Rozdział VII - Eris
8 maja
No i tak skończyliśmy na zewnątrz. Przed domem Alfy. Nie bardzo wiedziałem, jak nam poszło. Dobrze? Źle? Beznadziejnie? Daren nie pomagał, bo jak zwykle jego twarz wyrażała tylko lekkie zirytowane. Nie wiedziałem, czy powinienem go pytać. On jest taki... drażliwy. Jeszcze bardziej go zirytuję i wtedy będzie trudniej z nim przebywać. A na obecną chwilę nie zamierzam od niego odchodzić więc lepiej, jeśli będzie znośny.
Moi znajomi z południa gdzieś zniknęli, Raul został, by porozmawiać ze swoim ojcem, Ulfra też nigdzie nie widziałem, więc został mi tylko Daren. Na razie nie chcę być na łasce wilków z północy. Boję się ich. Darena, chociaż znam i wiem czego się po nim spodziewać. No mniej więcej. Ale z drugiej strony... trochę mnie ciekawi, w jakiej sytuacji teraz jesteśmy. To chyba zrozumiałe. Chodzi o moje życie.
- Ymmm... Więc... W sumie co teraz będzie?
- Zapewne mój ojciec będzie dość długo dyskutował z Raulem. Trudno powiedzieć czy do czegoś dojdą. Mój ojciec albo odsuwa decyzję w czasie nieskończoność, albo czuje potrzebę podjęcia decyzji bez przemyślenia i na szybko. Jest z nim Raul, więc może uda się coś pomiędzy. W każdym razie dziś przenocujemy w domu Alfy, ponieważ ojciec na pewno będzie chciał ze mną jeszcze porozmawiać i ustalić co z tobą zrobimy. Oprowadzę cię po wiosce, a później ktoś znajdzie ci jakiś pokój, gdzie poczekasz. Jeśli dobrze pójdzie, jutro wyruszymy na zachód. Do domu.
- Och... To chyba... dobrze. Myślałem, że twój ojciec będzie bardziej wściekły. No wiesz... Taki bardzo wściekły.
- Jest wściekły, ale zdążył już nieco ochłonąć. Najgorsze jeszcze mnie czeka. Będę musiał jakoś przekonać go do naszych planów, co raczej nie będzie łatwe. Raul dość zgrabnie to wszystko ujął, więc zapewne spróbuję pchnąć to w tę stronę. Będzie lepiej, jeśli ojciec będzie myślał, że to my mamy kontrolę i że przedłużanie tego głównie nam wyjdzie na dobre.
- Czy ja... Mogę jakoś pomóc?
- Ty będziesz siedział w pokoju.
- Co? Ale to o mnie będziecie rozmawiać.
- Dokładnie. O tobie. Nie z tobą.
- Chcę przy tym być.
- Będziesz grzecznie czekał w pokoju. Wszystko załatwię.
- Nie ufam ci. Chcę wiedzieć, o czym będziecie rozmawiać.
Alfa posłał mi długie spojrzenie. Nie był jakoś mocno wściekły. Raczej... Popatrzył na mnie jak na irytujące dziecko. To mnie wkurzyło.
- No to będziesz musiał mi zaufać. I lepiej zacznij przyzwyczajać się do posłuszeństwa.
Mogłem się z nim kłócić. Jednak kilka osób na nas patrzyło. A ja nie chcę robić sobie wrogów pierwszego dnia. Dlatego przełknąłem gorycz i poszedłem za Darenem, który postanowił rozpocząć naszą wycieczkę.
Nie był w tym zbyt dobry. Po prostu szedł i gdy mijaliśmy jakiś budynek, który nie był mieszkalny, mówił mi, co to jest. Mają więc magazyny, kuźnię, stajnie i ogólnie nic czego w mojej wiosce by nie było. Dobrze to wszystko wiedzieć jednak nie było to nic niezwykłego. Szliśmy tak chwilę, a ja starałem się nie wyglądać na znudzonego, bo Daren się z tym nie krył. Aż w końcu minęliśmy coś ciekawego.
- To dom spotkań.
- Co to jest dom spotkań?
- To... Miejsce, gdzie mężczyźni spotykają się, by porozmawiać, pograć w kości i odpocząć.
- Trochę jak taka gospoda.
- ... W pewnym sensie.
- U nas tego nie ma. Spotykamy się w domach albo na placu.
- Zauważyłem.
- ... Często tu przychodzisz?
- Nie.
- ... A dlaczego?
- Bo wolę być sam.
- No dobrze a... Co to jest?
Zatrzymałem się, bo nie byłem pewien, na co patrzę. W tej osadzie podobnie jak w naszej między budynkami było dużo wolnej przestrzeni. To wynika z tego, że wilkołaki są terytorialne. Lubimy mieć swój teren. Nasze domy to nasze terytorium. Jeśli domy są zbyt blisko siebie, wtedy słyszymy lub czujemy co dzieje się obok i tak samo w drugą stronę. A to nam przeszkadza. Sprawia, że czujemy się niekomfortowo.
Naprzeciwko domu spotkań było wyjątkowo dużo wolnej przestrzeni. Zapewne dlatego, że bywało tam głośno. Na początku nie zwróciłem uwagi, ale teraz widziałem, że ta przestrzeń nie była wcale taka pusta. Stał tam... Słup. Po prostu kawałek drewna. Nie byliśmy tak blisko, bym mógł dostrzec szczegóły, ale jak na moje oko to tylko słup. A to trochę dziwne, bo był w takim nietypowym miejscu.
- Przywiązujecie do tego konie?
- Nie.
- Więc co to?
- Pręgierz.
- Do czego to służy?
Daren zerknął na mnie i zrobiło mi się nieswojo. Miałem jakieś złe przeczucia. Po prostu coś w jego spojrzeniu mówiło mi, że to nie jest nic przyjemnego. Poza tym trochę się zawahał. A jak Daren się waha, to coś to musi znaczyć. Zazwyczaj odpowiada szybko, pewnie i z nutą arogancji tudzież agresji. Już nie byłem pewny czy w ogóle chcę znać odpowiedź na moje pytanie, ale było już za późno.
- Służy do karcenia krnąbrnych wilków.
- Do... Do karania? Za co?
- Za nieposłuszeństwo.
- I... Jaka to kara?
- To zależy od przewinienia.
- Na przykład?
- Jeśli alfa lub jakiś mężczyzna sprzeciwi się przywódcy... Wtedy używamy bata.
Wiedziałem już, o co chodzi. Widziałem to na Wschodzie. Używali tego na niewolnikach. Publiczne kary... Gdy byliśmy w jednym z miast, widziałem jedną. Tylko przez kilka sekund, bo nie wiedziałem, co się dzieje. Gdy się zorientowałem, odwróciłem wzrok, bo to było zbyt... okrutne. Sira szybko mnie stamtąd zabrał. To była...
- Chłosta?
- Tak.
- ... Więc to Alfa wymierza taką karę?
- Nie. Tak jest tylko w przypadku dorosłych mężczyzn. Wtedy jakiś inny wilk bądź Alfa stada przykładnie wymierza karę. Dzieci i samice są karane inaczej.
- ... Co... Co to znaczy?
- To publiczna kara. Głównym zadaniem ma być upokorzone, by taka sytuacja więcej się nie powtórzyła. Duma jest znacznie bardziej wrażliwa niż ciało. Jeśli głowa rodziny uzna za stosowne ukaranie krnąbrnego potomka lub nieposłusznej partnerki może to zrobić. Oczywiście zazwyczaj nikt z tego nie korzysta. To bardzo publiczna kara, a nie każdy chce wynosić swoje brudy na zewnątrz.
- ... Biczujecie dzieci?
- Nie. Oczywiście, że nie. Kara jest odpowiednio dopasowana do każdego. Dzieci dostają rózgą. Ma zostawić co najwyżej sińce. Tak więc nikt nie ma prawa bić karanego dziecka zbyt mocno. Nie ma mowy o jakichś poważnych obrażeniach. Jeśli kogoś za bardzo poniesie przy egzekwowaniu kary, szybko sam skończy na pręgierzu. Kobiety i omegi... różnie. Jednak nie używamy na nich bicza. Kara ma sprawić ból, ale rozlew krwi jest akceptowalny tylko w przypadku karania dorosłych mężczyzn. Więc zazwyczaj używa się nie bicza a rzemieni, które zostawiają co najwyżej zaczerwienienia, ale nie rozcinają skóry. To bolesne jednak nie tak jak bicz. Siła też jest odpowiednio dobrana.
Poczułem się słabo. Kolana mi zadrżały i zaschło mi w ustach. Gdy ponownie spojrzałem na pręgierz przeszły mnie ciarki. Odwróciłem prędko wzrok, ale niesmak pozostał. Miałem ochotę zwymiotować, ale kilka głębokich oddechów wystarczyło, bym się nieco uspokoił. Mój strach przerodził się... chyba w złość.
- Wy... często... karzecie tak innych?
Daren popatrzył na mnie i zawahał się na chwilę. Coś mi mówiło, że widać po mnie mój wewnętrzny stan. Namyślił się chwilę i odpowiedział dość neutralnym tonem.
- Nie. Raczej nikt z tego nie korzysta. Jednak sama jego obecność daje niektórym do pomyślenia.
- To... Barbarzyństwo.
- Tak myślisz?
- Tak!
Chciałbym, żeby to wyszło bardziej pewnie a mniej piskliwie, ale gardło miałem zaciśnięte. Chciałem jak najszybciej odejść od tego miejsca. Czym to się różni od postępowania ludzi, którzy w ten sposób karzą niewolników?
- ... Nie musisz się bać.
- Och naprawdę?
- Nie musisz. Zaufaj mi. Jesteś moją omegą. Nie zamierzam stosować na tobie przemocy. Uważam to za oznakę słabości. Jeśli musisz posunąć się do siły fizycznej, by kogoś kontrolować, jesteś słaby.
- Więc znajdziesz inne sposoby, by mnie kontrolować?
- Tak.
- ... Jesteś skończonym dupkiem.
Nie mam pojęcia dlaczego, ale Daren wydał się lekko zaskoczony. Nie wiem, czego oczekiwał. Że mu podziękuję, że łaskawie nie będzie mnie bił, tylko użyje innych metod, by mnie zniewolić? Zaczynałem już myśleć, że może nie jest taki zły, ale teraz... Teraz już nie wiem.
Jak on może opowiadać o tych strasznych rzeczach bez żadnych emocji? Zupełnie jakby to było normalne.
Tata nigdy nie uderzył mamy. Nigdy by tego nie zrobił. Mama czasem uderzy tatę po głowie albo szmatką po rękach. Czasem go szturchnie czy klepnie. Jednak to dość oczywiste, że nie wkłada w to w ogóle siły i jest to bardziej kwestia zaczepki. Tata prawie zawsze się z tego śmieje i uważa to za raczej urocze zachowanie. To tak jak było kiedyś między mną i braćmi. Albo w sumie między Linadelem i Sirą. Niby się bili, ale nie było w tym krzty negatywnych emocji. Wręcz przeciwnie. Był to jakiś sposób okazania uczuć. Coś w rodzaju przekomarzania się. Nigdy nie widziałem, by mama uderzył tatę na poważnie. Tata albo w takich sytuacjach się śmieje, albo zachowuje powagę i nawet okiem nie mrugnie, bo nie jest to dla niego w ogóle bolesne.
Nie wyobrażam sobie, by któryś z moich rodziców miał zadać drugiemu taki prawdziwy ból. A tutaj... Czy to u nich coś normalnego? Jak można w ogóle uznać coś takiego za właściwe? Jak można to w ogóle uznać za akceptowalne?
Sam ruszyłem przed siebie, aby odejść z tego okropnego miejsca. Daren bez słowa ruszył za mną, ale już po chwili zrównał się ze mną i znów zaczął prowadzić. Ponownie bez większego zainteresowania zaczął mówić, gdzie co się znajduję. Doszliśmy do wschodniej części osady, gdzie znajdowały się budynki potrzebne do hodowli zwierząt lub jakoś z nimi związane. Skupiłem się na zapamiętywaniu, gdzie co jest, bo chciałem zapomnieć o tym przeklętym słupie.
Nie spodziewałem się, że Daren wróci do tego tematu. Właściwie nie spodziewałem się, że w ogóle będzie próbował ze mną rozmawiać. Dlatego lekko się zdziwiłem.
- Myślę, że mogłeś źle zrozumieć pewne rzeczy.
- Słucham?
- Pręgierz nie jest stosowany często. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś go użył. To raczej sama jego obecność ma powstrzymywać przed niewłaściwym zachowaniem. I tyczy się to każdego. To taki... Straszak.
- Przyzwalacie na przemoc domową... Na to by samce mogły znęcać się nad swoimi partnerami i partnerkami, a nawet nad dziećmi.
- Nie. To nie tak. Wiedziałem, że nie zrozumiesz.
- Więc jak to jest Daren?!
- Nie podnoś niepotrzebnie głosu.
- Bo mnie wybatożysz?
- Przestań dramatyzować. To nie tak, że alfy czy męskie bety mogą robić, co im się podoba. Wszystko ma swoje granice. Omegi i żeńskie bety mają tu prawa, wbrew temu, co sobie myślisz. Jeśli załóżmy... Jeśli omega zostanie uderzona przez swojego partnera bez wyraźnego powodu lub zostanie ukarana nieadekwatnie do przewinienia, może prosić o pomoc Lunę. Ta rozmawia z taką omegą i ustalają czy aby na pewno było to niewłaściwe ze strony jej partnera. Jeśli Luna uzna, że rzeczywiście było to niepotrzebne, wtedy zwraca się do Alfy, a ten wymierza takiemu nadpobudliwemu samcowi karę. Jest to zazwyczaj kara cielesna.
- ... To... To nic nie zmienia.
- Jak to nic nie zmienia? Kary są sprawiedliwe.
- Nie... Nie są. Co to ma znaczyć, że jeśli ktoś zostanie ukarany nieadekwatnie? To znaczy, że jeśli przywalisz mi raz za niepozmywane naczynia, to wszystko jest dobrze, ale jak wybijesz mi za to zęby, to wtedy mogę pójść, się poskarżyć, że to już lekka przesada?
- ... Tak i nie.
- To chore!
- Nikt nie karze swojego partnera za niepozmywane naczynia. Wyolbrzymiasz. To zazwyczaj kwestia... braku posłuszeństwa. Poza tym rzadko się to zdarza. To nie tak, że każdy tutaj tłucze swoją rodzinę. Nie rób z nas potworów.
- Jeśli kiedykolwiek mnie uderzysz, zadźgam cię, gdy będziesz spał.
- Jak już mówiłem... Nie posuwam się do przemocy wobec słabszych. Z łatwością zapanuję nad tobą bez użycia siły.
Daren to skończony chuj... Nie wiem, dlaczego kiedykolwiek myślałem, że jest inaczej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top