Rozdział XXX - Eris

27 maja

- Dobrze znasz Colle?

Alfa westchnął ciężko, co nieco mnie zirytowało, bo dziś nie jestem aż tak męczący. Jesteśmy w drodze od godziny, a to dopiero chyba trzecie pytanie, jakie zadałem. Nie widziałem jego twarzy, bo jechał kawałek przede mną. Więc widziałem tylko jego plecy i tyłek jego konia.

- Czy tak ciężko jest mi odpowiedzieć?

- Skoro musisz wiedzieć to nie. Jest dość... Wszędobylski. Dlatego rzucił mi się w oczy. Uznałem, że się dogadacie.

- Co to znaczy wszędobylski?

- Ciągle kręci się po wiosce, gdy coś się dzieje, jest pierwszy, by to zobaczyć, bywa wścibski i zadaje mnóstwo pytań. Kogoś ci przypomina?

- ... Wydaje się miły. Wczoraj dobrze nam się rozmawiało. Było trochę drętwo, ale w sumie tak bywa, gdy ludzie się jeszcze zbytnio nie znają.

- Najwyraźniej.

- ... Dziękuję, że nas poznałeś.

- Teraz będziesz mniej jęczeć?

- ... Może.

- Więc było warto zadać sobie nieco trudu.

- Pfff.

- Macie wrócić przed zachodem słońca.

- Dobrze mamo.

- Las bywa niebezpieczny. Lepiej, żeby omegi nie szwendały się po nim po zmroku.

- Ty wracasz późno w nocy.

- Bo nie jestem omegą i poradzę sobie z tygrysem śnieżnym.

- Z czym?

- Duży, ostre zęby, pazury, zjada wkurzające omegi.

- ... Trochę podobny do ciebie.

- Jeszcze cię nie zjadłem.

- A masz ochotę?

- Ciągle.

- ... Wydaje mi się, że myślimy o dwóch różnych rzeczach.

Alfa zerknął na mnie i mocno zmarszczył brwi, więc chyba nie załapał mojego niestosownego żartu. W sumie nic dziwnego. Tylko raz spojrzał na mnie jak na kogoś atrakcyjnego i było to wtedy, gdy stracił kontrolę nad sobą przez zapach omegi w rui. Jego wilk chciał wtedy posiąść jakąś omegę, a ja się wcisnąłem przed Novę. Poza tym jednym incydentem Daren nigdy nie okazał mną żadnego zainteresowania. Może nie jestem w jego typie.

Przyznam, że to trochę boli. Powinienem mieć jego opinię w poważaniu, jednak nie jestem w stanie. Sam uważam, że Daren jest... No muszę przyznać, że jest dość atrakcyjny. Nawet... Bardzo atrakcyjny. Jednak on nie myśli tego samego o mnie. Na ceremonii Siry i Linadela powiedział, że ładnie wyglądam, ale dopiero gdy to z niego wyciągnąłem, więc się nie liczy. Zapewne zrobił to z grzeczności. Właściwie... Ciekawe, jakie osoby mu się podobają. Bo na pewno ma jakiś swój typ.

- Co będziesz dziś robił?

Nie widziałem już jego twarzy, ale coś mi mówiło, że był zirytowany. Nie obchodzi mnie to. Chcę wiedzieć, co będzie robił. Wybiera się do wioski i bierze mnie ze sobą, by podrzucić mnie Colli. Później znów gdzieś zniknie na cały dzień. Do domu mam wrócić z Collą.

- Spotykasz się z kochanką czy coś?

- Jesteś głupi czy głupi?

- O... Żart ci się wyostrzył. No co będziesz robił? To chyba nie sekret.

- Odbiorę listy. Zorganizuję kilka rzeczy, które przydadzą się do domu. Muszę porozmawiać z ojcem, bo czegoś ode mnie chciał. I spotkam się z bratem.

- Którym.

- Flynnem.

- Kiedy go w końcu poznam?

- ... Na pewno będzie na twoich urodzinach.

- Chyba żartujesz. Mieszka w tym stadzie. Chcę go w końcu poznać. Nawet Raul nas raz odwiedził. A on nic. W takim razie my go odwiedźmy.

- Nie zamierzam...

- Powiedz mu, że w przyszłym tygodniu ma nas odwiedzić albo my go odwiedzimy.

- Nie masz prawa niczego wymagać.

- Oczywiście, że mam. Chcę poznać twojego starszego brata. Dlaczego miałby być z tym problem?

- ... Mogę zapytać Flynna, czy chce przyjąć gości.

- Świetnie. Powiedz mu, że go pozdrawiam, mimo że go nie znam. I powiedz, że nie mogę się doczekać, aż się poznamy. I jeszcze powiedz, że życzę mu powrotu do zdrowia i dobrego samopoczucia.

- Nie.

- ... Ale jesteś chuj.

Alfa pociągnął za wodze i zatrzymał konia. Zrobiłem to samo i zastanawiałem się, czy nie wykonać szybkiego odwrotu. Alfa obrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.

- ... No taka prawda.

- Jak ty się odzywasz?

- ... Na Wschodzie nikt nie robi o takie rzeczy problemu.

- Tutaj robią. Mam ci wypłukać usta wrzątkiem?

- Sam się lepiej nie odzywasz. Słyszałem, jak przeklinasz.

- Mi wolno.

- A mi nie?

- Nie.

- To niesprawiedliwe.

- Nie waż się wyrażać tak przy innych.

- Kto by pomyślał, że wy tacy wrażliwi.

Alfa rzucił mi jeszcze jedno groźne spojrzenie, po czym wznowił podróż. Sknera. Dupek. Kutas. Ymm... Psisyn. Znam dużo przekleństw i wyzwisk. Sira mnie nauczył. Już się do alfy nie odzywałem, bo miałem go trochę dość. Poza tym po jakimś kwadransie byliśmy już w wiosce.

Dawno mnie tu nie było i po tak długim odcięciu od świata byłem trochę oszołomiony ilością doznań. Mnóstwo nieznajomych twarzy, wiele dźwięków i zapachów. Potrzebowałem chwili, by do tego przywyknąć. Mieszkańcy wioski schylali głowy, gdy Daren obok nich przejeżdżał. Na mnie się tylko trochę bezczelnie gapili. Dziś upiąłem włosy w wysoki kucyk. Daren powiedział, że wyglądam zbyt frywolnie, więc nic nie zmieniałem. Wyraz jego twarzy był bardzo satysfakcjonujący.

Dojechaliśmy do stajni, gdzie wilki trzymały niemal wszystkie konie. Część miała swoich stałych właścicieli, jednak większość należała do ogółu i każdy mógł z nich korzystać czy to przy pracy na roli, czy do podróży. Zsiadłem ze swojego i podałem wodze zajmującymi się końmi wilkowi. Zauważyłem, że Daren robi to samo.

- Witaj Eris. Dzień dobry Darenie.

Nie wiem, skąd wyrósł Colla, ale lekko mnie przestraszył. Nie zdążyłem nic powiedzieć, ponieważ mój alfa mnie wyprzedził.

- Zajmij go czymś. Zapewne wrócę do domu przed wami, więc odprowadź go przed zmrokiem. Tak, żebyś i ty zdążył wrócić nim zrobić się ciemno.

- Oczywiście.

- Jeśli coś mu się spodoba, niech to weźmie. Powiesz, że później jakoś za to zapłacę.

- Dobrze.

- Pilnuj go. Niech się zachowuje. Jeśli będzie ci przynosić wstyd, daj mu po łapach.

- Nie uderzyłbym twojego omegi. Nigdy.

Daren spojrzał na omegę tym typowym alfim wzrokiem, który ma pokazać, kto tu rządzi. Zaraz ja mu pokaże, kto tu rządzi. Co on właśnie kazał mu robić?

- ... Dobra odpowiedź. Jak spadnie mu włos z głowy, nie będę zadowolony.

No dobrze... Teraz czuję się zdezorientowany. Chociaż... Może Daren go sprawdzał. Jednak to nie tak, że go obchodzi, co mi się stanie. Chociaż nie. W sumie ma to sens. W końcu jestem jego omegą. Alfy tak mają. Muszą chodzić i podkreślać, że "jesteś ich". Mogą w ten sposób pokazywać swoją dominację. Coś na zasadzie "nikt nie dotyka tego, co moje". Pewnie o to chodzi. Jeśli alfa nie ma tyle respektu, by inni nie bali się zrobić coś jego własności, to jest to duży cios w dumę. Daren kiedyś będzie Alfą. Nie może pozwolić na to, by ktoś krzywdził jego partnera bez jego przywołania. To by oznaczało słabość. A alfy nie pokazują przecież słabości.

Cóż... Przynajmniej mam jakąś ochronę. Nie żeby ktokolwiek tu chciał mi coś zrobić. Może i nie jestem lubiany, ale nikt mi krzywdy raczej nie zrobi. Nadal jestem tu niejako gościem, kimś, kto jest synem Alfy stada, z którym zawarto sojusz no i dodatkowo partnerem dość ważnego w hierarchii alfy. W sumie mogą mi naskoczyć.

- Będę go pilnował. Obiecuję.

- Na to liczę. Powodzenia.

Powiedział to, jakby przebywanie ze mną było jakąś torturą. Bez przesady. W mojej wiosce wszyscy lubili ze mną przebywać. Po prostu Daren ma kij w tyłku. Blondwłosy alfa nic więcej nie powiedział, tylko zabrał swoje rzeczy i poszedł w swoją stronę. Wypiąłem mu język na pożegnanie. Nie widział, bo był odwrócony plecami. Jakby widział, to też bym mu pokazał język. Już się go nie boję. Znaczy... No nie boję się. On tylko warczy i grozi, ale to wszystko.

- No to... Gdzie idziemy?

- Mam cię zapoznać z naszymi zasadami więc pójdziemy do szwalni. Kobiety i omegi zajmują się tam tkaniem i szyciem, by przysłużyć się naszemu stadu.

- No tak. Macie dużo owiec i dużo wełny... i takich tam. No dobra. To prowadź.

Omega ruszył pewnym krokiem, a ja podążyłem za nim. W międzyczasie rozglądałem się po wiosce i chłonąłem każdy widok. W końcu miałem się tu zaaklimatyzować.

- Macie jakieś miejsca, gdzie się spotykacie? Bo wiem, że jest takie miejsc dla alf i mężczyzn, ale co z resztą?

- ... Zazwyczaj spotykamy się przy pracy. Czasem na głównym placu. Niektórzy wymieniają tam produkty. Przejdziemy się tam.

Colla wydawał się jakiś... Bardziej osowiały. Wcześniej był radośniejszy i bardziej energiczny. Natomiast teraz cały czas miał ten sam jakby lekko znudzony wyraz twarzy.

- Ym... Coś się stało?

- Nie.

- Bo wydajesz się odrobinę... w gorszym humorze.

- Cóż mam trochę lepsze rzeczy do roboty niż oprowadzanie obcego po moim stadzie.

Potknąłem się o coś, bo to, co usłyszałam, na chwilę zablokowało mi zdolność myślenia.

- Słucham?

- Nie każdy całymi dniami przesiaduje w domu. Niektórzy z nas pracują.

- ... Sam mnie zaprosiłeś. Znaczy... Zgodziłeś się ze mną iść. I wczoraj nie miałeś z tym żadnego problemu.

Omega zerknął na mnie i zdecydowanie spojrzał na mnie... z góry.

- Daren chciał, bym się tobą zajął. Przecież nie mogłem odmówić.

- ... Czyli mnie nie lubisz?

- Dlaczego miałbym cię lubić? Jesteś irytujący.

- ... Czyli udawałeś?

- Tak.

Przez chwilę szedłem za nim w ciszy i trochę cieszyłem się, że nie widzi wyrazu mojej twarzy. Czy byłem rozczarowany? Tak. Czy byłem odrobinę zraniony? Też. Jednak przede wszystkim odrobinę mnie zatkało, bo... Po co to wszystko? Myślałem, że... Po prostu... Nie rozumiem.

- A mogę wiedzieć, po co był ten cały teatrzyk?

Colla spojrzał na mnie, jakbym był idiotą. No może jestem, skoro nie potrafię zrozumieć jak myślą kłamliwe łajzy.

- Gdyby Daren usłyszał, że nie okazuję ci sympatii, nie byłby zadowolony.

- Skoro mnie nie lubisz, to się ze mną nie zadawaj. Daren znajdzie mi kogoś innego.

- Wątpię. Nikt cię tu nie lubi.

- ... To nieprawda.

Omega zatrzymał się i spojrzał mi w oczy. Teraz nie wydawał się zbyt łagodny. Bez uśmiechu jego twarz wyglądała srogo a ciemne oczy nieprzyjaźnie.

- Część omeg nie może być twoim opiekunem, ponieważ mają ruję w tym samym czasie co ty. A te, które zostały... Cóż. Sporo tutejszych omeg zwłaszcza tych z nieco bardziej znaczących rodzin nienawidzi cię, ponieważ miały szanse na bycie na twoim miejscu. Ich matki nie lubią cię z tego samego powodu. Natomiast omegi, które stoją nieco niżej w hierarchii, nienawidzą cię, za bycie rozpieszczonym pieskiem. Nie lubimy tu takich jak ty. O gładziutkiej buzi i delikatnych dłoniach. Nie szanujmy tych, którzy nie zaznali trudów w życiu.

- Ty... Ja nie... Ja... Moje życie nie zawsze było usłane różami.

- A nasze nigdy nie było, nie jest i nie będzie. Więc się nie wysilaj. Nikogo tutaj nie obchodzą twoje problemy. Mamy własne.

Po tych słowach omega odwrócił się i ruszył dalej. Ja jednak nie zamierzałem odpuścić.

- ... Czyli nikt mnie tu nie lubi?

- Na pewno żadna omega czy żeńska beta.

- Więc dlaczego, jak to ująłeś, zgodziłeś się mną opiekować?

- Już mówiłem. Daren chciał, bym to zrobił.

- Mogłeś odmówić.

- Jemu się nie odmawia.

- Nieprawda. Ja mu ciągle odmawiam.

Omega zatrzymał się i spojrzał na mnie tym razem z lekko rozchylonymi ustami i wyraźnym wyrazem zaskoczenia.

- Ty... Nic dziwnego, że cię nie chce. To musi być okropne nie móc uwolnić się od kogoś takiego.

- Myślisz, że jesteś lepszy niż ja?

Spojrzałem mu prosto w oczy. Z wyzwaniem. Odwzajemnił moje spojrzenie.

- Nie. Nie jestem lepszy. Jednak znam wiele lepszych partii dla Darena niż ty.

Znów przerwał dyskusję i ruszył przed siebie. Nie zamierzałem dłużej się kłócić. Zwłaszcza że jego ostatnie słowa brzmiały, jakby były przepełnione goryczą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top