Rozdział XXXI - Daren

27 maja

***** *** * ************ * ****** * **** *****

Nienawidzę, gdy coś nie idzie po mojej myśli. Miałem inne plany. Tymczasem część z nich musiałem przełożyć. W dodatku z powodu omegi. Jeszcze o tym nie wie, ale przez niego jestem poirytowany. Nie rozumiałem, dlaczego powierzone mi przez Agnes zadania były istotniejsze niż moja praca. Jednak nie miałem ochoty wykłócać się z tą kobietą. Zwłaszcza że ojciec był w domu i na pewno wtrąciłby swoje. Czasem lepiej odpuścić. Swoimi sprawami zajmę się jutro. Nie uciekną. Nie mogę tego samego powiedzieć o mojej omedze. Dlatego najpierw zajmę się nim. Przynajmniej będę mieć go z głowy na jakiś czas.

Problem był taki, że nie mogłem tego szczeniaka nigdzie znaleźć. Nie miał pojęcia, jak omegi marnują czas w wiosce. Gdzie właściwie chodzą. Nigdy mnie to nie interesowało. Alfy czy bety szukałbym w domu spotkań. Musiałem zniżyć się do pytania, czy ktoś ich nie widział. Przynajmniej mi się to opłaciło. Ponoć zmierzali w stronę małego placu. To było pierwsze miejsce, które sprawdziłem, jednak omegom jakoś udało się ze mną rozminąć. Irytujące. Dlaczego on irytuje mnie, nawet gdy nie zdaje sobie sprawy z tego, że akurat robi coś, co mnie irytuje.

Po ponad pół godzinie szukania w końcu go znalazłem. Stał obok Colli, a ten coś mu tłumaczył. Omegi najwyraźniej oglądały coś na stoliku starej Elli. Staruszka miała już z siedemdziesiąt lat i dalej bawiła się tymi koralikami. Omegi potrafiły jednak wymienić jedzenie na jakieś głupie paciorki na sznurku, więc staruszce się to opłacało. Nigdy nie zrozumiem, jak można zachowywać się jak sroka, będąc wilkiem.

- Eris!

Omega drgnął, po czym zwrócił się w moją stronę. Wydawał się zaskoczony moim widokiem. Cóż... Najprawdopodobniej założył już, że dziś się nie zobaczymy. Musiałem zepsuć mu plany. Przynajmniej teraz jedziemy na tym samym wozie. Podszedłem bliżej, jednak nie zdążyłem się odezwać, gdyż brunet zrobił to pierwszy.

- To nie ja.

Wpatrywałem się chwilę w moją omegę, zastanawiając się, czy to oznacza, że jeszcze będę musiał po nim dziś posprzątać.

- ... Co takiego?

- No... Wydajesz się zły. I krzyknąłeś na mnie. I przyszedłeś do mnie... Pewnie jesteś na coś zły, ale ja nic nie zrobiłem. Tym razem.

- ... Ty nie. Twoja rodzina tak. A teraz pożegnaj się z kolegą. Zmiana planów. Musimy załatwić kilka rzeczy.

- Coś się stało?

- Po prostu skończ dyskusję i chodź za mną.

Omega zacisnął usta, jakby miał zacząć się kłócić. Po chwili jednak jakby odpuścił. Ciekawe.

- Do zobaczenia Colla.

- Do zobaczenia.

Eris nawet nie spojrzał na drugiego omegę. Przyjrzałem się Colli, ale ten uśmiechał się delikatnie i dodatkowo skinął Erisowi głową na pożegnanie. Południowy omegą wyjątkowo nie sprawiał problemów i ruszył grzecznie za mną. Przynajmniej nie utrudniał mi roboty. Tym razem. Był też dość cichy.

- Musisz iść do tutejszej krawcowej. Uszyje dla ciebie strój. Bardziej na tutejszą modłę.

- Po co mi taki strój? Przywiozłem dużo swoich.

- To prezent od Luny. Na twoje urodziny. Są już wkrótce. Mój ojciec urządzi nieco bardziej uroczysty obiad by to świętować. Chciała, byś założył z tej okazji coś bardziej tutejszego.

- Och... A to niby dlaczego? Przecież on też mnie nie lubi. Myślałem, że nie dostanę już zaproszenia do domu Alfy.

- Dostaliśmy list. Twoi bracia się zapowiedzieli.

- Co takiego?

- Napisali, że przybędą na twoje urodziny. Mogą być trochę wcześniej lub później w zależności od tego, jak minie im podróż. Jednak na pewno przyjadą. W takim wypadku Alfa musi ich ugościć. A skoro przychodzą, by świętować twoje urodziny, trzeba coś zorganizować.

- ... Czyli wyprawiacie mi urodziny tylko dlatego, że przyjeżdża moja rodzina i musicie pokazać, że mam dla was jakieś znaczenie, mimo iż w zasadzie wcale tak nie jest?

Zerknąłem na omegę, który najwyraźniej czekał na odpowiedź, bo wpatrywał się we mnie z wyczekiwaniem.

- Tak. Dokładnie tak.

- Powiem im to.

- To bez znaczenia. Liczą się pozory. Poza tym Agnes chce zgrywać dobrą Lunę. Nie narzekaj. Dostaniesz prezenty.

- Nie narzekam przecież.

To po co mówi? Nie rozumiem, po co te dyskusje. Lubi mieć ostatnie słowo. Na szczęście resztę drogi przeszedł w ciszy. Aż dotarliśmy do wilczycy, do której posłała mnie Agnes. Nie spodziewałem się, że ta część tak długo zajmie. W końcu nie miała szyć tego stroju a jedynie zebrać kilka informacji. Tyle dobrego, że omega współpracował z kobietą, gdy ta mierzyła go i zadawała mu pytania. Później mnie wyprosili jednak i tak nie interesowało mnie, co robią. Grunt, że w końcu skończyli. Następnie zabrałem omegę do szewca, u którego poszło znacznie szybciej a później do Eleny, by zorganizować mu jakąś chustę. Tutejsze kobiety i omegi często je noszą zwłaszcza przy bardziej specjalnych okazjach. Chusta się mu przyda. Będzie wyglądał skromniej. Jego włosy przyciągają uwagę. Poza tym miał się zasymilować.

Ostatecznie skończyliśmy przed zapadnięciem zmroku, jednak słońce już powoli zachodziło, gdy odbieraliśmy konie ze stajni. Nie było już sensu, bym wracał do załatwiania własnych spraw. Równie dobrze mogłem zaprowadzić omegę do domu i samemu nieco odpocząć. Odebrałem tylko jedzenie, które miałem dostać za pomoc przy naprawianiu ogrodzenia. Omega ostatnio narzekał, że je ciągle to samo. Dostałem dwa rodzaje sera, trochę świeżych warzyw, jakieś dwa dżemy, wędliny i nieco ziół. Jeśli dalej będzie narzekać, będzie jadł sarninę przez najbliższe dwa tygodnie.

Gdy ruszyliśmy do domu, moja irytacja nieco zmalała. Zacząłem myśleć o bardziej pozytywnych aspektach tego, co się wydarzyło. Będę mógł odpocząć. Przynajmniej tyle dobrego z tej sytuacji. Ponadto panowała przyjemna cisza. Dopiero gdy byliśmy mniej więcej w połowie drogi, zorientowałem się, że cisza to dość niezwykłe zjawisko, gdy w pobliżu jest moja omega. Czasem nawet mówił do siebie. Trudno więc było go całkowicie uciszyć.

Jechał tuż obok, więc zerknąłem na niego dyskretnie, ale on po prostu patrzył przed siebie lekko zamyślony. To było... Dziwne. Cisza jest dobra. Powinienem się nią cieszyć. W końcu nie wiadomo kiedy znów będę mógł jej doświadczyć. Moja omega jest niezwykle gadatliwa. A ja lubię ciszę...

Ale dlaczego właściwie on nic nie mówi? Jeszcze raz spojrzałem na omegę, jednak wyglądał normalnie. Zbliża się pełnia. Może jego wilk już czuje zew księżyca. Mój jest coraz bliżej powierzchni. Jednak... Jego wilk raczej nie jest odpowiedzialny za brak energii. Powinno być odwrotnie. Wilk zazwyczaj sprawia, że trudniej jest usiedzieć spokojnie. Być może wizyta w wiosce go zmęczyła. Omegi są takie słabe i wszystko je męczy. Jednak nawet podczas dość trudnej przeprawy przez góry był bardziej żywy. Nie, żebym się przejmował. To po prostu nietypowe.

Nie jest ranny. Wyczułbym to. Nasza więź nie jest silna, jednak tak podstawowe uczucia, jak cierpienie na pewno rozdrażniłyby mojego wilka... Więc dlaczego? W końcu przekazałem mu, wydaje mi się, że dość dobre wieści. Powinien się chyba cieszyć z wizyty rodzeństwa. W końcu rozstanie z nimi było dla niego wielkim problemem.

Przypatrywałem mu się chwilę, aż nagle omega spojrzał na mnie. Chyba wyczuł, że na niego patrzę. Poruszył się lekko na koniu. Najwyraźniej moje spojrzenie nieco go niepokoiło. Cóż... Odpowiednia reakcja. Nadal jednak się nie odezwał. To... Irytuje mnie to.

- Jak minęła ci wizyta w wiosce?

Omega drgnął zaskoczony, po czym po dłuższej chwili wahania w końcu się odezwał.

- Ja... Colla pokazał mi kilka ciekawych miejsc. Było... W porządku.

- ... Kupiłeś coś?

- Nie.

- Dlaczego? Powiedziałem, że później za to zapłacę.

- Nie potrzebuję niczego od ciebie.

Omega unikał mojego wzorku. To dość nietypowe. Zazwyczaj bezczelnie odwzajemnia spojrzenie. Jak szczeniak próbujący walczyć z dorosłym. Tymczasem zachowuje się jak... Jak uległy.

- Czyli sam zdobędziesz dla siebie pożywienie?

- Ja... Chodzi mi o zbędne rzeczy. Niczego nie potrzebuję. Nie jestem pijawką.

- A ktoś ci powiedział, że jesteś?

Omega drgnął zaskoczony i wydawał się lekko zbity z tropu. Chyba zaczynam rozumieć.

- Ja po prostu... Pracuję na to jedzenie. Gotuję ci, a w domu jest zawsze czysto. Chyba coś mi się należy?

- Owszem.

- Właśnie.

- ... To kto nazwał cię pijawką?

Gdyby nie to, że omega siedział na koniu, pewnie by się potknął. Właściwie dziw, że nie spadł z wierzchowca.

- Co? To... Nikt.

- Nikt. Więc jak cię nazwano?

- O czym ty mówisz? Ja nic takiego... Po prostu nie chcę być pasożytem.

- A więc pasożyt. Coś w tym jest.

- Ja... Ja nie...

- Chociaż nazwałbym to raczej symbiozą. Co prawda masz z tego więcej niż ja, jednak są jakieś plusy tej sytuacji. Nie znoszę sprzątać, ale lubię porządek. Więc się przydajesz.

- ... Nie wiem, o czym ty gadasz.

Omega był nerwowy. Próbował coś ukryć, jednak niezbyt mu to wychodziło. Cóż... Mogłem się tego spodziewać. Co prawda liczyłem, że ten szczeniak się choć trochę bardziej postara. Z drugiej strony może i lepiej. Będę mieć to już z głowy. Prędzej czy później ta rozmowa by nastąpiła.

- Unieś głowę.

- Co takiego?

- Odkąd po ciebie przyszedłem, cały czas patrzysz w dół.

- I co z tego?

- Jak mają cię szanować, jak zachowujesz się jak ofiara?

- Ja wcale nie...

- Użeram się z tobą od kilku miesięcy, bo jesteś bezczelny, nieokrzesany, pyskaty i niewychowany a teraz nagle nabierasz ogłady?

- Sam chciałeś, żebym zaczął się przyzwoicie zachowywać. Co ci znowu nie pasuje? Jak gadam to źle. Jak jestem cicho to też źle. O co ci niby chodzi?

- Miałeś nauczyć się naszych zasad.

- Według waszych zasad omega ma zamknąć pysk i grzecznie słuchać pana.

- Masz słuchać mnie. I zachowywać się przyzwoicie wśród innych. Hierarchia jest chyba dla ciebie dość jasna.

- Alfy są na górze omegi na samym dole. Znam swoje miejsce.

- A mimo to dajesz sobą pomiatać.

- Jak ci pyskuję, to jest źle.

- Bo mi nie powinieneś pyskować.

- Więc do czego niby zmierzasz?

- Do tego, że jesteś moją omegą i przynosisz mi wstyd.

Eris tak jak się spodziewałem, poczerwieniał delikatnie i zacisnął mocno usta. Był zły. Cóż... To dziwne, ale poczułem się jakoś lepiej.

- Przepraszam bardzo, że jestem taki beznadziejny panie doskonały alfo.

- Jestem alfą. Mam zostać przywódcą tego stada. A ty jesteś, czy tego chcesz, czy nie, moim partnerem. A więc przyszłą Luną. Nie możesz być słaby. W ten sposób nie tylko ty tracisz szacunek, ale i ja.

- Ciągle mi powtarzasz, że jestem słaby.

- Bo jesteś. Mógłbym ci złamać kark jedną ręką i to bez zbytnich starań. Wszystkie omegi są słabe. Jednak nie jesteś pierwszą lepszą omegą, tylko moją omegą.

- To ty mnie tu przyprowadziłeś.

- I wiedziałem, że będą z tobą problemy. Nie spodziewałam się, że w tym aspekcie. Przynosisz teraz wstyd nie tylko mojej rodzinie. Swojej też.

- To nieprawda. Moja rodzina nigdy by się mnie nie wstydziła.

- Doprawdy? Jeśli dasz sobą pomiatać jakiejś pierwszej lepszej omedze czy becie to jak to o tobie i twojej rodzinie świadczy?

- Ja...

- Unieś głowę i zachowuj się jak wilk, zamiast podkulać ogon i piszczeć ze strachu.

- Niczego takiego nie robię!

- A myślisz, że jak wszyscy odczytują twoją postawę? Tutaj na szacunek trzeba sobie zasłużyć. Jeśli cię nie szanują, spraw, aby to robili. Kim jesteś? Delikatną i tchórzliwą omegą z południa?

- Przeżyłem więcej niż wy wszyscy. Urodziłem się na Północy, ale przemierzałem pustynię Wschodu. Nie jestem tchórzem.

- Więc nie zachowuj się jak tchórz. Nie szanujemy tchórzy.

- ... Jeśli będę pyskował, zagrozisz mi, że będę spać na dworze.

- Tak.

- Więc co mam niby robić?

- Nie każę ci pyskować. Każę ci zająć odpowiednie miejsce w hierarchii.

- Ja... Nie rozumiem cię. Dajesz mi sprzeczne sygnały.

- Masz zachowywać się jak dobra omega, a nie dzikus, ale jednocześnie masz przestać dawać sobą pomiatać. Czy to dla ciebie zbyt skomplikowane?

- Tak! Nie wiem, o co ci chodzi. Ja... Nie chcę z nikim walczyć.

- Nikt ci nie każe. Masz tylko zdobyć należny ci szacunek. Wtedy zaczną traktować cię poważnie. Na razie jesteś na samym dole hierarchii. Nie masz ich szacunku, a póki nie masz szacunku, nie zyskasz empatii. Więc przestań się nad sobą rozczulać.

- Jesteś najgorszy.

- Już mi to mówiłeś.

Omega przez chwilę spoglądał na mnie z wyrzutami, jednak podobało mi się to spojrzenie. W końcu było normalnie. Eris był zły i ewidentnie mocno uraziłem jego dumę. Powinien wziąć się w garść. Skoro ja nie mogę nim pomiatać, to tym bardziej nie będą tego robić inni.

- Dlaczego wybrałeś Collę, żeby się mną zajął?

Najwyraźniej z humorem niestety odzyskał też zdolność mówienia.

- Ponieważ jesteście podobni.

- To nieprawda.

- Prawda. Poza tym Colla jest słaby. Powinieneś sobie z nim poradzić.

- Ja... Nie lubię cię.

- Wzajemnie.

- ... Ale... Może posłucham twojej rady. Po prostu nie chciałem być niemiły dla mojego nowego stada. U nas na południu wilki nie są takimi chamami i gburami.

- Nie interesuje mnie to.

- A tak w ogóle to, jak ty się do mnie odzywasz?

- ... Mogłem siedzieć cicho.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top