Rozdział LXXXII - Rai
4 listopada
Przyglądałem się małemu wilkołakowi. Chociaż wyglądała już jak zwykłe ludzki niemowlę. Wcześniej wyglądała inaczej. Miała więcej włosów. I była taka... Śmieszna. Nie wiedziałem, że wilkołaki tak wyglądają, gdy się rodzą. Nigdy nie widziałem takiego małego dziecka.
- Wygląda jak Noach.
Spojrzałem na Lena. To prawda. Ale wygląda też trochę jak Len. Oni wszyscy są tacy podobni. Eli ma rude włosy. W rodzinie Lena wszyscy mają rude włosy. Oczy ma brązowe jak Noach. I ma delikatne piegi. Noach nie ma piegów, ale Len ma. Len powiedział, że krew jego mamy jest tak silna, że Noach jest podobny do niego, mimo że jego ojciec miał ciemne włosy i skórę. Noach w ogóle się w niego nie wdał. Tak samo Eli wdała się w mamę, a nie ojca. Co prawda jest jeszcze malutka, ale każdy, kto ją widział, mówi, że wygląda jak Noach i nie widać w niej nawet odrobiny z ojca.
To dobrze. Len mówi, że Noach martwił się, że jego dziecko będzie podobne do mężczyzny, który go skrzywdził.
- Może chcecie ją wziąć na ręce?
Nie zauważyliśmy, że Cecil do nas podszedł. Byliśmy zbyt zapatrzeni w leżącą w swoim łóżeczku dziewczynkę. Omega przystanął przy nas i uśmiechnął się do maluszka.
- Może niech leży. Skoro jest taka grzeczna.
Cecil spojrzał na Lena. Wiedział, że to nie dlatego Len nie chce jej wziąć. Ja też wiedziałem dlaczego. To było oczywiste.
- Nie bój się jej.
- To nie tak... Bo ona jest taka miękka i się strasznie rusza i boję się, że mi wypadnie.
- Ja też się trochę bałem. Ale to naprawdę nie jest takie trudne.
- Mimo wszystko... Chwilowo nie. Niech się zrobi bardziej... No... Stabilna.
Cecil zaśmiał się lekko. Nie jestem pewien, co Len miał na myśli. Cecil chyba też i dlatego się zaśmiał.
- A ty Rai? Chcesz wziąć ją na ręce?
- Chyba nie.
- Też się boisz?
- Nie. Po prostu nie wiem, co się robi z dziećmi.
- W tym wieku niewiele. Ale jak ją przytulisz i się uśmiechniesz, to zrozumie. Dzieci rozumieją takie rzeczy.
- Naprawdę?
- Tak. Dzieci są wrażliwe na emocje. Wyczuwają intencje.
- To dlatego płacze, jak pan Ross bierze ją na ręce?
- W jego wypadku chyba wyczuwa, że może ją upuścić. Ross jest kochany, ale niezdarny. I łatwo go rozproszyć.
- Eli będzie bawić się z Edeą?
- Jak będą większe to na pewno. To w końcu rodzina. Noach jest bardzo blisko z kuzynami. Uważa ich za młodsze rodzeństwo. Właściwe to naprawdę urocze. Ta rodzina jest tak blisko związana. Moja nigdy taka nie była. Naprawdę cieszę się, że mogę być jej częścią.
- Tak... Są bardzo mili.
Pan Cecil popatrzył na mnie. Tak dość... Dziwnie. Bardzo się mi przyglądał. Ale się uśmiechał, więc chyba nie myślał sobie nic złego.
- Coś się stało?
- Nie. Po prostu ty też jesteś już trochę członkiem rodziny.
Len poruszył się gwałtownie na krześle, co lekko mnie przestraszyło. Nie spodziewałem się tego.
- Ale my nie... Znaczy... Bo to tak jeszcze... Znaczy ja bym... Ale Rai...
- Len, chodziło mi o to, że pan Dyara i Nasir traktują Raia jak członka rodziny. Przygarnęli go, a Nova nazywa go bratem. Więc skoro Nova jest partnerem Siry, a Rai to jego brat to Rai już jest częścią rodziny.
- Och... O to chodziło.
- A o czym myślałeś?
- O niczym...
Rozmawiają o mnie, ale nie bardzo rozumiem, o co chodzi. W każdym razie to trochę miłe. Że tak o mnie mówią. Że jestem jak rodzina. Jest trochę jak w skarbcu. Tam też byliśmy jak rodzina. Najbliżej byłem z Ayasem i Novą. Oni zawsze byli dla mnie bardzo mili. Ale reszta też była miła. One były dla mnie jak siostry. Ale zostawiły nas. Odeszły. Ciekawe jak się mają. Czy znalazły swoje rodziny. Ja znalazłem. Pan Dyara i Nasir są bardzo mili. Tak samo Noach i Cecil. I Len. Ale i reszta. Sira i Eris. I choć źle się czasem czuję, to oni mi pomagają. To bardzo miłe.
- Czy... Mogę jednak potrzymać Eli?
- Oczywiście. Skoro nie śpi i ewidentnie jest waszą dwójką zainteresowana, to na pewno się ucieszy. Lubi jak się ją trzyma na rękach. Przylepa z niej.
Cecil ostrożnie wyjął małą dziewczynką z łóżeczka. Eli wydała z siebie cichy dźwięk. Dość zabawny. Edea też tak śmiesznie jakby gada. Dzieci tak robią. To urocze.
- Trzymaj ją pewnie. Nie martw się. Wydaje się taka wątła, ale to silna wilczyca. Nie musisz się bać, że coś jej zrobisz. Jak będziesz się bać, to się zaniepokoi.
- Dobrze.
Pan Cecil podał mi maluszka. Eli wcale nie była taka mała. Owszem to niemowlak, ale miałem wrażenie, że bardzo szybko rośnie. Szybciej niż Edea, która jest starsza.
- Kiedy Eli zacznie mówić? I chodzić?
- Za jakiś roczek.
- To dużo.
- Szybko minie. Wydaje się, że to dużo, ale dzieci strasznie szybko rosną. Zanim się obejrzysz, biegają i rozrabiają.
- Eli jest grzeczna. A przynajmniej taka się wydaje. Mało płacze.
- Właściwie to tak. Dużo śpi, a nawet jak nie śpi, to nie płacze za dużo. Ale jak jest głodna, to po prostu poruszy niebo i ziemię. A ile to maleństwo je. Nie nadążamy przygotowywać jedzenia.
- To dobrze, że dużo je.
- Tak. Będzie silną alfą. Już to widzę.
- Nie widziałem, że alfy to też dziewczynki.
- Bardzo rzadko się to zdarza. Nasza Eli jest wyjątkowa.
Eli jest słodka. Wszystkie dzieci są słodkie. Chociaż trochę się lepią. Ale ładnie pachną. Chyba że robią w pieluchę. Wtedy nie. Ale zazwyczaj pachną ładnie.
Gdy otworzyły się drzwi, wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Noach był ewidentnie zaskoczony naszą czujnością, bo chwilę się zawahał, nim wszedł do środka.
- Wróciłem.
Cecil natychmiast do niego podszedł i wziął od niego kosz wypełniony po brzegi jedzeniem.
- Mówiłem, żebyś tyle nie nosił.
- Co miałem zrobić skoro nie przyjmowali odmowy? Ja nie wiem, czy my to wszystko zdążymy zjeść. Chociaż Glen ostatnio je mnóstwo. I rośnie w przerażającym tempie. Nie nadążam z szukaniem dla niego nowych ubrań.
- Następnym razem ja pójdę.
- Mówiłem ci, że nie chce mi się siedzieć w domu. Już się nasiedziałem. Teraz w końcu czuję się dobrze i zamierzam z tego korzystać.
- Ale... Połóg...
- Czuję się dobrze. Naprawdę. Ale to, że się martwisz, jest kochane.
Noach pocałował Cecila w usta. Oni też często się całują. Ale teraz rozumiem czemu. To nawet miłe. Ja lubię całować się z Lenem. Kiedyś myślałem, że to nie jest przyjemne. Ale okazuje się, że to dość... Podoba mi się.
Noach spojrzał na mnie a właściwie na małą Eli w moich rękach. Uśmiechnął się delikatnie i podszedł do nas.
- Jaka spokojna. Niestety już długo to nie potrwa. Zaraz jej czas karmienia. Biorę się za mleko, zanim zacznie płakać. Bo jak zacznie, to trudno będzie ją powstrzymać.
- To może my już pójdziemy. Mama kazała nam wrócić na obiad.
Len mówił prawdę. Pan Ascal chciał, abyśmy zjedli u niego. Podobno gotuje coś dobrego. Ale wszystko, co gotuje, jest dobre.
- No to idźcie. Jak pan Ascal gotuje, to rzeczywiście nie ma co zwlekać.
Cecil wziął ode mnie małą Eli. Trochę było mi przykro. Podobało mi się trzymanie jej na rękach. Była taka mała i słodka i ciepła. I patrzyła na mnie. Jak taki mały króliczek, którego złapał Len. Dał mi go pogłaskać. Tylko królik trochę uciekał. Ale Len miał rację. Musimy już iść.
Ubraliśmy się więc i pożegnaliśmy z wszystkimi, po czym wyszliśmy i ruszyliśmy w stronę domu Lena. Len od razu, gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz złapał mnie za rękę. Już do tego przywykłem. Len bardzo to lubi. Ja też to lubię. Jest miłe. Czuję się pewniej, gdy Len trzyma mnie za rękę.
- Eli jest śliczna prawda? A Noach wygląda na takie szczęśliwego. Ulżyło mi. Bałem się jak to będzie.
- Tak. Noach jest bardzo wesoły.
- Cieszę się. Tak się o niego martwiłem. Brakowało mi jego uśmiechu. To było dla niego takie trudne, a ja nie mogłem pomóc.
- Ale teraz jest już dobrze.
- Tak. Jest dobrze. Odkąd Eli się urodziła, Noach odżył. Ciąża była dla niego bardzo trudna, ale mówi, że poród był dość... Łatwy. Jak na poród. Nie było żadnych komplikacji. Szybko doszedł do siebie a Eli... Jak widać, jest duża i silna. Wszystko dobrze się układa. Chociaż mimo wszystko... Nie da się zapomnieć o tym, co się stało. Noach nie chce się przyznać, ale Cecil mówił mamie, że Noach czasem ma... Przypomina sobie. Jest smutny. Albo ma złe sny.
- Koszmary?
- Tak.
- Rozumiem.
- Czy... Czy ty masz podobne koszmary? O tym, co wydarzyło się kiedyś?
- ... O czym?
Len nie wie nic o tym, co się działo. Nikt nie miał mu mówić. To miała być tajemnica. Nikt mu nie powiedział... Prawda? Len nie może wiedzieć. Nie teraz. Nie chcę, żeby na razie wiedział. Bo teraz jest dobrze. I nie chcę, aby było inaczej. Nie chcę, żeby coś się zmieniło. Nie chcę, żeby traktował mnie inaczej. Ma być tak jak teraz. Teraz jest dobrze.
- Po prostu... Tak sobie pomyślałem, że... Musiało być ci ciężko. Tam na Wschodzie. Straciłeś przyjaciela i... Nie wiem co jeszcze się tam działo, ale... To w sumie bez znaczenia. Po prostu zastanawiam się, czy jest coś, co sprawia, że czujesz się źle. Jakieś złe wspomnienia. Nie musisz mi mówić. Po prostu, jeśli masz jakieś zmartwienia, to pamiętaj, że jestem tu dla ciebie. Zawsze. Więc... Nie musisz mi mówić. Ale gdybyś potrzebował przytulenia albo potrzymać kogoś za rękę to pamiętaj, że ja... Bardzo chcę ci pomóc.
- ... Rozumiem. Dobrze. Ja czuję się przy tobie lepiej. Na Wschodzie... Bywało źle. Ale tutaj jest dobrze. Po prostu... Nie chcę o tym mówić. Chcę zacząć na nowo.
- Rozumiem. To tak jak Noach. Jeśli tego pragniesz, to ja będę cię wspierał.
- Dziękuję.
- Nie masz za co. Ja... Kocham cię. Jesteś dla mnie bardzo ważny.
- Ty dla mnie też. Bardzo się cieszę. Że mnie lubisz. Ja też ciebie lubię.
- Chcesz jutro też się gdzieś razem wybrać?
- Tak. Nie lubię siedzieć sam w domu.
- Mogę do ciebie przyjść. Jak nie jutro to któregoś dnia.
- Tak. Przyjdź któregoś dnia. Znów spróbujemy nauczyć cię grać.
- Nie zamierzam się tym razem poddać. Ale boję się, że to może być niemożliwe.
- Damy radę.
- A co chcesz robić jutro?
- Nie ma jeszcze lodu?
- Nie. Jeszcze nie jest czas na łyżwy. Może za miesiąc. Zależy, jakie będą temperatury.
- Szkoda.
- Nie możesz się doczekać łyżew co?
- Jestem ciekaw. To wydaje się zabawne.
- Ładnie tańczysz, więc na pewno będziesz śmigał na łyżwach.
- A co ma jedno do drugiego?
- To chyba kwestia wyczucia i równowagi. Mam wrażenie, że skoro tak ładnie tańczysz, to na łyżwach też będziesz tańczyć.
- ... Skąd wiesz, że ładnie tańczę?
- Na ceremonii Siry i Linadela... Tańczyliśmy. Pamiętasz?
Tańczyliśmy... Pamiętam tę noc. Było głośno. Było ognisko. Tańczyłem wtedy? Lubię muzykę. Więc pewnie tańczyłem. Ale nie mogę sobie przypomnieć.
- Rai?
- Tak. Pamiętam.
Nie pamiętam. Ale pewnie tak było, skoro Len to pamięta. Przypomnę sobie. Może wtedy za bardzo o tym nie myślałem. Dlatego nie pamiętam.
- Ciekawe, kiedy znów będzie jakaś ceremonia. Ross i Julien są w takim wieku, że się powinni wiązać. Ale chyba im się nie kwapi. Hmmm... W sumie nie mamy na razie żadnej pary w wiosce poza...
- Tak?
- ... No nie mamy.
Len się zarumienił. Nie wiem czemu. Ale to nic. Jest uroczy, gdy się rumieni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top