Rozdział LXI - Eris

10 września

Daren to skończony kretyn. Idiota. Głupi alfa od siedmiu boleści. Nie znoszę go. Jest jak wielki tępy głaz, który nie ma nawet jednej myśli czy emocji, bo jest tylko durnym wkurzającym głazem. Możesz go co najwyżej kopnąć, ale to nieopłacalne, bo dostaniesz rykoszetem, a on nawet nic nie poczuje, a ciebie będzie boleć stopa. Takiego sobie wspaniałego alfę znalazłem. Po prostu świetnie. Nie mogło być lepiej. Głupi Daren z głupiej północy. Daren władca irytacji i obojętności. Następnym razem znów ugotuję mu zupę z kamieniami. Wtedy wyszła niechcący. Ale teraz zrobię to specjalnie. Z pełną premedytacją. Może się którymś udławi.

On jest jakiś... Nienormalny. On w ogóle nie ma tego... No... Nie wiem... Do jasnej cholery jestem omegą, przecież alfy powinny lubić omegi! Znaczy... W sumie omegi powinny lubić alfy. A Noach ich nie lubi. Jednak... Wątpię, żeby z Darenem było podobnie. Nie. Z nim jest coś bardzo nie tak. Jednak z innych powodów. Bo jestem pewny, że alfami nie wykazuje żadnego zainteresowania. On w ogóle nie okazuje żadnego zainteresowania!

Od kilku dni próbuję... zwrócić jego uwagę. Wywołać jakąś reakcję. Cokolwiek. Nie wiem, może byłem troszeczkę zbyt subtelny dla tego kloca. Ale na innych zawsze działało. Gdy byłem na Wschodzie, widziałem, jak mężczyźni na mnie patrzą. W sumie... Niektóre kobiety też. W każdym razie tam takie rzeczy wystarczały. Zarzuciłem lekko włosami, zatrzepotałem rzęsami, odsłoniłem kark, powiedziałem coś miłego i już im oczy świeciły.

To było przyjemne. Nie byłem nimi zainteresowani i oni to wiedzieli, ale to była tylko taka krótka wymiana... no sam nie wiem. Zainteresowania. Uwagi. Gra. Myślę, że można nazwać to taką fajną grą. Zabawą. Oni lubili, gdy to robiłem. Ja lubiłem ich reakcje i uwagę, którą mi poświęcali.

W każdym razie wiem, kiedy się komuś podobam. Kiedy jestem dla kogoś atrakcyjny. Widziałem różne reakcje i się ich uczyłem. Dla Darena w ogóle nie jestem atrakcyjny. Gdybym był, już bym zobaczył jakieś tego oznaki. Do tej pory myślałem, że to nic takiego, bo w końcu głównie na siebie warczymy więc ciężko myśleć o takich rzeczach. Wcale mi aż tak nie zależało, by mnie dostrzegał. Tylko od czasu do czasu, gdy sobie o tym myślałem, robiło mi się trochę przykro.

Jednak teraz jest inaczej. Bo już nie jestem obojętny. Staram się. Jestem miły. I próbuję zwrócić jego uwagę. Specjalnie robię te wszystkie rzeczy. Jasna cholera udawałem kretyna, żeby odsłonić przed nim kark a on tylko stwierdził, że jestem tępy. Sam jest tępy. Jak mógł nie zrozumieć tak oczywistej prowokacji!? Gdybym zrobić coś takiego Virionowi to zapiąłby mi ten głupi łańcuszek, a później ucałował mnie w kark i powiedział coś miłego... Ale mieszkam z głupim gburowatym Darenem.

Przekręciłem się na łóżku i teraz leżałem na plecach, wpatrując się w sufit. Niedługo przyjdzie do mnie Colla. Powinienem pewnie przygotować coś dla Darena, żeby miał co zjeść, jak wróci. Bo przecież nie będę tego robić przy gościu. Jednak mam go teraz gdzieś. Nic mu nie ugotuję. Będzie siedział głodny. Albo sam sobie coś zrobi. Nie obchodzi mnie to. Niech sobie jakoś radzi. Niemniej muszę się jakoś przygotować do wizyty Colli. Więc chyba nie mogę dłużej tak się wylegiwać. Mimo że to dość przyjemne. Nie chciałem jednak przywitać gościa w takim stanie, więc zebrałem w sobie resztki sił i wstałem.

Jeszcze miałem na sobie piżamę więc pierwszym krokiem w stronę pożyteczności było ubranie się w coś. Spodnie z wczoraj były czyste, więc dobrałem do tego tylko jakąś bluzkę. Ściągnąłem koszulę nocną i zadrżałem, gdy poczułem chłód na skórze. Jeszcze nie rozpaliłem paleniska, więc w domu było chłodno. Zimą będzie okropnie. Właściwe... Już było dość podejrzanie zimno. A to dopiero wrzesień.

Kątem oka dostrzegłem odbicie w lustrze, co przykuło moją uwagę. W sumie... Może mam zakrzywiony obraz postrzegania siebie. Przejrzałem się w lustrze, ale nie zobaczyłem niczego nowego. Wciąż byłem dość blady. Na Wschodzie się opaliłem ale po tym nie było już śladu. Moje ciało było drobne. Odrobinę chłopięce. Ale jeszcze powinienem trochę urosnąć. Tak myślę. Mam nadzieję. Moje biodra były trochę szerokie, ale nie tak jak większości kobiet. Niemniej... No były chyba dość kształtne. Dotknąłem swojej klatki piersiowej. No cóż... Dalej płaska. Ale praktycznie nie widać mi żeber.

Jestem taki dość... No chyba dość ładny. Nie mam brzydkiego ciała. Tak myślę. Nie przypominam w ogóle mamy. Mama jest wyższy i taki bardziej... Hmmm... Szczupły. Trochę przypomina betę. Rysy twarzy ma troszkę ostre, ale jednak nadal wygląd jak omega. Ja jestem bardzo typowym przykładem wzorcowej, obiektywnie atrakcyjnej, męskiej omegi. To nie tak, że jestem arogancki. To prawda. Omegi powinny wyglądać delikatnie, być drobne i subtelne. Męskie omegi często przypominają z rysów twarzy kobiety lub mężczyzn, ale przed dojrzewaniem. Nie mamy kwadratowych szczęk i wyrazistych rysów. Zazwyczaj. W zasadzie trudno jednoznacznie określić naszą płeć bez dokładniejszego przyjrzenia się. Im w sumie bardziej androgeniczna omega, tym bardziej atrakcyjna według kanonu.

Dlatego zawsze lubiłem moje duże oczy, długie rzęsy, delikatną twarzyczkę w kształcie serca i pełne różowe usta. Wyraziste czarne brwi kiedyś mnie denerwowały, ale w sumie nie są takie złe. A teraz... Sam nie wiem. Nie jestem przecież kobietą. Żeńskie omegi to jednak coś innego... One mają kobiece ciała. Ja mam tylko twarz, dzięki której mógłbym komuś wmówić, że jestem kobietą. Jednak moje ciało jest męskie. Nie tak męskie, jak te alf czy męskich bet. Nie mam chociażby takiego owłosienia. No i omegi mają delikatną budowę. Jednak w sumie bliżej mi do mężczyzny. Rozumiem, dlaczego ktoś wolałby kobiety.

Pierwszy raz w życiu patrzenie w lustro wprawiło mnie w gorszy humor. Szybko się ubrałem i tylko rozczesałem włosy, po czym ruszyłem od razu do głównej izby. Zająłem się pracą. Już postanowiłem, że Daren dziś ode mnie nic nie dostanie. Ale musiałem posprzątać, zrobić jakieś przekąski i wziąć się w garść, by nie pokazać Colli, że robię się żałosny. W końcu tutejsze samice jak wyczują słabość, to tylko czekają na odpowiedni moment, żeby ci się rzucić do szyi.

Gdy już się czymś zająłem, czas minął mi dość szybko. Nim się obejrzałem, usłyszałem rżenie konia, a po chwili pukanie do drzwi. Colla nie czekał, tylko wszedł do środka. Jestem pewien, że gdyby Daren tu był lub omega miał podejrzenia, że tu jest, to by tego nie zrobił. Mógłbym się pultać o brak szacunku, ale nie chce mi się otwierać mu drzwi. I tak jest przecież zaproszony.

- Hej Colla. Jak droga?

- Długa. Nudna. Mój koń zna ją już praktycznie na pamięć, więc w drodze czytałem książkę.

- O! Masz jakąś fajną książkę?

- Pożyczyłem ją od Flynna. Ma dużo książek.

- Naprawdę? Nie widziałem u niego żadnych.

- Półkę ma w sypialni. Obok łóżka. Żeby móc do niej sięgnąć, nawet wtedy, gdy nie może wstać. Ma dziwne priorytety.

- Och... Czyli lubi czytać?

- To chyba jego główne hobby.

- A ty? Lubisz czytać?

- Nie jestem jakimś wielbicielem książek. Ale Flynn lubi o nich rozmawiać. Więc gdy zdobywa coś nowego i mi to poleca, to czytam. Mam coś do zbicia czasu a strasznie się cieszy, jak może z kimś rozmawiać o tych książkach. Nawet jeśli w sumie praktycznie nic nie mówię.

- Nie wiedziałem, że jesteście tak blisko.

- Nie jesteśmy blisko. Po prostu oboje nie mamy zbytnio towarzystwa.

- ... To w sumie tak jak ty i ja.

- Tak. Właściwie to tak.

- No dobra. Siadaj. Chcesz coś do picia?

- Daj coś ciepłego. Wieje strasznie.

- Zagotuję wodę. Mam dużo soku wieloowocowego.

- Świetnie. Mam ochotę na słodkie.

- Ym... Mogę mieć do ciebie prośbę?

- Zależy. A czego chcesz?

- Potrzebuję tylko, byś obciął mi nieco włosy. Tak, żeby były w miarę równo. Możesz to zrobić?

- Tak. Nie ma problemu. Aczkolwiek nie licz na wiele.

- Spokojnie. Tylko kilka centymetrów w prostej linii.

- Tyle chyba będę umieć.

Przygotowałem nam coś do picia, podałem przekąski i przyniosłem nożyczki i grzebień. Colla najpierw odpoczął po podróży, wypił swoją wodę z sokiem, przekąsił coś i dopiero wtedy wzięliśmy się za strzyżenie.

- Ładny grzebień.

Colla obracał go w rękach, przyglądając się detalom.

- Dostałem go od Flynna. Na urodziny.

- Hmm...

- Colla...

- Ta?

- ... W sumie nieważne.

- No co?

- Nic. Po prostu... Możemy już zacząć? Stresuję się.

To była głupia zmiana tematu, ale podziałała. Niepotrzebnie w ogóle zaczynałem. Po prostu tak sobie pomyślałem, że Colla jest strasznie miły dla Flynna. Więc może... Może go trochę lubi. Jednak wydaje mi się, że to nie to. Zresztą to nie moja sprawa. A nie każda sympatia musi być od razu miłosna.

- To ile mam obciąć?

- Tak z... Pięć centymetrów.

- Skąd mam wiedzieć ile to pięć centymetrów?

- Em... Po prostu obetnij tyle.

Pokazałem mu mniej więcej tyle, ile wydawało mi się, że to jest. Omega przyjrzał się odległości między moimi palcami i zastanowił się dość poważnie.

- Nie za mało?

- A po co więcej?

- No nie wiem. Myślałem, że chcesz jakiejś zmiany. Masz włosy do bioder. Może zetnijmy je, chociaż do połowy pleców?

- To nie będzie za dużo?

- Odrosną. I chociaż poczujesz różnicę.

- ... No dobra. Niech będzie. A... W sumie... Wiesz może...

- Ta?

- Jakie włosy podobają się Darenowi?

- ... Darenowi?

- Jakby... No... Znasz go dłużej niż ja.

- Rozmawiałem z nim kilka razy w roku.

- Ale przez kilka lat! No i masz kontakt z jego bratem.

- ... Cóż... Chyba... Chyba długie. Ale raczej nie za długie.

- Hmm... No dobrze. To obetnijmy je do połowy pleców.

- Bierzesz zdanie Darena pod uwagę?

- Nie.

- To po co pytasz?

- Jestem po prostu ciekawy.

- ... Daren nigdy nie okazał nikomu specjalnego zainteresowania.

- Jakoś mnie to nie dziwi.

- Jednak chodziły takie... plotki.

- Jakie?

- Że... Się z kimś spotykał.

- Miał kogoś?

- Tak oficjalnie to nie.

- Kogo?

- ... Nie wiem.

- ... Czegoś mi nie mówisz.

- Jakąś kobietę. Tyle ci wystarczy?

- ... Myślisz, że Daren może woleć kobiety?

- Szczerze?

- Tak.

- Tak myślę. On dość... Nie przepada za omegami. Mówi to otwarcie. Nie chciał mieć omegi. Jednak nadal jest samcem, więc muszą pociągać go samice. A skoro nie omegi to zostają samice bety.

- ... No tak. Więc... Miał kogoś.

- Ja nie wiem. Po prostu... Jest takie prawdopodobieństwo.

- Daren mówił, że jesteś wścibski, więc myślałem, że coś wiesz.

- Że co powiedział!?

- A nie jesteś wścibski?

- Nie! Ja tylko... Bo... On to wszystko źle zrozumiał.

- Co takiego?

- Bo... Po pożarze... Po prostu... Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Więc... No... Chciałem go trochę lepiej poznać.

- Kogo?

- Darena.

- ... Po co?

- Bo... Uratował mi życie. I nie miałem nikogo. Tak jakoś... Po prostu.

- Ale on jest strasznym gburem.

- Nie. Znaczy... Tak. Jednak... Potrafi być miły.

- Naprawdę? Teraz próbuje i jest to dla niego bardzo nienaturalne.

- Nie wiem, jak jest teraz. Jednak wtedy... To nie było takie proste. Zostałem sam. Straciłem matkę. Moi nowi opiekunowie nie byli zadowoleni z tego, że mają kolejną gębę do wyżywienia. A ja... Te poparzenia są dość... rozległe. Dość... Bardzo. Nie mam wsparcia rodziny. Nie mam pozycji. Nie mam urody. W sumie nic nie mam do zaoferowania. Wiedziałem to i zaakceptowałem to. Ale co innego, jak jesteś tego świadom a co innego, gdy ktoś ci to wytyka.

- ... Ktoś cię za to krytykował?

- Jestem tu uważany za dość bezużyteczną omegę. Jeśli samce cię nie chcą, to jaki jest twój sens istnienia? W końcu samica sama nic nie zdziała. Więc... Tak. Lubili mi o tym przypomnieć.

- Już tak nie jest?

- Nie... Daren kiedyś pobił kilku chłopaków, którzy mnie obrażali.

- Daren co?!

- Pobił ich. Nic nie powiedział. Po prostu chyba usłyszał, co mówią, bo pojawił się znikąd i w minutę trzej leżeli na ziemi. Powiedział tylko, że powinni zająć się sobą, bo są słabi. I sobie poszedł.

- ... Przepraszam. Nie wierzę w to.

- Nie musisz. Ja to pamiętam. Po tym już mi nie dokuczali. Przez jakiś czas. A gdy znów spróbowali... Powiedziałem im że są słabi. I że i tak bym ich nie zechciał, bo potrzebuję prawdziwego mężczyzny, a nie takiego co nie da rady trzy na jednego.

- Czemu to zrobił? Myślałem, że ma innych gdzieś.

- Cóż... Daren... Zazwyczaj ma. Jednak tak szczerze mówiąc... Sporo osób mu coś zawdzięcza. Głównie ci... Ci, którym inni nie pomogli. Ja. Flynn. Alma.

- Chwila... Mówiłeś, że nie ma kontaktów z Almą?

- Bo... Wiem tylko, że czasem jej coś da. A przynajmniej kiedyś tak robił. Bo... Ona jest wdową. Ma dwójkę dzieci i wychowuje je teraz sama.

- Rozumiem...

- To, co... Tniemy?

- Tnij.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top