Rozdział VI - Eris

8 maja

Wnętrze domu Alfy wyglądało mniej więcej tak, jak sobie wyobrażałem. Czyli niezbyt kolorowo. Korytarz był ciemny. Oświetlono go tylko kilkoma świecami. Jednak coś mi mówiło, że reszta domu też nie jest zbyt radosna. Po prostu nie było tu tego rodzinnego ciepła, do którego przywykłem. Było czysto. To na pewno. Nie miałem okazji zobaczyć całego domu, ponieważ od razu poprowadzono nas w stronę głównego pokoju.

W domu Alfy przeprowadzane są rozmowy na temat rozmaitych spraw dotyczących stada. Dlatego każdy Alfa potrzebuje pomieszczenia, w którym może przyjąć gości czy dyskutować nad ważnymi sprawami. Różnie nazywa się to miejsce. Jego zastosowanie jednak chyba wszędzie pozostaje takie samo. Ojciec co prawda zaczął przyjmować gości w jadalni trochę wbrew tradycji. Aczkolwiek to tylko w tych mniej oficjalnych przypadkach. Gdy atmosfera była co najmniej przyjazna i mógł pomówić bardziej od serca. Pokój spotkań był przeznaczony na sytuacje, gdy musiało być formalnie lub gdy ojciec nie miał ochoty na bycie miłym. U Granta chyba nie było szansy na rozmowę przy ciasteczkach.

Ktoś musiał powiedzieć gospodarzowi, że się zbliżamy (podejrzewam, że jacyś zwiadowcy, których nie zauważyliśmy), bo już na nas czekał. Trochę się tego bałem, ale zrobiłem dzielną minę i wszedłem za jego synami. Teraz nieco żałowałem, że nie ma z nami Rossa albo kogoś z pozostałych. Jednak chwilowo to nie oni byli istotni. Alfa tego stada na pewno w pierwszej kolejności chce spotkać się z synami. No i... ja jestem dość istotny w tym niewielkim zamieszaniu.

Grant był taki, jak go zapamiętałem. Miał oczy jak stal. Zimne i szare. Podobne do oczu Darena. To się nie zmieniło. Włosy miał jednak chyba bardziej siwe niż ostatnio. Wciąż dominował w nich spłowiały brąz, ale pasma szarości były wyraźniejsze. Siedział, ale wątpię, by się skurczył od ostatniego razu. Wciąż był potężnym mężczyzną, chociaż Daren chyba dorównuje mu wzrostem. Może nawet nieco go przewyższa. Nie jestem tego pewien. Właściwie to poza oczami Daren nie był do niego aż tak podobny... Miałem wrażenie, że więcej odziedziczył po matce. A przynajmniej tak obstawiałem. Dopóki nie zobaczyłem Luny stada.

Byłem pewien, że to ona, bo tylko Luna miałaby tak wysoką pozycję, by stać u boku Alfy w jego domu. Nie była raczej ani jego siostrą, ani córką, bo o żadnej córce nie słyszałem. Zwróciłem uwagę, że gdy Grant siedzi na potężnym, aczkolwiek dość prostym krześle, jego towarzyszka stoi. W dodatku nie tuż obok, a jednak nieco bardziej z tyłu co jasno wskazuje, że nie jest istotna, nie ma prawa głosu i jest niżej w hierarchii. Mama zawsze siedzi u boku taty. No, chyba że nie ma na to ochoty. Najwyraźniej tutaj Luna nie zasługuje nawet na krzesło. Jeśli Daren kiedyś każe mi obok siebie stać, to na pewno nie będę robić za jego ozdobę. Bo tym zdecydowanie była ta kobieta.

Przyjrzałem się jej dokładniej i byłem coraz bardziej zdezorientowany. Kobieta miała czarne włosy. Gęste, lśniące, czarne loki zaplecione w gruby warkocz. Podczas gdy Daren i Raul są blondynami, co już wzbudza dość duże wątpliwości. Jej oczy były brązowe. To w sumie nie było aż tak szokujące, ponieważ różnica nie była aż tak drastyczna. Daren odziedziczył oczy po ojcu, a oczy Raula były piwne... a więc dużo jaśniejsze od oczu tej kobiety. Ale dzieci czasem dziedziczą cechy jakichś dalszych przodków. A czasem mają swoje własne. Niemniej mam wrażenie, że ta kobieta jest zdecydowanie za młoda, by być matką Darena.

Daren ma już... Chyba dwadzieścia dwa lata. Raul zdradził, że mój alfa nie tak dawno miał urodziny, ale nie omieszkał nas o tym poinformować. No i dobrze. I tak bym nic mu nie dał. Wracając jednak do Luny. Daren ma jeszcze starszego brata. Nie wiem, ile ma lat, ale zakładając, że jakieś dwadzieścia cztery to Luna musiałby mieć co najmniej czterdzieści. Bo chyba nawet Grant nie zrobiłby dziecka dziecku.

Może ona tylko wygląda tak młodo... Jak mój mama. Raczej nikt by mu nie dał czterdziestki a tyle właśnie ma. Niemniej... Ta kobieta wyglądała raczej na trzydziestkę.

Ulfr też nie dołączył do tego spotkania tak więc była nas tylko piątka. Obecność olbrzyma chyba trochę oddałaby mi otuchy. No ale nie było tak źle, jak myślałem. Przyznam, że trochę mi nawet ulżyło. Bałem się, że Grant przyprowadzi swojego drugiego i trzeciego. Lub kogoś jeszcze. Nie bardzo wiem, jaka jest hierarchia w północnych stadach.

Nie było jednak fantastycznie. Dość oczywiste było, że Grant jest wkurzony. Najwyraźniej powrót obu synów go nie ucieszył. Nie wiem, jak postrzegał moją obecność. Z jednej strony sojusz z moim ojcem a z drugiej... No ja. Nie wiem, czy chce, bym był z Darenem po tym, jak zwiałem i zrobiłem z nich durni. Po prostu mam wrażenie, że niekoniecznie za mną przepada. To nie tak, że mnie to obchodzi. Ja go nie znoszę. Jednak teraz ten stary wilk będzie decydował o mojej przyszłości. Więc... Nie jest najlepiej. Może powinienem był zapleść włosy w warkocze. Chociaż drugi raz by chyba nie podziałało.

Co do Luny to też nie wyglądała na podekscytowaną powrotem synów. Była raczej obojętna. To trochę zbiło mnie z tropu. Mama był uradowany, gdy wróciłem po roku. Darena też długo nie było, więc matka powinna okazać choć ulgę. Kolejny powód, by nieco dopytać o to, kim ona właściwie jest. Na pewno jest ładna. Tyle to widzę. Ma pełne usta, drobny nos i ładną, kobiecą sylwetkę. Północne suknie są bardzo proste. A przynajmniej tak mi się wydaje po tym, co zobaczyłem do tej pory. Ta Luny była ładniejsza niż te, które widziałem na innych wilczycach. Jednak nadal była pozbawiona niepotrzebnych ozdób. Tylko prosty granatowy materiał. Nie miała nawet falban.

Luna chyba nie jest wielbicielką błyskotek. Więc może to i dobrze, że nie miałem okazji się wystroić. Biżuterię mam schowaną w skrzyni, ale pewnie nie będę miał zbytnio okazji jej nosić... Z drugiej strony jestem z południa. Mogę się chyba ubierać bardziej na południową modłę.

Czułem się tu trochę nie na miejscu. Na szczęście nie wypchnęli mnie na przód. Stałem sobie pomiędzy Raulem i Darenem, ale jednak odrobinę bardziej z tyłu. Może skoro są tacy duzi, to zleję się z tłem i nikt mnie nie zobaczy. Jak to mówią nadzieja matką głupich.

Grant nagle spojrzał prosto na mnie i nasze oczy się spotkały, więc chyba nie mam co liczyć na pozostanie niezauważonym. Na szczęście Raul szybko odciągnął uwagę Alfy.

- Ojcze. Cieszę się, że widzę cię w zdrowiu. Ciebie też matko. Wróciłem, bo wykonałem powierzone mi zadania. Jak widzicie, mój starszy brat wrócił do domu.

Daren nic nie powiedział, tylko wyżej uniósł głowę. Chyba nie zamierzał okazać skruchy. Cóż... Ja raczej nie będę dziś zbyt wojowniczy. Wolę... Zbadać teren. Grant z dość oczywistych powodów całą swoją uwagę skupił na starszym synu.

- Sprzeciwiłeś mi się i masz czelność wracać?

- Z tego, co mi wiadomo, ojcze to sam po mnie posłałeś. Poza tym nie sprzeciwiłem ci się. Kazałeś mi znaleźć partnera, więc to zrobiłem. Zajęło to dłużej, niż przewidywałem, niemniej wykonałem twoje polecenie.

Grant przez chwilę wpatrywał się w syna. Prosto w oczy. A więc kolejna walka na spojrzenia. Daren albo wygrał, albo zremisował, w każdym razie Grant był wściekły, ale nie wybuchł. Najwyraźniej Daren jako tako wywinął się z kary. Najprawdopodobniej dlatego, że jest dziedzicem.

- Nasir to zaakceptował?

- Alfa Nasir... pozwolił mi zabrać Erisa na północ. Jest tu za jego zgodą.

- Więc Nasir go ukrywał?

- Nie. Eris udał się ze swoim bratem na Wschód bez zgody ojca.

- ... I uznałeś, że jest na tyle wartościowy, by go tu przyprowadzić.

Coś mi mówiło, że Daren się zirytował. Napiął mięśnie. Nie widziałem zbytnio jego twarzy, ale doskonale widziałem jak jego postawa się zmieniła.

- Wydaje mi się, że już o tym rozmawialiśmy.

- ... Niech ci będzie. To dobra partia. Skoro się uparłeś to niech i tak będzie. Poradzisz sobie z nim. Więc... kiedy omega będzie miał ruję?

Po pierwsze to ja tu jestem i denerwuje mnie, że zachowują się, jakby mnie tu nie było. Po drugie... Co to niby za pytanie?! Ugryzłem się w język i nie wyskoczyłem z pretensjami, tylko dlatego, że Raul lekko i niby przypadkiem mnie szturchnął. Zrozumiałem przekaz. Cichy, grzeczny, niezauważalny. Oto nowy ja...

- Eris miał ruję tej pełni.

- Więc za trzy miesiące. Zdążymy przygotować uroczystość.

- Nie będzie takiej potrzeby.

- ... Oznaczyłeś go?

- Nie. Nie zamierzam tego robić w najbliższym czasie.

- ... Co to ma znaczyć?

Grant ewidentnie się wkurzył. A ta pewna siebie postawa Darena raczej nie pomagała. Nim jednak doszło do kłótni i przemocy, wtrącił się Raul.

- Rozmawiałem z Alfą Nasirem i jego Luną. Martwią się, że ich syn będzie potrzebował trochę czasu by się... przystosować. Na razie Daren i Eris są sobie obiecani i to powinno wystarczyć. W teorii Eris już jest jednym z nas. Poza tym Eris niedługo będzie świętował swoją siedemnastą wiosnę. Myślę, że nie byłoby problemu, gdyby spędził z nami... Załóżmy rok. Do swoich osiemnastych urodzin. Do tego czasu nauczy się wszystkiego. Ponadto według zasad jego stada z oznaczeniem powinno czekać się do osiemnastych urodzin. Myślę, że to byłby bardzo miły ukłon w stronę ich zasad.

- Nie widzę potrzeby, by zwlekać. Ten dzieciak nas upokorzył. Nasir mu na to pozwolił. Dlaczego miałbym iść mu na rękę? Ceremonię urządzimy za dwa miesiące.

- ... Ojcze... Sugeruję, byś to przemyślał. Jeśli Daren oznaczy Erisa, nie będzie już możliwości, by cokolwiek zmienić. Alfa Nasir jest dość... dość blisko ze swoim synem. Jakby to ująć... Jeśli poczekamy i Eris nie spełni naszych oczekiwań... Możemy zerwać obietnicę. Zwrócimy Nasirowi jego syna omegę w nienaruszonym stanie. To pogorszy nasze stosunki, ale Daren będzie mógł znaleźć bardziej... odpowiedniego partnera. Może jakąś miłą damę z okolicznych stad. Jeśli jednak się pospieszymy... Eris udał się na północ z własnej woli, ale to nie znaczy, że nie będzie sprawiał problemów. Alfa Nasir będzie niepocieszony, jeśli coś stanie się jego synowi. Więc może lepiej na początku przejść przez pewien... Okres próbny. Niech Eris najpierw nauczy się naszych zwyczajów i zasad. Wtedy unikniemy wielu niedogodności. Omegi potrafią być krnąbrne, a jeśli Eris zostanie oznaczony przez Darena, ten nie będzie już mógł zmienić partnera. W naszych stronach były takie przypadki, jednak teraz nie moglibyśmy sobie na to pozwolić, gdyż ojciec Erisa na pewno nie zgodziłby się na odrzucenie jego syna po oznaczeniu. Ojcze to po prostu przekalkulowana decyzja. Lepiej chyba się zabezpieczyć.

- Pół roku w zupełności by wystarczyło.

- Być może. Ale skoro mamy czekać pół roku... To dlaczego nie poczekać już całego roku? Skoro Eris będzie wtedy w pełni dorosły zarówno według naszych praw, jak i praw stada, z którego pochodzi. Omegi i tak są płodne tylko cztery razy w roku. Doczekasz się wnuka względnie szybko.

- ... Omówimy to później.

- Dziękuję, że zamierzasz wziąć pod uwagę moje sugestie ojcze.

- Mam teraz inne sprawy na głowie. Daren... nie skończyłem z tobą rozmawiać, ale przeniesiemy to na później. Mam rozumieć, że zamierzasz zabrać swojego omegę ze sobą.

- Tak.

- W takim razie chyba nie muszę cię upominać, byś się pilnował i zaczekał do ceremonii.

- Nie musisz się o to martwić.

- ... Mam nadzieję. Nie chcę wysłuchiwać od Nasira, że zhańbiłeś jego syna. Wystarczy mi, że Aryn nie mógł utrzymać chuci na smyczy. Raul jak do tego doszło? Chcę usłyszeć twoją wersję wydarzeń.

- Oczywiście powiem ci o wszystkim ojcze. Jednak myślę, że nie potrzebujemy do tego świadków. Ponadto przybył z nami obiecany Noacha. Tego zhańbionego omegi. Chce porozmawiać o zadośćuczynieniu. Może odeślijmy Darena i jego lubego. Niech omega pozna swój nowy dom. Tymczasem ja przedstawię ci pełną historię. Jestem pewien, że Alfa Nasir nie mógł zawrzeć wszystkiego w liście.

- ... Niech będzie. Agnes odprowadź ich.

Więc ich matka nazywała się Agnes. Ładne imię, choć takie... Twarde. W sumie chyba do niej pasuje. Kobieta odprowadziła nas aż do drzwi wyjściowych. Nie zamienili z Darenem słowa. W sumie chyba nawet na siebie nie patrzyli. Przez chwilę myślałem, że zobaczę Darena okazującego jakieś uczucia, ale i tym razem się zawiodłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top