Rozdział XCVII - Eris

5 grudnia

Nie byłem pewien, co Lester teraz zrobi. To kretyn więc mógł zrobić w sumie wszystko. Chwilowo patrzył na mnie z furią w oczach. Lester ma szare oczy. Jak Daren. Ale to nie Daren, więc nie ma co w nich szukać tego znajomego blasku. Zacząłem czuć coś jakby strach. Mój wilk podpowiadał mi, że nie jest dobrze. To był czas by się wycofać.

- To ja... Pójdę po ścierkę.

- Ty suko! Myślisz, że ujdzie ci to na sucho?!

Nie. Nie powinienem się bać. Lester to łajza. Nie będzie mną dyrygował. Nie będzie mnie zastraszał. I nie będzie mnie obrażał. Nie jestem potulną omegą.

- Nie mów tak do mnie.

- Słucham?

- Nie odzywaj się tak do mnie.

Spojrzałem mu prosto w oczy. To go lekko zbiło z tropu. Chyba nie dowierzał. Ja trochę też. Nie wiem, co mnie napadło. Z Darenem było tak samo. Zamiast zamilknąć, brnąłem w kłopoty. Ale mam gdzieś, że to alfy. Nie pozwolę się tak traktować. Nie jestem samicą z północy, którą od małego tresowano na potulną. Mój mama nie dawał sobą pomiatać i zapracował sobie na szacunek. Ja też taki będę.

- Ty chyba nie wiesz gdzie twoje miejsce.

- A ty? Kim ty niby jesteś, by tak do mnie mówić. Synem Alfy? Gdyby nie twój ojciec byłbyś nikim. Jesteś wszą, która panoszy się po stadzie. Jeśli chcesz szacunku, to sobie na niego zapracuj. A teraz wyjdź. Muszę po tobie posprzątać. Jak po rozwydrzonym szczeniaku, który robi awanturę, bo nikt nie zwraca na niego uwagi.

Lester patrzył na mnie chwilę. Był wyraźnie oniemiały. Nie przywykł do tego, że ktoś się mu sprzeciwia. Zwłaszcza samica. Omega. W końcu odzyskał rezon i zerknął na swoich towarzyszy. Pewnie, gdyby ich tu nie było, to by odpuścił. To właśnie to mnie zgubiło. To, że powiedziałem to wszystko przy świadkach. Lester nie mógł odpuścić. To byłoby duże upokorzenie dla takiego panoszącego się i aroganckiego alfy.

Myślałem, że po prostu zrobi awanturę. Czekałem tylko na moment, gdy krzesła i stoliki zaczną latać po pomieszczeniu. Takiego wybuchu gniewu się spodziewałem. Nie przewidziałem tego, że ktoś taki jak on nie myśli zbytnio o konsekwencjach swoich działań. Że ma się za nietykalnego.

Instynkt podpowiedział mi, że cios zaraz nadejdzie. Nie wiedziałem tylko w jakiej formie. Próbowałem się odsunąć, ale w tym samym czasie Lester wykonał ruch. Był szybszy. Niewiele, ale to wystarczyło. Nie zdążyłem się wywinąć. Złapał mnie za rękę. Mocno. Wyrwał mi się krótki ni to pisk, ni to jęk. Będę miał siniaka.

- Co teraz zrobisz?

- Puszczaj mnie!

- Ty naprawdę nie wiesz gdzie twoje miejsce. Mój brat cię nie nauczył? Za mało razy dostałeś?

- Zabierz ode mnie te łapy!

Próbowałem się wyrwać, ale to nadal alfa. Nie mam szans. Tylko mocniej zacisnął palce. Tym razem powstrzymałem głos. Rozejrzałem się po sali, ale... Colli tu nie było. Nie zauważyłem, kiedy wyszedł. Zostawił mnie...

- Szukasz swojego koleżki? Nie jest taki głupi jak ty. Zwiał.

Nie byłem zły. Może trochę rozczarowany. Myślałem, że mi pomoże. Ja bym mu pomógł. Nie uciekłbym. Bez wahania stanąłbym w jego obronie. Ale... Chyba nie powinienem oczekiwać, że ktoś zrobi to samo. Zwłaszcza że sam pcham się w kłopoty. Ale jakiś alfa od siedmiu boleści nie będzie mną pomiatał.

- Jak mnie zaraz nie puścisz...

- To co? Co mi zrobisz?

Nadepnąłem mu na stopę. Na moje nieszczęście zimowe buty zamortyzowały cios na tyle, że Lester tylko się skrzywił i bardziej wściekł. Ale nie poluzował chwytu nawet odrobinę.

- Ty mała suko... Zrobię mojemu bratu przysługę i sam cię zdyscyplinuje.

- Tylko spróbuj mi coś zrobić! Nie masz pra...

Uderzył mnie. Otwartą dłonią. W twarz. Poczułem ból na prawym policzku. Ale nie było tak źle. Nie wiem, czy się powstrzymał, czy może to kwestia tego, że użył lewej ręki. W każdym razie udało mi się powstrzymać łzy. Bolało. Ale... Przeżyłem dużo gorsze rzeczy. Łowcy niewolników nie byli zbyt delikatni. Daren w sumie też. Spojrzałem na Lestera. Na tę łajzę. Prosto w oczy.

- To miał być cios?

- Widzę, że jesteś ciężkim przypadkiem. Nic nie szkodzi. Mamy tu coś dla takich jak ty. Głupich samic nieznających swojego miejsca.

- Twoje miejsce jest wśród bydła, a jednak nikt cię stąd nie wygania.

- Zaraz się nauczyć jak się mówi do mężczyzny głupia omego.

Zaczął ciągnąć mnie w stronę wyjścia. Na początku próbowałem zapierać się nogami, ale nie miałem zbytnio szans. Wyrwać też się zbytnio nie mogłem.

- Chodźcie chłopaki. Trzeba ujarzmić tę krnąbrną omegę.

Nie wiedziałem, co chce zrobić. Ewidentnie planował wywlec mnie na zewnątrz. Ale nie miałem pojęcia po co. Wyglądał na... Dziwnie zadowolonego. Wiedziałem, że coś złego mu chodzi po głowie. Ale... Nie może mi zrobić krzywdy. Jeśli coś mi zrobi Daren... Daren na pewno będzie wściekły.

Ale czy go to obchodzi? Może myśli, że Daren odpuści. Ale... Daren nie pozwoliłby... Ale go tu teraz nie ma...

- Puszczaj mnie! Jeśli coś mi zrobisz, pożałujesz!

- Ja tylko wykonuję robotę za mojego brata. Nie potrafi cię ustawić do pionu, to zrobię to za niego.

Wyciągnął mnie na zewnątrz. Wiatr był silny. I śnieg padał. W środku było ciepło. Różnica temperatur była tak duża, że na chwilę odebrało mi dech. Wiatr z łatwością przedzierał się przez ubrania.

Lester pociągnął mnie tak gwałtownie, że przewróciłem się na ziemię. Prosto w śnieg. Poderwał mnie jednak do góry i dalej gdzieś ciągnął.

- Daren cię zabije! Puść mnie!

- Gdy ojciec usłyszy, jak się zachowujesz, Daren będzie mógł co najwyżej sobie powarczeć. Jakaś suka z południa nie będzie obrażać syna Alfy. Słyszysz? Jesteś tylko nic niewartą omegą ściągniętą z południa, by rozłożyć nogi i urodzić szczeniaka. Ojciec mi podziękuję, jak nauczę cię, jak być grzecznym i potulnym.

- Daren...

- Daren nie jest Alfą! Ojciec jest. Więc zamknij pysk.

- Pożałujesz tego, że podniosłeś na mnie rękę.

- Myślisz, że co? Daren coś mi zrobi? Jestem jego bratem. I nie ma jeszcze tutaj większej władzy ode mnie. Poza tym... Myślisz, że kim jesteś? Przyprowadził cię tu, żebyś się z nim pieprzył i sprzątał. Jesteś nikim. Niczym więcej jak zwierzę domowe.

- Zdziwisz się. Pożałujesz tego.

- Zobaczymy.

Daren tak tego nie zostawi. Daren na pewno będzie wściekły. Ale go tu nie ma.

- Przywiążcie go.

- Co?

Nie rozumiałem. Dopiero po chwili zauważyłem gdzie ciągnie mnie Lester. Zacząłem mocniej się wyrywać, ale on tylko poprawił chwyt. Nim się zorientowałem byłem przy pręgierzu.

Zacząłem się bać. Teraz strach uderzył z pełną siłą. Daren by na to nie pozwolił. Ale go tu nie ma. Nie ma go tu. A Lester żyje w przekonaniu, że nic mu nie grozi. Więc zrobi, co zechce. Zaschło mi w gardle. To boli. To na pewno strasznie boli.

- Co się stało? Już nie jesteś taki wygadany? Może jak ładnie przeprosisz, to wybiorę jakąś łagodniejszą karę. Zamiast bata wezmę pas. Tylko padnij na kolana i przeproś tak, żeby wszyscy widzieli.

Dopiero teraz zauważyłem, że co najmniej kilka osób oglądało to przedstawienie. Nie wiem, co ich ściągnęło. Może hałasy. A może robili swoje, gdy zobaczyli, jak ktoś wywleka kogoś z Domu Spotkań. Stali daleko. I nie zamierzali mi pomóc.

- Pieprz się. Jesteś żałosny Lester. Będziesz tego żałował. To ty mnie będziesz przepraszał ty pojebany, arogancki chuju.

- Za ten niewyparzony język przyda się kilka dodatkowych batów.

Złapał za kołnierz mojej koszuli i pociągnął mocno. Poczułem szarpnięcie i usłyszałem, jak materiał się drze. Tym razem zadrżałem, gdy wiatr smagnął nagą skórę na plecach.

To upokarzające. Patrzą na to. Jak on śmie... Nikt nie będzie mnie tak obnażał. Nie ma prawa mnie takim widzieć. Tylko mój alfa... Tylko ten, któremu na to pozwolę.

Jeden z jego towarzyszy złapał moje dłonie i owinął grubym szorstkim sznurem. Z nim też nie miałem szans. Poczułem czyjeś palce. Przesunął nimi z od szyi do połowy pleców.

- Nie martw się. Wszystko się zagoi i będziesz śliczny jak przedtem. Czyli może mój brat cię tak szybko nie wyrzuci. A jak cię wyrzuci, to ja cię wezmę.

- Jesteś kretynem Lester! Skończonym idiotą! Daren ci tego nie odpuści!

- Och zamknij się już.

Lester szarpnął mną w stronę drewnianego słupa tak mocno, że w niego uderzyłem. Złapał za linę i przywiązał ją do metalowego koła w górnej części słupa. Próbowałem się wyrwać, ale związali mnie mocno. Rozejrzałem się wokół. Doszło kilku gapiów. Żaden nic nie robił. Drżałem z zimna i strachu. Lester wiedział gdzie szukać bata. Był przywiązany do słupa po jego drugiej stronie. Pokazał mi go i uśmiechnął się złośliwie. Później stanął za mną. Mogłem odwrócić się na tyle, by zobaczyć go kątem oka.

- Jeśli mnie skrzywdzisz... Daren cię zabije.

- Darenowi na nikim nie zależy. Naprawdę jesteś tępy. Myślisz, że coś dla niego znaczysz? Żałosna omega myśli, że ma jakąś wartość. Jak będziesz po tym grzeczniejszy, to mi podziękuję.

- Dlaczego ty jesteś taki kurwa głupi!?

- Dziesięć. I pięć za te brzydkie słowa, które omedze nie przystoją. To razem... Dwadzieścia. Dwadzieścia batów.

- Nie... Jeśli to zrobisz to...

Lester trzasnął batem. Pisnąłem cicho i skuliłem się, ile mogłem. To był odruch. Nie uderzył mnie. Usłyszałem śmiechy całej trójki. To miało mnie tylko przestraszyć. Już i tak się boję. To będzie boleć. Będzie bardzo boleć. Poczułem łzy w oczach. Dam radę. Nie zamierzam mu ulegać. Jakoś to zniosę. Dwadzieścia to nie jest dużo. Dam radę. Jestem omegą. Kiedyś urodzę dziecko. Jestem w stanie wytrzymać tak duży ból.

- Następnym razem będziesz się do mnie odzywać z szacunkiem ty południowa dziwko.

Zobaczyłem, że podnosi rękę. Zamknąłem oczy i skuliłem się, jakby to miało jakoś pomóc.

Zamiast trzasku bata usłyszałem jednak zdziwione okrzyki i coś jak huk a później Lester wrzasnął, jakby go mordowali. Odwróciłem się w tamtą stronę, ile mogłem i... Nie myliłem się.

Mój wilk kazał mi pozostać w bezruchu i w kompletnej ciszy a moje ciało zareagowało samo. To był Daren. Ale... Jakby nie Daren. I krew. On go zranił... Daren i Lester szarpali się w śniegu. Ale Daren jest większy. I silniejszy. Lester próbował się wyrwać. Daren złapał go za włosy i uderzył jego głową o ziemię. Kilka razy.

Jeden z przyjaciół Lestera próbował mu pomóc. Złapał Darena za szyję i próbował go odciągnąć. Alfa wstał. Nie byłem pewny, co się stało. Chyba złapał tego chłopaka za rękę. Ale tamten wrzasnął z bólu. Musiał rozluźnić uchwyt, bo po chwili Daren się mu wyrwał.

Zniknęli z mojego pola widzenia. Musiałbym się odwrócić, ale się bałem. Daren jest wściekły. Nie... To nie Daren. To jego wilk.

Teraz gapie zareagowali. Słyszałem, że ktoś się włączył. Ktoś krzyczał imię Darena. Ja nie zamierzałem się ruszać. Lester leżał na śniegu. Był przytomny, ale zwijał się i chyba krwawił.

Nagle ktoś znalazł się przy mnie i zaczął mnie rozwiązywać. Dopiero po chwili odważyłem się poruszyć i spojrzeć. Colla. Bardzo przestraszony, trzęsący się Colla.

- Na Matkę Eris coś ty narobił. On ich pozabija.

- Daren...

- Dobrze, że Ulfr tu jest. On to jakoś... On coś zrobi.

Miałem wolne dłonie. Poruszyłem nimi. Poczułem mrowienie. Za mocno zawiązał tę linę...

- Chodźmy do środka.

Colla złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę Domu Spotkań. Tym razem nie stawiałem oporu. Mogłem w końcu zobaczyć, co się dzieje. Teraz Daren szarpał się z Ulfrem. Towarzysz Lestera zakrywał twarz dłońmi. Krew się lała. Lester podnosił się ze śniegu, ale nie zdążyłem się mu przyjrzeć. Colla wciągnął mnie do sali i trzasnął drzwiami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top