Rozdział L - Linadel
[Myślę, że dam tu takie małe... Ostrzeżenie. Pierwsza połowa tego opowiadania to... No.. 👉🏻👌🏻. If you know what i mean. Jeśli nie jesteście zainteresowani Linadelem i Leą, to ważne fabularnie rzeczy dzieją się po jebaniu PiSu i konfederacji i Kukiza i Kai Godek. Więc możecie spokojnie pominąć pierwszą część jeśli wyrażacie pogląd hetero to zero czy coś. Miłego czytania^^]
16 sierpnia
Przesunąłem palcami po ciepłej, gładkiej skórze, podążając za jej krzywizną. Miałem wrażenie, że mógłbym odtworzyć je wszystkie z pamięci. Po chwili powtórzyłem ruch, tym razem jednak w górę. Lubiłem jak drobne i delikatne włoski łaskotały opuszki moich palców. Przesunąłem dłoń jeszcze wyżej aż do kolana, po czym powtórzyłem cały proces.
- Długo jeszcze będziesz tak robił?
- Dopóki mnie nie pogonisz.
Lea westchnęła z rezygnacją i kontynuowała swoją robótkę. Okazało się, że to jej ulubiona forma twórczości. Co prawda nie potrafiła jeszcze tworzyć wzorów, głównie przez problemy ze wzrokiem, ale proste rzeczy dziergała na wyczucie. Mam już trzy czapki. Noszę je na zmianę. Kiedy moja luba robiła coś pożytecznego, ja korzystałem z chwili wolnego, by nacieszyć się jej obecnością. A jako że narzekała, że przeszkadzam jej w pracy, to zwinąłem się gdzieś w dolnej części łóżka i podziwiałem jej zgrabne nóżki. Lea na początku lekko się speszyła, ale teraz nie przeszkadzało jej, że poświęcam tyle uwagi jej łydkom. Nic nie poradzę na to, że jest taka atrakcyjna.
- Jesteś dziś straszna przylepa.
- Mam cały dzień wolności. Po raz pierwszy od dość dawna. Po prostu cieszę się, że z tobą jestem.
- ... Znów mi słodzisz.
- Mówię prawdę. Każda chwila spędzona z moją wspaniałą żoną jest warta celebracji. Poza tym, czy nie jest miło?
- Muszę przyznać, że rzeczywiście jest dziś tak... Spokojnie. Sennie. To taki... Leniwy dzień.
- Od czasu do czasu miłe urozmaicenia.
- To prawda. Ostatnio dużo czasu spędzasz poza domem.
- Jest trochę pracy. Mama potrzebuje czasem pomocy przy Edei. Noach niedługo urodzi, więc organizujemy dla szczenięcia podstawowe rzeczy. Kołyskę na przykład. Poza tym próbujemy wybudować ten przeklęty młyn. Adrien był u ludzi, popracował trochę w młynie, przyniósł nawet jakieś projekty, ale i tak mamy problemy. Do tego ciężko ostatnio dogadać się z ludźmi. Wojna trochę utrudnia kontakty handlowe. Nie mówiąc już o tym, że inne stada są nieco zaniepokojone.
- Rozumiem. Ciężko pracujesz. Wiem o tym. Szkoda, że nie mogę ci pomóc.
- Pomagasz. Gdy wracam zmęczony, witasz mnie pięknym uśmiechem. I czymś dobrym do jedzenia. Ty też ciężko pracujesz. Nie myśl, że tego nie dostrzegam. Dbasz o to miejsce. O nasz dom.
- Ty pracujesz ciężej.
- Pracuję tak jak dam radę. Spokojnie Lea. Nie oczekujemy od niego więcej, niż jest w stanie zaoferować. Więc nie martw się.
- Wiem. Po prostu... Czasem mi cię szkoda, gdy tak wracasz padnięty.
- Gdy cię widzę, od razu odzyskuję chęci do życia. Chociaż przyznam, że częściej chciałbym spędzać czas tak jak teraz. Mimo że nie poświęcasz mi uwagi...
- Poświęcam.
- Nieprawda.
- Prawda.
- Tylko trochę. A to dla mnie za mało. Może muszę bardziej się postarać.
Delikatnie przejechałem palcem po podeszwie jej stopy, na co zareagowała już nieco bardziej żwawo. Ma łaskotki. Tak słodko się wzdrygnęła. Chyba zachowuję się teraz trochę jak szukający atencji nastolatek... Ale mam ochotę na trochę atencji. Ostatnio miałem sporo pracy. A wcześniej rozdzieliła nas podróż na północ. Nie miałem, kiedy nacieszyć się żoną. Złapałem więc jej stopę, tak by jej zbyt łatwo nie zabrała, po czym delikatnie ścisnąłem we właściwym miejscu.
- C-co ty robisz?
- Masaż.
Przez chwilę na przemian uciskałem delikatnie i gładziłem jej drobną stopę tylko po to by gdy straci czujność zaatakować. Mój dotyk był chyba dla niej dość przyjemny, biorąc pod uwagę jej ciekawe reakcje. Jednak miałem trochę inne plany. Gdy się tego nie spodziewała, ugryzłem ją w duży palec, na co zareagowała cichym piskiem. Urocze.
- Linadel!
Przynajmniej odsunęła robótkę. Miałem jej pełną uwagę. Choć zgrywała oburzoną. Nie pomyślała jednak o tym, by spróbować zabrać ode mnie nogę. Dlatego kontynuowałem. Ucałowałem jej palce, grzbiet stopy a później przesunąłem się wyżej i wyżej aż do kolana. Musiałem nieco podwinąć jej długą spódnicę.
- Linadel...
- Tak?
- Jest... Biały dzień.
Szczerze mówiąc, robiąc to wszystko, nie zmierzałem konkretnie do tego... Jednak nie był to w sumie zły pomysł.
- A co to zmienia?
- Bo... To tak... Nie wypada.
- Jeśli nie masz ochoty, przestanę. Wiesz o tym przecież.
Przesunąłem się wyżej i wsunąłem dłonie pod materiał spódnicy. Zadrżała, gdy dotknąłem wewnętrznej strony jej ud. Nie spieszyłem się z niczym. I tak przede wszystkim chciałem nacieszyć się możliwością dotyku. Dlatego przez chwilę jedynie rysowałem linie i wzory na jej ciele. Po jakimś czasie czułem delikatny i przyjemny zapach podniecenia. Lea jest oszczędna w słowach i nie lubi mówić o swoich fizycznych potrzebach. Byłem więc wdzięczny, że jako wilk mogę je po prostu wyczuć.
Już bez obaw o to, że zrobię coś, czego moja ukochana nie chce, przesunąłem jedną dłoń wyżej, chwyciłem za jej bieliznę i delikatnie ją zsunąłem. Jej oddech stał się bardziej nierówny, a policzki zarumieniły się uroczo. Musiałem zająć się nią w całości. Przesunąłem się więc tak, by leżeć obok niej, po czym rozwiązałem wstążkę w gorsecie, by dać jej klatce piersiowej więcej swobody. By mogła oddychać pełną piersią.
Przysunąłem ją bliżej siebie i ucałowałem ją najpierw w żuchwę a później w pełne i słodkie usta. Całowałem ją długo i powoli by jej ciało się rozluźniło i odpowiednio zareagowało. Muskałem delikatnie jej szyję, a przy okazji bardziej poluzowałem gorset i rozpiąłem kilka pierwszych guzików kremowej bluzeczki, którą dziś założyła. Gdy przyjemny zapach się wzmocnił, przesunąłem rękę niżej i wysunąłem pod materiał spódnicy. Westchnęła cicho, gdy ponownie poczuła tam moją dłoń, co jeszcze bardziej pobudziło mojego wilka. Uwielbiałem jej słodki zapach. Uwielbiałem sprawiać jej przyjemność. Uwielbiam moją żonę.
Delikatnie wsunąłem dłoń między jej uda i poczułem wilgoć. Znałem jej ciało. Spędziłem wiele czasu, badając jego sekrety. Wszystko po to, by móc uszczęśliwić moją wybrankę. Ostrożnie palcami odnalazłem właściwe miejsce nieco wyżej. Zacząłem delikatnie by pozwolić jej na dostosowanie się do sytuacji. Aby w pełni się rozluźniła i przywykła do dotyku. Jednocześnie dalej składałem delikatnie pocałunki na jej ustach, a gdy uznałem, że to dobra chwila zacząłem wykonywać nieco pewniejsze ruchy. Nadal jednak delikatnie by nie sprawić jej bólu. Wiedziałem, że to czułe miejsce i liczy się precyzja, a nie siła.
Obserwowałem jej reakcje. Nawet te drobne. Nie było pośpiechu. Gdy jej ciało się napięło, wiedziałem, że jestem na dobrej drodze. Postarałem się, by moje ruchy były nieco szybsze. Gdy jęknęła w moje usta, miałem przez chwilę wrażenie, że stracę resztki zdrowego rozsądku. Opanowałem się jednak. Teraz liczyła się jej potrzeby, a nie moje. Cierpliwe czekałem. W końcu zaczęła się poruszać, wyginać lekko i zapierać nogami co prawie wybiło mnie z rytmu. Nie mogłem jednak przerwać, gdy wiedziałem, że była blisko.
Dopiero gdy z jej ust wyrwał się głośny jęk, nieco zwolniłem, by przedłużyć to doświadczenie. Lea skryła twarz w mojej piersi, by stłumić nieco swój głos. Słyszałem jednak wszytko doskonale. Dreszcz wstrząsnął jej ciałem, a głos uwiązł w gardle.
Potrafiłem już stwierdzić, kiedy najlepiej przestać. Pozwoliłem jej powoli dojść siebie. Moja Lea drżała lekko, wtulona we mnie mocno. Pogładziłem ją po plecach. Ucałowałem w głowę. Pachnie tak ładnie... Jej oddech wrócił już prawie do normy. Ale wciąż była zawstydzona. Jesteśmy już ze sobą tak długo, a ona dalej się wstydzi. Zwłaszcza gdy czuje się dobrze. Chyba po prostu nie da się w rok pozbyć tego, co wpajano jej od dziecka. Że powinna się wstydzić swojej przyjemności.
- Hej... Jak się czujesz?
- ... Znów robisz dziwne rzeczy.
- Co dziwnego w tym, że sprawiam przyjemność swojej żonie?
- Bo... To tak... Nieobyczajnie.
Powstrzymałem się przed śmiechem. Nie chciałem sprawić jej przykrości. To stwierdzenie było jednak moim zadaniem dość zabawne. Kiedyś zapomni o tym, co jej mówiono. Będzie mogła być w pełni sobą.
- Powinniśmy zrobić to teraz obyczajnie?
Przez chwilę panowała cisza, którą przerywały tylko nasze oddechy. I bicie jej serca. Słyszałem je. Było głośne.
- ... Jeśli chcesz...
- Bardzo chcę.
***** *** * ************ * ****** * **** *****
Gładziłem moją żonę po plecach. To był już odruch. Jej głową spoczywała na mojej piersi, nie dostrzegłem więc jej twarzy. Chyba nie spała. Jej oddech nie był aż tak równy. Możliwe, że po prostu nie miała sił lub ochoty, by cokolwiek zrobić. A może po prostu było jej tak wygodnie. Rozpaliłem mały ogień w kominku, w domu było więc przyjemnie ciepło. W innych okolicznościach bym tego nie robił. Wciąż było dość ciepło. Jesień dopiero się zbliżała. Jednak moja żona była kompletnie naga, więc istniała możliwość, że zmarznie. Było już bowiem dość późno, a pogoda dziś nie zachwycała.
Pomyślałem sobie, że jestem szczęśliwy. Na tym etapie mojego życia mogę stwierdzić, że tak. Jestem szczęśliwy. Nie potrzebuję niczego więcej. Mam już wszystko. Teraz muszę tylko o to dbać. O mój dom. O moją ukochaną. O moją rodzinę. O moje stado. Gdyby tylko Eris tu był. On jedyny obecnie przysparza mi zmartwień. Gdy go odwiedziliśmy, wydawał się w dobrym stanie. Chyba nawet trochę bardziej się zaokrąglił na buzi... Ale... Zostawialiśmy go tam. I nie wiem jak się teraz ma. To zaprząta mi myśli.
Lea nagle poruszyła się, po czym usiadła. Jej piękne, ciemne włosy były w wyjątkowym nieładzie. Dopiero po chwili jakby sobie o tym przypominając, złapała za kołdrę i osłoniła klatkę piersiową. Uważam, że to urocze. Ta jej słodka pruderyjność.
- Coś się stało?
- Nie... Po prostu... Jaki mamy czas?
- Już się chyba ściemnia.
- Och... Naprawdę roztrwoniliśmy cały dzień.
- Moim zdaniem spędziliśmy go bardzo owocnie.
- Jesteś... Ja... Myślałam, że będziesz bardziej powściągliwy. Taki się wydawałeś.
- Zawsze byłem powściągliwy. Przy tobie po prostu nie mogę. Próbuję. Jednak za bardzo cię kocham.
Lea spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie. Czasem nie wierzę, że ona tu naprawdę jest. To po prostu... Zbyt piękne.
- Ja ciebie też. Dlatego... Tylko dlatego się zgadzam na takie rzeczy. I tylko dlatego... Lubię je.
- W takim razie chyba jesteśmy dobrze dobrani.
- Ani razu w to nie zwątpiłam.
- Nie chcę cię tu jutro zostawiać. Chcę spędzić cały kolejny dzień z tobą.
- Myślę, że wszyscy będą na mnie źli, jeśli zatrzymam cię dla siebie.
- Poradzą sobie.
- Jesteś pewien?
- ... Większość pewnie tak... No dobrze. Masz rację.
Lea zaśmiała się lekko. Ma taki ładny śmiech.
- A tak w sumie to, co cię czeka w najbliższym czasie?
- Głównie młyn. Chcemy zrobić podstawy przed pełnią. Bo wtedy będziemy... Cóż... W większości niedysponowani. A nie chcemy, by pogoda zniszczyła to, co do tej pory udało nam się zrobić. Dlatego czeka nas dość ciężki tydzień.
- Został już tylko tydzień do pełni?
- Tak.
- Jak ten czas szybko płynie... Minął już prawie kolejny miesiąc.
- Rzeczywiście. Niedługo jesień. Później zima... I minie rok odkąd tu jesteś.
- Jesteśmy małżeństwem już prawie półtora roku.
- Naprawdę?
- Yhym... Oczywiście mówię o naszym pierwszym ślubie.
- Och... Tak. Rzeczywiście. Niesamowite.
Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że minęło już tyle czasu. Mam wrażenie, że zaledwie kilka miesięcy temu widziałem ją w tej ślicznej sukni... Której nie chce założyć, bo mówi, że to suknia ślubna, a nie na codzienny użytek. Za tydzień minie kolejna pełnia. Kolejny cykl spędzony z nią. Nasze życie jest teraz takie proste. Może to ta rutyna sprawia, że czas toczy się tak szybko. Wszystko jest teraz takie niezmienne. Za tydzień kolejna pełnia i kolejne noce spędzone z ukochaną. To miłe, że Lea znosi moją nadpobudliwość w te dni.
Zatrzymałem na chwilę mój potok myśli. Miałem bowiem wrażenie, że coś jest nie tak. Kolejna pełnia. Kolejny zakończony cykl. Taki jak w tamtym miesiącu. I w poprzednim. Zawsze jest tak samo. W tym miesiącu nie było tak samo.
Usiadłem i zacząłem myśleć. Chyba się nie pomyliłem. Starałem się pamiętać. Jestem pewien, że się nie pomyliłem.
- Linadel... Coś się stało?
Spojrzałem na Lee, która wpatrywała się we mnie z zainteresowaniem, mimo że nie mogła dostrzec zbyt wiele. Nie mylę się. Więc... Chyba powinienem zapytać. To w końcu ważne.
- Lea... Nie krwawiłaś w tym miesiącu?
- Ja... Jeszcze nie.
- Powinnaś.
- ... Ja... Chyba... Tak. Rzeczywiście. Ja... Zapomniałam o tym.
- Zazwyczaj w tym czasie kończysz już krwawić.
- Chyba tak.
- ... Czy... Czy to znaczy, że...
Nie dokończyłem pytania. Na twarzy Lei pojawił się wyraz zrozumienia. Chyba odruchowo dotknęła dłonią brzucha. To nie było pewne. Jednak... Bardzo prawdopodobne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top