Rozdział LXXXVIII - Len
17 listopada
Nie jest ze mną dobrze. Jest bardzo niedobrze. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest. Ale wiem, że jest źle. I z każdym dniem jest coraz gorzej. Może to przez pełnię. Bo to już niedługo. Kilka dni. Podobno wtedy się dziwnie zachowuje. Więc może to jest powód. To by miało sens. Chociaż pewności nie mam. Po prostu nie rozumiem skąd te uczucia. Są dziwne i niezbyt działają na moją korzyść. I ciężko się ich pozbyć. To jest właśnie najgorsze. Pojawiają się znikąd i nie chcą zniknąć.
No i niestety Rai mi tego nie ułatwia. Ale to oczywiście nie jego wina. Tylko i wyłącznie moja. On nawet nie wie, że to tak na mnie działa. Bo skąd miałby wiedzieć, co siedzi w mojej głowie. A no nie wypada mu o tym mówić. Poza tym boję się, jak by mógł zareagować.
Rai poruszył się delikatnie, a ja wstrzymałem oddech. Ładna dziś pogoda. Jak na listopad. Ciekawe co dziś na obiad. Aby nie fasolka. Nie lubię fasolki. Muszę pozamiatać pod łóżkiem. Dawno nie zamiatałem pod łóżkiem.
- Len? To jest W? To jest ta litera prawda?
- Tak. Wierzba. Trochę niewyraźnie napisane. Zbyt ozdobnie. Ale tak to W.
- Wierzba... To drzewo nad rzeką to wierzba. Prawda?
- Tak. To duże.
- Pamiętam, bo mi mówiłeś.
Rai uśmiechnął się wesoło wyraźnie dumny ze swojej pamięci i wrócił do czytania. Płynnie mówi w naszym języku, ale czytanie idzie mu raczej słabo. Dlatego wujek Nasir nauczył go alfabetu od podstaw. A ja czytam z nim książki w wolnej chwili, bo bardzo to polubił. Potrzebuje czasem drobnej pomocy. Zwłaszcza że niektórych słów nie zna. W sumie ciekawe gdzie się nauczył naszego języka. W końcu na Wschodzie raczej nie był mu potrzebny. Chyba że znał kogoś z Północy.
Rai ma bardzo bogate słownictwo. I mówi naprawdę bardzo płynnie. Jedyne co go zdradza to akcent. Chociaż moim zdaniem sposób, w jaki mówi, jest niezwykle uroczy. Czasem zmiękcza niektóre słowa. A "r" wymawia w dość zabawny sposób. Chociaż tak w sumie to odkąd tu jest, coraz rzadziej to słyszę. Naprawdę szybko się uczy i dostosowuje.
W każdym razie bardzo lubię z nim czytać. Pomagam mu, sam też czytam, a przy okazji możemy na bieżąco rozmawiać o tym, co przeczytaliśmy. Jest jednak jeden problem. Usiedliśmy na łóżku. I Rai usiadł między moimi nogami. Często tak siedzimy. Opiera się wygodnie o moją klatkę piersiową a ja o ścianę. Oboje widzimy książkę. Jest wygodnie. Na pozór wszystko jest w porządku.
Tylko że ja mam teraz te wszystkie dziwne myśli. Więc jest problem. Rai jest tak blisko. Czuję jego zapach. Taki przyjemny. I ciepło jego ciała. Jest zdecydowanie za blisko. Przez to ciągle wracam myślami do jednego.
- Len?
- Tak?
- Co to znaczy?
- Gdzie?
- O tutaj.
Zerknąłem na fragment, który pokazywał. Tak naprawdę już od jakiejś godziny z nim nie czytam. Zamiast tego myślę o tym, jak przyjemny jest jego zapach, jak puszyste są jego włosy, jak smukłe ma ramiona i jak przyjemnie jest czuć jego ciepło... Nie mam więc zielonego pojęcia, o czym jest ta książka. Pożyczamy je od wielu osób. Ta jest chyba od Beth. Na początku w sumie nic się nie działo. Jakiś chłopak poznał jakąś pasterkę i coś się działo z ojcem tej dziewczyny.
- A czego nie rozumiesz?
- To słowo nie ma sensu.
- Ymmm...
Odnalazłem początek zdania, by zorientować się w kontekście. "Dziewczyna zarumieniła się wyraźnie, gdy męskość Edama...". Zatrzasnąłem książkę i prawie z palcami zaskoczonego Raia. Na szczęście omega miał dość dobry refleks.
- Co się stało?
- To... To nie jest dobra książka.
- Dlaczego? Jest ciekawa. O miłości.
- Właśnie widzę.
- Nie czytamy dalej?
- To... Tam są... Takie różne.
- Nie rozumiem. I dalej nie wiem, co tamto znaczyło.
- Em... A co?
- Męskość. Dlaczego tam ciągle jest słowo męskość? A ja nie wiem, co to jest. Nie pasuje tu.
- ... To... Ym... Coś, co mają tylko mężczyźni.
- ... Chodzi o penisa?
- Em. No. To... Tak.
- Och... Rozumiem. Teraz to ma sens.
Następnym razem muszę sprawdzić jakie książki mu daję. Nie spodziewałem się takich rzeczy. Jakbym wiedział, to bym mu jej nie dał. Nie przewidziałem, że Beth może mieć takie nieprzyzwoite książki.
- Możemy poczytać coś innego. Ta książka jest dla dorosłych.
- Jesteśmy dorośli.
- No... Nie do końca. W każdym razie na pewno znajdziemy coś lepszego.
- Chyba nie chcę już czytać niczego nowego. I tak dużo dziś przeczytaliśmy.
- Em... Tak. Rzeczywiście. Więc co innego chcesz porobić?
- Mam ochotę na drzemkę.
- Drzemkę?
- Tak. Spanko.
Rai odłożył książkę na bok i złapał mnie za rękę. Położył się na łóżku i pociągnął mnie do siebie. To nie jest dobry pomysł. To bardzo zły pomysł. Ale nim się obejrzałem, leżałem tuż obok niego. Łóżko nie było jakoś bardzo wąskie, ale i tak byliśmy bardzo blisko siebie. Zwłaszcza gdy Rai się we mnie wtulił.
Nie mogę go odepchnąć, bo na pewno go to zrani, jeśli nie podam mu konkretnego powodu. A nie powiem mu, jaki mam powód, bo... No trochę głupio. A nie chcę, żeby było mu przykro, że go odpycham. Zwłaszcza że dopiero od niedawna czuje się przy mnie tak swobodnie. Nie chcę sprawiać mu przykrości. Jednak jednocześnie coraz mniej sobie ufam. Bo gdy tak leży wtulony we mnie, to dziwne uczucie jest jeszcze silniejsze. A przecież tylko leżymy. Nic złego się nie dzieje. Chociaż mam straszną ochotę go przytulić. Przysunąć bliżej i objąć...
- Twoje serce bije bardzo mocno.
- S-słucham?
- Słyszę jak szybko i mocno bije.
Rai położył dłoń na mojej piersi, co sprawiło, że moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. O ile to w ogóle było możliwe. Przełknąłem nerwowo ślinę i próbowałem coś wymyślić. Nie wiedziałem jednak, co niby mógłbym odpowiedzieć. Rai tymczasem dalej leżał wtulony we mnie i najwyraźniej nasłuchujący.
- Lubię ten dźwięk. Podoba mi się.
- Ym... To dobrze. Może zaśniesz.
- Tobie nie chce się spać?
- Też się zdrzemnę.
- Nie zaśniesz, gdy serce ci tak bije. Hej Len. Dlaczego tak mocno bije ci serce?
- Ja... Nie wiem. Tak o. Chyba. Ymm... Bez powodu.
Rai odsunął się nieco i zadarł głowę do góry, by spojrzeć mi w twarz. Chyba nie wiedział, że kłamię, bo patrzył na mnie z ciekawością. Jejku, jaki on jest śliczny. Ma takie długi rzęsy. Pełne różowe usta. Naprawdę piękny.
- Nie musimy iść spać.
- Ale jesteś śpiący. Więc się zdrzemnij.
- Już mi się chyba nie chce.
Rai uśmiechnął się delikatnie. Też się do niego uśmiechnąłem. Choć był to bardziej odruch. I pewnie wyszło dość nerwowo. Bo przyglądał mi się. A przez to czułem się jeszcze bardziej niepewnie.
Nagle omega przysunął się bliżej i zetknął nasze usta. Jego są takie miękkie i delikatne. Po chwili odsunął się nieco, zostawiając mnie w lekkim szoku.
- Ym... A to... Czemu?
- Wyglądałeś, jakbyś miał na to ochotę.
- ... Tak wyglądałem?
- Yhym.
- Ym... Możliwe, że tak było.
A może... Moglibyśmy zrobić dziś coś więcej. Może nie od razu tak na całość. Ale choć trochę. Może Raiowi nie będzie to przeszkadzać. A może jednak powinienem poczekać, aż on wykona pierwszy ruch. Tak było z pocałunkiem. Wtedy będę miał pewność, że tego chce. Ale z drugiej strony to ja jestem alfą. To chyba ja powinienem coś zainicjować. Alfa powinien być chyba bardziej pewny siebie o zdecydowany. A ja taki zbytnio nie jestem. Chyba powinienem. Omegi lubią zdecydowane alfy. Ale Rai jest taki delikatny... Nie wiem już. Może tylko... Trochę spróbuję...
Nagle rozległo się głośnie pukanie, a ja poderwałem się do pozycji siedzącej. Rai niezbyt się przejął i tylko odwrócił się w stronę drzwi. Te po chwili się otworzyły i stanął w nich mama. Przyglądał nam się chwilę w ten specyficzny sposób, po czym wszedł do środka.
- Chłopcy Dyara chciał, żebyśmy wszyscy przyszli na obiad.
- Teraz?
- Powiedział, żebyśmy byli za pół godziny. Od razu odprowadzimy Raia.
- No dobrze. To... Już wstajemy. Żeby się przygotować do wyjścia.
Mama spojrzał na Raia. Chwilę się mu przyglądał, po czym zmarszczył lekko brwi.
- Rai źle się czujesz?
- Nie. Tylko chciałem się zdrzemnąć.
- Na pewno wszystko w porządku?
- Tak. Naprawdę.
- No dobrze. Może musisz coś zjeść. Na razie możesz się zdrzemnąć. A ty Len chodź tu. Pomożesz mi.
- W czym?
- No przecież nie pójdziemy tam z pustymi rękoma. Zrobimy chociaż jakieś przystawki na szybko. Może zrobimy słodkie podpłomyki z dżemem na deser. Rusz się szybciutko. Sam nie zdążę. A Rai niech sobie pośpi.
Nie bardzo miałem ochotę wstawać. Ale może lepiej jak sobie pójdę i się czymś zajmę. Dla mnie będzie lepiej i dla Raia też. Mama wyszedł, ale zostawił otwarte drzwi, więc wstałem bez ociągania.
- To zdrzemnij się. Obudzę cię, jak już będziemy wychodzić. Dobrze?
- Dobrze. Chociaż nie chce mi się już spać.
- Możesz... Poczytać sam. Mama na pewno nie dopuści cię do pomocy, bo już postanowił, że masz odpoczywać.
- To sobie trochę poleżę.
- Dobry pomysł. To ja idę.
Zostawiłem Raia samego i zamknąłem drzwi, by miał ciszę i spokój. Może jednak zaśnie. Mama już robił ciasto na podpłomyki, więc podszedłem do niego.
- Co mam robić?
- Znajdź dżem i mi otwórz. Możesz jeszcze pokruszyć orzechy.
- No dobrze.
- Ale najpierw przygotuj patelnię i olej. Niech już się rozgrzewa.
- Dobrze mamo.
Nie jestem jakimś wielkim fanem gotowania, ale czasem pomagam mamie. Chociaż z doświadczenia wiem, że dużo lepiej sobie radzi, gdy mu nie pomagam. Idzie szybciej i bez większych problemów, gdy mnie nie ma w pobliżu. Więc wcale nie chodziło mu o pomoc.
- Wiesz, że szanuję twoją prywatność prawda?
Wiedziałem. To było dość oczywiste. Przynajmniej mnie nie wziął z zaskoczenia.
- Wiem mamo. Doceniam to.
- Nie każę wam otwierać drzwi ani nic takiego. Nie widzę takiej potrzeby. Jesteście już dość duzi. Nie ma co was pilnować.
- Yhym.
- Właściwie nie wiem, kiedy ty tak urosłeś. Jeszcze niedawno się bawiłeś z Erisem. Byliście tacy słodcy. Też siedzieliście całymi dniami zamknięci w twoim pokoju. Ale... To była nieco inna sytuacja.
- Nic złego z Raiem nie robimy.
- Wiem. To znaczy... To nie tak, że jakbyście coś robili to, by to było złe. Nic takiego nie sugeruję.
- Mamo zmierzasz do czegoś? Bo już na ten temat rozmawialiśmy. Za dużo razy jak na mój gust.
- Po prostu chciałem ci powiedzieć, że niczego ci nie zabraniam ani nic takiego. Wiem, że jesteś mądrym chłopcem i wiesz, kiedy można robić takie rzeczy, a kiedy nie.
- Mamo...
- A jakby coś to, chociaż poproście o napar. Andrea na pewno wam da bez zbędnych dyskusji.
- Mamo przestań. Przecież nie jestem taki głupi, żeby coś takiego w ruję.
- Młodzi jesteście. Więc wolę powiedzieć.
- Już z tatą przeszedłem tę rozmowę. Naprawdę mi wystarczy.
- No dobrze. To jeszcze tylko tak powiem, że jeśli mnie i taty nie będzie w domu, to też możesz zaprosić Raia...
- Mamo!
- Tylko uprzedź, że u nas będzie.
- Mamoooo...
- No już... Po prostu wiem, że jesteś już w takim wieku. A ty i Rai długo jesteście razem. Bo... Jeszcze nie? Prawda?
- Nie mamo.
- Yhym... Nie mówię, że to dobrze. Po prostu nie ma co się spieszyć. Na wszystko przyjdzie czas.
- Wiem mamo.
- ... Denerwuję cię prawda?
- Troszkę tak.
- No dobrze. Już nie będę.
- Wiem, że się martwisz. Nie gniewem się. Ale zawstydzasz mnie.
- Już nie będę.
- Będziesz. Ale nie szkodzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top