Rozdział XLV - Daren

29 lipca

Myślałem, że będzie tu dziś ciszej. Miałem nadzieję, że nikogo tu nie będzie. Że w spokoju zjem coś i odpocznę po tych kilku dniach. Niestety nie jest mi to dane. Powinienem był zostać w lesie.

W domu spotkań poza mną było trzech mężczyzn. Na szczęście siedzieli w swojej grupie na drugim końcu pomieszczenia. Słyszałem jednak ich głosy, nie starali się bowiem być cicho. To mnie irytowało, ale musiałem to jakoś znieść. Chwilowo nie miałem gdzie się udać. Oczywiście mogłem wrócić do lasu. Potropić jeszcze. Pewnie coś bym upolował. Wolałem jednak pozwolić sobie na chwilę bardziej biernego odpoczynku. Cztery dni w górach nieco mnie osłabiły. Nie na tyle bym miał się tym przyjmować. Wolę jednak być w pełni sił.

Usłyszałem, jak drzwi otwierają się i zamykają. Kolejny gość. Kolejny głos dołączy do tego hałasu. Rozważałem już opuszczenie tego miejsca. Jednak poczułem znajomy zapach. Dąb. Coś jak mokra kora, ale i odrobiną ciężkiego dymu. Zostałem więc na miejscu. Nie było sensu teraz uciekać. Wytknąłby mi to. Ciężkie kroki zmierzały w moim kierunku. Po chwili na krześle naprzeciw mojego usiadł zwalisty mężczyzna. Wszystkie meble w domu spotkań były robione dla alf. Uwzględniały więc nasze duże rozmiary. Jednak dla Ulfra wydawały się wciąż za małe.

- No tego się nie spodziewałem. Daren w domu spotkań. Niesłychane.

Wesoły ton alfy lekko mnie drażnił. Jednak w tym przypadku byłem w stanie to zignorować.

- Byłem tu już kiedyś. Kilka razy.

- Kiedy ostatnio?

- ... Trzy lata temu. Tak myślę.

- No właśnie. Zazwyczaj są jakieś powody. Bez nich nie wychodzisz z nory. Co cię tu sprowadza?

- Czekam na kotleta z tego dzika, którego tu przed chwilą przytaszczyłem.

- Byłeś na polowaniu? Gdzie? I jak zwierzyna?

- Na północy. Znalazłem ślady tygrysa. Półtora dnia drogi od wioski. Zostawiłem go w spokoju. Możesz poinformować resztę.

- Nie stanowi zagrożenia?

- Nie zbliży się do wioski.

- A do twojego domu?

- Też nie. Jest za daleko. I już chyba zajął sobie terytorium. Raczej nie będzie wychodził poza nie.

- Widzę, że daleko zaszedłeś... Długo cię nie było?

- Cztery dni. Pięć... Zależy jak liczyć.

- To długie polowanie. Nic nie mogłeś znaleźć?

- Ja... Szukałem czegoś, co będzie większym wyzwaniem.

- A czemu twoja omega nie przyrządza ci obiadu, tylko moja żona? Oczywiście... Rozumiem. Moja Hilda wspaniale gotuje. Jednak... Nie powinieneś być w domu?

- Nie.

- Yhym... Jak ci się właściwie układa? Trochę mnie nie było, więc sporo mnie ominęło.

Rzeczywiście Ulfra dość długo nie było w stadzie. Prawie dwa miesiące spędził w górach. Przy budowie tamy. Raul dość długo próbował przeforsować ten pomysł i ojciec w końcu się zgodził. Raul działał więc szybko, by zacząć nim ojciec się rozmyśli. Kilka alf i bet udało się w góry, by się tym zająć. Miało to pomóc kontrolować rzekę, a więc także uprawy. Z tego co mi wiadomo, są dopiero w pierwszej fazie budowy.

- Jeśli pytasz o omegę, to jszcze go nie zabiłem.

- Och przestań. To dobry chłopak. Troszeczkę taki... Taki... No drobny taki. Można by go troszkę podtuczyć. Przytył trochę?

- Nie mam pojęcia.

- To jak ty go pilnujesz?

- Sam się pilnuje.

- Och Daren, Daren... Co ja się z tobą mam. Co ta biedna omega się z tobą ma!

- Niczego mu nie brakuje.

- Toć wiem, że go nie głodzisz. Ale łatwo mu z tobą na pewno nie jest.

- Może w każdej chwili odjeść.

- Naprawdę tak myślisz?

- To mu obiecaliśmy. Wie o tym. Gdy jego bracia odjeżdżali, nawet nie wspomniał o tym, by zabrać się z nimi, a miał ku temu doskonałe okoliczności.

- No oczywiście. Bo to nie tak, że pewnie bez ciebie będzie dostawał takiej samej gorączki, jak ty bez niego.

- Ja nie... To inna sytuacja i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.

- No nie wiem... Więź działa w obie strony. Może nie będzie urządzał takich awantur jak ty, ale na pewno to odczuje.

- W takim razie obaj w tym siedzimy. A to, co robi to, nadal nie jest mój problem.

- Daren... Dlaczego nie jesteś w domu? Rozumiem, gdybyś dalej siedział w lesie. Jednak jesteś tutaj. To mnie niepokoi.

- To nie twoja sprawa.

Alfa popatrzył na mnie spode łba. Nie z groźbą. Raczej z rozczarowaniem. Świetnie. Mogłem wyjść, nim się przysiadł. Czułem że tego pożałuję.

- A właśnie że trochę moja. No mówże. Nie zachowuj się jak dziecko. Coś się stało? Pokłóciliście się? Wyrzucił się z domu?

- To mój dom. Jak miałby mnie z biegiem wyrzucić?

- Tak jak Hilda wyrzuciła mnie kiedyś z mojego. Więc?

- ... Nic z tych rzeczy się nie wydarzyło.

- To gdzie leży problem?

- Miał ruję.

- Och... Rozumiem. Jednak... Pełnia skończyła się przedwczoraj.

- Owszem.

- A więc co powstrzymuje cię przed powrotem do domu?

- On mnie powstrzymuje.

Ulfr mnie denerwował. Spoglądał na mnie spod tych grubych, ciemnych brwi, gładził się po brodzie, po czym tak po prostu wyciągał na wierzch to, co siedziało mi w głowie. Nienawidzę tego. Nienawidzę, gdy to robi.

- Kiedyś będziesz musiał wrócić.

- Mogę jutro. Lub pojutrze.

- Daren... Przecież nic mu nie zrobisz. Nawet jeśli coś wyczujesz, to minęły dwa dni.

- Nie rozumiesz.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że znajdujesz się w dość wyjątkowej sytuacji. Jednak nie możesz uciekać do lasu za każdym razem, gdy będziesz miał jakieś drobne wątpliwości.

- ... Ja...

Alfa wpatrywał się we mnie ciemnymi oczami. Zawsze to robił. Patrzył na mnie bez wahania. Nie próbował walczyć o dominację. Po prostu próbował coś dostrzec. Wiedziałem, że już nie odpuści. Będzie próbował do skutku.

- Czuję się gorzej.

- Czy... Coś się wydarzyło?

- Nie. Jednak... Coś może się wydarzyć.

- Rozumiem, że cię to martwi. Wiem, że nie chcesz ryzykować. Rozumiem to. Jednak w twoim domu jest teraz omega. Chyba nie zostawiłeś go samego na tyle dni?

- Oczywiście się, że nie. Colla został z nim na czas rui.

- Która minęła dwa dni temu.

- Poradzi sobie sam. Zapewne jest mu tam lepiej, gdy mnie tam nie ma. Może się nie zorientowałeś, ale za sobą nie przepadamy.

- Daren... Nie możesz uciekać od problemów. To nie jest rozwiązanie.

- Nie uciekam. Próbuję nie dopuścić do... Do czegoś, czego nie będzie się dało naprawić.

- Czyli zamierzasz trzymać go tam jak jakieś zwierzątko, które będziesz karmił i co jakiś czas odwiedzał.

- Przesadzasz. Bywam w domu często.

- Ach tak? Robisz coś więcej poza snem i zjedzeniem posiłku.

- ... Jestem zapracowany.

- Czym? Wróciłeś trzy miesiące temu i zacząłeś pracować jak narwany. Wszelkie zaległości nadrobiłeś w jakiś miesiąc. Rozmawiałem z chłopakami. Podobno od jakiegoś czasu głównie trujesz im dupę.

- Kto tak powiedział?

- To nieistotne. Istotny jest nasz mały Eris.

- Jak tak się nim przejmujesz, to go sobie weź.

Alfa spoglądał na mnie poważnym wzrokiem. Tak długo, że zacząłem czuć się pod nim... źle. Cholerny niedźwiedź. Nie potrzebuję jego moralizatorstwa.

- Może go wezmę. Hildzie przyda się trochę pomocy. Słyszałeś nowiny prawda? Moja kochana spodziewa się kolejnego maleństwa.

- Słyszałem... Wróciłeś do domu ledwo na miesiąc i zdążyłeś w tym czasie zrobić kolejnego szczeniaka.

- A no. Cieszymy się z tego niezmiernie. Wracając jednak. Val i Nina są teraz w takim wieku, że Hilda i Hazel sobie z nimi nie radzą.

- Ile ty masz w końcu tych szczeniaków?

- Na razie... Czwórkę.

- Nie próżnujesz.

- Mógłbym wziąć do siebie Erisa. Hilda by się ucieszyła. Ktoś by jej pomógł przy dzieciach.

- ... Słucham?

- Wezmę go. Sam powiedziałeś, że mam go sobie wziąć.

- Ja... Przestań mnie irytować.

- Daren jesteś trudny. Zawsze byłeś. Jednak odkąd wróciliśmy z południa... Stałeś się nie do zniesienia.

- Masz rację. Udanie się z ojcem na południe było błędem.

- Tego nie powiedziałem. Eris to dobry dzieciak. Sympatyczny. I Matka Natura was połączyła. Z jakiegoś powodu. Wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę. Jaki był sens sprowadzać go na północ, skoro teraz go unikasz?

- Więc co mam z nim niby zrobić?

- Możesz spróbować go poznać. Co o nim właściwie wiesz?

- Jest irytujący.

- Dla ciebie każdy jest irytujący.

- ... To prawda. Jednak... On jest wyjątkowo irytujący.

- Co lubi jeść? Czym się zajmuje? Co lubi robić?

- Lubi... Błyszczące rzeczy.

- Teraz zgadujesz.

- Nieprawda.

- Wszystkie samice lubią błyszczące rzeczy. Hilda lubi błyszczące rzeczy. Nawet moja Hazel, mimo że ma dwanaście lat, zachowuje się już jak sroka.

- Ja... Nie wiem. Chyba lubi... Robić te... Te... Wyszywanie.

- Lubi to? Czy może nie ma nic lepszego do roboty?

- On... Nie wiem.

- Tak myślałem.

- Ja... Nie mam czasu zajmować się jakąś omegą.

- Nie masz czasu? Bo jesteś zajęty... Siedzeniem w wiosce. Czekaniem na dziczyznę.

- ... Nienawidzę cię.

Alfa zaśmiał się donośnie więc wszyscy, którzy byli w domu spotkań, skupili się nagle na nas. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie w ich kierunku, by na powrót zajęli się sobą.

- Znam cię zbyt dobrze. Wiem doskonale, co ci krąży po głowie. Szczerze mówiąc... Kiedyś częściowo popierałem twój plan na przyszłość. Nie podobało mi się to, jak bardzo próbujesz się od wszystkich oddalić. Jednak zdawałem sobie sprawę z tego, że trudno znaleźć kogoś, kto... Kto by zrozumiał. Więc uznałem, że jeśli tego pragniesz i to daje ci spokój ducha, to nie mam prawa tego kwestionować. A później pojawił się Eris. Nie znam go zbyt dobrze. Ty zresztą też. Ale... Ta mała omega sprawiła, że zrobiłeś rzeczy, o które nigdy bym cię nie podejrzewał. Więc po raz pierwszy myślę, że możesz... Możesz sobie z tym wszystkim poradzić Daren.

- Nie chcę. Ja też świetnie zdaję sobie sprawę z tego, co sobie teraz myślisz. Nie będzie tak, jak myślisz. Wiesz dlaczego? Bo to tak nie działa. Nie potrzebuję omegi. Eris jest tu tylko dlatego, że mój wilk szalał, a ja nie byłem w stanie go kontrolować.

- A teraz znów się boisz, że nie będziesz w stanie go kontrolować.

- Ja... Coś z tym zrobię.

- Unikanie go...

- Nie będę go unikać! Ja... Masz rację. To nie ma sensu. Nie mogę omijać własnego leża. Muszę rozwiązać ten problem inaczej.

- ... Nie jestem pewien czy myślimy o tym samym.

- Zapewne nie.

- Nie rób niczego głupiego Daren.

- Eris i ja mamy umowę. Przybył tu, bo gdy jest tak daleko i nie wiem, co robi... Dzieje się to, co się dzieje. Nie musi więc nic robić. Ma tylko tu być. Nie zamierzam tego zmieniać. Taka była umowa. Jemu także to pasuje.

- Tobie się wydaje, że mu to pasuje.

- Wezmę pod uwagę twoje słowa. Bo cię szanuje. I... Twoje rady często okazywały się pomocne. Ale to ja najlepiej wiem, na co mogę sobie pozwolić. Wrócę dziś do domu. Wieczorem. A później... Jakoś to wszystko ogarnę. Spróbuję. Przemyślę to.

- A rozważałeś może... Bo tak sobie pomyślałem. Że możecie spróbować... Sam nie wiem. Polubić się.

- Nie.

- Trudno cię polubić, ale kto wie. Może jemu by się to udało. Nie myślałeś o tym? Może to twoja szansa, by spróbować nieco innej drogi.

- Nie. Nie chcę tego.

- Daren...

- To nie podlega dyskusji. Między mną a Erisem jest umowa. Między naszymi wilkami jest więź. Ale to tyle.

- Czasem nie mam do ciebie słów.

- Radzę sobie Ulfr. Jakoś rozwiąże swoje problemy. Sam. Może po prostu... Muszę pójść na jakieś ustępstwa.

- To znaczy?

- To już moja sprawa.

Alfa przyglądał mi się z rezygnacją w oczach. Nie obchodziło mnie co teraz myśli. Miał rację. Nie mogę ciągle uciekać. Jednak nie mogę tak po prostu wrócić do poprzedniego stylu życia. Chyba że... Może będę musiał przewartościować pewne rzeczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top