Rozdział CIX - Daren

22 stycznia

Powinienem był się domyślić. To wszystko było podejrzane. A i omega zachowywał się ostatnio dziwnie. Dziwniej niż zwykle. Nie połączyłem jednak faktów, bo zapomniałem, że to już ten czas. Tak więc dałem się wrobić. To tylko moja wina. Nie myślałem i teraz muszę tu siedzieć. A mógłbym siedzieć gdzieś z dala od wszystkich.

- Daren nie rób takiej miny. Eris się postarał. Uśmiechnij się.

- Nie.

Hilda oparła dłonie o biodra i popatrzyła na mnie spode łba, po czym bez pytania nałożyła mi udko na talerz.

- To chociaż coś zjedz. Jesteś taki gburowaty, bo żeś głodny. Na pewno.

- Zwabiliście mnie w pułapkę.

- Jaka tam pułapka. Jedzenie ci nakładam. Źle ci tu?

- Tak.

- No nie bądź taki. Miło przecież czas spędzamy.

- Twoje dzieci biegają po całym domu.

- Bo to dzieci. Jak będziesz miał swoje, to też będą biegać.

- Nie będę miał dzieci.

- Oj tak gadasz. Eris będzie dobrą matką.

- Żaden szczeniak nie będzie mi biegał po domu.

- Tak mówisz?

- Tak.

- A jak jakiś przyjdzie? Eris zaprosi omegę z dzieciątkiem. Może Collunia kogoś znajdzie. Hmmm? Co wtedy?

- Połamie szczeniakowi nogi.

- ... Ależ ty głupi jesteś. To nieśmieszne.

- Nie żartowałem.

- Ta, ta, tak sobie gadaj. Ja wiem, że ty wcale takich problemów z dziećmi nie masz. Jak ci się Val zrzygała to, żeś tylko miny robił. Nawet głosu nie podniosłeś.

- ... Miałem ochotę nią rzucić.

- Tak gadaj. Już ci wierzę. Ja wiem, że ty z dziećmi to niezręczny jesteś. Ale one cię lubią. A jak cię lubią, to znaczy, że czują, że im krzywdy nie zrobisz. Swen głupi nie jest. Wie z kim sobie, na co może pozwolić.

- Nie jestem tego taki pewien.

- Och już nie gadaj głupot. Jak maleństwo się urodzi, to znów będziesz kręcił nosem, ale weźmiesz na ręce.

- Mam nadzieję, że to będzie ostatnie.

- A nie wiem. Pewnie tak. Ale kto tam wie. Radzimy sobie jeszcze. Piątka to wcale nie będzie tak dużo. A no i nie zawsze da się przewidzieć, co to będzie. Przecież Nina i Val to na raz się pojawiły. A i to maleńkie to nieplanowane w sumie. Tak wyszło.

- Yhym.

- No na pewnie więcej niż ósemkę to nie chcę mieć.

- ... Myśleliście, by znaleźć inne zajęcie?

- Niż wychowywanie dzieci?

- Niż robienie dzieci.

Hilda rzuciła mi tylko kolejne potępiające spojrzenie, podkręciła głową, nałożyła kolejne udko i odeszła niezbyt zgrabnie, gdyż jej duży brzuch ledwo mieścił się między meblami. W pomieszczeniu było dość ciasno. Do głównej izby wstawiono dodatkowy stół i krzesła. Łącznie było tu teraz dziesięć osób. Ja, Ulfr i Hilda, ich cztery szczeniaki, Raul, Flynn i Eris, który biegał z kuchni do głównej izby, nosząc kolejne półmiski z jedzeniem. Miał dziś pracować u Hildy. Już kilka dni temu wrócił do tego zajęcia. Okazało się jednak, że w międzyczasie wymyślili spisek przeciwko mnie. Zebrali się tu. A Ulfr zwabił mnie, twierdząc, że potrzebuje mojej pomocy. A zastałem... To.

Uznałem, że nie ma co dalej rozmyślać nad swoimi błędami. Zabrałem się za udka. Były smaczne. Przynajmniej się najem. Byłem pewien, że nikt więcej tu nie przyjdzie. Tymczasem ktoś zapukał do drzwi. Otworzyła je najstarsza córka Ulfra i Hildy. Dwunastoletnia Hazel. Wróciła z Collą.

No tak. Mogłem się domyślić, że Eris jego też tu ściągnie. Omega szybko wypatrzył mnie przy stole i ruszył w moją stronę. Chcę tylko zjeść udka.

- Daren. Wszystkiego dobrego.

- Yhym.

- Nie spodziewałem się, że w tym roku będziesz świętował dzień urodzin.

- Ja też nie.

- ... Chyba rozumiem. To dlatego dowiedziałem się dopiero wczoraj.

- I tak wcześniej niż ja.

- Cóż... Nie jestem w stanie dać ci godnego podarunku. Mam nadzieję, że nie jest to...

- Nie chcę prezentów. Nic mi nie dawaj. Trzymaj szczeniaki z dala ode mnie i będziemy kwita.

- Przecież coś ci przyniosłem. Po prostu... To skromny podarunek.

Colla jest... Na swój sposób irytujący. Nie tak jak Eris. Ale irytujący. W sumie odkąd wrzuciłem go do zaspy, to zawsze kręcił się gdzieś w pobliżu mnie. Jednak może to i lepiej. Okazało się, że z niczym sobie nie radzi. Dał sobą pomiatać. Miałem okazję wyjaśnić kilka nieporozumień. A i na Erisa chyba jednak dobrze działa. Dogadują się. To dobrze. Niektóre tutejsze samice to straszne suki. Dwulicowe i samolubne. Colla jest... Wydaje się szczery.

- No dobrze. Co tam masz?

- To książka. O kwiatach.

- ... Nie powinieneś tego dać mojej omedze?

- Eris zna się na kwiatach. Ty nie. Następnym razem daj mu coś z tej książki zamiast...

- O czym sobie rozmawiacie?

Eris pojawił się za moimi plecami jakby znikąd. To mnie zaskoczyło. Może jednak ma w sobie coś z wilka.

- Dostałem podarunek.

- O jak miło! Colla nie musiałeś.

- ... Chwila, ale to mo...

- Możesz go położyć o tam. Na tamtą biedną stertę pełną ostrych rzeczy, które Daren dostał od reszty.

Colla zerknął na ową stertę. Dostałem głównie sprzęt do polowania. Flynn dał mi nóż do rzeźbienia w drewnie, ale skrzętnie ukrył go w pochwie. Mogłem się po nim spodziewać, że podaruje mi coś takiego.

- Też myślałem o nożu.

- No cóż, jego główne zajęcia to krojenie, ćwiartowanie, skórowanie, zabijanie i... Takie tam.

- No dobrze... Mam jakoś pomóc?

- Robimy małe kanapeczki. Byłbym wdzięczny, gdybyś pomógł Hildzie. Ja muszę pogadać z moim alfą.

- No dobrze. Będzie ktoś jeszcze?

- Cóż... To nieoficjalne przyjęcie. Więc nie.

- ... Luna będzie zła. Bardzo zła. Na ciebie.

- Ojej... Całe szczęście, że mam to gdzieś.

- Coraz lepiej sobie radzisz. Tak trzymaj.

Colla ominął tarzające się po podłodze dzieci i zniknął w kuchni. Szczeniaki dalej biły się na podłodze. Nie wiem czemu, ale to, że są to dwie dziewczynki, wydaje się dodawać całej sytuacji nieco brutalności. Cóż... Wyrosną na silne samice. Chociaż tyle.

Ciekawe, jaki będzie ten nowy szczeniak. To nie tak, że mnie to interesuje. Po prostu Ulfr ma trzy córki i jednego syna. Twierdzi, że wszystko mu jedno, jakiej płci będzie kolejne. Ale kolejna dziewczynka sprawiłaby, że jego dom zostanie już całkowicie zdominowany przez samice. Teraz jeszcze jakoś się trzyma. Choć przed chwilą Hazel zaplatała mu brodę. Chyba już został stracony.

- Jak ci się podoba? Zrobiliśmy pieczone kurczaki, baraninę, Hilda zrobiła kiełbasę, jest pyszna. A i ciastka są, ale takie mało słodkie więc może spróbuj. Później pokroimy ciasto. Wiem, że nie lubisz, ale urodziny nie mogą się obejść bez ciasta. A no i te kanapki zaraz się przyniesie.

- Mogłeś mnie uprzedzić.

- Gdybym cię uprzedził, to byś nie przyszedł.

- Tak. Dlatego mogłeś mnie uprzedzić.

- Nie bądź taki. Gdyby nie Flynn to bym nie wiedział, że masz dziś urodziny.

- A więc to jemu muszę za to podziękować.

- Jest miło. Są tu tylko ci, których lubisz.

- ...

- No znosisz ich wszystkich przecież.

- Przyznaje, że tak jest. Inaczej bym już wyszedł.

- No właśnie. To tylko takie spotkanie w większym gronie. Obiad z rodziną i przyjaciółmi. Z tą... lubianą rodziną. Wiem, że nie lubisz takich spotkań. Ale pomyślałem, że to dobrze na ciebie wpłynie. Takie... Zalążki socjalizacji.

- Yhym.

- ... Bardzo ci się nie podoba?

Ton omegi nieco się zmienił. Zerknąłem na niego. Wyglądał normalnie. Ale... Chyba mój brak zaangażowania i negatywne podejście sprawiają mu przykrość. Nie wiem, kiedy stałem się takim znawcą uczuć. Ale w jego przypadku zaczynałem powoli zauważać takie rzeczy. A więc spieprzyłem. Tym razem to chociaż zauważyłem.

- Jest... Znośnie. Szczeniaki za chwilę się zmęczą i trochę uspokoją. Jedzenie jest dobre. Dawno nie zostałem zaproszony na obiad. A urodziny ostatni raz świętowałem z matką. Więc... Nie jest źle. Po prostu nie czuję się zbyt pewnie w takich sytuacjach.

- Rozumiem. Nie chcę, żebyś się czuła niekomfortowo. Po prostu świętowanie urodzin z bliskimi to ważna część mojego życia. Pomyślałem, że ty też powinieneś spróbować. Jeśli ci się nie podoba, to następnym razem odpuszczę.

- Nie martw się o to. Muszę ponarzekać dla zasady. Inaczej nie byłbym sobą. Nie jest tak?

- ... Tak. W sumie to tak. Więc... Nie jesteś na mnie zły?

- Nie. W ogóle.

- Naprawdę? Myślałem, że będziesz wściekły.

- Chyba... Chyba się tego w jakimś stopniu spodziewałem. Sam nie wiem. To takie... W twoim stylu.

- Tak myślisz?

- Zdecydowanie.

- Coś w tym może być. Twoje ostatnie urodziny przeoczyliśmy. A i nie było między nami zbyt dobrze. A teraz to możemy stworzyć coś w rodzaju szczęśliwych wspomnień. Lub... No wiesz. Po prostu może być miło.

- Yhym... Tylko nie każ mi robić żadnych głupot.

- Spokojnie. To bardziej obiad niż przyjęcie.

- ... A gdzie prezent?

- Co?

- Uparłeś się na świętowanie... Gdzie mój prezent? Od ciebie nic jeszcze nie dostałem.

- ... Ale że z ciebie taki materialista?

- W sumie to nic nie chcę. Jestem ciekaw.

- Może nic dla ciebie nie mam.

- Też dobrze.

- ... No dobrze. Mam coś. Ale to był ciężki proces.

- Doprawdy?

- Tak. Widzisz... Najpierw zrobiłem ci sweter. Ale wyszedł tak brzydki, że ci go nie dam, bo będzie mi wstyd, jak ktoś cię w nim zobaczy.

- Więc nie sweter.

- Nie. Później... Później pomyślałem, że kupię ci skarpety. Wymienię na nie coś, co mam. Ale uznałem, że to trochę skromny prezent.

- Przydatny.

- Niby tak, ale skarpety to można dać i bez okazji.

- Więc nie skarpety.

- Nie wiedziałem co ci w sumie dać, bo nie obraź się, ale jesteś dość specyficzny. Taki no bardzo specyficzny. I w sumie też myślałem o nożu, ale trudno by mi było zdobyć jakiś porządny.

- Czyli nóż też nie.

- Też nie. I tak jakoś stanęło na czymś bardziej... No poprosiłem Raula, by mi to zorganizował. Mam nadzieję, że nie będziesz zły.

- ... Coś ty zrobił?

- Zostawiłem prezent w domu. Dam ci go jak wrócimy. Ale chyba mogę cię uprzedzić. Żebyś mógł się oswoić z tą myślą.

- ... Czy to koza?

- Co? Nie? Skąd taki pomysł?

- Nie wiem. Coś żywego by mnie wkurzyło.

- Nie. To nic żywego. To narzędzia.

- Narzędzia?

- Tak. Do rzeźbienia. W drewnie. Nie noże. Tylko takie... Takie dłuta. Mają różne kształty i rozmiary. Niektóre są drobne. Więc można robić nimi detale. Nie wiem, czy ci się spodoba coś takiego. Ale pomyślałem, że w ten sposób mógłbyś nieco rozwinąć swoje zainteresowania.

- ... Myślałeś, że będę zły? O... Zestaw do rzeźbienia w drewnie?

- Nie wydawałeś się zbytnio przekonany, gdy mówiłeś o tym swoim sekretnym zajęciu. I mówiłeś, że palisz wszystko, co zrobisz. Więc nie byłem pewien czy coś takiego byłoby dla ciebie odpowiednie. W końcu według siebie to dość mało męskie zajęcie.

- Owszem. Jednak... Uspokaja. A ostatnimi czasy potrzeba mi nieco spokoju.

- Więc... Taki prezent ci odpowiada?

- Tak. Dziękuję.

- To... To świetnie.

Uśmiechnął się. Z ulgą. Tak... Delikatnie. Jakby był z siebie zadowolony. Chyba poprawiłem mu nieco humor. To dobrze. Niech się nacieszy tym dniem. Dla mnie jest taki jak inne. Nie świętuję dnia swoich urodzin. To dla mnie kompletnie nieistotne. Jeśli jednak on tego chce... To niech miło spędzić ten czas.

- Daren?

- Tak?

- Nie złożyłem ci życzeń. Miałem to zrobić jak dam ci prezent, ale w sumie skoro już zdradziłem, co dostaniesz, to chyba nie ma na co czekać. Więc... Wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że następne twoje urodziny też spędzimy razem. I że będą jeszcze weselsze.

- Naprawdę tak myślisz?

- Tak. Jest miło. Lubię spędzać z tobą czas. Trudno mi to przyznać. Bo jeszcze niedawno trochę cię nie znosiłem. Ale... Nie jesteś złą osobą. I chciałbym poznać cię lepiej.

- ... Postaram się, by tak było.

- Mam nadzieję. A teraz zmykam. Muszę im pomóc z tymi kanapkami.

Omega zniknął tak szybko, jak się pojawił. Zostawił mnie nieco rozdartego. Jego słowa wydawały się bardzo abstrakcyjne. Zrobiłem mu tyle złego... A on mówi o tym, co będziemy robić za rok.

Popatrzyłem na ten chaos. Na Hazel która próbowała uspokoić młodsze rodzeństwo. Na Ulfra, Raula i Flynna dyskutujących o czymś zawzięcie. A po chwili do pomieszczenia wpadły jeszcze trzy głośne omegi. A jednak... Nagle czułem się tu zaskakująco dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top