Rozdział CXXVII - Daren
14 marca
Rozmowa z ojcem była dość męcząca. Chociaż nie jest to nic nowego. Każda interakcja z nim mnie męczy. Jednak odkąd po raz pierwszy udaliśmy się na południe, wydaje się jeszcze bardziej męczący. Dlatego, gdy dowiedziałem się, że chce ze mną mówić, mój podły nastrój jeszcze się pogorszył. Starałem się jednak zachować spokój. Raul ma rację. Kłótnie teraz nie zadziałają na naszą korzyść. Poza tym byłem w stanie jako tako się przygotować na tę wizytę.
Tak jak myślałem, chciał ze mną porozmawiać o ceremonii mojej i Erisa. To oczywiste, że im bliżej do osiemnastych urodzin omegi ojciec będzie częściej poruszał ten temat. Tym razem jednak zostałem poważnie rozdrażniony. Najwyraźniej odwiedziny Rikke sprawiły, że zaczął rozważać inne opcje. Tymczasem innych opcji nie było. Nie chciałem słuchać jego rozważań, z kim jeszcze mógłbym potencjalnie się związać. Jednak postanowiłem posłuchać rady młodszego brata i pozwoliłem ojcu się wygadać. A gdy skończył, utwierdziłem go w przekonaniu, że już za późno na jakiekolwiek zmiany planów.
Być może nieco nagiąłem prawdę. Omega się nie obrazi. To nie tak, że skłamałem o jego braku cnotliwości. Zasugerowałem jednak, że to przeze mnie Eris będzie miał trudności ze znalezieniem innego partnera. Nie była to szokująca nowina. Podejrzewam, że większość tutejszych myśli, że wykorzystuję obecność samicy w moim domu.
W każdym razie mój ojciec wierzy, że już niedługo ja i Eris oficjalnie będziemy razem. Wszystko na to wskazuje. Nawet ja zaczynam w to wierzyć. Eris twierdzi, że nie zamierza wracać na południe. Wydaje się pewny tej decyzji. Może zmieni zdanie może nie. W każdym razie na pewno nie zamierzam brać sobie nikogo innego. Należało to powiedzieć jasno i wyraźnie. Mój ojciec miewa głupie pomysły i bywa też uparty. To niebezpieczne połączenie. Dlatego stanowczo uciąłem tę bezcelową dyskusję. Nadal jednak byłem nieco podirytowany tym durnym gadaniem. Chciałem więc zapomnieć o tej rozmowie i wrócić do domu.
Przedzierałem się przez śnieg przez trzy godziny, aby przeprowadzić tę bezsensowną dyskusję. Dużo zmarnowanego czasu. Mógłbym robić coś ciekawszego. W domu. Eris dziś nie pracuje. Przez to, że ojciec miał jakąś durną zachciankę siedzi w domu sam. Poradzi sobie. Jednak pewnie byłoby mu raźniej, gdyby nie był sam. Podobno nie lubi, gdy nikogo nie ma wokół. Nie rozumiem tego. Ale mu wierzę. Więc lepiej by nie był sam. Znów pójdzie do lasu się utopić albo zrobi coś jeszcze głupszego.
Zamierzałem więc od razu wrócić do domu. Spędziłbym resztę dnia w spokoju. To dziwne, ale omega nie sprawia już, że czuję się rozdrażniony. Jest wręcz przeciwnie. Czuję spokój, gdy jest w pobliżu mnie. Nawet jeśli zakłóca mój spokój, przerywa ciszę lub czegoś ode mnie chce. To mnie już nie irytuje. Jest takie... Jakby naturalne. Dlatego nie czułem się źle, myśląc o powrocie do domu. Wręcz przeciwnie. Chcę upewnić się, że omega jest bezpieczny. I że niczego mu nie brakuje.
Jak zawsze nic nie poszło po mojej myśli. Usłyszałem, że ktoś zmierza w moją stronę. Liczyłem na to, że ta osoba mnie minie. Myliłem się. Usłyszałem kobiecy głos. Znajomy. Miałem nadzieję, że nie będzie źródłem kłopotów.
- Dokąd tak prędko zmierzasz?
- Do domu.
- A więc nie powinno ci być śpieszno. Witaj Darenie. Dawno się nie widzieliśmy.
Kobieta zastąpiła mi drogę i uśmiechnęła się szeroko. Musiałem się zatrzymać. Choć mogłem ją zdeptać. Myślę jednak, że to byłby problem dla jej rodziny. A także dla mojej. A mam teraz dość mojej rodziny. Nie chcę kolejnej dyskusji.
- Witaj Rikke.
- Właśnie zmierzam do twojej matki. Może do mnie dołączysz?
- Nie. Właśnie wracam z rozmowy z ojcem. Widziałem już dziś moją rodzinę. Tyle mi wystarczy.
- Och... Dawno nie rozmawiałam z Agnes. A tak dobrze się dogadujemy. Prawie jak matka i córka.
- Z Agnes? Fascynujące.
- Może wpadniesz do Domu Spotkań? Moja rodzina zje tam dziś obiad. Z chęcią się z tobą zobaczą. A i ja chciałbym trochę z tobą porozmawiać. Dawno się nie widzieliśmy.
Rikke zawsze była dość natrętną. Jednak teraz widzę to wyraźniej. Nie zachowuje się gorzej niż zazwyczaj. Zawsze taka była. Teraz jednak jakby bardziej mnie to drażniło. Chcę bowiem wrócić do domu, a ona mi w tym przeszkadza. Powiedziałem Erisowi, że wrócę przed obiadem. Pewnie coś ugotuje i będzie na mnie czekał. Nie zje beze mnie, więc będzie siedział głodny. To głupia omega. Powinien jeść. Ale... Ostatnio jemy wspólnie. Więc muszę dotrzeć do domu o odpowiedniej porze, by nie czekał zbyt długo. Ciekawe co ugotuje. Mówił coś o baraninie. Ostatnio wyszła mu dość dobrze. Ciekawe czy tym razem coś zmieni w przepisie. Zauważyłem, że lubi wprowadzać dość... specyficzne poprawki. Przynajmniej od dawna nic nie łamało mi zębów.
- Daren?
- Hm?
- Więc... Co na to powiesz?
- Na co?
- ... Czy... Spotkasz się ze mną w Domu Spotkań? I z moją rodziną oczywiście.
- Nie.
- Ym... Czas ci nie odpowiada? Możemy się dostosować.
- Omega czeka na mnie z obiadem. Muszę wracać.
- Myślę, że się nie pogniewa, jak zjesz tutaj. Jesteś zapracowany. Na pewno nie masz czasu, by przemierzać taką drogę tylko po to, by jeść obiad w domu.
- Mam czas. Mam go mnóstwo. Tymczasem Eris poświęca dużo swojego czasu na gotowanie. Nie będę marnować jego pracy, jedząc tutaj. Zwłaszcza że gotuje przede wszystkim ze względu na mnie.
- Och... Cóż... Rozumiem. Więc... Ty i on to już oficjalne? Mam się spodziewać zaproszenia na waszą ceremonię?
- Do tego jeszcze trochę czasu. Ale tak. Eris mieszka ze mną już prawie rok. To dość oczywiste, że nie zmierzamy rezygnować z tego układu. Trochę już na to za późno. Poza tym... Dogaduję się z nim.
- Dogadujesz?
- To zaskakujące. Ale tak. Przyzwyczaiłem się do niego.
- Rozumiem... Więc... Mam nadzieję, że się wam ułoży.
- Ja też.
Kobieta przyglądała mi się. Zawsze to robiła. Wiem, że zależało jej na tym, by zostać moją partnerką. Swego czasu nawet to rozważałem. Nie dlatego że ją lubiłem. Nie dlatego że była atrakcyjna. Choć wielu twierdzi, że jest. Najwyraźniej obiektywnie była ładną osobą. Jednak... Jest mi to obojętne. Poza tym jakbym miał wybierać... Ciemne włosy są chyba ciekawsze. Eris ma długie i takie... błyszczące. Słońce się w nich odbija. Ciekawe czy dziś coś z nimi zrobił. Czasem są rozpuszczone. A czasem jakoś je układa. Siedzi przed swoim stolikiem i robi warkocze i inne takie. Włosy Erisa zdecydowanie bardziej zwracają moją uwagę. Ale to mój omega. A Rikke jest nikim. Nie powinna interesować się moim życiem. Nie powinna interesować się Erisem. Zwłaszcza że... Wiem, jakie potrafią być samice. Alma się nie krępowała. Mówiła, jak wygląda ich świat. Mimo że nie pytałem.
- Właściwie to... Rikke skoro już tu jesteś, chciałbym ci coś powiedzieć.
- Naprawdę? W takim razie słucham.
Omega ponownie się do mnie uśmiechnęła. Wiem, że to nie jest szczery uśmiech. Jest wyćwiczony. Wiem, jak wygląda szczery uśmiech. Nauczyłem się. W końcu żyję z kimś, kto dość wyraziście okazuje emocje.
- Eris wspominał, że cię spotkał. Tylko tyle. Że przybyłaś do Domu Spotkań wraz z rodziną. Mam jednak wrażenie, że mógł usłyszeć od ciebie coś jeszcze poza powitaniem.
- Słucham?
- Słuchaj. Uważnie. Jeśli dowiem się, że z twoich ust padło coś, co znieważa moją omegę, prawo gościnności nie będzie mnie powstrzymywać.
Uśmiech zamarł na jej ustach. Wiedziałem już też, że się nie mylę. Eris nie wspominał nic o tym, by Rikke w jakiś sposób go znieważyła. Jednak podejrzewałem, że mogło tak być. A panika w jej oczach wskazywała na to, że zrobiła coś, czego nie powinna.
- Ja nic takiego nie... Ja nigdy bym nie odważyła się zrobić czegoś takiego. To przecież twoja omega. To jakbym znieważała ciebie.
- Mam taką nadzieję. Nie chcę bowiem używać siły na kimś tak słabym i marnym jak ty.
- Ja... Nie zrobię czegoś takiego. Nigdy. Przecież wiesz, że nie jestem taką osobą.
- Doprawdy?
- Oczywiście.
- To dobrze. Miłego spotkania z tą żmiją.
Zostawiłem kobitę nieco zszokowaną. Zazwyczaj ją ignorowałem, zbywałem lub udawałem, że słucham. Wszystko by zgrywać pozory. Tego oczekiwała moja rodzina. Nigdy jednak jej specjalnie nie lubiłem. Wydawała się po prostu mniej denerwująca, ze względu na to, jak postrzega swoją rolę jako omega.
Gdy ojciec tłumaczył, dlaczego muszę znaleźć partnera, wydawało mi się, że taka osoba jak ona będzie najlepiej pasować na to stanowisko. Wydawała się uległa, cicha i znająca swoje miejsce. Nie szukałem nigdy partnera. Potrzebowałem kogoś, kto zrobi to, czego chce ojciec. Kogoś, kto przy tym będzie jak najmniej ingerował w moje życie. Kogoś, kto zajmie się domem, urodzi jednego szczeniaka i nie będzie się do mnie odzywać ani zbliżać przez większość czasu. Ta kobieta wydawała się odpowiednia na to stanowisko. W końcu sama chce tylko kogoś, kto ją utrzyma, da dość wygodne życie i pozycję w stadzie, a więc liczne przywileje i szacunek. Rikke myśli o tym tak samo praktycznie, jak ja. Dlatego wydawała się odpowiednią. Była po prostu znośna. To nie tak, że zamierzałem budować z nią więź. Chciałem kogoś, kto będzie żył obok mnie, a nie ze mną.
Jednak... Nie chcę już tego, czego chciałem kiedyś. Coś się zmieniło. Nie spodziewałem się tego. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek coś się we mnie zmieni. W końcu jestem synem mojego ojca. Prawdopodobnie jestem taki jak on. A jednak jest inaczej. Czuję to. Teraz myślę przede wszystkim o tym, by być z nim. Mój wilk go chce. I ja... Przywykłem do niego. Chyba nawet... Lubię, gdy jest w pobliżu. Co jest dość... Nietypowe. Nie spodziewałem się, że tak będzie. To jest zdecydowanie dość szokujące. Przywiązałem się do niego. Więź jest silna. Ale i... To, jaki jest, zaczęło mnie jakby ciekawić. Przestał być taki irytujący. Przestał mnie denerwować. Chociaż... Wciąż jest trochę irytujący. Jednak to inny rodzaj irytacji. Taki... Nie do końca irytujący.
Ostatnio zaczął zadawać dziwne pytania. Takie, na które nie potrafię do końca odpowiedzieć. W końcu to nie tak miało być. Miałem żyć samotnie w moim lesie. Tymczasem teraz myśl o tym, że nie będzie go w pobliżu, sprawia, że czuję się... Źle. Nie chcę tego. Nie potrafiłbym chyba znów siedzieć całymi dniami w kompletnej ciszy. Jak miałbym nie słyszeć co chwilę jakichś oczywistości. Siedziałabym sam. Nikt nie powiedziałaby w środku ulewy, że pada. Nikt nie stwierdziłby, że zimą jest zimno. Nikt nie powiedziałaby mi, że parującą zupa jest gorąca lub że woda z miodem może być słodka. Nikt nie będzie co jakiś czas zadawał mi bezsensownych pytań tylko po to, by o czymś gadać. Nawet gdy nie ma to żadnego celu.
Przez ostatnie miesiące z moich ust wyszło więcej słów niż przez ostatnie lata. Nadal jednak... Jestem sobą. To, że przyzwyczaiłem się do omegi, nie znaczy, że on przywyknie do mnie. Nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki potrafię być. Jakby to ignorował. A mogę go skrzywdzić. Wiem, że kiedyś to zrobię. Znów sprawię, że będzie płakał. Bo do pewnego stopnia jestem taki jak mój ojciec. Jestem samolubny. Nie potrafię się kontrolować. Nie potrafię się zaangażować. Bo dlaczego miałbym to robić? Wiem, jak to się skończy.
Eris mnie znienawidzi. Ja też siebie znienawidzę. Tak będzie. Prędzej czy później. Ale... Nie mogę go od siebie odciąć. Nie mogę go zostawić. Nie mogę go wygnać. Bo już na to za późno. Więź jest za silna. I... Chyba nie jestem w stanie cieszyć się samotnością tak jak kiedyś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top