal ładnie pachniało. Ale nie było tak miękko. To ostatnie sprawiło, że otworzyłem oczy. Nie było miękkiej sierści. Były twarde mięśnie. Potrwało to chwilę, nim mój umysł powrócił w pełni ze świata snów i zrozumiał, że już nie śpimy i jest to rzeczywistość.

Gdy zacząłem nawiązywać kontakt z rzeczywistością, zacząłem też rozumieć, że coś jest nie tak. Zamiast bowiem leżeć na mojej miękkiej poduszce, leżałem na czymś dość twardym i to w dość niewygodnej pozycji. Aczkolwiek... To coś było ciepłe. I się ruszało. Powoli unosiło się w górę i w dół.

Nie musiałem się podnosić, by wiedzieć, że to klatka piersiowa Darena. Wszystko na to wskazywało. Bardzo powoli i ostrożnie przekręciłem samą głowę, tak by spojrzeć mu w twarz. Liczyłem, że może śpi. Wtedy położyłbym się na swoją stronę łóżka i udawał, że nic się nie działo. Oczywiście tak nie było.

Napotkałem szare oczy. Daren wyglądał na lekko zdegustowanego. Możliwe, że podirytowanego. Ale nic nie mówił. Po prostu patrzył na mnie spode łba. Ja natomiast próbowałem nie dać po sobie poznać, że umieram w środku. Przełknąłem tę gulę w gardle i uznałem, że trzeba jakoś przerwać tę niezręczną ciszę.

- Ymm... Dzień dobry.

- Złaź ze mnie.

- Tak. Już.

Niezręcznie jak chyba tylko się dało, podniosłem się z Darena i usiadłem na mojej stronie łóżka. To było... Miałem ochotę uderzyć głową w coś twardego. Tak z dwadzieścia razy. Teraz rozumiałem, dlaczego ten sen wydawał się taki realistyczny. Zwłaszcza zapach piżma. Jestem taki głupi... Głupi, głupi, głupi. Teraz jak to wyjaśnić? Bo jest... Niezręcznie. Nie chcę wyjść na kretyna. Choć już chyba za późno...

- To... Tak jakoś... Przez sen.

- Yhym.

- Ja nie... Nie chciałem... Przekraczać granicy. To było tak... Mimowolnie. Po prostu... Twardo spałem.

- Yhym.

- I tak jakoś wyszło. Nie było to zamierzone. Jesteś taki twardy i żylasty, że no przecież bym się z własnej woli na ciebie nie kładł. Mam poduszkę. Miękką. Więc po co bym miał się kłaść na ciebie? No świadomie to nie mam powodu tak robić.

- Yhym.

- I... W ogóle to ten... Em... Miałem po prostu jakiś sen pewnie. Już go nie pamiętam. Na pewno jakiś... Dziwny jakiś. I tak jakoś wyszło. Nie było to specjalnie.

- Yhym.

- W sumie to... Skoro nie spałeś, to mogłeś mnie zepchnąć czy coś. Albo nie wiem... No ja bym się nie gniewał.

- Zrobiłem to.

- Słucham?

- Zacząłeś przesuwać się na moją stronę. Odepchnąłem cię. I tak to zrobiłeś. Uznałem, że nie chce mi się znów cię spychać na twoją. Zacząłeś kłaść na mnie rękę. Zrzuciłem ją z siebie trzy razy. Jakieś pół godziny temu zacząłeś robić, cokolwiek to było. Odpuściłem, bo byłeś zawzięty. Nawet podczas snu taki jesteś.

- ... Irytujący?

- Tak. Irytujący.

- ... Ymmm... Toooo... Może... Zapomnimy, że to się wydarzyło? Uznamy, że nie było takiej sytuacji na?

- Po prostu trzymaj się swojej strony.

- Taki mam zamiar.

- Świetnie.

- Tak. Świetnie. Każdy po swoje stronie. Tak jak zawsze. Żadnych takich różnych... Ymm... Ta... To może ja pójdę, zrobię śniadanie. Jestem głodny. Ty też pewnie jesteś głodny. Zrobię jajecznicę czy coś takiego. Możesz sobie poleżeć. Poleż sobie. Możesz z godzinę poleżeć. Ja się wszystkim zajmę. Nie spiesz się.

- ... Idź już.

- Idę!

Wstałem i prędko ruszyłem do głównej izby. Daren miał rację. Im szybciej zniknę, tym mniej głupot powiem. W domu było zimno, bo ogień już przygasł, ale szybko rozpaliłem go na nowo. Musiałem się czymś zająć, by zapomnieć o tej niezręcznej sytuacji. Chyba zaczynam się tu czuć zbyt komfortowo.

Nie wierzę, że tak myślę. W życiu bym nie pomyślał, że taka myśl pojawi się w mojej głowie. A tu proszę. Odkąd Daren jest znośny dzieje się dużo dziwnych rzeczy. Oczywiście za większość odpowiada moja wilcza część. To przez nią ta wyidealizowana wizja Darena pojawia się w mojej głowie. To doprawdy... To dość żałosne z mojej strony. Jednak... W sumie ta wyidealizowana wersja coraz częściej pokrywa się z tą prawdziwą.

Daren... Ostatnimi czasy sporo dla mnie zrobił. Może dlatego zaczyna być tak... Dziwnie. Jejku... A co jeśli... Co, jeśli w końcu zacznę go... lubić? Ale tak... Lubić, że lubić. To będzie... No cóż, to będzie wydarzenie. Ja i Daren... Jakoś tak... To dziwna wizja. Oczywiście już od dłuższego czasu niejako pogodziłem się z faktem, że będziemy razem. W końcu... Jesteśmy sobie przeznaczeni. I mamy układ. Tak czy siak, niedługo będę musiał oficjalnie stać się jego partnerem. W końcu ustaliliśmy, że czekamy do moich osiemnastych urodzin, które są już niedługo.

Tylko że w mojej głowie już sobie większość rzeczy ułożyłem. Ja i Daren musimy być razem. Jesteśmy sobie przeznaczeni. Daren nie jest też jakiś wymagający. Nawet w tych fizycznych sprawach. Musi mnie oznaczyć. A wtedy będę miał ruję... Więc w sumie chyba mógłbym to zrobić. To nie tak, że to mój pierwszy raz. Daren jest w sumie bardzo atrakcyjny. A ruja to taki specyficzny czas. Ostatecznie będzie to tylko... Coś dzikiego i zwierzęcego. Seks podczas rui zawsze jest przyjemny. O ile w głowie może namieszać, jeśli jest niechciany, to ciało zawsze będzie reagować pozytywnie. A więc mógłbym przełknąć dumę i po prostu skupić się na tej przyjemnej części. A w głowie wtedy i tak nie wszystko poprawnie działa. Więc Daren by mnie oznaczył. Później w sumie nie musiałbym tego z nim robić, bo on chyba nie należy do tych, co by zmuszali do tego partnera. Opcjonalnie... W ruje. Bym zaszedł w ciążę. I tyle.

Jakoś byśmy się dogadywali, żyjąc razem. Ogólnie to dałoby się to wszytko jakoś ułożyć. Tak myślę. Ale... Mój plan zaczyna się chyba walić. Bo jeśli polubię Darena, to wszystko się skomplikuje. To... Nie wiem jak się z tym czuć. Z jednej strony to dobrze, gdybym lubił mojego partnera. Z drugiej strony wbrew pozorom to może wszystko utrudnić.

Ciekawe... Ciekawe jak Daren na to wszystko patrzy. W sumie nie rozmawialiśmy jeszcze o naszej ceremonii. O tym, czy sytuacja się zmieniła, odkąd tu przybyłem. Bo zdecydowanie się zmieniła. Ale czy to jakoś wpływa na nasz układ? Nie mam pojęcia.

Próbowałem jakoś to sobie ułożyć w głowie, a przy okazji przygotowywałem to nieszczęsne śniadanie. Musiałem zrobić jajecznicę z boczkiem, bo Daren nie przepada za jajkami, jeśli nie są z mięsem. Z jednej strony jak mu podstawiać coś pod nos to zje to, o ile będzie jadalne. Z drugiej strony jest sporo rzeczy, za którymi nie przepada. Uznałem jednak, że spróbuję gotować tak jak lubi. Choć nie narzeka, gdy robię coś bardziej pod siebie. Narzeka tylko, gdy naprawdę z czymś przesadzę. Ale nie robi tego w jakiś chamski sposób.

Właściwie to... Daren jest do polubienia. Naprawdę jest. Nie jest aż takim chamem i bucem, za jakiego go miałem. Chociaż... W sumie to nie tak, że się względem niego myliłem. Bo jakby nie patrzeć był chamem i bucem. I to ogromnym. Teraz też czasem jest, ale mniejszym.

Nie wiem, czy to kwestia tego, że się zmienił. Na pewno stara się być lepszym. Widzę to. Dostrzegam to. Głównie dlatego, że widać, kiedy robi coś, co jest dla niego nienaturalne lub niezrozumiałe. Od razu potrafię stwierdzić, gdy robi coś, czego normalnie by nie zrobił. A robi to dla mnie. W przeszłości był okropny. Jednak wydaje mi się, że trochę się do tego zmuszał.

Więc to chyba połączenie trzech rzeczy. Z jednej strony przestał zmuszać się do odgrywania roli tego złego. Z drugiej strony stara się robić te dobre rzeczy, których wcześniej nie próbował. Myślę jednak, że jest w tym wszystkim coś jeszcze. Ten trzeci aspekt. Daren się trochę jednak zmienia. I mam wrażenie, że może być to kwestia więzi.

Podobno przeznaczeni sobie partnerzy się dopełniają. Więc... W teorii mam to, czego Darenowi brakuje. A on ma to, czego brakuje mi. Może... Może moja obecność rzeczywiście łagodzi nieco jego silną wilczą część. Daren jest z natury agresywny, porywczy, jest samotnikiem i jest raczej zdystansowany. Gdy tak nad tym pomyśle to jestem niemal jego przeciwieństwem. Owszem potrafię mieć bojowy nastrój, ale mimo wszystko jestem raczej osobą łagodną. Nie powiedziałbym, że jestem porywaczy. A przynajmniej nie tak jak Daren. Owszem działam pod wpływem chwili, ale Darenem władają nieco inne emocje. Zdecydowanie nie jestem samotnikiem. A i uwielbiam bliskość innych.

Być może naprawdę troszkę łagodzę te wilcze cechy Darena. Bo widzę, że zachowuje się inaczej. Złości się dużo rzadziej. Na początku myślałem, że po prostu już go tak często nie denerwuję. Poza tym atmosfera jest mniej napięta, więc nie jest ciągle rozdrażniony. Zacząłem jednak dostrzegać pewną zależność. Daren dalej często się złości. I złości się na drobiazgi. Tak jak wcześniej. Złości się, bo musi iść do wioski. Bo zaczepił czymś o klamkę. Bo nie może znaleźć czegoś w szafie. Bo słońce mu świeci w oczy. Bo włosy mu zasłoniły widok na pół sekundy. Bo był skupiony na czymś, a ja zacząłem mieszać sobie w kubku i ten dźwięk go rozproszył. To wszystko go złości. Irytuje. I widzę, że ma tę złość w oczach.

Tylko że po chwili coś się dzieje. Coś, co sprawia, że ta złość jakby znika. Lub słabnie. I gdy tak teraz myślę to... Zazwyczaj dzieje się tak, gdy coś do niego mówię. Lub... W sumie zrobię cokolwiek.

Ostatnio zacząłem się śmiać, gdy zaczepił torbą o klamkę od drzwi. Przez sekundę wyglądał, jakby miał je wyrwać i rozwalić. Więc zacząłem się śmiać, bo wyglądało to dość śmiesznie. Jak tak na nie patrzył z chęcią mordu. I wtedy spojrzał na mnie... I te iskierki złości zniknęły.

Może... Może sobie dopowiadam. Może chcę wierzyć, że pomagam jakoś Darenowi radzić sobie z tymi złymi emocjami. Pewnie tak wcale nie jest. Ale... Jeśli tak jest to dobrze. Nie powinien tyle się złościć. I chciałbym mu jakoś w tym wszystkim pomagać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top