Rozdział XCV - Rai

1 grudnia

Len bardzo się dziś denerwuje. Tak mi się wydaje. Zawsze się trochę denerwuje. Dziś jednak wyjątkowo bardzo.

- Chcesz iść spać?

Len spojrzał na mnie i przez chwilę wyglądał na lekko zagubionego. W końcu jednak pokręcił przecząco głową. Siedział na podłodze na swoim posłaniu, które tam rozłożyliśmy. Ten pokój jest mały. Ale udało się znaleźć miejsce do spania. Ja siedziałem na moim łóżku. Mógłbym się zamienić, ale Len nie chce.

- To, co robimy? Gramy w coś?

Graliśmy dziś w dużo rzeczy. Też na dworze. Nie miałem już pomysłów. Len chyba też nie.

- Nie wiem. Możemy. Ymmm... A może chcesz coś poczytać?

- Dostałem ostatnio nową książkę. Jestem w połowie. Możemy poczytać od początku. Zaznaczyłem słowa, których nie rozumiem. Miałem zapytać o to pana Dyarę, ale nie chciałem mu przeszkadzać. Ostatnio jest ciągle zajęty.

- No to możemy poczytać. O czym jest ta książka?

- Jest trochę straszna. Ale tylko trochę. O jakiejś złej pani co mieszka w lesie. Nie wiem, bo dużo słów nie znam. Ale tak się domyśliłem.

- W sumie mnie zaciekawiłeś.

- To siadaj obok.

Książkę miałem odłożoną na szafce. Razem z ołówkiem, który wsadziłem między strony tam, gdzie skończyłem czytać. Len przysiadł się obok mnie, a ja otworzyłem książkę na początku. Słowa, których nie znałem, podkreśliłem. A teraz sobie napiszę, co znaczą. Jeśli Len je zna. Czasem pojawiają się słowa, których nawet on nie zna.

- Możemy czytać do rana. Aż pan Dyara i Nasir wrócą.

- Wątpię, żeby wrócili rano. Raczej koło wieczora.

- Naprawdę? Mówili, że to blisko.

- Tak, ale są gośćmi. Niegrzecznie tak od razu wychodzić. Zwłaszcza że ceremonie trwają do ranka. Więc będą pewnie chcieli odpocząć. A na pewno zaoferują im odpoczynek. Gdyby odmówili, to mogłoby źle wyglądać.

- Rozumiem. Czyli nie wrócą za szybko. To nic. Do tego czasu nauczę się jakichś nowych słów. Powiem o nich panu Dyarze. Zawsze mówię mu, jak nauczę się czegoś nowego. On też mi mówi. Bo uczy się Wschodniego języka. Mówi, że dużo nie pamięta i musi sobie przypominać.

- Kiedy nauczysz mnie Wschodniego?

- Jak będziesz chciał. Na razie ucz się grać na lutni.

- W sumie racja. Z jednym sobie nie radzę.

Pan Dyara i Nasir dziś wyjechali. Ale nie daleko. Powiedzieli, że do stada, które jest kilka godzin drogi od naszego. Poszli na ceremonię. Nowy Alfa tego stada wybrała sobie partnerkę. Pan Dyara i Nasir musieli pójść jako przywódcy naszego stada. Pan Dyara powiedział, że to bardzo ważne, by zachować dobre relacje. Pan Nasir często odwiedzał tamto stado, by przyjaźniło się z naszym. Poza tym ceremonię są fajne. Będą tańczyć i śpiewać. To dobrze. Odpoczną trochę. Ostatnio są bardzo zajęci. Mała Edea jest troszkę niegrzeczna. Bardzo głośna. Będą cały dzień daleko od niej i nie będą musieli się nią zajmować. Myślę, że taki odpoczynek będzie dla nich dobry.

Za to pan Ascal i Noe będą mieli ciężko. Muszą się zająć Edeą. Pomógłbym im. Nawet chciałem to zrobić. Ale powiedzieli, że sami dadzą radę. I żebym został w Domu Alfy i się nim opiekował. Nie wiem, co miałbym tu robić. Dom sobie stoi. Ja tylko trochę posprzątałem. A teraz pilnuję, by nie zniknął.

Dobrze, że pan Dyara pozwolił, by Len u mnie nocował. Inaczej byłoby nudno. Pan Ascal sam zaproponował, żebyśmy nocowali u mnie. Bo Edea będzie nam przeszkadzać. A powiedział, że bałby się, gdybym siedział sam. Więc w sumie ostatecznie wyszło dobrze. Edea jest z panem Ascalem, a my jesteśmy tutaj. Możemy siedzieć do późna.

- Len, co znaczy szczerzyć?

- To znaczy uśmiechać się szeroko. Znałeś chyba to słowo.

- Tak mi się wydawało. Ale tu jakby nie pasuje.

- Pokaż.

Len spojrzał na wskazany przeze mnie fragment i po chwili pokiwał lekko głową.

- Tu jest napisane szczerzyć kły. To zależy od kontekstu. Ktoś może szczerzyć zęby, czyli się szeroko uśmiechać. Ale tutaj mowa o wilku, który szczerzył kły. Czyli groźnie pokazywał swoje zęby.

- Rozumiem. To zależy kto i co pokazuje.

- Tak. Gdy ja się szeroko uśmiecham, pokazując wszystkie zęby, to nie wygląda strasznie. Widzisz, że jestem wesoły. Ale gdy jakieś zwierzę pokazuje kły wygasła to dość niepokojąco. I często jest oznaką, że ma złe zamiary. To nie oznacza u niego radości. Wręcz przeciwnie.

- Rozumiem. Dziękuję.

Czytałem jeszcze jakiś czas. Zapytałem Lena o kilka rzeczy. Szybko jednak zrozumiałem, że Len nie czyta ze mną i nie wie, co się dzieje. Znowu. Kiedyś robił tak samo. Nie chce ze mną czytać. Dlatego zamknąłem książkę i odłożyłem na miejsce. To wywołało jakąś reakcję.

- Coś się stało? Nie chcesz już czytać?

- Nie chcę.

- Jesteś śpiący?

- Nie.

Len przyglądał mi się chwilę. Z dość dużą uwagą.

- Jesteś na mnie zły?

- ... Nie wiem.

- Zrobiłem coś nie tak?

- ... Tak.

Len zrobił dziwną minę. Chyba jest mu przykro. To nie tak. Nie chcę, żeby było mu przykro. Nie jestem zły. Tylko nie lubię, jak tak robi.

- Ymm... A co zrobiłem?

- Nie chcesz ze mną czytać. Jak nie chcesz, to powiedz.

- To nie tak. Przecież chcę z tobą czytać.

- Ale nie czytasz.

- ... Po prostu nie mogę się skupić.

- Dlaczego?

- Bo myślę o takich... Głupich rzeczach.

- Jakich?

- Em... Głupich po prostu.

- ... Len jesteś głupi.

- No jestem.

- Jak coś chcesz, to powiedz.

- Słucham?

- Jeśli chcesz porobić coś innego, to powiedz. Albo jak coś cię rozprasza. Możesz powiedzieć po prostu. Sam mi ciągle powtarzasz, żebym zawsze mówił, jak coś chcę albo coś mnie trapi, albo coś mi chodzi po głowie. Tak mówiłeś. A sam tak nie robisz. Zachowujesz się głupio. Tak myślę. Będę na ciebie zły, jak tak będziesz robić.

- Bo... Ym... Bo ja tak... Takie głupie myśli mi chodzą po głowie. I... Nie chcę, żebyś źle się czuł z tym, co ja myślę.

- ... Ja nie rozumiem, co ty mówisz do mnie teraz.

- ... Rai widzę, że jesteś zły. Bo zmieniasz kolejność słów. Robisz tak, gdy jesteś zdenerwowany.

- Bo... Nie chcesz nic mówić.

Len unikał kontaktu wzrokowego. Wiem, że on też czasem nie lubi o czymś mówić. Ale ja staram się mówić wszystko. Wszystko, co teraz się dzieje. Bo o tym, co było, nie chcę mówić. To nie jest potrzebne.

- Rai czy ty... Ufasz mi?

- Tak. Ufam.

- Lubisz mnie?

- Tak. Lubię.

- A... Podobam ci się?

- Tak. Len jesteś bardzo ładny.

- ... Ty mi się bardzo podobasz. Tak... Bardzo, bardzo. I to dlatego czuję się trochę niezręcznie. Bo myślę o tobie i... Już nie tylko o tym, że cię lubię. Ale też o tym, że mi się podobasz. Tak fizycznie.

Czyli to naprawdę o to chodzi. Rozumiem. Nie wiem tylko dlaczego Len nie chce po prostu zapytać.

- I?

- I... Myślę o tobie... Niezbyt... Jakby... Niezbyt przyzwoite rzeczy.

- Nie przeszkadza mi to.

- I ja... Chciałbym... Ymmm... Może jeśli ty też byś chciał... Zrobić kolejny krok.

Len bardzo się denerwuje. Na pewno dlatego, że nigdy tego nie robił. To nic wielkiego. Powinienem mu pokazać? Ale... Wtedy chyba pomyśli o mnie źle. Nie chcę, by źle o mnie myślał. Po prostu... Niech zrobi to, co chce.

- Możemy to zrobić.

Len jest cały czerwony. Spojrzał na mnie. Taki trochę przestraszony. Jego piegi są jeszcze wyraźniejsze, jak się rumieni.

- Naprawdę? Znaczy... Chciałbyś?

- Tak. Możemy.

- A... Teraz?

- Yhym.

- Nie denerwujesz się?

- ... Trochę.

To prawda. Trochę się denerwuję. Len może nie polubić mojego ciała. Nie wiem, co wtedy zrobię. Wtedy... Spróbuję go zatrzymać. Pokażę, że moje ciało jest dobre. Wiem jak go używać i jak je prezentować.

- Ym... Jeśli... Jeśli nie będziesz już chciał, to możemy przestać.

- Dobrze.

- Powiesz mi, jeśli zmienisz zdanie? Jeśli coś zrobię źle albo... Powiesz?

- Tak.

- Bo ja nie chcę cię skrzywdzić. Chcę, żebyś czuł się dobrze.

- Wiem. Dlatego mogę to z tobą zrobić.

Len przyglądał mi się chwilę. Chyba jeszcze bardziej czerwony niż wcześniej. W końcu przysunął się bliżej. Pocałował mnie. Odwzajemniłem pocałunek. Znów był w tym niezdarny. Chyba dlatego, że się denerwował.

Objął mnie delikatnie. Jego ręce się trzęsą. To dość... Chyba miłe. Len się martwi. Że coś mi zrobi. Nie powinien. Nie chce mnie skrzywdzić. To wystarczy. Jest dla mnie dobry.

Wsunął ręce pod moją bluzkę. Ma ciepłe dłonie. I delikatne. Inne... inne niż ich. Len chyba nie do końca wie, co powinien robić. Ale to nic. Niech robi, co zechce.

Przez jakiś czas tylko mnie całował i dotykał. Później niepewnie złapał za materiał mojej bluzki i ją ze mnie zdjął. Przez chwilę chyba wstydził się spojrzeć. To urocze. Pomyślałem, że trochę pomogę. Zacząłem rozpinać mu koszulę. Speszył się. Ale po chwili pocałował mnie w szyję. To nawet miłe. Jak mnie dotyka. Nie wiedziałem, że to może być takie miłe.

Położyliśmy się. Len ładnie pachniał. I intensywnie. A jego serce biło bardzo szybko. Nie boję się Lena. Myślałem, że trochę będę się bał. Mimo wszystko. Ale nic takiego nie czuję. Nawet gdy zdjął spodnie. Nie bałem się. Ciało Lena mi się podoba. Całe.

Rozebrał mnie do końca. Drżącymi dłońmi. Chyba podoba mu się moje ciało. Tak. Widzę, że mu się podoba. Bo patrzy na mnie w ten sposób. To dobrze. Chcę, by mu się podobało.

Len objął mnie delikatnie. Przysunął moje ciało do swojego. Wiedziałem co będzie dalej. Nie stresowałem się. Za to on bardzo. Cały się trzęsie. A to przecież nic takiego.

- Rai? Mogę?

- Tak.

Len chyba nie był pewny. Ale pocałował mnie. A później wszedł we mnie. To zabolało. Dość mocno bolało. Len nie użył niczego. Żadnego olejku. Szkoda. Wtedy mniej boli. Ale nawet nie drgnąłem. By nie przeszkadzać. Len jęknął cicho. Po wyrazie jego twarzy widziałem, że jest mu dobrze. Objął mnie mocniej. I spojrzał mi w oczy. Nie ruszał się. Dlaczego? Coś źle zrobiłem?

- Rai czy... Wszystko dobrze?

- Tak.

- Nie boli cię?

- Nie.

Kłamię. Nie powinienem. Len by był zły gdyby wiedział. Ale przecież to nic takiego. Zaraz przestanie boleć.

- Jeśli będzie boleć, to powiedz.

- Dobrze.

Pocałował mnie. Poczułem, jak wysuwa się ze mnie, po czym wchodzi mocniej niż wcześniej. Rozłożyłem bardziej nogi. Żeby było mu wygodniej. Złapał mnie za udo. Nie za mocno. Nie zacisnął palców, aż tak by bolało. Nie będę miał nawet siniaków. To dobrze. Nie lubię tego.

Zaczął poruszać biodrami. Przez chwilę bolało, ale w końcu przestało. Len nie potrafił złapać równego rytmu. Ale to nic, bo najwyraźniej było mu dobrze. Przycisnął mnie mocniej swoim ciałem. Ale Len jest lekki. I taki dość drobny. Więc nie było strasznie. Tylko lekko zabolało, gdy wszedł głębiej.

Znów cicho jęknął. Chyba... Chyba to już. Muszę coś zrobić. Inaczej nie będzie zadowolony. Rubin mówił, że mężczyzna chce widzieć, że nam też się podoba. Len też na pewno będzie szczęśliwszy.

Wygiąłem się lekko i westchnąłem. Pamiętałem, by przymknąć oczy. Ayas mówił, że nie wolno przesadzać. I że mężczyznom i tak to wystarczy.

Poczułem, jak Len lekko drży. Objął mnie mocniej, ale nadal tak, by niechcący mnie nie skrzywdzić. Westchnął głośno i... Doszedł. Wysunął się ze mnie. To był... Chyba koniec. Oddychał ciężko. I patrzył na mnie dalej cały zaczerwieniony. I... Patrzył na mnie z troską. Len się o mnie troszczy. Kocha mnie.

- Rai... Czy... Wszystko dobrze?

- Yhym. Tak.

- Ja nie wiem, czy... Ym... Czy... Było dobrze? Bo ja... Nie wiem, czy...

- Tak. Możesz mnie przytulić?

- Tak... Tak. Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę cię przytulić.

Położył się obok i objął mnie, mocno przyciskając do siebie. Teraz... Teraz jest wspaniale. Len jest taki ciepły. I ładnie pachnie. Kocham go. Głaszcze mnie po głowie. I po plecach. On też mnie kocha. Len jest szczęśliwy. Ja też jestem. Jestem bardzo szczęśliwy.

Uśmiechnęłam się. Len tego nie widział. Ale chyba jakoś to wyczuł. Bo pocałował mnie w czubek głowy. I powiedział, że mnie kocha.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top